Jeśli można to tak nazwać, to się obudziłam. Chociaż raczej po prostu słyszałam, co się wokół mnie działo. Ręka piekła, a zamiast mózgu miałam galaretę. Ze „snu” wyrwał mnie syk węży, które pewnie ktoś hodował. Dziwiło mnie tylko to, że ich nie rozumiałam.
Spróbowałam otworzyć oczy. Po jakichś dwóch minutach w końcu mi się to udało. Znajdowałam się w dużym pokoju. Mimo, że nie było tu okien, między szparami desek, z których był zbudowany pokój, wpadały promienie słońca. Nagle doleciał do mnie okropny smród. Jakby ktoś wycisnął pot z drużyny koszykarskiej, która była spryskana przez skunksy, dodał miesięczną padlinę i wcisnął sok ze spleśniałych pomidorów. Mimowolnie jęknęłam. Węże przestały syczeć. Uznałam to za zły omen i szybko zamknęłam oczy. Choć wydawało się to niemożliwe smród się nasilił. Ledwo powstrzymywałam się od zatkania sobie nosa ręką.
– Zaraz się obudzi – powiedział pierwszy głos.
– He, he – ktoś zaśmiał się gardłowo.
Smród trochę się oddalił. Węże syczały już ciszej. Spróbowałam ponownie otworzyć oczy, by zobaczyć kto jeszcze tu jest.
Jednak głowa za bardzo mnie bolała, żeby ją podnieść, a widziałam tylko wszystko w pobliżu kilku metrów. Przy okazji dostrzegłam, że obok mnie znajduje się jeszcze kilka łóżek. Ściany, jak i sufit miały ciemny, brązowy kolor, co zapewne było przyczyną panujących tu mrocznych warunków. Nagle któryś z węży zasyczał wyjątkowo głośno.
– Obiad sam do nas przychodzi – powiedział.
– He, he – ktoś znowu się zaśmiał.
Co to, kurcze miało być??? Stowarzyszenie kanibali??? Ktoś mi robi kawał??? Chciałam wstać i z krzykiem uciec z tej rudery, ale czułam się tak, jakbym składała się z samej głowy. Ręce i nogi mnie nie słuchały. Nawet gardło odmówiło wrzeszczenia. Więc chcąc nie chcąc, dalej patrzyłam na sufit i słuchałam. Leżałam tak z pięć minut, wciąż próbując przekonać moje nogi, że czas stąd wiać, kiedy usłyszałam okropny dźwięk. Jakby ktoś zdrapywał paznokciami, napisy z tablicy. Do tego jeszcze te węże. Syczały tak jakby wołały: „wrrrrrr, jak nie przestaniesz to cię wypatroszę”. Podniosłam ręce (które o dziwo mnie posłuchały) i zakryłam uszy. Niestety, to nic nie dało. Nagle przez ten okropny pisk przedarł się krzyk, potem znowu głośne wrrrrrrrr i wszystko ucichło.
Głowa dalej za bardzo mnie bolała, żeby ją podnieść.
– Katie – rozpoznałam głos Alice.
– Co ty tu robisz? – krzyknęłam.
– Nie ma czasu. Chodź – pomogła mi wstać.
Nogi w końcu zaczęły jakoś pracować, ale na wszelki wypadek podpierałam się Alice.
– Co ty tu robisz? – spytałam ponownie.
– Katie, nie teraz. Nie ma czasu.
Wyszłyśmy na zewnątrz uwalniając się od smrodu. Odetchnęłam z ulgą. Weszłyśmy na chodnik. Chciałam skręcić w lewo, żeby dojść do internatu, ale Alice pociągnęła mnie w przeciwną stronę.
– Ej co ty robisz? Odbiło ci?
Spojrzałam na nią. Jej twarz przypominała maskę, ale w dużych szarych oczach krył się niepokój. Zatrzymałyśmy się. Już myślałam, że się opamiętała, ale okazało się, że stoimy na przystanku autobusowym.
– Alice, co ty robisz? – spytałam z niepokojem.
– To, co trzeba – odpowiedziała. – Za niedługo wszystko ci wyjaśnię.
Nie dokończyła swojej wypowiedzi, bo zza zakrętu wyjechał autobus. Zatrzymał się przed nami. Nikt nie wysiadał. Alice kupiła bilety i ruszyłyśmy. Nasz środek transportu był prawie pusty. Zajęłyśmy najbardziej odludne miejsce i od razu zalałam Alice pytaniami.
– Co ty wyprawiasz??? Może nie rzucam się w oczy, ale zauważą, że mnie nie ma. O tej porze zawsze już jestem w internacie.
– Cicho.
Kilka siedzeń przed nami odwróciła się staruszka i zmierzyła nas groźnie wzrokiem. Uśmiechnęłyśmy się przepraszająco. Babcia wróciła do poprzedniej pozycji.
– Po pierwsze mów trochę ciszej, po drugie nawet jak ci wyjaśnię, to mi nie uwierzysz.
– To wymyśl jakąś historię.
Uśmiechnęła się.
– Dobra – zaczęła. – Porwali cię kosmici, ale ja jako międzygalaktyczna wojowniczka i twoja przyjaciółka uratowałam cię zanim zdążyli zrobić ci pranie mózgu. Tyle na razie ci starczy?
Przez kilka sekund udawało mi się nie uśmiechać, ale w końcu nie wytrzymałam.
– Żeby w to uwierzyć, musisz to zobaczyć. Tak przynajmniej było ze mną.
Nagle autobus zahamował z piskiem, a pasażerami zarzuciło do przodu. Kilka osób siedzących z przodu zaczęło wrzeszczeć.
– Niedobrze – powiedziała Alice, nagle biała na twarzy i podniosła się z siedzenia. – Trzeba wiać.
Poszłam za nią. Wysiadłyśmy tylnymi drzwiami i wbiegłyśmy do pobliskiego lasu. Spojrzałam za siebie i doskonale zrozumiałam, dlaczego ludzie zaczęli wrzeszczeć. Przed lekko rozwalonym autobusem stały dwa ogromne psy. Miały czerwone oczy, które z płonącym w nich szaleństwem wpatrywały się w maszynę.
– Pospiesz się – krzyknęła Alice. Nie sprzeciwiając się jej biegłam, zostawiając za sobą bestie, które wyjąc oddalały się od autobusu i powoli ruszały naszym tropem.
CDN
Wow! Super!
Pierwsza (w końcu)!
Ciekawe (:
Myszorku co to za wyścigi? ;P
fajne…
Już czekam na ciąg dalszy ^^
Właśnie, jakoś nie bardzo mi pasuje czytanie komentarza o treści np. „Pierwsza. Super”. To trochę dziwne…
Superowo!!!
To z kosmitami wygrało xD
fajne
kiedy kolejna
Ciekawe
Fajne
swieeeeeeeeeetneee….. nie wiem czyja corka jest glowna bohaterka ale ta jej przyjaciolka to chyba od ateny no nie ??? no bo ma szare oczy….
Trochę chaotyczne ale fajne.