Starałam się napisać więcej, bo dawno nic nie wysyłałam
[Miranda]
Naprawdę nie wiem, czemu Jane, ją tak lubi. Przecież ona jest, no jest… jakaś taka dziwna! Nienaturalna? Powierzchniowa? Tak, to dobre określenia. Przyleciała, wychudzona, poszarpana, wyglądała dość beznadziejnie, delikatnie mówiąc. Dobra, pożyczyłam jej sukienkę, aby nie wyglądała jak góra nieszczęścia, ale ona nawet szczerze nie podziękowała! Stwierdziła tylko ‘jak można w takim czymś chodzić’. Jednak kiedy powiedziałam jej żeby oddała jak jej się nie podoba, to przebrała się a potem ją porwała na dole… Przynajmniej pomogła przy uratowaniu Jane…
Szłam przed siebie, co jakiś czas potykając się o wystające korzenie drzew lub zbyt duże badyle. Las był ciemny i pusty gdyby nie jakiś gryzoń, czy inne zwierzątko, przebiegało w pobliskim krzaku, lub chowało się do nory. Las był upiorny, ale wolałam go od towarzystwa tamtej idiotki.
Jak Jane, mogła mi coś takiego zrobić?! Przecież… Za co? Kurczę, co ja jej zrobiłam?
To ona miała wszystko w nosie- co się dzieje w domu, w szkole. Zamiast się uczyć wagarowała, chodziła do kina, na zakupy a to ja zawsze byłam ta ‘mądra i nudna’. Ona była ta ‘ciekawa i rozrywkowa’… Dobra, teraz się trochę zmieniło- ona była milsza a ja (mam nadzieję, że tak było) przestałam się kryć w sobie i otworzyłam się.
Nie miałam pojęcia, że ona tak myślała…że, ja niby byłam lepsza od niej?! Przecież, to ona zawsze była ta lepsza! A ja?! Ja byłam tą durną kujonką, która całe swoje życie poświęciła nauce i grupce przyjaciół.
Zatrzymałam się. Parę metrów przede mną płynęła mała rzeczka. Miała jakieś trzy metry szerokości. Nie wyglądała na głęboką. Mogła mieć… jakiś jeden metr? Woda, była gładka a w tafli odbijały się gwiazdy i księżyc. Nic nie mąciło wody. Nawet podmuchy wiatru wdawały się płynąć po powierzchni rzeki jak samochody po jezdni. Podeszłam powoli do brzegu i uklękłam. Zanurzyłam dłoń w wodzie. Woda była zimna. Popatrzyłam się na tafle wody, w której migotało moje odbicie. Patrzyłam się na siebie i chciałam się utopić. Byłam taka bezsilna. Nie wiedziałam co robić a czułam się odpowiedzialna za wszystkich. Co jeżeli nie odnajdziemy celu wyprawy? Albo oni najpierw odnajdą nas i pozabijają? Woda delikatnie obmywała moje dłonie. Moje odbicie co jakiś czas z powrotem pojawiało się na wodzie ale po chwili znikało, przepędzone przez poruszenie ręką. Jednak kiedy się pojawiało, wcale nie chciałam żeby pozostało. Patrząc na siebie czułam tylko smutek. Żal do samej siebie, że nie jestem tak wspaniała. Że nie jestem zadowalająca tylko jestem…no, jestem taka.
Nagle usłyszałam szelest. Cichy, ale niezbyt odległy. Odwróciłam głowę. Kilka metrów dalej, ze strony której przyszłam sunął ku mnie wąż. Nie był specjalnie duży, nie wyglądał na potwora. Jego kolor, przypominał kolor jagody o połysku perłowym. Kiedy wąż ujrzał moje oczy zatrzymał się. Leżał nieruchomo, dwa kroki ode mnie. Powoli podniosłam się na kolana. Wąż uniósł swój pysk na wysokość mojej twarzy. Zamurowało mnie. To zwierze mnie przedrzeźnia? Wstałam. Wąż uniósł się jeszcze wyżej. Zdziwiłam się, że jest aż tak długi, skoro unosi 168 cm swojego cielska w górę i jeszcze jego dość długi fragment zwijał się za nim. Sięgnęłam ręką w kierunku wisiorków. Zerwałam jedno z piórek. Wąż przechylił głowę z ciekawością nadal się we mnie wpatrując. Jego oczy lśniły w ciemności, budząc nie małe przerażenie. Stałam, bojąc się ruszyć. Prezent od Ateny, ciążył mi w ręku jakby nagle zmienił się w kamień. W środku, skręcało mnie z przerażenia. Jeszcze nigdy, nie byłam sama… Na treningach, zawsze ktoś stał obok mnie, podczas misji, wiedziałam, że Jane i Mike są obok i nie muszę się martwić o nic. Teraz było inaczej.
