Rozdział II
Obudziłam się na szkolnych ruinach. Bolała mnie głowa i brzuch, lecz pomimo bólu zdążyłam usłyszeć krzyki. Wszędzie biegali ludzie wrzeszcząc coś o wybuchu w piwnicy, czy jakoś tak…
Spróbowałam wstać. Głowa odmówiła mi współpracy. Zatoczyłam się i wyłożyłam jak długa. Znowu ponowiłam próbę, tym razem pomyślnie. Zaczęłam szukać przyjaciół, choć nigdzie ich nie było. Ból stawał się jeszcze dotkliwszy, a do tego obraz zaczynał wirować. Mój wzrok szybko błądził po gruzach. Powoli zaczęłam wpadać w panikę. „Gdzie oni są?!” wykrzykiwałam w myślach. Sięgnęłam po pierwszy lepszy kamień i usilnie próbowałam podnieść. Bez skutku. Z coraz większym wysiłkiem starałam się go ruszyć. Ból w głowie narastał, zaczęłam tracić przytomność.
Gdzie oni są?! To zdanie wtedy najchętniej bym wykrzyczała. Zaczęłam się bać, że ich już nigdy nie zobaczę, ból pozbawiał mnie przytomności. Upadłam na kolana. Zanim straciłam przytomność, ktoś jeszcze zdążył mnie złapać.
– Koniec… – wyszeptałam.
Nie wiedziałam, że to początek…
***
Ból.
Tak, to słowo pasuje do sytuacji.
Nie ma co, nieźle się załatwiłam. Bolała mnie prawie każda część mojego ciała. Nie tylko ciała. Choć dość dużo czasu minęło…
Gdy znaleziono mnie przy gruzach, zostałam przewieziona do szpitala. Wielu ludzi pytało mnie, co się stało. Moja odpowiedź? „Nie wiem”. Bo co? Miałam powiedzieć im, że jakiś wielki lew mnie napadł? Nie, to byłoby śmieszne. Bardzo. A potem wróciłam do domu. I ojciec zrobił mi awanturę, że pakuję się tam, gdzie nie trzeba.
Następne dni zleciały szybko. Była szkoła (która pomimo „awarii” nie została zamknięta), obowiązki, a po trzech dniach w szkole pojawili się moi przyjaciele. Moje radość nie miała granic! Później, za późno, bo już zrobiłam z siebie idiotkę na całą szkołę, ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Moi przyjaciele mnie unikali, traktowali jak powietrze. Na moje „Cześć!” nie było odpowiedzi. Najadłam się przez nich dużo wstydu. Do tego zaczęli trzymać się z tym Peterem! Moja cierpliwość była na wykończeniu.
Pozostawało mi jedno wyjście. Zdecydowałam się, że zrobię to dzisiaj popołudniu. W drodze do szkoły zahaczyłam o dom Jake’a. Zgrabnie wyminęłam bramkę i zapukałam do drzwi. Mój przyjaciel mieszkał w dość dużym domu z ogrodem, wraz z siostrą i matką, do których wcale nie był podobny. On miał czarną, bujną czupryny i oczy w tej samej barwie. Owszem, miał czarne oczy. Lekko szare przy źrenicach, ale czarne. Pomimo tych oczu zawsze był wesoły i uśmiechnięty.
Otworzyła mi jego mama. Długie czarne włosy miała związane w kitkę. Pomimo starszego wieku jej niebieskie oczy zawsze błyszczały młodzieńczym blaskiem. Jednak na mój widok od razu przygasły. Zacisnęła wargi i spojrzała w innym kierunku.
– Nie ma go w domu – zabrzmiało to trochę niegrzecznie.
– Nie, nie. Ja do pani – skoro go nie ma, to czemu miała by mnie wypraszać?
Zdziwienie na jej twarzy było bezcenne.
– Przepraszam… więc… to w jakiej sprawie?
– A nie, nic. Może wejdziemy?
Nie była zbyt zadowolona, ale wprowadziła mnie do mieszkania. Za krótkim korytarzykiem znajdowała się kuchnia, wejście do łazienki, salon i schody. Wszystko to było w stylu „mieszanym” ;). Stare wazoniki, szkatułki i inne śliczne pierdoły zaścielały cały dom. Przy stole kuchennym siedziała Lucy, młodsza siostra Jackoba. Lizuska, która doniesie na niego w każdej sprawie. Niebieskooka blondynka podniosła oczy znad swojego podręcznika. Była bardzo zarozumiała, to było widać. Spojrzenie pełne wzgardy wkurzyło mnie, ale cudem się opanowałam.
– Lucy, może się przywitasz…? – matka od małego usiłowała jej wpoić zasady dobrego wychowania.
– Hej… – miałam ochotę ją udusić.
– No, to o co chodzi? – zwróciła się do mnie.
– Chciałam spytać się pani o to samo.
I nagle po schodach ktoś zbiegł. Jake biegł po schodach skacząc co dwa stopnie. Podkrążone oczy były nowością, która mnie przestraszyła. Wyglądał na zmęczonego i wyczerpanego. Fizycznie jak i psychicznie. W rękach miał jakąś bluzkę.
– Mamo, tę mam wziąć?… – spytał. Po chwili mnie zobaczył. – Mel…?
Nie mogłam tam zostać. No bo co bym powiedziała, hm? Wprosiłabym się? Nie. Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi.
