Tom V „Chłopak z niebieską parasolką” Chłopak mieszkający.
Kolejny mój powrót. Kończą proszę was tą historię z nadzieją, że ktoś zechce ją przeczytać. Paul urządza się w obozie. Dziwy dzieją się dalej. Winogrona w nosach i jeszcze trochę dziwactw. Dedykuję to opowiadania Admince, Bogince, Eirenie i Arachne(kolejność przypadkowa). PS. Nie zabijcie mnie za literówki =)
USA-Obóz półkrwi- Wrzesień
Grover wywołał takie zamieszanie w obozie, jakiego nie było od dłuższego czasu. Część z nas po prostu leżała i zwijała się ze śmiechu na widok pomarańczowo-niebieskiego satyra. Ta rozsądniejsza część, pod dowództwem Chejrona, Percy’ego i Annabeth ruszyła na przeszukiwanie lasów. Oprócz drzew w dziwnych kolorach niczego nie znaleziono. Jak się później okazało to był dopiero początek.
Na drugi dzień Annabeth wyszła spod prysznica z różowymi włosami, jakiś chłopak od Demeter po kąpieli wyszedł goły bo wszystkie ubrania przed nim uciekały. Niestety go nie zobaczyłam, pomagałam w tym czasie kowalom. Cały domek Hefajstosa tańczył, a powininen chodzić. Dzieci Hekate, które chciały nam pomóc, ale zamiast wypowiadać słowa wypuszczały bańki mydlane z ust. Chejron i Pan D. nie wiedzieli co robić. Po incydencie z włosami Anne i kolorowym satyrem podejrzewano oczywiście braci Hood i ich rodzeństwo. Córka Ateny wierzyła, ze to wina Paula i zaczęła obwiniać go o wszystkie te czyny. Po uporaniu się z mydlinami i sambą kierownictwo obozu zaczęło się interesować kogo to sprawka. Podejrzenia Annabeth zostały szybko odrzucone, głównie przez Dionizosa, który polubił nowego obozowicza. Następne dni nie były lepsze…
Aresowe dziatki jako smerfy = śmiech i tragedia dla całego obozu, dzieci Hypnosa bez popołudniowej drzemki = apokalipsa dla świata, przy niewyspanych potomstwie Snu walka z Hydrą albo z całą bandą potężnych synów Marsa to pestka. Simonowi ledwo starczyło siły by ich magicznie uśpić. A w lesie oprócz zwariowanego spiżowego smoka, zaczęło coś jeszcze grasować. Chejron z Percy’m i Annabeth wysyłali odziały na zwiady i do pilnowania granic lasu. Nikt nic nie znalazł. Mnie na szczęście wszystkie te niespodzianki ominęły, no może oprócz jednej, ale nie związanej z tymi wydarzeniami. Jack zaczął mnie znowu podrywać, jakby w ogóle wcześniej to robił. A co z Paulem spytacie? Doskonale się bawi. Zaprzyjaźnił się z dziećmi Hermesa, uznali go za swojego brata. Ćwiczy jak wszyscy, walczy tą swoja parasolką i nawet zaczął przyzwyczajać się do pegazów, do których miał jakiś wstręt. No i oczywiście cały czas kłóci się z Annabeth, Trafił swój na swego. Oboje twierdzą, że ta druga strona przegrała. Ona go obwinia o zafarbowanie jej włosów, a on o staranowanie go przez pegaza(śmieszna historia), że podobna podpuściła Percy’ego do tego. Jak widać jest wesoło.
W drugi tygodniu pobytu Paula na obozie zaczął się od porannych wrzasków w domku Afrodyty. Był to tak przeraźliwy hałas, że myśleliśmy, że ktoś umarł. Dla tych pustych w większości istot wydarzyło się coś gorszego. Ktoś ukradł ich kosmetyki. Nim się tego dowiedzieliśmy pokaźna delegacja wściekły plastików natarła na 11. Zaczęły na nich krzyczeć i domagać się zwrotu ich skarbów, gdy odpowiedziała im głucha cisza zaczęły czarować i rzucać jakąś klątwę. Zanim Chejron zdążył zareagować, od Hermesa nadleciały balony z wodą. Bogowie co się dopiero wtedy wydarzyło. Nie było to aż tak straszne jak brak popołudniowej drzemki u dzieci Hypnosa, ale też było źle. Mokre modelki dokończyły swój czar, domek numer 11 był w stylu My Little Pony, a one nie zamierzały kończyć, bo nadeszły ich posiłki. Obroną domku kierowali bracia Hood i oczywiście Paul. Balony latały, dostawały nie tylko księżniczki, ale też osoby bezstronne. Po stronie Armii Różowej stanęli neandertalczycy od Aresa, a my, czyli Apollinii po stronie 11. Zawsze przeciwko Aresowi, motto naszego domku. Oni wyciągnęli nie wiadomo skąd miecze i włócznie, my tak samo nie wiadomo skąd mieliśmy w rękach łuki. Obóz podzielił się na dwa fronty, no raczej na trzy. Po jednej obrońcy 11, po drugiej The Pink. Trzeci front tworzyły dzieci Hypnosa, które spały. Domek Ateny stanął ramie w ramie z dziećmi Afrodyty, bo Pual był w 11. Cały ten chaos i harmider uspokoił Dionizos, oplątując wszystkich w winogronowe pędy. W ciszy, która rozległa się po obozie było słychać tylko śmiech. Nie śmiał się nikt z obozowiczów, walczący mieli zatkane usta winogronami(kwaśnymi niestety), a trzeci front się w ogóle nie odzywał. Ten ktoś skończył się śmiać. Usłyszeliśmy jego głos. Niski, męski i taki złośliwy.
