4. Co dalej?
– Wes? Czemu jeszcze nie śpisz? – Jim stanął w drzwiach. – Jest w pół do pierwszej. Wiem, że masz wakacje, ale wzrok sobie popsujesz. Wszystko w porządku?
– Tak – skłamałem nie patrząc na niego. – Jakby co, to wiem. Dobranoc, tato.
– Dobranoc, synu.
Gdy tylko za Jimem zamknęły się drzwi oparłem czoło o złączone dłonie i jęknąłem. Zapominałem o siniaku, który wykwitł mi pod grzywką.
Chciałem mu powiedzieć. Ale, jeśli miałem rację, ta wiedza mogłaby go skłócić z mamą. Jest dobrym ojcem. Surowym, gdy chodzi o naukę, ale dobrym. Zresztą, jak by zareagował na wiadomość, że jego pasierb jest synem greckiego boga? No i co powinienem teraz zrobić? Powiedzieć wszystkim, że wiem? Stawić czoła Herze, jak przystało na prawdziwego herosa? Z moją pogłębiającą się dysleksją i nadpobudliwością? Wyśmiałaby mnie na całego.
Kompletnie nie wiedziałem, co robić dalej. Jeśli mama chciała, żebym miał za ojca boga greckiego, mogła chociaż jakiegoś mniej ważnego wybrać. Kogoś z pomniejszych bóstw. A nie mi tu od razu odwaliła Zeusa.
Musiałem się z tym oswoić. A nic tak nie poprawia humoru jak sen. Wyłączyłem komputer i położyłem się do łóżka. Ale sen nie chciał przyjść, Przewracałem się z boku na bok. I nic. Wskazówki na zegarze powoli się przesuwały. Najpierw minutowa a za nią podążała godzinowa. Czas nie był moim sprzymierzeńcem. Dział na moją niekorzyść. Niebo jednak wydawało się być po mojej stronie. Nie zalśniła ani jedna gwiazda. W całkowitej ciemności łatwiej było mi uwierzyć we wszystko, co się wydarzyło. Wydawało się to bardziej prawdopodobne. Jednak czułem się zmęczony tym wszystkim. Na przemian leżałem w całkowitej ciszy, a to znów włączałem muzykę na telefonie. Ponownie spojrzałem na zegar. Czwarta nad ranem. Czwarta dwadzieścia. Czwarta trzydzieści. Za kwadrans piąta. Piąta pięć. Dziesięć po piątej. W pół do szóstej. Piąta pięćdziesiąt. Niebo z ciemnogranatowej barwy poprzez jaśniejsze odcienie niebieskiego przeszło w biały. Szósta dziesięć.
Czternasta dwadzieścia pięć.
Trzydzieści nie odebranych połączeń. Szesnaście nieodczytanych wiadomości. Całą noc nie spałem. Zasnąłem dopiero nad ranem. A mimo to czułem się senny i obolały. Nie mogłem jednak od tak sobie zostawić tego, co wiem. Hera chciała mnie wykończyć. Więc musiałem się dowiedzieć, o co jej chodzi.
Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Zimny prysznic bez litości zmył ze mnie resztki snu. Rozbudziłem się zupełnie, mimo, że przed chwilą czułem się inaczej. Odechciało mi się wracać do łóżka pod ciepłą kołdrę. Rodziców nie będzie dzisiaj do siedemnastej. A więc mogłem spokojnie przemyśleć całą sprawę. Jeśli Hera miała zamiar mnie wyeliminować, to chcę wiedzieć czemu. Sam siebie nie poznawałem. Wszystkie moje poglądy zmieniły się w jednej sekundzie. Prawdopodobnie dlatego, że chciałem zapewnić bezpieczeństwo mojej bliskiej rodzinie. Ale za mało wiedziałem o świecie Zeusa i Hery. Do tego potrzebni mi byli Whitney i Kevin. Gdy już wyszedłem spod prysznica, napisałem krótkiego smsa do przyjaciół. Następnie odpisałem mamie i Jimowi. Do Jamesa zadzwonię później.
Czekając udałem się do kuchni. Ogromnie chciało mi się jeść. Przygotowałem sobie stertę kanapek ze wszystkim, co był w lodówce. Zrobiłem dwie herbaty. Zasiadłem przed telewizorem w salonie. Niespodziewanie moje podejście do życia i całego świata zmieniła się. Ale czemu? Nie wiem. I chyba nigdy się tego nie dowiem. Zbyt nagle dużo spraw uległo zmianie. Nie nawykłem do zmian szybkich i gwałtownych. Wczoraj byłem prawie w rozpaczy. Dziś chciałem działać, choć tyle rzeczy było mi obcych. Chciałem sprawdzić, która godzina. Ale mój wzrok zatrzymał się na zdjęciu zrobionym kilka lat temu. Ja, mama i Jim. Znów powrócił paniczny strach przed zmianami. Co ja sobie wyobrażałem, chcąc zmierzyć się z Herą? Z królową bogów greckich? Pogoda reagowała na moje nastroje, ale Hera i tak była silniejsza. Moje rozważania przerwało pojawienie się Kevina i Whitney.
