Przed chwilą dorwałem się do gazety i, jak zwykle po przeczytaniu brukowca, napełniła mnie złość. Morderstwa, napady, brak porządnych autorytetów. Ogólnie rzecz biorąc – nędza. Nie wiem czy to możliwe, ale społeczeństwo cofa się w rozwoju ku dzikiej prehistorii. Cisnąłem w złości szmatławiec do ogniska. Nikt ze znajomych nie był na tyle głupi, aby podejść do mnie i zapytać o co chodzi, bo mógłby to przypłacić silnym przygnębieniem do końca dnia. Moje rodzeństwo było najbardziej odporne na moje „powalające” słowa, ale żadne z nich nie znajdowało się akurat w pobliżu. Ruszyłem ku lasowi. Potrzebowałem chwili odizolowania i wyciszenia, a to najczęściej znajdowałem, siedząc na grubych gałęziach starych drzew. Usadowiłem się wygodnie na jednym z nich i wyciągnąłem z kieszeni długopis i notes – nieodłączne artefakty mojego istnienia. Westchnąłem głęboko i zacząłem pisać:
Co za ludzie, co za świat
Zmarnowane życie, przeszły drogi szmat
Co za człowiek, co za miejsce
Bylejaka chwila po nijakiej klęsce
Egzystencja mówi przecie:
Że żyć trzeba; wy nie wiecie?
Żeby w kości sproszkowane
Zmienić ciało zagrzebane…
Pod ostatnimi słowami pojawiła się długa czarna krecha. Wypełniający mnie czarny humor już niemal zniknął. Tak, zdecydowanie już mi lepiej! Zacząłem więc szukać w kieszeniach zapalniczki, która była moim kolejnym nieodłącznym artefaktem, ale zanim zdążyłem ją znaleźć odezwał się w mojej głowie ten natarczywy, rozkazujący dźwięk: „Zniszcz to!”
– Przecież wiem! – odkrzyknąłem ojcu z głosem pełnym niechęci, spoglądając ku górze. Oczywiści na górze nie było nic prócz koron drzew i spłoszonych ptaków, które odleciały, przerażone moim krzykiem. Naturalnie Apollo nie odezwał się ponownie w mojej głowie. Typowe.
Po znalezieniu zapalniczki zeskoczyłem z gałęzi, wyrwałem kartkę z notesu i podpaliłem ją. Chwilę patrzyłem jak ogień zjada moje litery po czym upuściłem papier i przydeptałem żar na ziemi. W głowie kłębiły mi się pomysły, aby zacząć pisać felietony do gazet bądź wydawać poezję, ukazującą prawdziwe cnoty warte uwagi: honor, odwaga, miłość. Ludzie chyba zagubili gdzieś pojęcie piękna, więc trzeba ich naprowadzić na odpowiednią drogę.
Nagle coś mi przypomniało, że to nie pora na tak heroiczne pomysły i trzeba wrócić na ziemię. Otóż prosto koło mojego ucha z wielkim impetem wbiła się strzała z lotką z łabędzich piór. Łatwo było się domyśleć, że to któreś z rodzeństwa przesyła mi wiadomość, bo raczej nikt inny by tak nie strzelił, nie będąc pewnym, że nie trafi mnie w środek czaszki. Poza tym dzieci Apollina upodobały sobie pióra łabędzie. Zwrócę się do lektur, przeczytanych na temat mojego ojca, z których to dowiedziałem się, że podczas jego narodzin zewsząd nadpłynęły łabędzie i zaczęły śpiewać. Stąd chyba nasze upodobanie do tych nieskazitelnych, cudownych, białych, niesamowitych, pięknych… ptaków.
Wracając do tematu, do strzały był przymocowany kawałek pergaminu. Zdjąłem go i przeczytałem z rozbawieniem:
Drogi Calebie,
rusz łaskawie swoją szanowną do mnie w tej chwili.
Twoja urocza siostra Millien.
Zaśmiałem się na głos, widząc określenie „urocza”. Millien owszem była urocza, ale tylko wtedy, gdy spała. Gdy była w pełni świadomości, lepszym określeniem dla niej stanowił przymiotnik: bezczelna. Muszę zdradzić, że nie widziałem jej po raz pierwszy w obozie. Tak się składa, że poszliśmy raz na ten sam spektakl w operze, gdy jeszcze żadne z nas nie wiedziała o swoim ojcu. Wtedy to poznałem jej gorszą stronę. Otóż niechcący usiadłem w pierwszym rzędzie na miejscu Millien (moje było tuż obok). Dziewczyna, poirytowana moją nieuwagą i, jak to rzekła, „ignorancją” w sprawdzaniu miejsc, puściła mi taką wiązankę obelg, że chyba pobladłem. Mój szok był tym większy, że nigdy żadna dziewczyna w taki sposób się do mnie nie odzywała. Zawsze wszystkie zauroczyłem samym spojrzeniem. A tu masz ci pojawiła się taka! Oczywiście wszystko stało się jasne, gdy okazała się moją siostrą. Podobać się własnej siostrze…? Ble!
Kolejna strzała śmignęła mi koło ucha, co sygnalizowało, że powinienem przyspieszyć kroku. Przypomniało mi się w końcu, o co jej może chodzić. Musimy zrobić próbę przed dzisiejszym wystąpieniem, które odbędzie się tuż przed kolejną bitwą o sztandar. Stworzyliśmy niedawno muzykę napawającą do walki, po której każdy powinien mieć wyjątkowo waleczny nastrój. Nie mogę się doczekać aż ruszymy do boju!
Ależ cuuuudownie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ludzie kocham was!
Piszecie suuuper!
Millien jest naprawdę uroczą istotą, przypomina mi trochę moją koleżankę, ona też ma interesujące słownictwo A Apollo jest trochę niecierpliwy, jednak w końcu to bóg.
Caleb rządzi
p.s.
Feniks zapraszam do Herosowa!!!!!!
Roxy – ja z utęsknieniem czekam na Twoje dzieło 😉
Millien oczywiście nie jest moim pomysłem, lecz pomysłem Millein, która napisała o tejże bohaterce na konkurs „Zaherosujmy…” 😉
No a Ty dałaś jej drugie życie
Spokojnie druga cześć sie pojawi ^^
Juz z wszystkimi kluczowymi bohaterami…a nie wiesz czy też mogę wcielić Millien?
ja się akurat nie pytałam Millien o zdanie w tej kwestii, ale sądzę, że nie będzie miała nic przeciwko 😉
nie wiem czemu, ale jakoś ciężko mi jest się znaleźć na Herosowie
Spokojnie odnajdziesz się ^^
Jakby co to pisz a ci wyjaśnię wszystko co i jak ^^
ale w sensie, że nie mogę się tam odnaleźć jako osoba ;P czytam wpisy i nigdy nie wiem co mam napisać i czy w ogóle pisać, więc nie piszę nic ;P
Pisz głupoty…ja pisze, żeby pisać ^^
I jakoś to samo leci XD
Popieram Roxy Ja też kiedyś nie wiedziałam co pisać na forum, ale teraz jakoś nie czuję tej tremy. 😉
No piszu piszu na naszym kochanym forum!
fajne
Ekstra
boskie xD
naprawdę fajne, Caleb wymiata 😀