Tom X „Coś się kończy coś się zaczyna.”
Koniec akcji, wszystko się wyjaśnia. Koniec jest taki, że Ladon wszystkich pożarł. Czy to prawda? Dowiesz się drogi czytelniku na końcu tej opowieści.
.
-Witaj Percy. Wejdziecie Annabeth i Soffi. Wypoczęliście już?- Powiedział pogodnie Chejron.- Reszta wypoczywa po misji? Siadajcie tu i mi opowiedzcie wszystko. Sofii opowiedziała co wydarzyło się jej drużynie. Co się działo z wami?
-Zaczęliśmy podróż znalezienia jakiegoś transportu do San Francosco. Wyruszyliśmy tam tak, jak zdecydowała rada.- Spojrzała krzywo na Sofii- Druga drużyna miała iść szukać upadłych gwiazd. Dzięki pieniądzom, które miał Luke- Percy się lekko skrzywił słysząc nutę ubóstwienia w głosie Annabeth- przejechaliśmy spokojnie połowę trasy. Na jednym z przystanków zaatakowały nas dwa wielkie skorpiony. Pokonaliśmy je dosyć łatwo w trójkę, ale uciekł nam autobus. Podczas podróży widzieliśmy dziwne zjawisko Chejronie. Na niebie były dwa słońca i jakby się ścigały. Wiesz o co chodzi?- Spytała centaura.
– Ja wiem o co chodzi.- Powiedziała spokojnie Sofii- To ścigał się Apollo i Helios, którego namówił na podwiezienie nas Szymon.
-O jak mu się to udało?- Spytała Annabeth, ale szybko wróciła do opowiadania swojej opowieści- Percy z Groverem wpakowali nas później w niezłe tarapaty.
-Ale wszystko się dobrze ułożyło i mieliśmy transport, prawda?- Oburzył się Percy- To nie nasza wina, że w tej terenówce z przyczepą był ludzkożerny wół Apolla. Pokonałem go więc nawet nie musiałaś się męczyć.- I wystawił jej język, jak zauważyła Sofii byli na siebie o coś obrażeni.
-Na nasze szczęście Percy wspaniale go pokonał, a Luke umiał prowadzić auto więc mogliśmy dalej kontynuować podróż. Auto było piekielnie szybkie, więc się szybko dostaliśmy do San Francisco. Jak się później okazało było to auto Hermesa, który przewoził tego byka na jakąś farmę. Nic nam nie zrobił, ale pozbawił nas wozu i nie wiedzieliśmy za bardzo gdzie iść. Wtedy usłyszeliśmy kobiecy głos z ciemności, który nam powiedział: Druga drużyna zawiodła, znikła w czeluść. Pomogę wam, ja, która opłakuję porwanego. Idźcie tam gdzie otwierają się drzwi gdy słońce idzie spać. Wtedy Luke przypomniał sobie o swojej misji, którą powierzył mu ojciec dawno temu. Tą, w której ranił go Ladon. O ogrodzie Hesperyd, do którego można wejść tylko o zachodzie słońca czyli zawsze jest prawdziwe i wypełnił się kolejny wers przepowiedni. Przeszliśmy spokojnie obok Hesperyd i Ladona. Hesperydy pamiętały Luke, ale go przepuściły dalej dowiedziawszy się, że planuję co innego niż kradzież złotych jabłek. W oddali widzieliśmy Atlasa, który podtrzymywał niebiosa, ale wtedy zauważyliśmy kogoś innego. W oddali stała duża klatka, a przed nią stał gigant i na coś czekał. Wydało się nam, że na transport czy coś takiego. Gdy ułożyłam wspaniałą taktykę zaatakowaliśmy go, ale nasze ciosy się na nim goiły. Rozpoznałam w nim Ateusza, syna Gai. Niestety wtedy obezwładnił Grovera, Percy’ego i Luka, a mnie złapał w swoje wielkie łapska. Na nasze szczęście pojawili się wtedy Mike, Sofii i Szymon. Resztę już znasz pewnie od Sofii- dodała smutnym głosem Annabeth, a Percy poklepał ją po ramieniu.- Udało się nam uwolnić Hypnosa, sen wrócił na swoje miejsce, Atlas podtrzymuje nadal niebiosa, a Ateusz został wtrącony do Tartaru przez Tartara.