-Brawo, brawo! Co to był za wspaniały chaos. Po co to przerywałeś stary pijaku?- Gdy to nie był głos faceta to bym przysięgała, że to Eris się bawi. Znów się odezwał- Co za cisza. Taką genialną zabawę mi tu zapewniliście młodzi herosi. Dawno się tak nie bawiłem. Kiedy to była, a tak od czasów Hiszpańskiej Inkwizycji. Chcecie mnie powstrzymać? Jak to się mówi? A tak młodzi bohaterowie. Złapcie mnie, jeśli potraficie!- i znów ten śmiech, który po chwili ucichł. Wszyscy staliśmy trochę skołowani. Co to za psychol? Nie wiem czemu, ale spojrzałam w stronę Paula. Chłopak miał dziwny wyraz twarzy. Czy przez ten głos czy przez to, że miał winogrona w nosie. Chejron jako pierwszy odzyskał rezon. Wygłosił kazanie na temat naszego zachowania, ostatnich dni, zachowanie i na temat tego głosu. Na zakończenie dodał:
-Nie wiem kim jest ta postać, ale wiem, że trzeba go powstrzymać, nim zacznie robić coś gorszego. Zawiadomimy zaraz Olimp, a w tym czasie Annabeth, Percy, Clarisse oraz bracia Hood zorganizują drużyny do przeczesywania lasu. Trzeba go znaleźć. Pamiętajcie w grupie siła. Panie D. może pan ich już puścić?
Dionizos bardzo niechętnie spełnił prośbę centaura. On by z prawdziwą przyjemność przytrzymał by nas tak do wieczora, a najchętniej przez całą wieczność. Zagrożenie jednak było duże, wiec mimo szczerej chęci nie mógł nas tak zostawić. Uwolnienie z winorośli było dość nieprzyjemne i bolesne, bo oczywiście nie można było liczyć na jego dobre serce. Ekipy do pilnowania obozu i przeszukiwania lasu zostały stworzone. Nie zawiodła się na moim pechu, mój dyżur przypadł na 24 w nocy. Zadanie jakże przyjemne, latanie po lesie, w którym grasuje szaleniec. Przynajmniej mogłam liczyć na miłe towarzystwo. Jaki mnie zaszczyt dostąpił byłam z Annabeth, Percy’m, Simonem oraz … Paulem. Ann, która cały czas go podejrzewa, chciała go mieć na oku, a nawet na parze oczu. Atmosfera poddenerwowania ogarnęła cały obóz, no oprócz domku Hypnosa, ale to oczywiste. Moja zmiana przyszła bardzo szybko. Łuk i strzały od Artemidy są, karty tarota są, lekka zbroja jest. Przekąski? SĄ! No co, a jak zgłodnieje? Przywitałam się niemrawo z towarzyszami. Nikt nie miał specjalnie ochoty na rozmowy, Paul próbował coś żartować, ale nikt mu nie odpowiadał. Stał bawiąc się swoją parasolką. Para zakochanych stała przygotowana jak do bitwy. Simon był ubrany jak zwykle, bawił się tylko nerwowo swoim wisiorkiem z czerwonym makiem. Po całym porannym zamieszaniu zniknął aż do wieczora, nigdzie go nie było, Chejron go do czegoś potrzebował, cały obóz go szukał. Po pojawieniu się jaśnie pan nie chciał nic mówić. Wrócił jakiś zmęczony i przygnębiony. Trochę mnie to zirytowało, jak on mógł mnie ignorować! Cichy głos w środku mojej głowy twierdzi, że większość ludzi, zwierząt mnie ignoruje, nawet chełbie modre. Co to takiego nie wiem, ale nikt mnie nie kocha. Może Jack, ale ja go nie kocham. Jaka ja nieszczęśliwa.
A tak.
Nasze zadanie.
I ruszyliśmy. No to za dużo powiedziane, bardzie to wygląda na poruszanie się w stylu przyczajony tygrys ukryty smok. Denerwująca cisza, nic w tym lesie się nie odzywało. A my jak banda kretynów skradamy się. Co dziwne Paul i Annabeth się nie kłócą, co oznacza, że sprawa jest poważna. No łypali na siebie spod łbów, ale to i tak postęp w relacjach między niemi. Nagle Chłopak z niebieską parasolką zatrzymał się.
-Widzicie?- szepnął cicho. Wskazał ręką na zachód. Przyjrzeliśmy się uważnie. Jakieś światło, ognista kula?
