Rozdział IV – Przygoda ze smokiem. Wielki Szok.
W drodze do domu herosów myślałem o tym co powiedziała Nike: „Czy to on?” Kolejne pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Wszedłem do domu i kolejny widok mnie zamurował. Piękny, kryształowy żyrandol, mnóstwo zbroi i tarcz do walk. Było chyba 13 lub 14 pokoi, szukając pokoju „E” zauważyłem, że coś się rusza obok korytarza głównego. Odważyłem się podejść na jakieś 5 metrów i sprawdzić co to jest. Nagle wyłonił się wielki, czerwony smok. Miał ślepia, niczym bazyliszek. Wielkie skrzydła, które mogły rozwalić wszystko. Zakładam, że pazury były tak ostre, by mogły rozciąć metal. Wbił we mnie wzrok i patrzył spode łba. Chciałem się cofnąć, ale bałem się, że nagły ruch sprowokuje atak smoka. Nie wiedziałem co robić. Rzuciłem się do ucieczki. Może nie był to najlepszy pomysł, ale 1000 myśli na sekundę przybywało mi do głowy. Uciekałem tak szybko, że mogłem dogonić Usaina Bolta. Wielka szczęka miała mnie już pożreć, gdy w ostatniej chwili jakaś dziewczyna krzyknęła: „Zostaw go, Mexs!”. Chciałem się jej rzucić w ramiona za uratowanie mi życia, ale jakoś się powstrzymałem. Wyglądała świetnie! Miała błękitne oczy, brązowe, kręcone włosy, około 165cm wzrostu. Ubrana była w niebieską sukienkę. Była chyba w moim wieku.
– Kim jesteś? – zapytała mnie swoim cichym, spokojnym głosem. Byłem jeszcze w szoku i chwilę się zastanawiałem zanim coś odpowiedziałem.
– Jonathan Creew. Jestem trochę w szoku, bo ostatnie 6 godzin mojego życia to chyba wielkie nieporozumienie… – zauważyłem, że się do mnie uśmiecha.
– Jestem Silena. To tak jak u nas wszystkich, chodź oprowadzę Cię – oprowadziła mnie po całym domu, a wierzcie mi, był ogromny! Pokazała mi też każdy pokój, kto gdzie mieszka, ale jakoś nie chciała mówić kim jest jej boski rodzic. W końcu odważyłem się jej zapytać:
– Kim jest twój boski rodzic? – nie było to głupie pytanie, ale zauważyłem, że miała trochę dziwną minę, gdy o tym mówiła.
– Moją mamą jest Afrodyta. Ale jakoś mnie nie zauważa. Rzadko rozmawiamy. Czuję się przy niej tak, jakby wcale mnie nie znała… A twoim rodzicem kto jest?
– Hypnos mówił, że Hermes. Nigdy go nie widziałem i…
W tym momencie mi przerwała. Patrzyła na mnie ze zdumieniem.
– Już od 6 lat nie mamy tu potomka Hermesa. Wyrocznia powiedziała Hypnosowi, że kolejny posiądzie wielką moc boską. Jeśli ty nim jesteś, być może to od ciebie zależy los bogów.
– To niemożliwe…
– A jednak… – w jednej chwili byłem zwykłym dzieciakiem, a zaraz kimś kto ma wielką moc. Co się stanie, gdy któryś z bogów będzie chciał mnie usunąć !?
Rozdział V – Powitanie.
Wieczorem odbyła się kolacja i dzieci Apollina śpiewały. Siedziałem sam przy stoliku, gdyż oprócz mnie Hermes nie miał żadnego potomstwa. Podobnie było z nijakim Percym Jacksonem, który siedział sam przy stoliku Posejdona. Hypnos wstał ze stołu razem z Nike i uciszył wszystkich herosów jednym ruchem ręki.
– Chciałbym wam oznajmić, że w naszej akademii pojawił się nowy chłopak, nazywa się Jonathan Creew, jest synem Hermesa – nagle ze wszystkich stolików zaczęły się szepty, o mnie. Ukradkiem spojrzałem na Silenę. Rozmawiała ze swoim rodzeństwem, ale nie byłem w stanie usłyszeć.
Hypnos ponownie wszystkich uciszył wszystkich, a tym razem głos zabrała Nike:
– Chciałabym oznajmić, że jutro macie wolne od zajęć lekcyjnych. Kolejny dzień będzie normalny. Po prostu musimy pojechać na Olimp. Jeśli zjecie możecie już wracać do swoich pokoi.
Wracając miałem ręce w kieszeni i sam błądziłem po domu herosów. Chciałem już wejść do pokoju „E”, ale w ostatniej chwili zaczepił mnie Backendorf, syn Hefajstosa.
– Ty, nowy! Widziałem jak patrzysz na Silenę – uśmiechnął się drwiąco.
– A to źle? – zapytałem.
– Nie, żartuję. Jestem Backendorf. Widzę, że jesteś trochę w szoku, jak na pierwszy dzień. Nie martw się – powiedział swoim potężnym głosem.