-Sofii powiedziała mi co się stało do tego moment gdy Atlas wybudził Ladona. Opowiecie mi do końca tą historię?
-Dobrze- powiedział Percy- Atlas krzyknął: Ladonie zbudź się i…
-Zdrajca!- Krzyknąłem przerażony- Uciekajcie z Hypnosem i to szybko!- zacząłem poganiać Percy’ego i Luka niosących Hypnosa. Grover, który usłyszał już głos Ladona przyspieszył tak, że nawet synowie Hermesa nie mogli by go dogonić. Coraz szybciej zbliżały się do nas głowy Ladona, a jego przeraźliwy syk przerodził się niczym w słowa.
-To twoja wina sssynu Hypnossa i twego ojca. To przez wasss, przez wassszą klątwę nie mogę nigdy zasssnać, wciąż muszę pilnować tego ogrodu.- I zamierzył się na mnie jedną z swych głów. Trafiła w nią kula ciemności Sofii, a dwie pozostałe powstrzymywał ogniem Mike. Annabeth próbowała jakoś ciąć którąś z głów dając czas na ucieczkę chłopakom. Ladon znów zasyczał.
-Ojca nie dossstałem, to dossstanę ciebie SSSSzymonie.- i rzuciły się na mnie jego głowy, ledwo ich uniknąłem i dzięki Annabeth nie trafiła mnie jego łapa. Wpadłem na pomysł, ale mnie on przeraził. Jednak było to chyba jedyne wyjście bez pomocy jakiegoś boga. Krzyknąłem głośno.
-Uciekajcie stąd szybko- Nie ruszyli się nawet o cal- Mam pomysł jak postrzymać na chwilę Ladona, dzięki temu uciekniemy, ale muszę być tu sam.- Annabeth popatrzyła na mnie jak na wariata, ale reszta uciekła.- Szybko Annabeth- Powiedziałem unikając wielkiej łapy smoka.
-Nie ma innego wyjścia niż- Usłyszałem jej przestraszony głos. Rozmawialiśmy dużo o różnych strategiach walki z potworami. Jej prawie zawsze były lepsze (nic dziwnego mając za matkę Atenę), ale ja miałem inne zdolności od niej. O taktyce walki z Radonem mówiliśmy długo w związku z atakiem jego na mnie w Krakowie. Wiedziała jaki mam plan i wiedziała dobrze, że to jedyna możliwość powstrzymania go. Nie mogła się jednak na to zgodzić- Uciekaj stąd i to już. To jedyny sposób!- Uciekła szybko za innymi unikając głów i łap Ladona. Pobiegłem za nią i stanąłem na małej polance i zawołałem- Chcesz mnie smoku? Chcesz zasnąć? To chodź tu nauczę cię jak zasypiać.- Stałem spokojnie na polance. Ladon zbliżył się spokojnie i przyglądał mi się podejrzliwie. Usiadł prze de mną, a jego głowy otoczyły mnie ze wszystkich stron. Mogłem wejść w krainę snów, ale wtedy rzuciłby się na moich przyjaciół.
-Mam cię sssynu ssssnu. To będzie moja zemsssta, dla twojego ojca.- Jego „główna” głowa zawisła na de mną.
-Bogowie wybaczcie mi moje przewinienia.- obróciłem się do moich przyjaciół, stali już na skraju ogrodu, a słońce już prawie zniknęło za horyzontem. Annabeth płakała, a reszta nie wiedziała co się za chwilę stanie. Byli już prawię uratowani. Muszę im dać jeszcze dziesięć minut.- Żegnajcie! Nie powiem nie płaczcie bo nie wszystkie łzy są złe- Przypomniał mi się cytat Gandalfa. Obróciłem się do Landona i powiedziałem- Dam Ci czego pragniesz przerośnięta jaszczurko.- Przywołałem mak i czekałem patrząc jak głowa strażnika ogrodu schyla się, aby mnie pożreć. Skoncentrowałem całą moją moc.- Miłych snów Ladonie.- Powiedziałem będąc w zamykającej się paszczy pupila Hesperyd. I smok po raz pierwszy od wiele tysiącleci zasnął.
