Moi kochani! Wreszcie napisałam! To jedno z najdłuższych, bądź najdłuższa część PC. Dedykuję ją każdej osobie, która jest zakochana. Nie, nie wiem, czemu akurat taka dedyka, choć może to przez to, że na polaku omawialiśmy ,,Hymn o Miłości”. Uprzedzam Was również o tym, że niedługo kończę PC. I NIE, tym razem NIE żartuję. Mam coraz mniej czasu, a PC i tak jest jedną z dłuższych serii na blogu (nie patrzę na numerację, ale na długość tekstu w opowiadaniach. Choć i tu i tu nieco się wyróżniam). Dodaję jeszcze, że nie wiadomo, kiedy ukaże się następna część. Równie dobrze może w poniedziałek jak i za dwa tygodnie lub za miesiąc.
Całuski carmel
PS. Proszę o komentarze! One karmią wenę twórczą!
PS2. Artemida była i jest mi potrzebna, ale nie tak jak wy uważacie. Więc nie myślcie, że wwaliłam ją wtedy na siłę do opka 😉
Leżałam na niewygodnym, polowym łóżku w hercosiowym domku. Moje oczy penetrowały jasny sufit. Widziałam na nim kilka różnych plam – jedne po gazowanych napojach, inne były najprawdopodobniej śladami łap idiotów. Nawet nie chciało mi się ich pytać, skąd się wzięły tam odbicia ich rąk. A nawet jeśli bym miała ochotkę, to nie mogłabym się ich zapytać – wszyscy teraz jedli obiad. Dlaczego nie byłam w Jadalni? Bo próbowałam obmyślić plan działania. Nie, wyjątkowo nie chodziło o moją zrytą rodzinę, ale o… BAL! Miał się odbyć za trzy dni, a ja, ofiara losu numer jeden na całej kuli ziemskiej, tak mocno przejmowałam się Izi oraz Nyx, że całkowicie wypadło mi z głowy, że nie miałam jeszcze partnera. Taaak. Byłam beznadziejna, szczególnie, że Aronia przypominała mi o imprezie przynajmniej raz dziennie, ale po krótkim czasie jej jęczenia przestałam zwracać uwagę na to, co mówiła. Do tego ostatnio miałyśmy te lekki zwarcie pomiędzy. Ale już jest dobrze. Obie o nim nic nie wspominamy.
Najgorsze było to, że sama siebie wkopałam. Nie wiedziałam czemu, ale Gotka uparła się, abym szła z Jake’iem. Kiedy oznajmiłam jej, że Jake idzie z Mają, nic ją to nie obchodziło. Wolałam nie informować Aronii, ani Cass o tym, że to ja namówiłam Jake’a, aby poszedł ze srebrnowłosą. Zabiłyby mnie. Choć nie. One by mnie pogrzebały żywcem. Albo spaliłyby na stosie.
Sam Jake też był problemem. Wielkim problemem. Unikałam go jak ognia, a on sam był cały czas gdzieś ciągnięty przez Maję, więc miałam ułatwione zadanie. Jednak niepokoiło mnie to, że Nyx jeszcze się nie odzywała w sprawie pocałunku. Ona coś knuje. Coś bardzo, bardzo złego.
Najbardziej bałam się tego, że Jake zbyt dużo wiedział. Zdawał sobie sprawę, że coś było nie tak. A nie powinien.
Nagle zamrugałam. Od kiedy on przestał być dla mnie Idiotą? Sama już nie pamiętałam… .
Ale przynajmniej część moich problemów znikła. W dokładności; Artemida. Pojawiła się niedawno i widziała jak szłam do Lasu. Chciała wygadać wszystko Chejronowi, ale na koniec końców nie zdążyła wspomnieć – wyjechała natychmiast po tym jak mnie spotkała. Jakieś super-ściśle tajne spotkanie bogów. Podobno jedno z najważniejszych w całym tysiącleciu – wezwali nawet na Olimp Hadesa, gościa trupka. To podejrzane…
Usłyszałam głośny huk, a drzwi walnęły o ścianę. Do środka wpadł Denis. Upadł na podłogę, opierając się na rękach, aby nie rozwalić sobie nosa. Oddychał ciężko, musiał bardzo szybko biec. Gdy podniósł głowę, ujrzałam, że jego twarz miała żurawinowy kolor, a włosy przybrały nieco ciemniejszą barwę rudego od potu, tak że przypominały teraz jesienne liście.
Syn Tanatosa wycharczał;
– Sekunda. – znowu wziął głęboki oddech.
Po chwili w drzwiach pojawiła się Aronia. Weszła pewnym siebie krokiem, omijając z gracją półżywego ze zmęczenia Denisa. To wyglądało jak scena z jakiegoś kryminału, szczególnie, że córka Hermesa miała na nogach mega wysokie obcasy, a jej ostry makijaż upodabniał ją do księżniczki wampirów.
– Dlaczego nie przyszłaś na obiad? – spytała lekko, ale zauważyłam, że przygląda mi się badawczym wzrokiem.
