Czas na sprostowanie: pisząc poprzednią część, jak zwykle nie pomyślałam. W moim zamierzeniu na tamto opko, Chione miała pójść z kilkoma osobami na misję. I tu się wszystko zgadza. Jednak coś mi odwaliło, żeby wsadzić tam Ewę. I tu wyrasta problem. Bo skoro w III serii Córki Ateny doszło do spotkaniu między naszą boginią śniegu, i właśnie Ewą, to jak ona ma jej nie znać, widzieć po raz pierwszy w tej serii? Dlatego muszę sprostować: jeśli będziemy czytać z punktu widzenia CA, tej serii nie będzie, w ogóle się to w życiu nastoletniej córki Ateny nie wydarzy. Jeśli będziemy czytać z punktu widzenia „Chione – prawdziwej historii”, I i II seria CA są aktualne, ale III i IV po prostu nie istnieją! Zgoda? Dedykuję to Nożownikowi.
These wounds won’t seem to heal.
This pain is just too real…
There’s just too much that time cannot erase!
(Te rany zdają się nie goić.
Ten ból jest po prostu zbyt prawdziwy…
Tego jest tak wiele, że czas nie możesz wszystkiego wymazać!)
Evanescence – My immortal
– Znajdziemy go – gdy powtórzył to po raz pięćdziesiąty miałam go dość. Teraz, gdy zrobił to po raz setny, miałam ochotę po prostu go udusić.
– Mam taką nadzieję, Sebastianie – warknęłam.
– To dobrze – uśmiechnął się niewinnie.
Znajdowaliśmy się w lodowej komorze – mojej własnej taksówce. Sama mogłabym z łatwością znaleźć się w przeciągu sekundy w San Francisco. Jednak transport herosów wymagał nieco większego wysiłku… Komora była zawieszona w czasoprzestrzeni. Zmierzała tam, gdzie chcieliśmy się dostać. Była pod moimi rozkazami. Wy możecie o takim czymś tylko pomarzyć. Ale i tak nie będziecie w stanie sobie wyobrazić TAKIEGO udogodnienia.
Ewa spała oparta o ścianę po przeciwnej stronie pomieszczenia. Jej rude włosy wyglądały na odrobinę wilgotne. Twarz miała zmęczoną.
– Opowiedz mi coś o niej – poprosiłam Sebastiana, który zauważył z jakim zainteresowaniem przyglądam się dziewczynie.
– A więc… to córka Ateny. Jest równocześnie mądra i niemądra. Trudno określić. To wariatka, jednak w tym dobrym znaczeniu. Jak obierze coś sobie za cel, to do tego dąży. Nigdy nie zmieni własnego zdania. Jest uparta jak osioł.
– Czyli jak ty…? – przerwałam mu żartobliwie.
– Mniej więcej jak ja – stwierdził syn Apolla. – Ale teraz chcę kontynuować, dobrze?
– Jaaasne – mruknęłam.
– Ona chodzi z synem Hekate. Taki dzieciak od bogini magii. Zamknięty w sobie Emo. Osoba z tak rozwiniętym obrazem psychologicznym, że Ewa wprost musiała z nim być. Oczywiście, jak to w łzawych historiach bywa, jest jedyną osobą, w pełni umiejącą do niego dotrzeć – chłopak westchnął teatralnie. – Ale i tak wiele przeżyli…
– Co masz na myśli? – spytałam ciekawa.
Też miałam szeroko rozwinięty obraz psychologiczny. Wiedziałam, jak to jest, gdy tylko jedna osoba jest mnie w stanie zrozumieć. Zezłościł mnie tym swoim – „jak to w łzawych historiach bywa.” A co on takich historiach wie? Nic!
– Najpierw pojechali ratować Nica, syna Hadesa, który został porwany. Christian zginął, ale bogowie pozwolili mu wrócić na ziemię. Na kolejnej misji… To trudno wytłumaczyć. Ewa zaczynała mieć sny, z których nie mogła się obudzić. Zła córka Hekate, Suzanna, zbierała dla Arachne chcącej się zemścić na Atenie, armię z pozbawionych własnej woli dzieci bogini mądrości. Miało ich być dokładnie tysiąc. Ewunia miała być tym ostatnim. Suzanna chciała jej wyrwać serce, tym samym poddając ją swym rozkazom. Skończyło się na tym, że Christian musiał ją zastrzelić, a później z powrotem umieścić jej serce, w klatce piersiowej i ożywić. To było ciężkie…
Wybałuszyłam oczy. Biedna dziewczyna… Ileż ona przeszła. Ten jej chłopak też biedny. Nieświadoma, że to o niej mówimy, córka Ateny poruszyła się niespokojnie przez sen i przewróciła na drugi bok. Jedną rękę zaciskała w pięść, co chwila próbując złapać drugą powietrze. Spod powiek sączyły się przejrzyste łzy. Zapewne śnił jej się koszmar. Zresztą co innego mogło się śnić herosowi?