– Stary, coś cienko wyglądasz – Kevin spojrzał zatroskany na mnie, a potem na kanapki. – W życiu byś tyle nie zjadł. Może jesteś chory? Dobrze się czujesz?
– Tak – otrząsnąłem się. – Zeus. Mam rację?
Kevin i Whitney wytrzeszczyli oczy. Spodziewałem się zaskoczenia z ich strony, ale nie aż takiego. Z wrażenia oboje usiedli tam, gdzie stali. Kevin na stole, Whitney na poręczy fotela. Pierwszy doszedł do siebie Kevin.
– Agnes ci powiedziała? A zarzekała się, że tego nie zrobi. Specjalnie wróciła z Ameryki od Europy, żebyś był bezpieczny. Żeby cię nie dopadła, nie znalazła. Znów jakiegoś ptaka stymfilijskiego na ciebie nasłała?
– Co? – dopiero po chwili dotarło do mnie, że ptak stymfilijski, to to samo zwierzę, które zaatakowało mnie w dniu powrotu do domu. – I wiem to nie od mamy. To była jakaś kobieta. Najpierw nieziemsko piękna, potem szkaradna. Powiedziała „przeklęta Tyche” i zniknęła. Resztę sam się domyśliłem wspierając się Internetem.
– Lamia? – niedowierzała Whitney. – Jak, u licha, udało ci się przeżyć spotkanie z Lamią? Tylko Herkulesowi się… Herkules! – zerwała się z miejsca. – Hera nasłała na ciebie dwa potwory z dwunastu prac Herkulesa, które musiał odpokutować za zamordowanie rodziny. Kevina nie było przy tobie. Jak, Wes? Nie rozumiem.
Opowiedziałem im wszystko ze szczegółami. Byli mi potrzebni. Mimo lęku. Mimo strachu. Musiałem skończyć to, co zacząłem. Cena, jaką muszę zapłacić będzie wysoka. Ale bezpieczeństwo mamy i Jima jest ważniejsze. Nie mam pojęcia jak sobie poradzę. Prawdopodobnie zrobiłem się blady ze strachu.
– Stary – Kevin miał problem z przyswojeniem sobie tego, co chciałem zrobić. – Ty naprawdę masz zamiar doprowadzić do konfrontacji z Herą? Pogrzało cię. Nawet nie wiesz gdzie jest Olimp.
– Zaraz! – Whitney klepnęła się w czoło. – Jeśli chcesz zdążyć, Wes, to pakujcie się i za pół godziny widzimy się u Hugo.
– Kogo?
– U Willcoxa – Kevin podniósł się ze stołu.
Po chwili zostałem w salonie sam z włączonym telewizorem, kanapkami i wystygłą herbatą. Minutę później dotarło do mnie, że nie wiem, na co się porywam. Nawet jeśli uda mi się jakoś na Olimp trafić, to co dalej? Mimo wszystko poszedłem się spakować. Zabrało mi to raptem kwadrans. Wziąłem tylko najpotrzebniejsze rzeczy i zmieściłem się w jeden plecak. Zostawiłem mamie i Jimowi list, że jedziemy z Kevinem i Whitney na wycieczkę po Anglii na dwa tygodnie. Tyle czasu powinno mi starczyć. Jeśli nie, to nie wiem, co zrobię.
Wyszedłem na dwór staranie zamykając dom. Wakacje zmieniły się w jakiś groteskowy sen. Zarzuciłem plecak na ramię i ruszyłem do pana Willcoxa. Była godzina wpół do czwartej. Większość moich sąsiadów wracała do domów. Moi rówieśnicy szli gdzieś grupami. Nie przejmowali się niczym. Byli beztroscy i rozleniwieni. Zazdrościłem im tego. Na własne życzenie pozbawiłem się tego. Gdyby Hera nie chciała mnie wykończyć w życiu nie szukałbym Olimpu. Zeusa i całej reszty.
A więc wiesz.
Zatrzymałem się. Krzyżówka gdzieś była w pobliżu. Nie widziałem jej, ale usłyszałem jej myśli. Widocznie mogła stawać się niewidzialna.
Wiem i wcale nie jest mi z tym lekko. Zakładam, że wiesz, dokąd się udaję. I tak jakby to twoja wina. Trzeba było mnie zostawić w spokoju.