Wyglądała nieco inaczej niż zwykle. Jej skórę w dalszym ciągu cechowała oliwkowa barwa, a czekoladowe oczy otoczone natuszowanymi rzęsami, błyszczały. Jednak coś mi nie pasowało.
Dopiero po sekundzie zrozumiałam, że chodziło o fryzurę. Aronia zawsze miała długie, rozpuszczone pukle, jednak tym razem jej włosy były nienagannie ułożone w elegancki koczek. Przez to wyglądała na starszą niż w rzeczywistości była.
– Nie chciało mi się jeść. – nie skłamałam. Naprawdę nie miałam na nic ochoty.
Ale skoro powiedziałam prawdę, to dlaczego zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia? Przecież nie musiałam jej zdradzać wszystkich moich przemyśleń!
– Mam dla ciebie powalającą wiadomość. – Aronia zrobiła poker face.
– Jaką? – spytałam znudzona.
– Nie masz z kim iść na bal.
No to już przesada! Aronia to moje prywatne życie, NIE MUSISZ MI TEGO BEZ PRZERWY WYPOMINAĆ, DO CHOLERY! WIEM O TYM! TRZEBA BYŁO MYŚLEĆ WCZEŚNIEJ O CHŁOPAKU!!!
Miałam ochotę wykrzyczeć jej to w twarz, wrzasnąć, żeby się ode mnie odwaliła.
Nie zrobiłam tego.
Coraz częściej chciałam krzyczeć, wyzywać i po prostu kogoś uderzyć. Czułam złość na cały świat. Potrafiłam zrobić sobie krzywdę przez ten gniew. Oczywiście przez przypadek, ale to i tak bolało. Nadal miałam poranioną rękę po rozwaleniu lustra, choć były to już jedynie blizny.
– Aha. – rzuciłam krótko z kamienną twarzą.
Następnie wstałam i wyszłam z domku, nie zwracając uwagi na Denisa.
Bałam się, że gdybym została tam minutę dłużej to uderzyłabym Aronię.
Powoli traciłam nad sobą kontrolę.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Siedziałam w Lesie i beczałam.
Tak. Ja, Amelia Avili, postrach Obozu płakałam jak mała dziewczynka. Dlaczego? Sama do końca nie wiedziałam. Bolała mnie głowa. Czułam się przygnębiona. Poczucie winy, które pojawiło się po tym jak chciałam walnąć moją przyjaciółkę wcale nie pomagało.
Do tego te ciągłe wpadanie w gniew.
Co się ze mną działo?
Powoli przetarłam oczy. Policzki miałam całe w zaschniętych łzach, a w gardle powstała wielka gula, która przeszkadzała mi w oddychaniu.
Promienie słoneczne przebijały się przez potężne gałęzie drzew i oświetlały liście nieduże krzaku, obok którego siedziałam. Gleba była mocno ubita i wilgotna, choć tu nigdy nie padał deszcz. Ciekawe, jak tyle roślin wytrzymuje bez wody? Musiałam się oto kogoś dopytać.
Podkuliłam nogi pod brodę i westchnęłam. Drżałam na całym ciele, a było ponad 20 stopni celsjusza. Jednak niebezpieczeństwo mogło być wszędzie… .
Kurde, Avili! Weź się w garść! Wpadasz w paranoję!
Nagle w uszach rozbrzmiał mi lodowaty, melodyjny głos:
,,Och, Amelio, czemu siedzisz tak sama? Przyjaciele nie mają ochoty spędzać czasu z taką ofiarą losu jak ty?”
WAL SIĘ.
,,Córeczko, naprawdę, musisz zmienić swoje słownictwo w stosunku do starszych.”
Akysz! Wyłaź z mojej głowy, Nyx!
,,Cóż, skarbie, niemiło mi słyszeć, że tak brzydko zwracasz się do starszych. Jesteś mi jednak potrzebna, dlatego nic ci nie zrobię. Ale uważaj. Za następne nieposłuszeństwo będzie sroga kara.”
Krzyknęłam zrozpaczona i sfrustrowana. Dlaczego ona mi rozkazuje?! Dlaczego ona mi zabrania?! Niech się ode mnie odwali. Najlepiej by było, gdybym się nie urodziła!!! Wtedy miałabym święty spokój!!!
Wzięłam pierwszy lepszy patyk i w przypływie złości skaleczyłam nim sobie nadgarstek. Drewno zostawiło na mojej skórze cienki ślad, z którego płynęła ciemnoczerwona, gęsta krew. Przez chwilę patrzyłam na nią zszokowana. Czemu ja to zrobiłam? No tak, żeby rozładować agresję.
Byłam aniołem. Aniołem, który jeśli dalej będzie tak postępował wróci do domu. Dalej pamiętałam wpis jakieś dziewczyny na jej blogu:
,,-Jesteś aniołem.
-Co?
-Mama mówiła mi, że Ci, którzy mają skaleczone nadgarstki to anioły.
-Nie jestem aniołem.
-Ależ jesteś. Mama mówiła, że tylko anioły się okaleczają, bo nie lubią życia na ziemi.
Ten świat ich niszczy więc próbują znów wrócić do nieba. Są zbyt wrażliwi na ból innych i ten własny.
