-Hej, John, wstawaj – mój przyjaciel Fred, syn Aresa, złapał mnie za ramię i potrząsnął.-Idziemy na patrol.
-Ten tegest…-wymamrotałem i stoczyłem się z łóżka na podłogę.
Fred kopnął mnie w żebro, wcale nie słabo.
-Auu! Dobra, dobra, już idę!
Wstałem, masując sobie bok i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś ubrania.
Nałożyłem na piżamę dżinsy i sweter, bo po dwóch godzinach sterczenia na dworze miałem zamiar od razu wskoczyć do ciepłego łóżka. Założyłem także zbroję z niebiańskiego spiżu i wziąłem mój oszczep.
-Chodźmy – powiedziałem i wyszliśmy na zewnątrz. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz, bo oprócz mnie w domku Nike nikt nie mieszkał – byłem jedynym dzieckiem bogini zwycięstwa na obozie.
Odetchnąłem chłodnym, nocnym powietrzem. Wolnym krokiem ruszyliśmy na wzgórze.
Fred jak zwykle nie potrafił długo milczeć.
-Nadal nie rozumiem, po co Chejron zarządził te patrole.
-Przecież dobrze wiesz, Fred.
Prawda była taka, że coś dziwnego działo się ostatnio w okolicach obozu, coś, czego nawet Chejron i Pan D. nie potrafili wyjaśnić. Kilka osób widziało liczne grupy nieumarłych krążące w pobliżu granic. Co gorsza, Josh Ferguson z domku Ateny ledwo uszedł z życiem, gdy w lesie natknął się na trzy zakapturzone postacie w czarnych szatach. Opowiadał później, że na ich widok owionął go przenikliwy chłód i nogi wrosły mu w ziemię. Dopiero kiedy dobyli mieczy i ruszyli w jego stronę, jakimś cudem udało mu się zebrać w sobie i uciec.
-Oj tam, oj tam, moim zdaniem te gadki są sporo przesadzone-mruknął Fred. –To przecież normalka, że potwory przyciąga zapach herosów. Zawsze tak…-urwał w pół słowa, bo przed nami jak spod ziemi wyrósł kościotrup mający na sobie resztki munduru żołnierza z czasów wojny secesyjnej. Uzbrojony był w karabin z bagnetem. Niewiele się namyślając, pchnąłem go oszczepem w czaszkę, która spadła mu z karku i potoczyła się w dół po zboczu. Bezgłowy trup rzucił się za nią w pościg, klekocząc głośno kośćmi.
-Co mówiłeś, Freddie?- zapytałem, siląc się na spokojny ton, chociaż byłem nieźle wstrząśnięty.
-Bardzo zabawne – powiedział dziwnie wysokim głosem mój przyjaciel.
-Musimy wszystkich zawiadomić. Biegnij na dół, a ja…
-Zamknij się na moment- poprosił Fred, unosząc dłoń.- Chyba coś słyszałem.
Zacząłem nasłuchiwać. Początkowo nic nie mogłem wychwycić, ale po chwili…
-Tętent koni – stwierdziłem. – To gdzieś tam.
Pobiegliśmy na szczyt wzgórza.
Oto, co zobaczyliśmy:
Po skąpanym w blasku księżyca zboczu biegła dziewczyna. W ręce trzymała miecz i wyglądała, jakby była u kresu sił. Natomiast u stóp wzgórza byli…
-O żesz w mordeczkę! To ci kolesie! – zawołał Fred.
Za dziewczyną pędziły trzy zakapturzone postacie na koniach. W rękach trzymali obnażone miecze. No to mamy problem.
Wybiegliśmy jej naprzeciw. Dziewczyna dopadła do nas i bezwładnie osunęła się na ziemię.
Uklęknąłem obok niej. Miała – o ile mogłem to stwierdzić- jakieś piętnaście lat. Ubrana była w czarne spodnie i dżinsową kurtkę. Mimo grozy sytuacji nie mogłem nie zauważyć, że była bardzo ładna. Miała kasztanowe, układające się w fale włosy, delikatne rysy, długie rzęsy…
Fred chrząknął wymownie.
