Cześć!
Wyjątkowo nie mam wiele do powiedzenia… Oprócz tego, że to wyjątkowo krótki rozdział, którego nie lubię (i nie mówię tego dlatego, żebyście mi słodzili, tylko serio go nie lubię!). A zajmował tyle miejsca w zeszycie… Na bogów, uwielbiam pisać na różnych kartkach i w zeszytach, ale nienawidzę tego przepisywać na komputer.
Jeśli ktoś nie czytał wcześniejszych części, to odsyłam do trzeciej, tam są wszystkie linki.
http://rickriordan.pl/2016/07/potega-zywiolu-3
Cóż, do bogini mi daleko, bynajmniej dziękuję 😉 Nie pogardziłabym beagle’m…
Ale wytłumaczcie mi, dlaczego ja już planuję sequel…
~Isabell22
PS. Wszystko, co jest tu napisane, ma swój cel.
Po wyjściu z Wielkiego Domu skierowałam się do domku Posejdona, trzymając Rose za ramię. Widziałam, jak przyglądała się odnowionym budynkom uważniej niż wtedy, gdy ciągnęła mnie po całym Obozie. Zresztą wtedy spacerowałyśmy głównie po Rzadko tu przyjeżdżała, a podczas jej ostatniej wizyty połowa wciąż była zniszczona…
– Ładnie tu – powiedziała, wchodząc do mojego domu. Usiadła na jednym z wolnych łóżek. Oglądała wnętrze z lekkim uśmiechem na pomalowanych ciemnoróżową pomadką ustach. Na jej czarne włosy padały promienie zachodzącego słońca. Pomarańczowo – czerwone smugi na niebie harmonizowały z różami wymalowanymi na jej czarnej sukience.
Jeśli mogłabym zmienić wygląd, chciałabym mieć jej urodę.
Leżący przy moich kolanach Herbi poruszył się lekko, wyrywając mnie z rozmyślań. Spojrzałam na niego i zaczęłam go głaskać, po czym odezwałam się cicho:
– Dlaczego tu jesteś, Ro?
Popatrzyła na mnie z udawanym zdziwieniem. Była niezłą aktorką, ale mnie nie mogła oszukać. Chociaż… No dobrze, kilka razy jej się udało. Może nawet kilkanaście… Lub kilkadziesiąt. Ale i tak nie mogła, okay?
– Dobrze wiem, że nie przyjechałaś to bez powodu, Ro. Wiem, że nie jesteś tu, żeby zapoznać mnie z Jessicą ani żeby zrobić ze mnie żywą lalkę. Nie po to, żeby pokazać mi uzależnionego chłopaka ani żeby oprowadzić mnie po Obozie, zresztą raczej ja powinnam to zrobić.Od czego próbujesz odciągnąć moją uwagę? – spytałam, patrząc na nią ukradkiem. Teraz trzymała głowę opuszczoną, a jej dobry humor wyraźnie się gdzieś ulotnił. Prawdopodobnie wyjechał na wakacje razem z jej uśmiechem. – Nie próbuj kłamać, Ro. S’il te plaît [proszę].
Przez chwilę panowała cisza. Położyłam się, budząc psa. Skierował na mnie zaspany wzrok, po czym ułożył się na moim brzuchu z głową między łapami. Uśmiechnęłam się, podziwiając jego urok. Z chęcią zrobiłabym zdjęcie, ale nie bardzo miałam czym. Zakaz elektroniki w niektórych momentach był bardziej uciążliwy, niż się to wydawało.
– Opowiedz mi, co się wydarzyło odkąd Pyton zniszczył Obóz. – Wyrwała mnie z kolejnego stanu niemyślenia. Chyba byłam zmęczona… Zazwyczaj nie zamyślałam się tak często.
– Dzieci Apollina robiły wszystko, żeby uratować rannych, ale mogli ożywić zmarłych. Dużo ich było… – Przez moją wyobraźnię przemknęły dziesiątki palonych całunów i setki przygnębionych lub zapłakanych twarzy. Zaczęłam mrugać, nie chcąc tego rozpamiętywać. To bolało, pomimo tego, że nie znałam większości poległych. Każdy z nich przypominał mi o Johnny’m…
Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko, zanim kontynuowałam opowieść.
– Później zajęto się odbudową domków. Pomagały te szkielety od Nica di Angelo… Ale potem on zniknął. Nie zobaczyliśmy go więcej. – A zanim odszedł, powiedział mi, że John nie umarł… Nie potrafiłam mu uwierzyć, chyba nawet nie do końca chciałam. Ta myśl rozpalała we mnie płomyk nadziei, którą gasił zimny strumień prawdy. Uświadamianie sobie nierealności tego marzenia sprawiało największy ból. Prawda roztapiała metalowy łańcuszek pragnienia i tęsknoty.