-Wiesz, Twoja mama jest bardzo mądra.
-Dziękuję. Też jest aniołem, ale wróciła już do domu.”*
-Co?
-Mama mówiła mi, że Ci, którzy mają skaleczone nadgarstki to anioły.
-Nie jestem aniołem.
-Ależ jesteś. Mama mówiła, że tylko anioły się okaleczają, bo nie lubią życia na ziemi.
Ten świat ich niszczy więc próbują znów wrócić do nieba. Są zbyt wrażliwi na ból innych i ten własny.
-Wiesz, Twoja mama jest bardzo mądra.
-Dziękuję. Też jest aniołem, ale wróciła już do domu.”*
Pamiętam, że kiedy to przeczytałam po raz myślałam, że to jest strasznie pesymistyczne.
Teraz wiedziałam, że to było realistycznie.
Może nawet zbyt.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Szłam sobie zmęczona po Obozie. Moje myśli biegły z prędkością tysiąc na godzinę. Czy Nyx znowu będzie mnie dręczyć? Czy byłam bezpieczna?
– Mel! Ej, Melia! – usłyszałam za plecami czyjeś wołanie. Westchnęłam i odwróciłam się.
W moją stronę zasuwał Denis. Co chwilę darł się do mnie. Kiedy podbiegł bliżej, zatrzymał się nagle i wydał z siebie zduszony jęk;
– Bogowie, ale szybko się przemieszczasz… .
Uśmiechnęłam się. Tak, zachowuję się jak jakaś baba w ciąży. Byłam zła, potem płakałam, a teraz się szczerzyłam jak idiotka do sera. Jednak Denis to jeden z tych ludzi, na których człowiek nie potrafił się denerwować. Do tego ta scena po pewnym względem cechował komizm niczym z jakiegoś tandetnego serialu typu ,,Moda na sukces”. ,,Dziewczyna ucieka od ukochanego i chowa się w Lesie. Tam nawiedzają ją jej demony, ale ona im się przeciwstawia. Następnie chłopak odnajduje swoją lubą i chce z nią przeprowadzić rozmowę. Jak to się skończy? Dowiecie się w odcinku pięciotysięczny sześćdziesiątym szóstym!” Kiedyś słyszałam, ze ,,Moda na sukces” skończy się wtedy, gdy nadejdzie apokalipsa. Szczerze mówiąc, wydawało mi się, że jeśli moja mama dalej będzie tak kombinowała to chyba nie pojawi się odcinek sześciotysięczny.
– Hello, Mel. – Denis pstryknął mi palcami tuż przed oczami.
Mrugnęłam, zmieszana. Extra, Avili! Znowu odleciałaś w krainę ,,TV TO MÓJ ŚWIAT”. Najpierw porównywanie swojego życia do tandetnej ,,Mody na sukces dla dzieci”, a potem myślenia o ,,Modzie na sukces dla moherów”.
– Co jest? – zapytałam, ale po chwili przybrałam groźną minę – Jeśli Aronia ma zamiar na mnie krzyczeć… .
– Nie, szczerze mówiąc jej jest trochę głupio, że ci tak na bezczelną dziewuchę wypomniała, że nie masz z kimś iść. Ale ona po prostu marzy, żebyś poszła z Jake’iem.- Musiałam mieć naprawdę mocno zszokowaną minkę, bo Denis parsknął śmiechem. – Chcę ciebie po prostu poinformować, że Ada ma zamiar zaprosić Cass na imprezę.
O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE, O BOGOWIE!!!!!!!!!!! ADA CHCE ZAPROSIĆ CASS!!! Stop! ALE ONA JUŻ CHYBA Z KIMŚ IDZIE!!!!! CHOLERA!!!! Jak się nazywał jej wybranek? Luke? Nieee. Louis!!!
– Potrzebuję worka, prześcieradła, liny i kamieni oraz ciasteczka. – rzekłam z poważną miną – Trzeba pozbyć się chłopaka Cass.
– Amelia, oto chodzi, że nie trzeba. Luke – cholercia, jednak to był Luke! – zmienił zdanie i nie idzie z nią.- syn Tanatosa patrzyła na mnie niepewnie.
– Skąd to wiesz? – spytałam. Moje gały miały pewnie wielkość pięciozłotówek.
– Powiedział jej to. Na obiedzie. Przy wszystkich. Zostawił ja dla jakiejś laski od Demeter czy tam Persefony. – Denis skrzywił się, a w jego zielonych oczach rozbłysło oburzenie.
Przez sekundę wpatrywałam się w mojego kumpla szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony chciałam polecieć i pocieszyć Cass, a z drugiej… .
Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie.
– Mel, gdzie idziesz? – Denis prześcignął mnie i zastąpił mi drogę.
– A jak myślisz? Lecę sprać tego debila, Luka, czy tam Louisa. – warknęłam.
– Ale nie możesz!
– Niby czemu?
– To syn boga Wojny! – rzucił Denis.
– Mam doświadczenie w bójkach.
– Będzie miał przy sobie kolegów! – krzyknął.