-Nie, żebym coś mówił, John, ale…rusz się, do diabła ciężkiego!
-A, tak -zreflektowałem się. –Racja. Pomóż mi ją nieść. Musimy dostać się do Wielkiego Domu.
Szybko zmieniłem mój oszczep do postaci breloczka i przypiąłem go sobie do dżinsów. Złapałem dziewczynę za ręce, Fred za nogi i ruszyliśmy. Biegliśmy niezgrabnie, co chwila potykając się i klnąc pod nosem. Tymczasem, zakapturzeni dotarli już do połowy wzgórza.
-Nie uciekniemy im – sapnął Fred.
-Wiem – wycharczałem.- Jeden z nas będzie musiał walczyć.
Mój przyjaciel jęknął, a ja wiedziałem dobrze dlaczego. Otóż Fred, syn największego kozaka wśród bogów- Aresa, jest największym tchórzem, jaki kiedykolwiek chodził po tej zacnej Ziemi. Boi się dosłownie wszystkiego – od potworów po kiszoną kapustę (to długa historia).
Kiedyś próbowaliśmy sporządzić listę wszystkich jego fobii. Niestety, długopis zdążył się wypisać zanim doszliśmy do połowy.
-Kto z nas?- zapytał niespokojnie Fred.
-Ja – odparłem krótko. Wiedziałem, że Fred po prostu nie da rady.
-Nie mogę cię tak zostawić.- powiedział Fred płaczliwym głosem.
Dotarliśmy na szczyt wzgórza.
-Nie martw się o mnie, stary. Po prostu idź. – powiedziałem z naciskiem.
Po sekundzie wahania Fred skinął głową. Złapał dziewczynę jak pannę młodą i puścił się biegiem ku Wielkiemu Domowi. Ja tymczasem dobyłem mojego oszczepu i odwróciłem się.
Byli już tuż-tuż, jakieś piętnaście metrów przede mną. Stali tam i przyglądali mi się. Nie widziałem ich twarzy, ale czułem ich spojrzenia utkwione we mnie. Zapadła cisza, całkowita cisza, nie słyszałem nawet bicia własnego serca. Wtedy jeden z nich, ten pośrodku, zrobił krok do przodu. I nagle poczułem się dokładnie tak, jak to opisywał Josh. Było to uczucie, jakby ktoś oblał mnie ciekłym azotem. Cały świat rozmył się, wyraźne były tylko te trzy postacie przede mną, jakby oprócz nas nic nie istniało… Ręce, trzymające oszczep opadły jak uschnięte, a broń upadła na ziemię u mych stóp.
Ten, który był najbliżej, zsiadł z konia i powoli, bardzo powoli zaczął się do mnie zbliżać.
Dzieliły nas już tylko cztery metry… trzy… Rozpaczliwie usiłowałem wykonać najmniejszy ruch, przynajmniej kiwnąć małym palcem. Nie byłem w stanie.
Tymczasem zakapturzony był metr przede mną. Powoli unosił miecz, a ja nie mogłem nawet zamknąć oczu, by na to nie patrzeć.
„Pomocy!!!”, wrzasnąłem rozpaczliwie w myślach.
I pomoc nadeszła.
Nastąpił błysk i grzmot, gdzieś za moimi plecami. Zakapturzony odskoczył do tyłu jak oparzony, wydając z siebie przenikliwy syk. Wskoczył na swojego konia i ruszył pędem za swoimi kompanami, którzy bynajmniej nie zamierzali na niego czekać.
Osunąłem się na kolana i ukryłem twarz w dłoniach.
-Tak, uciekajcie – wymamrotałem. – Nie trzeba było ze mną zaczynać.
Ktoś podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
-Jak się czujesz, chłopcze? – usłyszałem głęboki głos.
Z trudem podniosłem głowę i spojrzałem na mojego wybawcę. To co zobaczyłem, wstrząsnęło mną jeszcze bardziej, niż konfrontacja z mrocznymi jeźdźcami.