Miri, musisz to zrobić– usłyszałam swoje myśli. Wąż znów przechylił głowę na drugą stronę, po czym się nagle wyprostował i zamarł bez ruchu. Jego ogon, przestał się ruszać. To była ostatnia szansa. Podrzuciłam piórko w górę, które błysnęło i zmieniło się w miecz o złotej rękojeści. Wężowi zabłysły oczy i rzucił się w moją stronę. Uniosłam miecz, gotowa się obronić, ale zwierz minął mnie. Zdezorientowana odwróciłam się i ujrzałam wilka- nie takiego srebrnego, jakie miały łowczynie, tylko czarno- brązowego. Bestia miała poszarpane futro, jakby ktoś przejechał po niej kosiarką. Resztki jej owłosienia pozlepiane były krwią. Wilk, wyglądał przerażająco. Wąż, który przed chwilą rzucił się na drapieżnika teraz toczył z nim pojedynek. Czy to zwierze, właśnie mnie uratowało? Nie miałam czasu odpowiedzieć sobie na to pytanie. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam Wika, walczącego z wężem ale wyglądało to potwornie. Wilk, tarzał się na ziemi, próbując przyszpilić cielsko gada do ziemi. Jednak wąż był zbyt zwinny- sprawnie unikał łap przeciwnika i raz na jakiś czas, próbował wbić mu zęby w ciało.
Byłam jeszcze bardziej przerażona niż wcześniej. Stałam i patrzyłam na te dwa zwierzęta. Podrzuciłam swój miecz do góry, który spadł w postaci małego piórka. Błagam, teraz chcę włócznię pomyślałam i znów cząstka upierzenia sowiego poszybowała w górę, rozbłysła i do mojej ręki spadła włócznia. Spojrzałam na szamotaninę przede mną. Powoli, wąż zaczynał przegrywać. Coś mi mówiło, że muszę mu pomóc. A jeśli, ja go uratuję a on z wdzięczności mnie zje? Wolałam o tym nie myśleć. Podeszłam kilka kroków do przodu. Włócznie miałam uniesioną, gotową do zadania ciosu. Wilk, chyba mnie zauważył, bo odwrócił głowę i spojrzał mi w oczy. Jego spojrzenie było hipnotyzujące. Pamiętałam, że babcia uczyła mnie jak byłam mała, że jeżeli spotkam kiedyś na ulicy psa, to mam nie okazywać, że się boję. Może na wilku to też zadziała? Zwierz nadal wlepiał we mnie te swoje okrągłe ślepia. Nie odwracałam wzroku. Wręcz przeciwnie- wyprostowałam się i jeszcze pewniej ścisnęłam włócznię. Starałam się nie okazywać strachu.
Wtedy wąż znów spróbował zaatakować bestię. W mgnieniu oka wyślizgnął się spod jej łap i wbił swoją szczękę w jej szyję. Wilk zawył i strząsnął napastnika ze swojego ciała. Wąż, odrzucony z niewyobrażalną siłą poleciał prosto przed siebie i z impetem wpadł na drzewo, które stało samotnie na środku polany. Wilk myśląc, że zabił już jedną zwierzynę, obrócił się i powoli zaczął kroczyć ku mnie. Nie powiem, żebym się nie bała. Wręcz przeciwnie- czułam się tak jakbym zjadła coś z ołowiu i teraz ten ołów ciążył mi w gardle. Czułam jak serce mi łomocze w klatce piersiowej tak jakby chciało uciec. Nie dziwię się mu. Miałam ochotę zrobić tak samo, jednak nie miałabym szans- ten piekielny zwierz był ode mnie sto razy szybszy.
