Rozdział 4
– Odwróć wzrok, niech zaparkuje – odparła Artemida.
Kiedy spojrzałam do tyłu, zobaczyłam super przystojnego 18-latka, stojącego przy wspaniałym sportowym samochodzie. Podszedł do nas i odezwał się do Artemidy recytując:
,,Siostrunia wzywa helpa, przybywam niezawodnie,
pomóc małej siostruni trzeba, bo koś znów ją porwie,
ale jestem boski „
Gdy skończył mówić swoje haiku, zwrócił się do siostry:
– Cześć siostruniu, dawno cię nie widziałem, już myślałem, że znowu cię ktoś porwał. O i są dziewczyny. Nauczę je strzelać z łuku, pierwsza lekcja gratis. A to kto? – spojrzał na mnie. – Nowa dziewczyna, nowym dwie pierwsze lekcje gratis.
Artemida zgrzytnęła zębami.
– Witaj bracie, jak widać nikt mnie nie porwał, moim łowczyniom nie trzeba lekcji, a ona jest nowym herosem. A tak przy okazji, twoje haiku trochę się zaczęło rymować.
– Serio, to te polskie romantyczne klimaty tak na mnie podziałały, ale po co mnie wzywałaś?
– Ja i moje łowczynie wyruszamy na bardzo ważne polowanie, proszę cię więc żebyś przewiózł Maję do obozu, TYLKO BEZ GŁUPICH ŻARTÓW. MA TAM DOTRZEĆ CAŁA I ZDROWA.
– Spokojnie siostruniu, nie gorączkuj się.
– NIE NAZYWAJ MNIE SIOSTRUNIĄ – teraz zwróciła się do mnie.
– Do zobaczenia Maju, może kiedyś będziesz wielkim herosem – i odeszła wraz z łowczyniami.
Wtedy Apollo, bo domyśliłam się kim jest ten bóg, zwrócił się do mnie.
– Wsiadaj. poprowadzisz mała. Maja, czy tak?
– Tak. Maja Kowalczyk, ale ja nie umiem prowadzić.
– To nie problem – wyszczerzył w uśmiechu zęby, które mogły swym blaskiem spowodować wypadek na drodze.
– Ze mną wszystkiego nauczysz się bardzo szybko – odparł, a w tylnim lusterku pojawił się napis ,,UWAGA. Nauka jazdy”.
Apollo powiedział mi co mam robić i ustawił radio na stację boskie przeboje. Zaczęłam jechać po niebie i pomyślałam sobie co by było, gdyby Kasia i moi przybrani rodzice mnie teraz zobaczyli. Chyba dostaliby zawału lub coś w tym stylu. Apollo w ostatniej chwili mnie informował, kiedy skręcić, gdyż słuchał ,,boskiego hip-hopu”, więc w efekcie były bardzo ostre zakręty, a po dojechaniu do obozu Apollo zwrócił się do mnie:
– Nieźle jeździsz mała. Najlepiej ze wszystkich nastolatków przez ostatnie 3000 lat, nie licząc oczywiście mnie – zaśmiał się. – Następnym razem nauczę cię strzelać z łuku za free, a tu coś dla ciebie – rzucił mi łuk i kołczan. ‑ Ale nic nie mów siostruni, bo się jeszcze zrobi zazdrosna, pa, mała, do zobaczenia.
I odjechał, zanim zdążyłam się z nim pożegnać. Z tego co mówił mi Apollo, muszę iść do jakieś sosny. Z łukiem przełożonym przez ramię zaczęłam iść spacerkiem do tego miejsca, gdzie podejrzewałam, że mam dojść. Przeszłam już kilometr, ale wcale mi się nie spieszyło. Przypomniałam sobie, że jeżeli jestem herosem, to pewnie mam jakieś super moce. Zastanowiłam się nad tym. Umiem sobie zjednywać wszystkich i wszyscy mnie lubili, więc nie miałam wrogów, oprócz oczywiście piekielnego ogara i mojej wychowawczyni pani Culter. Zobaczyłam sosnę, ale nie tylko. Były jeszcze tam dwa piekielne ogary i nie uwierzycie – pani Culter, ale jakaś inna, po prostu wyglądała, jak Łaskawe w starożytnej Grecji. Spojrzała na mnie z uśmieszkiem, jak gdyby zauważała w dzienniku moje spóźnienie na lekcję i mogła mnie ochrzanić.
– TO ONA – syknęła do dwóch ogarów, które zaczęły mnie okrążać.