Nade mną pochylał się Zeus, ubrany w jaskraworóżowy garnitur, krawat w Myszki Miki i okulary Johna Lennona.
Zemdlałem.
Bogowie… naprawdę, chcę się przyczepić, lecz nie mogę! W tym opowiadaniu wykryłem:
– 0 błędów ortograficznych
– 0 błędów stylistycznych
– 0 literówek
– 0 niezgodności z rzeczywistością.
Poza tym, w opowiadaniu akcja i humor są świetnie połączone, naprawdę niewielu autorom udaje się to tak fajnie napisać (nie będę podawać przykładów 😉 ), jedyne, do czego mogę się przyczepić, to okropnie przewidywalny tytuł, ale to naprawdę nie boli. Dla podsumowania dodam, że jeśli nie będziesz kontynuować, to osobiście cię dopadnę i wepchnę moją gitarę i bas Apu do gardła
Zajefajne. 😀 Już uwielbiam to opowiadanie. 😀 Tak szerokiego uśmiechu nie miałam od bardzo dawna. Bojący się wszystkiego syn Aresa… świetne. Ale opis Zeusa na koniec mnie rozwalił. 😀 Po prostu… pisz tak dalej. I pisz jak najszybciej się da! 😀
Zgadzam się z poprzednikami. Bardzo fajne opowiadanko.
Zeus wymiata!! Opoowiadanie super!!
Świetne!!! 😀
opis Zeusa mnie rozwalił;)
czekam na CD 😉 😀
No ciekawe, ale mi się nie podoba, no syn Aresa jest fajny ale reszta lekko nudna.
Extra, humor i akcja i opisik Zeusa niesamowity, niech szybko będzie ciąg dalszy bo jak nie… jeszcze nie wiem, dopiero wymyślam
Super, tylko opisz tę długą historię dlaczego Fred boi się kiszonej kapusty, proszę;). Fajny opis Zeusa.
Zaje!!! Chyba nie musze konczyc?! Kiszona kapusta, „o zesz w mordeczke!” i ciezki diabel mnie rozwalily!!!! 😀 Chce dalsze czesci!!! Rzadam ich!!! (Sorry za brak polskich znakow, ale mam niemieckiego notebook`a i nie mam ich ) NO ale chce wiecej!!!!
Zeusek ma zajefajny garniturek ;P
@Sog
A ty to niby lepszy/a ze tak krytykujesy?! Bo jakos nie sadze!!! Tez napisz to zobaczmy czy jestes lepszy/a!!! Jescze raz sorry za brak polskich znakow ;(
Opowiadanie Fajne przez duże F! Wykryłam tylko jedną pomyłkę (jak na mnie to mało).
Delfio, nie denerwuj się tak.
Ale, swoją drogą… Sogu, naprawdę coś napisz… Wtedy przestaniemy się Ciebie czepiać…
Za ewentualne błędy w komencie przepraszam, ale moja klawiatura świruje…
@Arachne
Dzisiaj jestem wkurzona, ale jutro wyjeżdżam!!!
Juhu w końcu!!! Zielona Szkoła!!! Ale wyobrażacie sobie, że tam nie będzie telewizora?! To okropne!!! Sorry za wykrzykniki ale tak lubię xd
Super opowiadanie. Jak juz przedmówcy zauważyli brak błędów!!!!!! Treść ciekawa. Super
Właśnie pisze, nie mam tytułu ale napisałam już połowę pierwszego rozdziału. Nie wiem czy je wyśle w tym tygodniu bo organizuje wystawę szkolną. A obrazki są już wysłane i zostaną wstawione niebawem.
Delfino pamiętasz co napisałam pod Spiżowym Smokiem Rachel. Jak nie to przeczytaj mój drugi komentarz jeszcze raz.
Fajnie się zaczyna… Ale opisz tą historię z kapustą!! No i czekam na CD!!!!! 😀
Opisz kiedyś historię z kiszoną kapustą i Napisz listę fobii FReda, plisssss!!!!!!!! Opowiadanko zajefajne 😀
ojjjjj zeus dobre