Dzisiaj ważny dzień. Moja pierwsza wycieczka, na którą pojadę wraz z całym obozem. Miejsce, do którego się udamy także jest fascynujące. Jedziemy na Olimp – do siedziby bogów Greckich.
Obudziły mnie trzaski i rozmowy innych nieokreślonych obozowiczów, którzy już krzątali się po domku. Podniosłam się niezdarnie z łóżka i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Dobrze… nie miałam ochoty na niemiłe komentarze odnośnie mojego wyglądu, które zazwyczaj powodowały bójkę. Ubrałam się, uczesałam i umyłam. Zjadłam śniadanie razem z resztą obozowiczów i czekałam na jakiś środek transportu.
Wreszcie pojechaliśmy autokarem (zawiodłam się, bo myślałam, że postarają się o jakiś lepszy środek transportu) do centrum Nowego Jorku. Zatrzymaliśmy się pod Empire State Building. Byłam trochę zdziwiona, bo myślałam, że jakimś dziwnym, boskim sposobem znajdziemy się w Grecji, no ale trudno. Wysiadłam z autokaru, tak samo, jak reszta mojej grupy.
Kolejną rewelacją było, że Chejron, czyli centaur, przez którego ostatnio o mało nie dostałam zawału był teraz na wózku inwalidzkim. Ja nie wiem, jakim sposobem pozbył się tej końskiej części, ale kiedyś się dowiem.
W każdym bądź razie on i Pan D. prowadzili naszą grupę ku wysokiemu budynkowi. Wprowadzili nas do wielkiego holu i kazali czekać. Oni w tym czasie gawędzili z gościem za ladą. Jeśli chodzi o wygląd, to od razu go polubiłam, bo wyglądał jakoś tak … nieco mrocznie.
Po kilku minutach cała grupa ruszyła w kierunku windy. Nie była ona jakiś tam ogromnych rozmiarów, więc mieściło się w niej zaledwie kilka osób. Znudzona czekaniem przepchnęłam się przez tłum dzieciaków w pomarańczowych koszulkach i dotarłam do wielkich, potężnych drzwi. Winda była pełna. Chwyciłam za rękach pierwszą, lepszą osobę stojącą w pomieszczeniu będącym męczarnią dla osób z klaustrofobią. Wypchnęłam ową osobę i sama zajęłam jej miejsce. Zanim drzwi się zamknęły usłyszałam głośne „Ej”.
Musiałam kogoś nieźle zdenerwować. Dostałam miejsce tuż obok Pana D. Dzieła nas tabliczka z przyciskami i wyświetlaczem z aktualną liczbą „600”. Wydawało mi się to trochę nierealne, no bo w końcu nie było tyle guzików. Jedynym wyjściem była karta, wystająca ze szczeliny.
Myślałam, że ta głupia podróż windą trwała wieki. Czekałam, czekałam i czekałam, aż drzwi się otworzą. Po kilku minutach drzwi otworzyły się. Wyszłam z kabiny i zobaczyłam przed sobą niesamowity widok. Razem z kilkoma osobami staliśmy teraz na wąskim kamiennym chodniku, unoszącym się w powietrzu. Pod nami widać był Manhattan, a przed nami wielkie marmurowe schody, ciągnące się w niebo. Nie widziałam, co było wyżej.
Poczekaliśmy na resztę grupy i ruszyliśmy, pokonując stopnie w ślimaczym tempie. Stopniowo byłam w stanie dostrzec TO. Schody prowadziły dokładnie po górze. Górze Olimp. Po obu stronach było widać setki wielopoziomowych pałaców. Wszystkie wyglądały olśniewająco. Niesamowite przeżycie.
Wreszcie, po dość długiej wędrówce dotarliśmy na szczyt, a chwilę potem weszliśmy do Sali tronowej. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Po pierwsze: Wielkość! Nie da się tego opisać. Nie potrafiłam na oko stwierdzić, jak wielkie to pomieszczenie było, bo nigdy nie byłam w równie gigantycznej Sali. Po drugie, co zrobiło na mnie wrażenie, to wygląd! Potężne kolumny utrzymywały strop, na którym przesuwały się ruchome gwiazdozbiory. Wrażenie robiło też 12 dużych tronów ułożonych w kształt litery U. Tak samo, jak domki na obozie. Tylko, że tym razem były puste.