Rozdział 5
Dobra, miałam dwa wyjścia. Po pierwsze: wiać, co nie było zbyt heroiczne. Po drugie – stoczyć z nimi pojedynek za pomocą łuku. Raz strzelałam na lekcji wf- u. Nie chce się chwalić, ale według nauczycielki byłam najlepsza ze szkoły. Dobra, wracając do tematu, wybrałam opcje numer 2.
Wzięłam łuk z ramienia i napięłam cięciwę. Pani Culter-Łaskawa zaśmiała się szyderczo.
– NIE MASZZZ Z NAMIII SZANSSS, LEPIEJJJ PODDAJJJ SIĘĘĘ OD RAZUUU.
I znowu się zaśmiała tym ohydnym śmiechem, który dzwonił w uszach.
– No to patrz!!! – wrzasnęłam i wypuściłam strzałę prosto na nią i trafiłam. Popatrzyła na nią ze zdziwioną miną wrzeszcząc:
– NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! – i roztrzaskała się w pył, jak przedtem piekielny ogar pięć kilometrów od mojego domu.
Zostały jeszcze dwa psy, które lada chwila miały się na mnie rzucić, więc szybkim ruchem wyciągnęłam strzałę i wycelowałam w ogara nr 1. Tamten jednak odskoczył. Widocznie nauczył się czegoś od pierwszego potwora, strzeliłam w ogar nr 2 i na szczęście udało się. W kołczanie miałam jeszcze dużo strzał, ale w tej sytuacji niewiele by to pomogło, gdyż ogar nr 1 już na mnie skoczył. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Rzuciłam strzałę w stronę psa, gdyż napiąć jej bym nie zdążyła. Pies nr 1 rozsypał się centymetr ode mnie. W moich żyłach pulsowała adrenalina, cała przepocona zaczęłam biec w stronę sosny. Gdy tylko przeszłam za drzewo, zaczęłam znów iść spacerkiem i wmawiać swojemu bardziej trzeźwemu ja, że to wszystko jest prawdą, że jestem herosem, potwory istnieją itp. Gdy tylko dotarłam do obozu, podbiegła do mnie blondynka z szarymi oczami i książką w ręce. Dobrze, że świetnie znam angielski, bo mogłam to teraz wykorzystać.
– Hej, kim jesteś?- spytała.
– Chyba nowym herosem, a i mam na imię Maja Kowalczyk.
– A ja Annabeth Chase. Jestem córką Ateny, tam dalej stoi Percy Jackson, syn Posejdona.
Chłopak przedstawiony mi jako syn Posejdona podbiegł i powiedział:
– Hej Ann, sam umiem się przedstawiać – teraz zwrócił się do mnie. – Jak się tu dostałaś, bo nie, widzę, żebyś miała opiekuna.
Opowiedziałam więc im o piekielnym ogarze nr 1, który roztrzaskał się blisko naszego domu, o Artemidzie, szalonej jeździe z Apollem po niebie i pojedynku z Łaskawą i ogarami nr 2 i 3. Byli pod wrażeniem moich czynów, choć ja uważałam, że mam po prostu mega fuksa.
– Musisz iść do wielkiego domu pogadać z Chejronem i panem D. – powiedziała Annabeth i razem z Percym zaczęli mnie prowadzić przez masę domków do największego z nich.
Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam faceta ok. 30 lat w hawajskiej koszulce grającego z centaurem w remika. Percy się odezwał:
– Chejronie, przybyła nowa – spojrzał na mnie.
– Witaj Maju, pani Artemida przybyła przed tobą i nas poinformowała o twoim przyjeździe.
– Kolejny heros. Ta praca robi się coraz nudniejsza – powiedział facet zapatrzony w swoje karty.
– Maju, oto pan Dionizos, dyrektor obozu.
– Miło mi pana poznać – odparłam z uśmiechem.
– Przynajmniej jeden heros, który ma trochę kultury. Umiesz grać w remika? – spytał z powątpiewaniem.
– Tak proszę pana – umiałam grać, gdyż często jeździłam do swojej babci Doroty, gdzie zwykle w to grałam.
– To świetnie, a wy dwoje tu jeszcze czego stoicie. Jazda na zajęcia – wskazał na Percy’ego i Annabeth, którzy odeszli patrząc na mnie w dziwny sposób.