– To świetnie, będzie mógł się przed nimi od razu pochwalić, że pobiła go piętnastolatka.
– Ty nie masz szesnastu? – rudowłosy zamrugał kilkakrotnie.
Skrzywiłam się.
– Mam piętnaście, prawie szesnaście. – oświadczyłam.
Denis przez chwilę wpatrywał się we mnie jak w wariatkę.
– Żartujesz.
Uniosłam oczy ku niebu.
– Nie, wyobraź sobie, że znam swój wiek. A teraz przesuń się, idę zarobić kolejny szlaban.
– Ale musimy zmobilizować Adę, żeby zaprosił Cass. Chłopak zabrał ją na skraj lasu, żeby ją pocieszyć, jednak zdradził mi wcześniej, tuż za nim ją zabrał, że chce ja zaprosić! Chodź!
Zawahałam się. Miałam zamiar złamać nos temu byłemu Cass, ale z drugiej strony trzeba było zachęcić Adę… . Ten chłopak potrafił obliczyć najtrudniejsze zadanie z matematyki, na których wyłożyli się sławni uczeni, ale w stosunkach damsko-żeńskich to był osłem, nie obrażając osłów!
– Mel, rusz się, szybko. – Denis pociągnął mnie za rękaw.
Przygryzłam wargę.
– Niech ci będzie.
Chłopak wyszczerzył się, widocznie zadowolony z tego, że udało mu się przekonać mnie, mega upartego barana. Strzeliłam go za to w głowę, a on jęknął;
– Patologiczna dziewczyna.
Chciałam mu przywalić jeszcze raz, ale zrobił unik. Zamiast tego kopnęłam go w kostkę, przez co wylądował na glebie. Wyszczerzyłam się wrednie. Górą dziewczyny!!!
Następnie Denis wstał. Nie mogłam się powstrzymać i jeszcze raz go podcięłam. Tym razem chłopak się zdenerwował. Wstał i zaczął mnie gonić. Darłam się jak psychiczna, a jednocześnie śmiałam się. Widziałam jak herosi oglądali się za nami z dziwnymi uśmieszkami i coś do siebie mówili, ale nie obchodziło mnie to.
Niespodziewanie syn Tanatosa rzucił się na mnie. Walnęłam mocno w podłożę, obdzierając sobie przy tym kolana. Denis był cięższy nawet od Jake’a. Bogowie, ile on ważył…? Moje płuca chyba przestały pracować!
Wtedy zapytał się;
– Po co ci było ciasteczko, do tych lin i kamieni?
– Trzeba było mieć coś, żeby przekupić świadków. – wychrypiałam. Wiedziałam, rozwalałam system. Ale naprawdę mógłby ze mnie zejść!
Jednak nigdy nie sądziłam, że Denis umiał tak głośno śmiać się.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Przycupnęłam razem z Denisem w krzakach. Gałęzie delikatnie orały moje policzki.
Wcześniej, razem z chłopakiem, szliśmy krańcem Lasu, tak abyśmy mogli zauważyć, gdzie byli nasi przyjaciele, jednocześnie przemieszczając się niedaleko krzaków, które stanowiły naszą kryjówkę.
Wychyliłam się mocniej, aby ujrzeć więcej szczegółów z miejsca, gdzie stali moi przyjaciele. Była to nieduża polana pełna polnych, wielobarwnych kwiatków. Trawa wydawała się w tamtym miejscu nienaturalnie zielona, a złociste promienie słoneczne delikatnie podkreślały urok tego terenu. Łąkę zewsząd okalały wysokie świerki z długimi gałęziami. Wow. Uroczo.
Cass, która znajdowała się na środku tej miejscówki, cicho szlochała i drżała na całym ciele, bynajmniej nie z zimna. Widząc to, chciałam podbiec do niej i powiedzieć ,,Ej, mała, nie martw się! To był idiota, nie zasługiwał na ciebie!” i zacząć ją dalej pocieszać, ale Denis złapał mnie za rękę, co odebrałam jako znak ,,Spokojnie.” Zacisnęłam zęby, ale uspokoiłam się, gdy zobaczyłam, że Ada mocno przytula do siebie córkę Afrodyty i mówi dokładnie to samo, co ja chciałam. Widać, że byliśmy z tych przyjaciół, którzy czytali sobie w myślach!
Nagle Cass oznajmiła;
– Pewnie wyglądam jak panda, tak? – dziewczyna podniosła twarz.
Była ona cała umazana srebrnym cieniem do powiek i resztkami mascary. Włosy córki Gołębicy układały się w beznadziejny kołtun. Zaczęłam modlić się, żeby Ada nie palnął niczego głupiego.
– Eeeeeee… .
Cass, nie słysząc zaprzeczenia, zaczęła beczeć dwa razy mocniej. Blondyn zrobił zakłopotaną minę, a ja najchętniej bym w niego czymś rzuciła. Debil! Trzeba było jej strzelić tanim tekstem: ,,Nawet umazana tuszem, jesteś dla mnie piękna” i ją zaprosić!!! Dziewczyna by się prawdopodobnie zgodziła!