-Hmmm, tak zginął Szymon. Trzeba będzie powiadomić o tym jego rodzinnę.- Powiedział smutny centaur.
-Nie trzeba- Powiedziała Sofii- Hypnos z Nyks mają im wszystko powiedzieć o tej tragedii. Nic po nim nie zostało, nie miał nawet drachmy dla Charona, ale może go przepuści, w końcu to rodzina.
-Trzeba będzie odprawić ceremoniał pogrzebowy- Powiedziała smutna Annabeth.- Sofii będziesz go prowadziła?- Sofii przytaknęła, była najlepszą przyjaciółką Szymona.
-Mike nie może się wciąż otrząsnąć po tej śmierci- Powiedział Percy.- Wciąż mówi, że on nie zginął, że go nie ma w Hadesie. Jego rodzeństwo nie może go pocieszyć, banda ponuraków z tych dzieci Hadesa.- Powiedział to i wyszedł. Kilka godzin później w teatrze zapłonął całun wyhaftowany z maki. Zebrali się tam przyjaciele Szymona i pojawił się Nawe Pan D., którego obecność wszystkich zdziwiła. Annabeth, Percy i Mike poszli do Sofii, którą zastali na głównym placu obozu..Trzymała w ręku jakąś książkę.
-To wszystko co po nim zostało- Powiedziała- Wszystko jest zabrane, tylko to zostało.- Powiedziała patrząc na wzgórze, na którym spał smok pilnujący złotego runa.- Nie mogę tego przetłumaczyć, to po polsku. Wiecie co to znaczy?- I pokazała im tytuł książki. Odezwał się Percy.
-Mówił mi o tej książce. Zawszę się mu podobał jej tytuł. Brzmi on „Coś się kończy, coś się zaczyna”.- Gdy dokończył to mówić ze wzgórza zbiegała do nich około trzynastoletnia, ładna blondynka i biegnący za nią satyr.
-Hej! Mam na imię Emily, a wy jak macie na imię?
.
Koniec Tomu X i ostatniego.
.
Epilog
-Kim jesteś i co tu robisz?- spytał przestraszony lekko mężczyzna po pięćdziesiątce. Był dobrze zbudowany jak na swój wiek.- Jak się tu znalazłeś i czego o de mnie chcesz?
-Trudno Cię było znaleźć, nawet wiedząc gdzie mieszkasz- powiedział głos młodzieńca.- wielu myśli, że nie żyjesz. Nie zdradzę Cię bogom, sam im podpadłem ostatnio.- Zaśmiał się.- Nagle za nim coś zawarczało- Proszę wziąć to zwierzę i tak mi nic nie zrobi, przecież wiesz co się ostatnio wydarzyło. Ty wiesz prawie wszystko. Wiesz kim jestem i wiesz, że nie możemy obaj nic sobie zrobić. Proszę Cię tylko, abyś to dla mnie zbudował- Powiedział młodzieniec i wyciągnął jakiś szkic- Nie umiem dobrze budować, ale chcę żeby działało tak jak to co zbudowały te małe potwory. Zbudujesz to dla mnie?
-Tak zbuduję, dawno nie bawiłem się w topienie metali. Ukryję je w obozie herosów. Tam to znajdziesz. Do zobaczenia, mam nadzieję jeszcze. Realnie chyba się nie zobaczymy dość długo prawda?- Spytał pan w średnim wieku. Młodzieniec przytaknął. Machnął ręką na pożegnanie starszemu i zniknął.- Co to się podziało, chyba będzie wojna wiesz- Powiedział mężczyzna, drapiąc zwierzę za uchem.
Koniec opowiadania pod tytułem:
„Carpe Somnus”
super szkoda, ze koniec
Dlaczego musi być koniec?!!! Ja chcę jeszcze!!!
genialne szkoda że koniec 😉
super
ale czemu KONIEC ❓
a napiszesz jeszcze jakieś opowiadanie ❓
Szkoda, że to koniec tego opowiadania. 😉
Dlaczego koniec??? To było GENIALNE!! ;-( ;-(
szkoda ze takie smutne zakończenie