Czułem, że ma dobre intencje. Zaprosiłem go do pokoju. Rozmawialiśmy sobie o różnych rzeczach, aż w końcu powiedział:
– Chyba zdajesz sobie sprawę, że Hypnos i Nike jadą na Olimp dlatego, że ty tu się pojawiłaś?
– Coś mi Silena mówiła mi o tym, że kolejny syn Hermesa będzie miał jakąś moc, czy coś takiego – uśmiechnął się po tym, jakby cały czas śmiał się z moich słów, ale raczej nie miał czegoś takiego na myśli.
– Silena i Silena. Często o niej mówisz. Zakochałeś się czy coś?
– Eee, nie – zaśmiałem się.
– Jutro poznasz większość obozowiczów, żebyś się nie zakochał w nikim innym. A jak będzie bitwa o sztandar to uważaj na Annabeth. Niedawno dzieci Hefajstosa i Aresa pogodziły się i stanęły przeciwko innym. Oczywiście, możesz do nas dołączyć.
– Ok. Czyli my musimy zdobyć sztandar przeciwnej drużyny?
– Tak, a teraz idź spać, bo Hypnos nie lubi używać proszku snu na nas.
Wyszedł i zamknął drzwi. Po kilku minutach spałem jak zabity.
Rozdział VI – Poznaję herosów.
Plump!
Obudziłem się i zobaczyłem dwóch chłopaków i trzy dziewczyny. Byłem cały mokry, gdyż Backendorf najwyraźniej wylał na mnie kubeł wody. A inni śmiali się i patrzyli na mnie, jakbym był strachem na wróble.
– No, więc to jest Clarisse, Percy, Annabeth. Silenę i mnie znasz – Backendorf wskazał na wielką dziewczynę, potem na syna Posejdona i jakąś jasnowłosą dziewczynę. Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem:
– Fajne powitanie – wstałem, by uścisnąć dłoń herosom. Właśnie sobie uświadomiłem, że Silena śmieje się ze mnie, gdyż jestem w piżamie.
– Dajcie mi chwilkę, ubiorę się – powiedziałem i po 5 minutach byłem ubrany w bluzę z kapturem oraz jeansy (moje ulubione ubranie). Wyszliśmy z wielkiego domu i mieliśmy ten dzień spędzić w całej grupie. Poszliśmy się siłować i tam Clarisse, bez większego entuzjazmu pokonywała mnie i innych z zamkniętymi oczami. Strzelaliśmy z łuku, Backendorf pokazał nam jak się wykuwa miecze. Zrobiliśmy też sobie własną bitwę o sztandar. Ja, Backendorf i Silena kontra Percy, Annabeth i Clarisse, która nie chciała się zgodzić na taki sojusz. Ustawiłem się na obronie sztandaru, a ich dwójka miała zdobyć sztandar. Dostałem od Backendorfa miecz, który on nazwał Czarnym Okiem, gdyż na uchwycie było wielkie czarne oko. Zaczęliśmy grę. Clarisse nacierała na mnie nową włócznią, gdyż słyszałem, że ostatnią złamał jej Percy.
Odparłem jej atak mieczem. Backendorf przybiegł mi z pomocą i lekko uderzył dziewczynę w żebra. Upadła i zostaliśmy w trójkę na Annabeth i Percy’ego. Mieliśmy dwójką pójść na nich, a Silena miała rolę zabrania sztandaru. Rzuciłem się na Annabeth. Dzielnie odpierałem jej ataki, ale zraniła mnie w udo i upadłem. Kątem oka zobaczyłem, że Backendorf obalił Percy’ego i Silenę zdobywającą sztandar. Wygraliśmy! Cieszyłem się bardzo, gdyż dobrze mi szło, jak na pierwszy raz. Nie mogłem się powstrzymać i powiedziałem do Sileny:
– Jesteś niesamowita! – po czym pocałowałem ją. Co mi strzeliło do głowy! Chyba widział to tylko Backendorf. Popatrzyła się na mnie dziwnym wzrokiem i lekko się uśmiechnęła. Po co ja to zrobiłem?
– No to teraz się zabawimy. Nie ma Hypnosa ani Nike to przyzywamy coś? – zapytała Clarisse.
– Może Minotaura? – zaproponował Percy.
– Może być – zgodziła się Clarisse.
Pocałowałem Silenę i zaraz będę walczył z Minotaurem!?
CDN
bardzo mi się podoba. przyjemnie się czyta. czekam na cd.
Druga! Znowu!
I znowu! Wiosna!
Toszeczkę skopiowane, ale naprawdę fajne ;D
Badzo przyjemnie się czyta!
Nic nie kopiowałem :>
Ale czy Backendorf i Silena nie byli razem w ,,Spiżowym smoku” ?
Chodzi mi o to, że Percy, też miał mieć jakąś tam wielką moc :/
Spoko
Fajne
Hihi…superowo!
Myszorek ma racje Percy też miał mieć wielką moc, ale nawet fajne
Acha….
No i percy, Annabeth zawsze wygrywaja, a córki Afrodyty nie biorą udziału w bitwach o sztandar. Tylko raz przeciwko łowczyniom. A poza tym fajne.