Ale jeśli Cass by nie chciała iść z Adą…? To… możliwe. Zaschło mi w ustach. Co jeśli ona uważała go tylko za kolegę?!
– Cass-s, ja… j-ja – no, świetnie, Ada sam z siebie dostał ataku jąkania, a Cass płacze. Nie ma co, ten to umiał zapraszać!
Narastająca niepewność i irytacja były niedotrzymania. Poczułam, że Denis, o którego obecności prawie zapomniałam, łapie mnie mocniej za dłoń, ale było za późno.
Wstałam i poleciałam do Rudej, potykając się o kępy wysokiej trawy. Cholera, jeśli kleszcz mnie ugryzie, to wina Ady!
Nie wiele myśląc, odepchnęłam zdziwionego Adriana i przytuliłam przyjaciółkę. Pachniała lawendą i fiołkami, pewnie zmieniła perfumy. Jej czupryna łaskotała mój podbródek, ale dziewczyna miała w sobie coś uspokajającego.
– Cass, złotko, spokojnie. Już dobrze, ten drań tak dostanie, że po tym wydarzeniu nigdy nie pokaże swojej durnej twarzyczki.
Ada pewnie dalej wpatrywał się we mnie jakby zobaczył ducha i byłam pewna, że w tej właśnie chwili Denis wyzywał mnie od idiotek, ale mało mnie to obchodziło. Liczyło się to, że musiałam pocieszyć swoją najlepszą kumpele.
Wtedy dosłyszałam soczyste przekleństwo i ujrzałam, że w naszą stronę leci Aronia. Kok miała zniszczony, a policzki zaczerwienione. Biegła z trudem, co chwilę prawie nie zaliczała gleby. Bosz, miałam nadzieje, że jak ja zasuwałam do Cass, to tak to nie wyglądało…. .
– Biedactwo ty moje, Ada ściemniał! Wyglądasz jak księżniczka! – zaćwierkotała i otarła smugę z policzka Cass.
– Dzięki dziewczyny-y. Jesteście najlepsze. – córka Afrodyty mówiła cichym, zdławionym głosem – Idealne z was przyjaciółki.
Złapałam spojrzenie Aronii. Jej oczy były smutne i pełne skruchy. Mówiły ,,Przepraszam za tamto”. Mimowolnie zaczęła mi drżeć warga. Ludzie, tyle płakać było niezdrowo, ale obraz zaczął się mi rozmywać, a oddech stał się urywany. Nie byłam pewna, która pierwsza się rozbeczała, ja czy Aronia, ale teraz wszystkie trzy stałyśmy wtulone w siebie, całe we łzach.
– One dostały naraz miesiączki, czy co? – usłyszałam głos Denisa. Normalnie by dostał w twarz, jednak teraz nie mogłam go walnąć, bo mazgaiłam się.
– Nie, stary. To najzwyczajniej solidarność jajników.
Nie byłam pewna kto to powiedział, lecz kojarzyłam ton z jakim to oznajmił, choć tego z pewnością nie oznajmił Ada.
No tak. Ada.
– Cas-ss, a-a może p-pójdziesz na imprezę z-z Adą? – zapytałam przez gulę w gardle.
Wydawało mi się, że kula ziemska zatrzymała się, a grawitacja przestała istnieć. Nie słyszałam już rozmowy chłopaków, ani wdechów Aronii.
Wszystko zależało od Cass.
– J-ja bym p-poszła-a jeśli Ada chce… . – szepnęła, jednak na tyle głośno, abyśmy ją usłyszeli.
Szczęście uderzyło mi do głowy! Pójdą razem, pójdą!!! Czyli była nadzieja na małe Adusiątka i Cassiątka!
Razem z Aronią zaczęłyśmy się mazać jeszcze głośniej, oczywiście z radości (tiaaa, byłyśmy dziwne), a Ada krzyknął;
– Jasne, że chcę! To znaczy…eee…pójdę z tobą. – szybko zmienił swój ton głosu na obojętny.
Parsknęłam śmiechem i jeszcze mocniej wtuliłam się w dziewczyny. Zegarek Aronii wbijał mi się w biodro, a Cass chyba już z dziesięć razy nadepnęła moją biedną stopę, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.
Nie wiedziałam, ile tak stałyśmy, przytulone, ale poczucie bezpieczeństwa i rodzinnego ciepła jeszcze nigdy nie było dla mnie takie odczuwalne. Nawet w rozmowach z Izi.
– Wy niewychowane dzieciaki! Niby jesteście dżentelmenami? Powinniście pocieszać te damy, a nie się im przyglądać jakbyście jeszcze płci żeńskiej nie widzieli! – chropowaty głos zwrócił uwagę moją, Cass i Aronii.