Stojąc w tej Sali czułam jednocześnie podziw, jak i przerażenie. Byłam tak zafascynowana, że nie słuchałam nawet wykładów Pana D. i Chejrona na temat tego miejsca. Zamiast tego wlepiałam wzrok w wielkie krzesła, które, aż się prosiły, żeby na nich usiąść. Wtedy dopiero mój wzrok przykuły inne rzeczy. Dokładniej, obok tronu Zeusa, czyli tego na najbardziej honorowym miejscu zobaczyłam połyskujący z oddali przedmiot. Wytężyłam wzrok. Owa rzecz miała zachowywała proporcje pioruna. Dokładnie takiego, jakie spadały z nieba podczas burzy. Przy tronie obok wyglądał robiący wrażenie trójząb. Przy kilku innych także można było dostrzec ciekawe przedmioty, ale tamte dwa mnie wyjątkowo zafascynowały.
Wreszcie, gdy Chejron skończył gadać, kazał wszystkim wyjść z Sali. Poszłam za resztą grupy. Szłam na końcu, więc jeszcze ostatni raz rzuciłam okiem na pomieszczenie. Teraz byłam zaskoczona.
Okazało się, że jednak ostatnia nie byłam, a osobą, która nie wyszła i wcale nie wyglądała, jakby tego chciała był Luke. Chłopak rozejrzał się sprawdzając, czy nikt go nie obserwuje. Mnie najwyraźniej nie dojrzał. Olałam grupę i wkroczyłam ponownie do Sali. Niepewna, co zrobić skryłam się za potężną kolumną. Wychyliłam głowę obserwując poczynania chłopaka. W jednej chwili blondyn się dynamicznie obrócił. Zdesperowana znowu się skryłam i modliłam, żeby mnie nie zobaczył. Przykucnęłam pocichł i zamknęłam oczy. Nie byłam pewna, czy się teraz na mnie patrzy, czy nie, ale wolałam odczekać. Liczyłam w myślach sekundy. Po około minucie podniosłam się i Podniosłam powieki. Wolniutko wychyliłam się zza kolumny. Luke’a już nie było. Przeleciałam wzrokiem po Sali. Zdecydowanie mi czegoś brakowało. Nie było tutaj Pioruna Zeusa. Żeby nie narobić sobie kłopotów wybiegłam z pomieszczenia. W oddali zobaczyłam resztę obozowiczów. Dogoniłam grupę i się przyłączyłam. Teraz czekało nas zwiedzanie reszty, ale nie mogłam myśleć pozytywnie. Zbyt gnębiła mnie ta myśl. Ta straszna myśl, że Luke ukradł piorun.
Super, extra, fantastycznie! Piszesz naprawdę super! I dowiemy się wszystkiego dokładnie z jej punktu widzenia… Co bardzo mi się podoba! Ja już chcę następną część!
„Przykucnęłam pocichł i zamknęłam oczy.” – to zdanie jest dziwne. Reszta – bez zarzutu.
Ja też! Świetnie piszesz. Fragment jest świetny.
Zgadzam się z poprzednikami. Bardzo interesujący rozdział.
Voyt… To musiało mi umknąć, jak sprawdzałam. Już poprawiam. 😉
Świetne, piszesz bardzo ciekawie. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Bardzo fajny rozdział, a kiedy wreszcie dowiemy się, kto jest jej rodzicem?
Jestem ciekawa… Pisz szybko! 😀
Literóweczki, powtórzonka i… jej ZACZEPISTY CHARAKTEREK!!! Dwa pierwsze popraw, za trzecie BIJĘ POKŁONY.
chyba chodziło o „po cichu”. Pozjadałaś trochę liter i zamiast tego dodałaś trochę powtórzeń( musiały ci nie smakować) A tak to super,super jak zwykle 😉 cd !!!!!szybko
Zajefajne!! Czekam na CD!!
super