– Zgadzam się z tobą – stwierdziłam po długiej chwili ciszy. Przez chwilę Sebastian nie był chyba pewny czy do niego mówię, gdyż rzuciłam to w pustkę, jakbym przemawiała do podłogi. – Musiało być im obojgu bardzo ciężko – dodałam.
– Pewnie… – powiedział zamyślony. – Chione, opowiedziałem ci całą historię Ewy, a co ty na to, żebym opowiedział ci o sobie? Chcę żebyś wiedziała, z kim się zadajesz. Nie jestem pierwszym lepszym herosem. Musisz wiedzieć jaki ze mnie człowiek, żeby mi ufać w kwestii, że zaprowadzę cię do Willa.
– Oczywiście, posłucham – stwierdziłam. Byłam zadowolona – kochałam słuchać historii o innych, a w tej chwili mi się nudziło.
– Kiedy dowiedziałem się, że jestem herosem, miałem osiem lat – zaczął. – Mieszkałem wtedy w domu dziecka. Byłem kozłem ofiarnym tamtejszej grupy osiłków. Pewnego dnia do sierocińca przybyła jakaś dziewczyna. Dotąd nie wiem, jak miała na imię. Bawiłem się wtedy na podwórku z moim jedynym przyjacielem. Ona weszła przez bramę, w tym samym momencie kiedy osiłki rzuciły się na nas zmieniając po drodze w potwory. Mój przyjaciel był bliżej – rozszarpali go na strzępy, zabili. Dziewczyna skoczyła i zasłoniła mnie własnym ciałem. Kazała mi uciekać do chłopaka, który stoi za bramą. Zdążyła jeszcze krzyknąć, że to przyjaciel i że zaprowadzi mnie on w bezpieczne miejsce… Później potwory rozszarpały jej gardło. Tamten chłopak zaprowadził mnie do Obozu Herosów. Od tego czasu byłem już na dwóch misjach. Tyle o mnie. Co powiesz o sobie?
Zaskoczył mnie. Miałam inną definicję ciekawej, nie byle jakiej, godnej zaufania osoby. Jego historia nie przebijała historii zwykłego półboga nawet w jednym procencie. Chyba miał zawyżoną samoocenę. Ale czegóż by innego można by się było spodziewać się po zwykłym dziecku tego napuszonego Apolla, od nędznych haiku…?
– Cóż… – mruknęłam, niechętna tego tematu. – Jestem tą straszną boginią śniegu, która nie zna litości. Która morduje biednych, niewinnych herosów i zamienia co poniektórych w lodowe posągi. Przecież żyję cierpieniem innych. Nic innego dla mnie się nie liczy. Dobry poranek to taki, w którym na dzień dobry, rozbiję czaszki trzydziestu półbogom – warknęłam, stopniowo podnosząc głos.
– Spokojnie… – poklepał mnie po ramieniu syn Apolla. Według mnie wcale taka nie jesteś. – Chciałam krzyknąć: a czy wiesz, że jeszcze wczoraj wiłeś się przeze mnie z bólu?! Ale nie zrobiłam tego… – Tylko tak o to tobie mówią, bo popełniłaś w życiu parę błędów – ciągnął. – Nie jesteś zła, Chione. Ty chcesz być zła. Ale nie jesteś taka! Nie zmienisz tego! Utkałaś wokół siebie kokon, ale wewnątrz kryje się wrażliwa i pełna nigdy nie wykorzystanej miłości osoba. Zrozum to! Gdybyś tylko chciała, wszyscy by cię kochali, uwielbiali. Przestań się unosić, przestań udawać kogoś kim nie jesteś! Przestań próbować udowadniać wszystkim, jaka jesteś zła! Bo jesteś dobra!
Nie wytrzymałam.
– Stój – rozkazałam lodowej komorze.
Ewa gwałtownie się przebudziła.
– C-c-co? Co wy znów robicie? – spytała, wypluwając z ust własne włosy.
Wyglądała słodko. Jednak cóż mi było po tym widoku, skoro byłam wściekła? Przebiłam się przez ścianę komory i wypadłam na zewnątrz. Wybuchłam od środka. Czułam się, jakbym miała tam, w sercu setki maleńkich ran, które ropiały i bolały na okrągło. To co powiedział Sebastian – te z pozoru łatwe i miłe słowa, znaczyły dla mnie coś innego. Moja natura zaczęła się zmieniać. Ja się zmieniłam. Nie mogłabym już nigdy być tą samą złą boginią śniegu. Zaszła we mnie metamorfoza. Początkowo jej nie chciałam. A teraz? Zaczęłam przyjmować ją ze spokojem, wręcz radością! To było nierealne, niemożliwe – moje lodowe serce zaczęło topnieć. To nawet było dla mnie w porządku. Jednak silne wyrzuty sumienia zostały wepchnięte w pakiet „Dobra Chione”. Tak silne, że nie wiedziałam czym mogłabym odkupić swoje grzechy. Ilu herosów zabiłam od tych kilku tysięcy lat? Sto milionów? A Ewa i Sebastian mi ufali… Jakim cudem…? Nie wiedziałam.