Razem odwróciłyśmy się w stronę chłopców, którzy byli bladzi ze strachu. Zauważyłam wśród nich Jake’a. Czyli to on mówił o tej solidarności! Ale skąd on się tu wziął? Śledził mnie? Raczej nie, lecz… . Chciałam już podejść i dać mu w twarz, ale bogowie! aż szkoda mu niszczyć taką ładną buźkę… . Ale nie tylko ten argument powstrzymał mnie od awantury. Zauważyłam stojącą niedaleko nastolatków, kobietę. Posiadała ona ciemnogranatowe loki, które wirowały jak tornado. Cerę miała zieloną, w kolorze liści. Wyblakło niebieskie oczy tej pani były olbrzymie i nieco przerażające. Nawet stąd dało się dojrzeć siateczkę zmarszczek i kurze łapki na jej twarzy. Odziana została w staromodną, elegancką sukienkę wykonaną z jakiegoś drogiego, gładkiego, czerwonego materiału. W lewym ręku trzymała parasol w kropki.
– Widzicie, do czego doprowadziliście?! Przez was, te młode, olśniewające dziewuszki, płakały! Błagajcie je o przebaczenie! – krzyczała.
Dziewuszki?! Skąd ona się urwała, choć jeśli spojrzeć na jej ciuch to widać, że nie dzisiejsza. Kto wybiera się do Lasu w kiecce?! A barwa skóry? Przypominała… chlorofil.
– Moi drodzy, ale już na kolana! – rozkazała, a kiedy Jake wybuchnął śmiechem, zmroziła go wzrokiem, co było niezłe, szczególnie, że ta istotka mogła mieć, co najwyżej, sto trzydzieści centymetrów wzrostu.
– Za moich czasów istnieli prawdziwi mężczyźni! Okazywali swoim kobietom szacunek, zabierali je do najmodniejszych restauracji, rzucali im pod nogi płatki róż… . A teraz co?! Kobiety same muszą się pocieszać! Rozumiem już, czemu jest tyle lesbijek, skoro na tym świecie, nie ma dobrze wychowanych panów! Niech wasza trójka – tu wskazała moich kolegów – natychmiast biegnie kupić swoim dziewczynom kwiaty! Albo czekoladki! Nie, nie jednak zabierzcie je na romantyczny zachód słońca i tam dajcie im słodycze. – kiedy chłopcy nawet nie drgnęli, zbyt zszokowani, warknęła;
– Jeszcze tu jesteście?!
– Ale ja nie chodzę z żadną z nich! – zaprotestował Denis.
– Ani ja! – zawołał Ada.
– Bez dyskusji!
Chłopcy, razem z Jake’iem, wymienili na wpół zdziwione, a na wpół wystraszone spojrzenia i wybiegli z Lasu.
Ja i dziewczyny przez chwilę nic nie mówiliśmy, tylko wpatrywałyśmy się w zirytowaną kobietę. Byłam zbyt zmieszana i zaskoczona, żeby chociaż mrugnąć.
– Dziękujemy za dbanie o nas, Lady Arriso. – odezwała się Aronia.
Kobieta, która do tej pory wyglądała, czy aby nasi ,,dżentelmeni” nie wracają z biletami na romantyczny film, odwróciła się i z wyrazem pełnym dumy, rzekła;
– Zawsze umiałam zmobilizować chłopców, aby zachowywali się należycie.
Kąciki ust zaczęły mi niebezpiecznie drgać.
– To pani i Aronia znacie się? – zainteresowała się Cass.
– Och, tak. Jestem jedną z najstarszych greckich nimf, to do mnie należą polany, również ta. Kiedyś już spotkałam panienkę Aronię. Bardzo miłe dziewczę.
Nie wytrzymałam – roześmiałam się. Bogowie, ta cała Arrisa była rozbrajająca!!! Tak potraktować Denisa, Adę i Jake’a… . No i to, że to boginka, tłumaczyło kolor jej skóry. Choć nieco różniła się od innych nimf – charakteryzowała się większą dostojnością i starodawnością.
– Widać, że dziewczyna syna Zeusa. Oboje są bezczelni. – prychnęła, robiąc urażoną minę.
Przestałam się chichrać i otworzyłam usta, chcąc zaprzeczyć, że nie, nie chodziłam z Jake’iem, ale… . Czy ja aby na pewno z nim nie byłam? Nie odezwał się, gdy Denis i Ada oświadczyli, że nie byli chłopakiem żadnej z nas. No, ostatnimi czasami go unikałam, ale wcześniej mnie pocałował i… . Cholera, ja z nim chyba chodziłam!!!
Dziewczyny wymieniły spojrzenia i zaczęły piszczeć:
– Bogowie, ty z nim chodzisz!
– Ja…sama nie wiem.
Bardzo łatwo ugasić ich entuzjazm. Naraz zamknęły buzię i patrzyły na mnie niczym na ostatnią idiotkę.
– Jak to nie wiesz? – zapytała ostro Lady Arrisa.
– No, tak jakoś. – wlepiłam wzrok w swój trampek. Moje policzki były czerwone, próbowałam je ukryć za włosami.
– Toż to niedopuszczalne! – podniosła głos.
– A skąd w ogóle wziął się tu Jake? A wy? – Cass zmrużyła oczy.
– Ja przyszłam z Jake’iem. – oznajmiła Gotka.
Aha, czyli to Aronia przyszła z synem Piorunochronna. Tylko po co? No, pewnie pomóc Adzie zaprosić Cass, ale czemu jedynie we dwoje? Przecież mogli wziąć jeszcze kogoś ze sobą… . Avili, wal się! Czy ty, aby właśnie nie byłaś zazdrosna o chłopaka?!