Oh, najlepszy moment na piękne myśli.
– Nie działo się nic ciekawego, dopóki nie przyszła Nyks. Mówiła coś o ginących satyrach, półbogach i mądrych potworach, wiedzących, gdzie zaatakować… Ogłosiła misję i mnie na nią wysłała, oczywiście razem z Erikiem i Clare… Zaraz, ty to wszystko wiesz – stwierdziłam, przyglądając się jej uważnie. Nie okazywała żadnych emocji. Żadnego zdziwienia, smutku, ani nawet krzywego uśmiechu. Nic. Po prostu siedziała, a ciemne loki zasłaniały jej twarz. – Co jeszcze wiesz, Ro? – Mój głos nabrał ostrego tonu.
Wreszcie podniosła głowę, ale nie zobaczyłam na niej tradycyjnej miny. Zamiast radosnego uśmiechu i figlarnych iskierkach w oczach dostrzegłam w nich łzy.
Rose rzadko płakała na poważnie. Czasem wzruszała się na filmach lub przy książkach, ale to było kilka kropel, które „wymknęły się spod kontroli” lub „zostały przelane dla pamięci”. Takie sytuacje nie przyczyniały się do jej złego humoru, potrafiła się po nich śmiać. Zazwyczaj była silna i dawała oparcie innym. Kiedy czuła się naprawdę dotknięta, musiało wydarzyć się coś poważnego. Jej szloch sprawiał, że chciałam ją przepraszać i dziękować za każdą chwilę, gdy była przy mnie i pomagała mi. Przez niego miałam wyrzuty sumienia, że nie umiałam się odwdzięczyć…
Delikatnie zsunęłam z siebie beagle’a. Warknął cicho, ale nie obudził się. Usiadłam obok dziewczyny, otaczając ją ramieniem. Położyła głowę na moim ramieniu, przez co włosy zasłoniły jej twarz. Drżała nieco.
Sądziłam, że nic nie powie, ale znów mnie zaskoczyła. Była silna nawet podczas słabości… Jej cichy, melodyjny głos przeciął ciszę. Przez chwilę po prostu wsłuchiwałam się w niego, zanim zorientowałam się, że nie mówi już po angielsku.
– Widziałam… jak ich za… zabijają. Nie mieli… najmniejszych szans, ale… nie mogłam… Nie mogłam nic zrobić… A później… Na ich ciałach wyryli jakieś znaki. Nożami…! – jęknęła, a ja wzdrygnęłam się. Samo wyobrażenie było straszne, jak okropna musiała być rzeczywistość…?
Rozmyślając, poczułam, jak objęła mnie w pasie, mocno zaciskając dłonie.
– Zostawili też kopertę i złotą różę. One… Były zamoczone w krwi tych dzieci – szepnęła. – Nie dotknęłam ich. Ja… Uciekłam.
Czując napływające do oczu łzy, zjechałam dłońmi na jej talię, zacieśniając uścisk.
Znienacka zmarszczyłam brwi. Miałam wrażenie, że jest chudsza niż wcześniej… Niepokój o nią przyćmił kwestię morderstwa. Zaczęła się odchudzać? Przecież nie miała z czego… Chyba że to ze stresu. Ale jaka mogła być jego przyczyna? Czyżby skrywała jeszcze więcej sekretów, do których nie chciała się przyznać?
I znów ten żółty kwiatek.
Musiałam porozmawiać z kimś na ten temat… Może Emily by coś wiedziała…?
Nagle oderwała się ode mnie i spróbowała wstać, ale złapałam jej nadgarstek i pociągnęłam z powrotem na łóżko. Gdzie ona chciała iść w takim stanie…? Przecież po moim beznadziejnym pseudo pocieszaniu wciąż była roztrzęsiona…
– Właściwie… Nie przyszłam tu sama. Powinnam do nich… – zaczęła, ale przyłożyłam palec wskazujący do jej ust.
Jej czarne loki przestały wreszcie zasłaniać twarz, więc przyjrzałam się jej uważnie. Jej oczy zaczerwieniły się i nieco opuchły, a tęczówki przybrały zielonego odcienia. Zazwyczaj były piwne, ale zmieniały barwę, gdy była w stanie mentalnego rozbicia dzielnicowego.
Wstałam i podeszłam do szafki obok okna. Wyciągnęłam z niej jakieś materiałowe spodnie, trochę za dużą na mnie koszulkę i bieliznę. Wprawdzie Rose przewyższała mnie wzrostem, ale nie była to szczególnie duża różnica.
Rzuciłam ubranie na niebieską pościel, po czym udałam się do łazienki. Wzięłam jakiś miękki ręcznik i ułożyłam go na ramionach kuzynki.