Rozdział 6
Gra remika szła mi świetnie. Ograłam pana D. i Chejrona z dziesięć razy. Bałam się trochę, że pan D. mnie spopieli, ale najwyraźniej zaczynał mnie chyba lubić, gdyż cały czas byłam grzeczna i miła (trochę dziwne, bo Annabeth mówiła, że on żadnego herosa nie lubi). Po zakończeniu gry pan D. życzył mi miłego dnia i powiedział, że w przyszłości mi się zrewanżuje. Chejron poprowadził mnie do domku, w którym miałam zamieszkać. Po drodze rozmawialiśmy sobie.
– Dziwne, pan D. cię lubi – powiedział. – To dobrze, jesteś jedynym herosem, którego lubi.
– To chyba dobrze – odparłam i nagle sobie coś przypomniałam.
– Proszę pana, moi przybrani rodzice nie wiedzą, gdzie jestem.
– Wiedzą, gdzie jesteś i kim jesteś. Wysłałem im wiadomość przez iryfon.
– Przez co?
– Wytłumaczę ci innym razem.
– Gdzie będę mieszkała, skoro nie wiem, kim jest mój rodzic?
– W domku Hermesa wraz z innymi dzieciakami.
– Kiedy zostanę określona?
– Nie wiadomo. Wszyscy skończyli zajęcia i są w domkach, acha zapomniałbym, za godzinę kolacja.
I odszedł w stronę wielkiego domu zostawiając mnie przed domem Hermesa nr 11.
Oki, poradzę sobie, poradzę, powtarzałam sobie w myślach. Gdy tylko weszłam, wszyscy zaczęli się na mnie gapić. Zdołałam powiedzieć tylko.
– Hej, jestem nowa.
Podszedł do mnie chłopak. Miał jasne włosy, niebieski oczy, porwane dżinsy i pomarańczową bluzkę z napisem ,,Obóz herosów”.
– Hej, jestem Daniel – powiedział z uśmiechem.
– A ja Maja – odparłam, także się uśmiechając.
Przedstawił mnie wszystkich pozostałym, a i sam powiedział, że jest synem Hermesa. Wszyscy zaczęli się zbierać do kolacji, a ja z Danielem szliśmy jako jedni z pierwszych i rozmawialiśmy sobie.
– Hej, a jakie macie tu zajęcia?
– Pierwszy mamy język grecki, biegi, sztuka i dwie godziny szermierki.
Nad tym ostatnim się rozmarzył, widocznie to uwielbiał.
– Czy są jakieś zwyczaje przy kolacji?
– Tak, trzeba złożyć ofiarę z jedzenia, ale to przy każdym posiłku.
– Jak to zrobić?
Popatrzył na mnie jak na wariatkę.
– Trzeba wrzucić trochę jedzenia do ognia.
Nie pytałam więcej o to, żeby nie uznał mnie za świra. Gdy tylko usiedliśmy do stołu przyszły nimfy i dały nam półmiski pełne po brzegi, wzięłam sobie trochę sałatki i parę kiści winogron i wzorując się na Danielu wrzuciłam najładniejszą z nich i powiedziałam w myślach: Proszę, niech mój rodzic mnie uzna. Po kolacji położyliśmy się spać. Ja w śpiworze dałam upust myślom i wykombinowałam sobie, że są pozytywne i negatywne rzeczy bycia nieokreśloną. Wymyśliłam po dwa do każdego. Pozytywy 1: nie mam żadnych wrogów od strony rodzica, 2: nikt mnie nie ocenia po rodzicu.
Negatywy 1: nie mogę sobie niczym nadnaturalnym pomóc, 2: oczywiście nie znam swojego rodzica. Po wymyśleniu tych argumentów zasnęłam.
CDN
boskie 😉 kiedy następne?
super 😉
fajne.
ja pisze je co weekend tydzień Calypso ps.dzięki za komentarze
– Cześć siostruniu, dawno cię nie widziałem, już myślałem, że znowu cię ktoś porwał. O i są dziewczyny. Nauczę je strzelać z łuku, pierwsza lekcja gratis. A to kto? – spojrzał na mnie. – Nowa dziewczyna, nowym dwie pierwsze lekcje gratis.
Extra opowiadanko
Fajne Apollo wymiata
wiecie że trucia to moja siostra
fajne 1/99999999 żart 5/5
teraz bury zenek to ziom
superowe!
A Apollo jak zwykle boski xD
te opowiadania sa super.
Apollo jest super. 😀
Nooo. Athena ma rację.
Wymiatasz 😀