-Idziemy w tamtym kierunku?- Percy spytał cicho. Po co szepczemy, kto może nas usłyszeć? Annabeth po chwili wahania odezwała się.
-Trzeba to sprawdzić- szepnęła. Paul i Simon odezwali się naraz.
-Nie!- krzyknęli szeptem, po co oni szepcą? Nie ważne, niech to się już skończy. Po kryjomu sięgnęłam po tarty tarota, pierwsza z brzegu karta, Głupiec. Nie taka straszna. Lepsze od innych, ale nie podobała mi się ona przy tych okolicznościach, oj nie. W tym czasie rozpoczęli dyskusje.
-Czemu tam mamy nie iść?
-To pułapka, to światło to błędny ognik, zaciągnie nas nie wiadomo gdzie.
-To, w którą stronę mamy iść?
-Skąd mam wiedzieć, najlepiej w przeciwną. Jak ktoś to stworzył, to może być wszędzie i nigdzie.
-Nigdzie?- do rozmowy dołączył się szept, którego nie znałam. Nie to był chyba Percy. Reszta tego jakby w ogóle nie dostrzegła.
-Tak nigdzie, co głupio powtarzasz. Daj mi chwilę, może przypomnę sobie zaklęcie śledzące takie czary.- Paul to niby luźno powiedział, ale jego oczy co innego mówiły. Annabeth pospieszała go wzrokiem. Parasolkowicz intensywnie myślał.
-No szybciej!- szept znów się wtrącił. Czy to była Ann? Nie, chyba nie.
-Nie pospieszaj go!- Simon upomniał córkę Ateny. Co on taki dziś nerwowy? Wtedy Percy się wtrącił.
-To nie była ona, nie zwalaj na nią całej winy!- Percy krzyknął na cały głos. Co mu się stało?
-Glonomóżdzku spokojnie- Annabeth wystraszyła się.
-Nie krzycz na mnie.- groźbą w głosie Simona można by ciąć chleb. A tego co ugryzło, zawsze był oazą spokoju. Co tu się do diaska dzieje?!
-Bo co mu zrobisz?!- Znów ten szept, brzmiał jak mój głos! Ja nic nie mówiłam. Syn Hypnosa szybko obrócił się w moją stronę.
-To nie ja!- krzyknęłam przerażona. W sekundzie Simon miał w ręku swój kij i groził mi nim. Paul patrzył lekko przerażony na nas.
-Luzik, ludzie co z wami się dzieje.- nuta wesołości w jego głosie lekko nas uspokoiła. Patrzył na nas trochę przerażony.
-To nie ja, to jakiś głos nas podpuszcza. Nie słyszycie go?- Założyłam strzałę na cięciwę.- Ktoś tu jest, ten co nas wcześniej na siebie podpuszczał. Przez te wszystkie dni robił to specjalnie, żeby skłócić nas.- Jaka ja jestem inteligenta, gdy jestem pod presją. Czemu nie jest tak zawsze? Za naszymi plecami usłyszeliśmy klaskanie. Szybki obrót. Stał przed nami mężczyzna w długim płaszczu, z długimi blond włosami i pięknym lecz złośliwym uśmiechem. Ostre rysy twarzy, bardzo przystojny, kogo on mi przypomina. Kim on jest?
-Kim jesteś? Morfeusz?- Percy przełamał ciszę. No tak bóg+płaszcz=Morfeusz, niech on czasem myśli!
-To nie on, ubrany podobnie, ale to nie Morfeusz.- Odezwał się Simon. On by chyba poznał swojego brata? Prawda? Prawda?! Nie wiem czemu powiedziałam co powiedziałam. Nagły impuls. Patrząc na niego i na moje karty do tarota(tak miałam zeza) palnęłam.
-To głupiec!
-Głupiec?!- Facet zdziwił się, chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał. I chyba się lekko obraził.- Ja głupcem?
Koniec Tomu V
Pię…pię…pię… [FLAKI!] No widzisz co uczyniłeś? Przez doskonałość twego opka drżą mi palce! zobaczyłem jeden (JEDYNY) błąd. ” NIe zawiodła się na moim pechu , mój dyżur przypadł 24 w nocy. ” Chyba powinno być „zawiodłam” … Ale to jest NIC ( wiem, że nadużywam capslocka ) . Ogólnie to cud, maliny, nektar i ambrozja. Brawo! Kłaniam się do stóp.
Hahahaha!!! Te opko wymiata! Uwielbiam Emily! Napisz kto jest tym ,,głupce” ale weź wspomnij czy Percy i Jack dalej siebie nie lubią czy siebie tolerują… .
Extra opko! Zgadzam się z Nożownikiem – jest takie doskonałe! No i zjadzona tylko jedna literka 😛 Cudowne, pisz szybko CD 😉
Uhuhu 😀 Loki wkracza do akcji ^^ To opko to cud, miór i orzeszki, ale te literówki… Za dedykację Cię za nie nie zabiję 😀 Jaka ja miłosierna 😉