Wilk skoczył. Rzucił się na mnie z rozdziawioną paszczą, ale w ostatniej chwili uskoczyłam w bok. Potwór odwrócił się i warcząc zaczął się zbliżać. Spojrzałam się na swoją broń, myśląc o bogini sprawiedliwej wojny. Przecież jestem jej wnuczką, – nie mogę stchórzyć. Zebrałam się w sobie i zaatakowałam. Wilk warknął głośno i spróbował mnie ugryźć. Uderzyłam go drewnianą częścią włóczni w głowę i ugodziłam go w przednią łapę. W miejscu, gdzie przed chwilą znajdowało się ostrze, teraz lała się skąpo krew. Stwór zawył wyszczerzył do mnie kły. Podniósł zranioną łapę i uderzył mnie w bok. Krzyknęłam z bólu, upadając od ciosu na plecy. Połowa mojej koszuli, została na pazurach wilka a podkoszulka była rozdarta na kształt trzech śladów pazurów. Podniosłam się szybko, krzywiąc twarz z bólu. Trudno było walczyć włócznią ale nie miałam czasu jej zamienić z powrotem na miecz. Znów dźgnęłam go włócznią, tym razem trafiłam w szyję. Zawył z bólu. Jego oczy zwężyły się w szparki, które zaczęły zmieniać się w strumień krwi. Wilk spróbował zawyć, ale z jego gardła wyciekła tylko czerwona substancja. Spojrzał się na mnie. Nie miałam odwagi go zabić. Nigdy nikogo nie zabijałam oprócz potworów. To nie był potwór. To był wyrośnięty kuzyn psa. Nie wiedziałam co zrobić. Zwierzę spojrzało się na mnie raz jeszcze, po czym zwaliło się na ziemie. Stałam oniemiała.
Ja… ja zabiłam… istotę żywą. Nie umiałam się usprawiedliwić. Nie mogłam, bo to nie miałoby sensu. Zabiłam bo co? Bo się broniłam. Ale ten wilk nie chciał mnie zabić. On chciał zabić tego węża.
Przypomniałam sobie o gadzie. Zaczęłam się rozglądać. W miejscu, gdzie przed chwilą leżał niebieski wąż teraz leżał mężczyzna w czarnych spodniach i białym płaszczu. Miał brązowe włosy i czarne oczy. Trzymał się za ramie, ale kiedy zobaczył, że go dostrzegłam podniósł się z ziemi. Blask księżyca, delikatnie go oświetlał ale z niego biło inne światło. Nie mógł być śmiertelnikiem.
-Witaj Mirando- powiedział aksamitnym głosem, który sprawił, że moje rany zadane przez wilka przestały piec i swędzieć.
-Eee… Dobry wieczór- bąknęłam niepewnie, nie wypuszczając włóczni z ręki. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie po czym zaczął śpiewać coś po staro grecku. Nagle, zrobiło się jaśniej. Wyglądało to tak, jakby mężczyzna włączył tryb ‘żarówka’ i teraz niedość, że świecił, to jeszcze delikatnie ogrzewał. Nagle zamknął oczy i wyciągnął rękę z rozszarpanym ramieniem przed siebie. Rana zaczęła się goić. Patrzyłam oniemiała jak ślady pazurów na moim boku, również zaczynają się zamykać. Kiedy nieznajomy przestał śpiewać znów zrobiło się ciemno.
-Nie musisz się mnie bać. Odłóż broń daną ci przez Atenę, to porozmawiamy.
Niepewnie podrzuciłam włócznię do góry. Od ostrza w stronę drewnianego końca przepłyną blask światła a potem włócznia zaczęła migać i stała się znów małym piórkiem. Przyłożyłam je do wisiorka i dwa elementy natychmiast się złączyły. Nie wiem, czemu go usłuchałam.
-Dziękuję- powiedział i podszedł do ciała zabitego zwierzęcia. Olbrzymi wilk nadal leżał tam ze świeżą krwią na całym ciele. Położył rękę mu na czole i zaczął poruszać ustami, wypowiadając nieme słowa. Patrzyłam jak ciało zwierzęcia ‘rozpuszcza się’ i zmienia w małą plamę wody, która wpłynęła do strumienia.
-Nie zrobiłabym panu krzywdy- powiedziałam międląc w dłoni, końcówkę warkocza.
-Nie, dziękuję ci, że mi pomogłaś. Ten wilk, został wysłany przez Zeusa, aby mnie zabił. Nie zrobił tego celowo, tylko został omamiony.
-To pan nie jest bogiem? Przecież pan świecił przed chwilą i sprawił, że moja rana się zagoiła- powiedziałam zmieszana. Mężczyzna wsadził ręce do kieszeni płaszcza i usiadł na kamieniu, obok rzeki. Wskazał mi głową miejsce naprzeciw. Niepewnie usiadłam na przewalonym drzewie.
-Wiesz Mirando, że Bogowie istnieją tak długo, dopóki są potrzebni i ludzie o nich pamiętają, prawda?
Kiwnęłam głową.