Wtedy już by cię nie było, warknęła cicho Krzyżówka. Lamia pożarłaby cię. Może nawet ze smakiem. Kto to wie.
Bardzo mi pomagasz wiesz? Zakładam, że Hera wysłała i ciebie, żebyś mnie wyeliminowała?
Nie. Jak na syna Zeusa jesteś za mało rozgarnięty? Myślisz, że on zostawiłby cię bez żadnej ochrony? Otaczają cię woda i szczęście. Po ataku ptaków stymfilijskich Zeus uznał, że to za mało. Hera jest wściekła, że on tak cię chroni. Nigdy cię nie widział. Ale nie pozostawił cię własnemu losowi. Zwłaszcza, że jego porywcza małżonka wzięła cię na celownik. Bogowie greccy nie są szczególnie troskliwymi rodzicami, ale dbają o swoje ziemskie potomstwo.
A guzik prawda.
Jednak chimera mnie nie usłyszała. Znikła tak samo szybko jak się pojawiła. W głowie mi się nie chciało mieścić, że Zeus mimo wszystko nade mną czuwa. W sumie po co? Nie jestem aż tak interesujący.
Przed domem pana Willcoxa stał ciemnozielony ford mustang z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego. Miał otwarty bagażnik, a Whitney coś do niego pakowała. Z domu właśnie wychodził pan Willcox z nie dużą torbą.
– Witaj, Wes – powiedział przyjaźnie. – Nie martw się o Agnes i Jima. Zajmę się nimi. Hera nie będzie miała okazji ich zaatakować. Przykro mi, że się dowiedziałeś. I to nie od Agnes, ale z Internetu.
– Mi też – tylko tyle byłem wstanie wykrztusić z siebie. Nigdy nie chciałem być podróżnikiem. Bohaterem. Jak widać okazało się odwrotnie. Czemu nie mogłem być jak postacie z książek i filmów. Podjąć walkę. A ja za nic podjąć jej nie chciałem. Miałem stracha. I to wielkiego.
– Gotowi? – Whitney wzięła ode mnie plecak i wrzuciła do bagażnika, tak samo jak torbę od pana Willcoxa. – Ruszajmy zanim Agnes i Jim wrócą. Wes siadasz do tyłu.
– A ja prowadzę – Kevin wyszedł z domu pana Willcoxa. Zdążył się przebrać. W nowym stroju wyglądał na starszego niż siedemnaście lat. Usadowił się za kierownicą.
Obejrzałem się po okolicy jakbym nie miał już tu nigdy wrócić. Cały mój świat rozsypał się jak domek z kart. Dwadzieścia cztery godziny temu moim ojcem według prawa był Jim. Teraz pierwszeństwo ma Zeus. Moja przyszłość nagle zrobiła się dla mnie niejasna.
– Dzieciaki – Pan Willcox gestem nakazał nam podejść do siebie. Kevin wysiadł z samochodu. – Czeka was długa i niebezpieczna podróż. Nie ufajcie nikomu. Tylko sobie. Jesteście rodziną. Whitney, załatwiłaś sprawy z ojcem? – Bradford skinęła głową. – Dobrze. Rodzice Kevina wiedzą. Najgorzej będzie z twoimi, Wes. Ale jakoś to załatwię. Kevin nie odstępuj ich na krok. Najwięcej zależy od ciebie. Uważajcie na siebie.
– Dobrze Hugo.
Pan Willcox uściskał nas wszystkich po kolei, w tym Kevina najmocniej. Wgramoliliśmy się do samochodu. Kevin płynnie ruszył i wcisnął się w ruch uliczny. Whitney wyjęła mapę i zaczęła instruować Kevina, gdzie ma jechać. A ja patrzyłem w przednią szybę. Słońce stało już nisko na niebie szykując się do zachodu. Wczoraj w życiu nie pomyślałem, że wyruszę w szeroki świat na spotkanie z nieznanym. Nie czułem się jak bohater. Czułem się jak pechowiec, który cały czas ma pod górkę. Spojrzałem na zegarek. Zwinęliśmy się w niecałe piętnaście minut. Lada moment Agnes i Jim wrócą do domu. Obawiałem się ich reakcji na moje nagłe opuszczenie domu.
Bałem się. Normalnie w świecie się bałem.
CDN
fajne, fajne. 😉
super opowiadanie
Jak ja lubię te opowiadanie 😉
świetne opowiadanie, najbardziej lubię krzyżówkę ;p
Wspaniałe!!!!!
A krzyżówka jest w dechę!
kiedy następne
bo to jest świetne
Super.Krzyżóka jest ekstra.