Za sobą usłyszałam krzyki syna Apolla i córki Ateny.
– Chione, wróć! Wracaj! Prosimy!
Przedzierałam się przez krzaki, głucha na ich prośby. Zła ja, znów zaczęła przeze mnie przemawiać. Nie obchodzili mnie! A ten Will… niech sobie umiera w swoim wąwozie! Wokół mnie zaczynała zbierać się miniaturowa śnieżyca. Byłam rozłamana – chciałam odzyskać dawną siebie, a z drugiej strony pragnęłam ugasić wyrzuty sumienia i do nich wrócić.
Nagle tuż za mną rozległy się odgłosy szamotaniny. Usłyszałam wściekły ryk. Chwilę później wszystko ucichło. Przerażona zawróciłam, gotowa uratować moich herosów od tego co ich zaatakowało (wbrew wszystkiemu jednak nie chciałam ich zostawiać), dokładnie w tym samym momencie, w którym powietrze przeszył upiorny krzyk.
Stanęłam w miejscu. Polanę, gdzie rozbiłam komorę, otaczały potwory. Jeden z nich przyciskał pazur do szyi Ewy. Sebastian drżącą ręką ściskał sztylet. On przeciwko armii przerośniętych stworów? Nie widziałam tego zbyt dobrze.
– Poddaj się, boginka śniegu. Nie chcemy nic wam robić. Po prostu zawróćcie. Albo dziewczyna zginie – warknęło przewodzące gromadzie monstrum, wciskając ostry szpon coraz głębiej w tętnicę na szyi Ewy. – Tamten syn Apolla jest nam potrzebny. Posiada informacje. Nie oddamy wam go. Zmykajcie.
– Po moim trupie! – krzyknęłam tak głośno, że mój głos poniósł się wysokim echem po polanie. – Odbiorę wam moich przyjaciół i Willa! Nikt nie straci życia! Zapamiętaj to sobie!
I zaatakowałam.
Mam nadzieję, iż się podobało.
Chione
Fajne, fajne <3
Poddaj się, boginka śniegu – boginko 😛
I coś bardzo szybko te potwory ich zaatakowały, nie uważasz? Ona odeszła parę kroków a potwory już zaatakowały. Słyszała też odgłosy szamotaniny, a odwróciła się, gdy usłyszała ryk? Coś dziwnie, według mnie. Czekam na następną część złej/dobrej Chione 😛
Za „Poddaj się, boginka śniegu.”, możemy podziękować autokorekcie, która „poprawiła”… Eh. -,-
Całkiem spoko. Czytałam i szukałam znanego mi już fragmentu. Myślałam jak mogłaś go wykorzystać, ale i tak mnie zaskoczyłaś. Błędów szukałam, ale w „Poddaj się, boginka śniegu” coś mi nie pasuje ;).
Moje ulubione opko z twoich prac, więc czekam na CD!
Pozdrawiam
Jakby spytała moja siostra: Who’s the master? Chione’s the master!!!!! I pisze tu o obu Chione 😀
Nie ma to jak bogini śniegu z rozdwojeniem jaźni… 😉 Troszkę za krótkie poczytałabym dłużej 😀 Ale ogólnie mi się podobało, bardzo dobrze opisujesz emocje.
Dzięki, Reyno <3
Za KRÓTKIE! Siostro, za krótkie! XD Opowiadanie strasznie mi się podoba, bo tak fajnie ukazujesz punkt widzenia Chione. I nie mogę się doczekać jak bogini będzie walczyć. Naprawdę, CD ma być szybko! 😀
PS: Faktycznie, Melia ma rację, za szybko ich zaatakowali. Lepiej by było trochę to wydłużyć. Ale to twoje opko, więc się nie czepiam.
Pozdrawiam, Nożownik
Nie miałam weny na dłuższe :/
Krótkie, ale cód, miód i Nutella :P. Na serio jjest genialne ;3. czekam na CD. Teraz, zaraz, now 😀
Chione^^ Napisałaś coś świetnego! Ale zawsze tak piszesz, więc lepiej będzie jak nic już nie będę mówić/pisać… Mam dziś ADHD, (szczerze to mam zawsze…) bo jest dzień CZEKOLADY! <3 <3