– Ja przyleciałam z Denisem. – powiedziałam.
– Ale kto wam podpowiedział, gdzie jesteśmy? – córka Afrodyty nie dawała za wygraną.
– Gotowe, prze panią! – wydarł się na całe gardło Denis.
Bosz, dzięki! Jeszcze Cass zaczęłaby coś podejrzewać, a to by była masakra! Nie mogłyśmy przecież wydać biednego Adriana!
W naszą stronę szli Denis, Jake i syn Ateny. Cała trójka wydawała się zadowolona z siebie.
– Co tak długo?! Dlaczego kazaliście czekać tyle swoim damom? – syknęła Lady Arrisa.
– Och, nic takiego, po prostu nie mogliśmy znaleźć butelki do gry. – odparł złośliwie Jake.
Czy tylko mi się wydawało, że te tekst był bardzo dwuznaczny?! Chyba jednak nie. Cass i Aronia zrobiły bezcenne miny i nie wiedziały, co powiedzieć, a Lady Arrisa zagotowała się w środku.
– Jak śmiesz! – jej loki zawirowały jeszcze mocniej, a po chwili mordowania Jake’a wzrokiem, spojrzała na mnie i zapytała;
– Czy mogę?
Od razu zrozumiałam, o co chodzi i szybko pomachałam głową na znak zgody. Lady Arrisa wyszczerzyła swoje bielutkie zęby w drapieżnym uśmieszku i walnęła Jake’a parasolką.
– Co pani wyprawia?! – gdy ,,broń” znowu się do niego zbliżyła, odskoczył, choć stety, za pierwszym razem mu się nie udało i dalej rozmasowywał lewy bark.
Do głowy przyszedł mi samobójczy pomysł.
– Ja też chcę. – szybko podeszłam i wzięłam od nimfy parasol.
– Nawet nie próbuj. – Jake zmrużył oczy, a ja strzeliłam go parasolką w głowę.
W pierwszej sekundzie skrzywił się. Żołądek podjechał mi do gardła. Co jeśli naprawdę zrobiłam mu krzywdę?! Ale zanim zdążyłam go przeprosić, luknął na mnie ze stalowym błyskiem w oku i warknął;
– Za to akurat oberwiesz.
Pisnęłam, zrobiła obrót w tył i sprintem poleciałam przed siebie, jednocześnie nadal trzymając w ręku narzędzie zbrodni. Lawirowałam między drzewami i przeskakiwałam krzaki. Słyszałam za sobą wrzask wściekłej Lady Arrisy, która domagała się zwrotu parasolki, ale wolałam nie ryzykować i zwiewałam. Nie byłam do końca pewna, czy Jake za mną biegnie, dopóki nie złapał mnie w pasie i nie wywrócił. Oczywiście, idiota zawsze pozostanie idiotą, i chłopak nie przemyślał tego, że stoimy na dość sporej górce o ostrych nierównościach, tak więc, wywaliliśmy się i polecieliśmy w dół. Obijaliśmy się o wystające, suche łodygi roślin. Czułam jak na mojej skórze powstawały kolejne rozcięcia. Rękami zasłoniłam swoją głowę.
Uderzyłam o coś niezbyt twardego i przestałam na szczęście spadać. Po chwili dojrzałam, że leżałam na Jake’u, który znajdował się przy drzewie. Szczerze mówiąc, cud, że w żadne wcześniej nie walnęliśmy.
– Kobieto, ile ty ważysz? – wyjęczał.
Na twarzy miał pojedyncze rany, a we włosach liście. Wyglądał naprawdę słodko.
– Chyba mam jakąś powtórkę z rozrywki. – przypomniałam sobie, że kiedyś byliśmy już w podobnej sytuacji, choć wtedy nie posiadaliśmy zadrapań i znajdowaliśmy się u niego w domku.
Jake przewrócił się tak, że teraz on leżał na mnie. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie w rozbawieniem. Uśmiechnął się tym swoim hollywoodzkim uśmiechem, od którego mdlały dziewczyny. Zachowałam swoją nieco oburzoną minę, ale część mojej świadomości cicho westchnęła. Bogowie, dlaczego taki debil musiał mnie tak pociągać?!
– Mam nadzieje, że tym razem nikt nam nie przeszkodzi. – wzrokiem wodził po mojej twarzy, a następnie rozczesał mi czuprynę palcami.
– Och, jeśli nie zaprosiłeś żadnej córeczki Afrodyty, która mnie nienawidzi, to może… .
– Nie zapraszałem jej, ona sama mnie się czepiała, cały czas pytała się o tą imprezę, jaki założę krawat…. . – czyli ona tam weszła bez jego pozwolenia! Wszyscy tańczą sambę! – Ale muszę przyznać, że to nawet dobrze, że wtedy weszła. Jeszcze nigdy nie widziałem cię zazdrosnej. – moja mina zmarkotniała.
– Wcale nie byłam zazdrosna!