– Jutro to zrobisz, teraz pora spać. Zostaniesz na noc? – spytałam retorycznie, unosząc brew. Doskonale znałam odpowiedź, gdyż nie przyjmowałam odmowy.
Skinęła głową, uśmiechając się delikatnie.
Tak, z uśmiechem wyglądała lepiej.
Bardzo ciekawi mnie cala historia! Chcalabym poznac blizej John’a! Pisz szybko i wysylaj, bo nie moge sie doczekac!
PS Tez czuje roznice poziomow miedzy tym a pozostalymi rozdzialami ale i tak jest spoko!
PPS Weny !
Poznanie Johnny’ego bliżej może być trudne, zważywszy na to, że zginął…
I w ogóle, teraz zauważyłam, że zdanie mi się ucięło…
„Zresztą wtedy spacerowałyśmy głównie po…” plaży i nieopodal lasu.
Znaczy wiesz, u mnie Thomasa bedziecie poznawac prawdopodobnie dopiero w nastepnej serii badz w epilogu. A mnie chodzi moze o jakies wspomnienie z nim… Ale to twoje opko i twoja historia! Nie wtracam sie! Weny! :-*
Zaciekawił mnie wątek o tym liście w krwi. O co chodzi????????? I co było w tym liście? Znaki wyryte krwią??? Jakie znaki??? Czekam na następny rozdział. Może coś wyjaśni
Wg mnie rozdział jest fajny. A no i wydaje mi się, że w zdaniu: „ale mogli ożywić zmarłych.” zabrakło „nie”. Ale nie czepiam się. Całość super.
Niech Twój beagle (i wena) będzie z Tobą.
Dziękuję 😉
Masz rację, tam powinno być „nie”. I było, ale musiałam to jakoś źle skopiować.
Jeśli chodzi o te listy, to do odkrycia ich znaczenia jeszcze długa droga… To tak samo, jak z „żółtymi kwiatkami” (czytaj: złotymi różami).
Beagle’a nie mam… Ani żadnego innego zwierzęcia, co powoduje mój brak umiejętności w opisywaniu ich zachowania i tym podobnych ;’) Po prostu rok temu, podczas początków tego opowiadania, chciałam mieć beagle’a…
Czytając to, miałam delikatne wrażenie, że głównej bohaterce podoba się Ro. Taka mała uwaga, haha :’) Opisałaś tę relację mocno związkowo, czułam się troszkę, jakbym czytała scenę pomiędzy uroczą parką, w której Ro jest tą słabszą, którą trzeba chronić.
W kilku miejscach widnieją powtórzenia, po prostu staraj się ich mocno unikać. Sama z moich początków wiem, jakimi są podstępnymi krowami. Zaczają się i hyc. Po Tobie. Rozdział troszeczkę przynudzający, ale jak sama powiedziałaś – zadowolona z niego nie jesteś. Mogłaś to wszystko opisać żywiej, dodać do tego jakiś pazur, wstawkę, przerywnik siedzenia w jednym pomieszczeniu, bo właściwie nie wydarzyło się tu niemal nic. Nie wciągnęło. W międzyczasie czytania tego zdążyłam zaparzyć sobie herbaty i zrobić grzanki, a co za tym idzie, nie przeczytałam opka na jednym tchu. Ale no słuchaj, nie jest świetnie, ale tragicznie nie jest też. Wisisz na granicy dobrego stylu, zahaczając o niego, ale nie do końca się jeszcze zakotwiczając. Pracuj dalej, może kiedyś wpadnę i coś akurat mnie zaciekawi do tego stopnia, że przeczytam, a nawet skomentuję! Nie obiecuję, bo pojawiam się tu raz na ruski rok i zazwyczaj komentuję prace tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy (w żadnym razie nie mam na myśli Ciebie!) Powodzenia!
//Chione
O kurczę, Chione, czuję się zaszczycona, czytając Twój komentarz. Dziękuję!
Co do powtórzeń i innych – nie znoszę sprawdzać prac. Dlatego staram się na bieżąco wszystko poprawiać, szukam odpowiedników powtórzeń, ale nie zawsze mi się udaje. Wiem, że mnie to nie usprawiedliwia, jednak…
A jeśli chodzi o Joanne i Rose… Wiem. Ostatnio ciągle mi wychodzą takie nieplanowane parringi. 😉 W sumie to pewnie nawet shippowałabym je, gdyby nie były kuzynkami. Znają się od dziecka, są wręcz najlepszymi przyjaciółkami, ale raczej nic poza tym. Moje plany ich dotyczące Roanne (bogowie, dlaczego?) ograniczają się do przyjaźni.