– Melanie! Stój, zaczekaj!
Ani mi się śni, miałam ochotę powiedzieć.
– Zaczekaj, wszystko ci wyjaśnię…
W progu się zatrzymałam. Mój wzrok miotał błyskawice.
– Co mi wyjaśnisz?! Unikacie mnie jak ognia. Jakbym była nienormalna! A może jestem, co?
– Melanie, to nie tak jak myślisz…
– No dobra, to co mi wyjaśnisz? – zapytałam nieco łagodniej.
– Ja… – nastała krępująca cisza. – ja… nie mogę…
Tyle wystarczyło. Z powrotem ruszyłam w kierunku bramki. Gdy mój przyjaciel położył mi dłoń na ramieniu, próbując mnie zatrzymać, czym prędzej spod niej uciekłam. Miałam tego dość. Dość kłamstw. Zrobiłam z siebie idiotkę na oczach jego matki, siostry… i jego. Złość we mnie kipiała, skończona cierpliwość… nawet teraz czułam te emocje, gdy leżałam na swoim łóżku, w swoim pokoju, wtulając zapłakane oczy w poduszkę.
Była sobota, dzień wolny. Spałam więc do dwunastej. Ojciec był już pracy, on dni wolnych nie ma. Wiecznie zapracowany, zły i odpowiedzialny. Gdyby zobaczył, jak leżę sobie w najlepsze marnując „cenny czas”, zrobiłby mi awanturę. Nie wiem, czy go kochałam. W każdym razie szanowałam go i jego pracę.
Powoli się podniosłam. Dość mazgajenia się! Cichutko podreptałam do łazienki i z zaciekawieniem spojrzałam w lustro. Moje brązowo-rudawe, falowane włosy jak zwykle przypominały stóg siana. Niebieskie oczy, o odcieniu turkusowym, patrzyły się zbolałym wzrokiem na wysoką, szczupłą postać w lustrze. Jedynie nieliczne złote piegi były, tak jakby, wesołe. Westchnęłam. Czas się oporządzić.
Po skończonej higienie szybko wskoczyłam w jeansy i niebieską koszulkę z krótkim rękawem. Uczesałam się i zabrałam do roboty. Szybko odpaliłam mój komputer. Był stary, powolny i cały oblepiony naklejkami, karteczkami i innymi pierdołami. Cóż, taki jest mój styl. Zanim mój grat się włączył minęło dobre dziesięć minut. Dlaczego nie kupiłam sobie nowego komputera? Po pierwsze, nie mieliśmy tyle pieniędzy, a po drugie: lubiłam tego grata.
Weszłam w wyszukiwarkę. Wiedziałam, że to głupie, ale co miałam zrobić? Wpisałam hasło „wielki, złoty lew”. Po niespełna minucie miałam rezultaty. Była coś tam o królu lwie, o „Opowieściach z Narnii”, o jakimś orderze i o… kung fu ;D. Najbardziej zaciekawiły mnie jednak mity greckie. Były najbardziej wiarygodne i było tam logiczne wyjaśnienie, w które nie do końca jednak… cóż, wierzyłam. No, bo wiecie… bogowie greccy? W mitach „mój” lew był nazywany lwem nemejskim. Szukałam także faceta z jednym okiem i znalazłam. On także był opisywany w mitach. Zaczęłam zagłębiać się w powikłane opisy i króciutkie fragmenty. To nie mógł być przypadek, że moje obydwa „problemy” są zaliczane do mitów. Z każdą nową linijką byłam coraz bardziej przekonana do jednego.
Coś tu nie grało.
CDN
super 😉
boskie
gjenjalne 😉
tylko, żeby nie było jak w Księżycu w nowiu, tam też zaczął jej unikać, nic nie mógł jej nic wyjaśnić itp. ;D
oj niestety nie mam innego pomysłu
ale w następnym będzie coś ciekawszego
co będzie wilkołakiem ??????????????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Swietne
Superowe!
Very mi się podoba!!!
Fajne! Na serio, i ja nie mam nic przeciwko, że by było jak w KwN- prócz wilkołaka xd
co macie do wilkoaków??? Są bardzo hott… choć wolę Jaspera <3. Bardzo mi się podoba….
no tak, też nie mam nic do wilkołaków, ani do wampirów, no, ale w sumie to jest percy jackson, a nie saga zmierzch 😉
Jest. Owszem.
A wikołaków nie będzie!!!
to prawdziwy skarb
Super 😀
Najzwyczajniej w świecie UWIELBIAM .
Super .
boże, to jest wspaniałe!!!!!!!!!! nie wiem co jeszcze dodać. nic nie odda w słowach tego opowidania. ja tego nie skojarzyłam z Księżycem w nowiu-masz swój styl pisania, więc tak mi tu zupłnie nie pasowało. jak będzie podobny bied zdarzeń, to na pewno nie uznam, że go ściągnęłaś z innej książki.
na którejś części Percy’ego na okładce na końcu pisze: ,,zapomnij o Harrym Potterze-poznaj Percy’ego Jacksona.
ja powiem: zapomnij o Harrym Poterze, zapomnij o zmierzchu, zapomnij o wszystkich innych książkach(no oczywiście z wyjątkiem Percy’ego) – poznaj bohaterów opowiadań Myszorka.
jesteś GENIUSZEM!!!!!!!