– Byłaś, jeszcze mi wyskoczyłaś z tekstem, że załatwcie tą sprawę pomiędzy sobą, czy coś takiego.
– Nie-e!
– Dlaczego jej tak mocno nie lubisz? – zapytał, unosząc brew.
Zmroził mnie. Te pytanie było nie na temat, ale, skoro chciał wiedzieć, co mu mogłam powiedzieć? Że naprawdę byłam o niego zazdrosna, dlatego nie przepadałam za Mają?
Zamiast tego zrobiłam najzwyczajniejszą rzecz na świecie, aby nie musieć odpowiadać.
Pocałowałam go.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Kiedy wróciliśmy na polanę, prawie nie wywróciłam się z wrażenia. Była ona przystrojona białą florą, która przypominała nieco paprocie. W tle leciała powoli wolna, klasyczna muzyka. Moi kumple stali niedaleko nas, ubrali się bardzo odświętnie, a Lady Arrisa wycierała łzy kaszmirową chusteczką. Przede mną ustał niespodziewanie Denis. Jego rude włosy zostały przylizane, a policzki miał czerwone. Ubrał się w ciemny garnitur z turkusowym krawatem. W ręku trzymał wielki bukiet kwiatów. Gdy mnie zobaczył, jeszcze mocniej spalił się na buraka i uklęknął na jedno kolano. Zrobiłam przerażoną minę. On chyba nie chciał…?
– Amelio, kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem uznałem, że jesteś jedną z najładniejszych dziewczyn w Obozie. Od razu mnie oczarowałaś swoją elokwencją i wesołym uśmiechem. Wiedziałem, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi i nie mam zamiaru tego psuć, ale muszę cię zapytać… .
Denis! CHOLERA, ON MI SIĘ CHCE CHYBA OŚWIADCZYĆ!!! I TO JESZCZE NA OCZACH JAKE”A!!!
– Czy pójdziesz ze mną na bal?
Przez chwilę patrzyłam na niego, nie wiedząc, co rzec, a potem wybuchnęłam śmiechem.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
* – to cytat z czegoś, chociaż już nawet nie pamiętam z czego. Chcę po prostu zaznaczyć, że prawa autorskie nie są moje.
Jeszcze jedna sprawa, moi drodzy; Napiszcie mi waszych ulubionych bohaterów (ma być jedna bohaterka płci żeńskiej i jeden płci męskiej). Chcę sprawdzić, kto jest według Was najfajniejszy ^^
Nie no ja na prawdę nie wiem czemu nikt tego jeszcze nie skomentował przeciesz to było super i plisssss nie kończ PC bo jak dla mnie to jest jedno z najlepszych opek na rr ale rozumiem że masz mało czasu na pisanie :'( a i ja oczywiście najbardziej lubię Amelie(chociaż też bardzo lubię Aronie) i rzecz jasna Jaka ;P
Nie mam już czasu… . Po prostu 😉 I ja też lubię te obie. I uwierz mi, jest dużo lepszych opek na blogu, ale zazwyczaj to są te starsze ^^
Stosunki damsko-żeńskie?! Serio? 😉
Nieco źle zrozumiałaś, co mi chodzi – tu chodziło o rozmowę, gadanie z dziewczyniami…. . A podobało się?
Czytając twój koment zrozumiałam przjęzyczenie (większość tego pisałam przy Coca Coli o 2 nad ranem) i nieźle się pośmiałam. Ale bosz, jaka, wtopa… .
Ale o tych stosunkach pisałaś gdy porównywałaś Ada-chyba tak to się odmnienia-do osła i gdy pisałaś o jego uzdolnieniach matematycznych, w przeciwieństwie do zdolności kontaktowania się z płcią przeciwną (co ujęłaś jako stosunki damsko-żeńskie ;p). A opowiadanie podobało mi się i z niecierpliwością czekam na cd. Generalnie śledzę wiele opek na naszym kochanym blogu (lecz Twoje w szczególności), ale jestem leniwa i nie chce mi się ich poprostu komentować 😉 Chyba że coś mnie maksymalnie rozbroi, jak Twe stosunki ;D
. A podobno jak gadam, to jestem rozbrajająca… . Z tymi moimi przejęzyczeniami było już tyle śmiesznych sytuacji, że nie potrafię zliczyć 😉
Miło mi czytać, że Ci sie podoba. A można wiedzieć, czy w prezencie świątecznym, przyślesz nam rysunki? Trochę już żadnych od ciebie nie było.
Brak mitologicznej weny mi doskwiera… Ale może coś natworzę do świąt…
Aronia i Denis 😀 Tylko oni ją rozumieją . Choć po tym rozdziale będę wyglądać kolejnych scen z Lady Arrisą. 😀 Czekam na cd.
PS Ten cytat o aniołach… naprawdę dobrze dobrany i idealnie wpleciony w fabułę
Mam zamiar jeszcze nabazgrać z dwa lub trzy rodziały i epilog, więc Lady Arrisy nie będzie zbyt dużo ;-( Ale w następnej części się pojawi i będzie (UWAGA! SPAM!) chciała wiedzieć, co z jej parasolką xD