-No więc, niektórzy istnieją w kilku wersjach mitów. Według niektórych po śmierci zostałem bogiem a inni uważają, że trafiłem do krainy zmarłych i czasami ją opuszczam w postaci węża.
-To znaczy, że pan nie pamięta czym jest? Czy bogiem czy zmarłym?- spytałam. Sorry bardzo, ale jak można nie pamiętać, czy mieszka się na Olimpie, ucztuje i inne wspaniałe rzeczy, czy zostało się duszą spędzającą wieczność w Hadesie?!- To kim pan jest?
-Jestem lekarzem. Synem Apolla i nimfy Koronis. Asklepios, miło mi- uśmiechnął się i skinął głową.
-Mi również, ale czemu Zeus próbował cię zabić?
-Ponieważ znowu uzdrowiłem śmiertelnika. Mówiłem mu, że on cierpiał. Bardzo cierpiał. Ale nie…-Asklepios pokręcił głową i zaczął przedrzeźniać Pana Niebios- ‘Tylko bogowie mogą być uzdrawiani’, ‘I tak nauczyłeś ich tej całej medycyny, więc nie mieszaj się w to’. Jak kiedyś kogoś uzdrowiłem to mnie zabił. No a teraz nikt nie pamięta, czy jestem śmiertelny czy nie, to już mu tak łatwo nie udaje się mnie pozbyć.
-No ale skoro już umarłeś, to i tak nic ci nie zrobi- powiedziałam niepewnie.
-Bystra dziewczynka- uśmiechnął się.- To prawda, ale dodaje mi to cierpień i za każdym razem mniej pamiętam. Mój ojciec Apollo dba o mnie, ale niewiele może już zrobić. Nie długo pewnie zgasnę, jak moja córka Panakeja. Prawie nikt, już nie leczy się ziołami a to była jej dziedzina- westchnął ciężko.
Zapadł cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć. Mi córka nie zgasła. Ja nawet nie mam córki.
-Ale nie ma co się wyżalać. Uratowałaś mnie a to się liczy.
-Ale każdy by tak zrobił- bąknęłam, czując że się rumienię.
-Niestety nie każdy. Wiem kim jesteś, wiem czego szukacie, wiem co się stanie. Każdy bóg wie. Tylko znowu nie chcą wam powiedzieć. Mówiłem im, że jesteście zdrowo myślące i nie należy przed wami niczego ukrywać. Tak samo było z Lukiem. Wtedy też uważałem, że trzeba powiedzieć mu prawdę.
-To czemu mi teraz nie powiesz?- spytałam ożywiona.
-Bo ojciec mi zabronił, a jego się słucham. Poza tym, szanuję panią Atenę, a ona ma swoje pomocnice tu i nie chcę się sprzeciwiać bo zginę jeszcze szybciej niż zaplanował to dziadziunio- powiedziała a po niebie przetoczyła się błyskawica. -Sorry dziadku, ale rodziny się nie wybiera- krzyknął Asklepios w stronę nieba.
-Pomocnice?- spytałam zmieszana.
Asklepios przyłożył sobie palec do ust, nakazując ciszę. Drugą ręko wskazał na korony drzew, piętrzące się nad naszymi głowami. Spojrzałam się tam. Na początku nie wiedziałam nic niezwykłego. Jednak z czasem dostrzegłam kilka par żółtych ślepiów wpatrzonych się we mnie. Jak się dobrze przysłuchałam słychać było też hukanie nocnych ptaków…
-Sowy…- powiedziałam.
-Acha- zgodził się ze mną Asklepios. –Nie mogę ci powiedzieć, ale mogę ci pomóc z przyszłością i związanymi z nią wydarzeniami.
Spojrzałam się na niego niepewnie.
-Co to znaczy?- spytałam.
-Sprawię, że uodpornisz się na zaklęcia.
-Ale zaklęcia, to nie choroby.
-Nie- przytaknął uśmiechając się szeroko.- Jednak przez nie choruje twój umysł. Ja tylko sprawię, że staniesz się… hmmm… zdrowa na umyśle.
-Sugeruje pan, że w tym momencie nie jestem?
-Nie. Ale za raz mogłabyś nie być- powiedział i pstryknął palcami. Jego wizerunek zaczął się obracać coraz szybciej aż widziałam tylko cieniutki wir z którego wyłonił się niebieski wąż.
-To już jestem uodporniona?- zapytałam patrząc się oszołomiona w małe gadzie ślepia. Wąż kiwnął głową i odwrócił ją w kierunku z którego przyszłam.
-Tak, już wracam- powiedziałam i niechętnie ruszyłam we wskazaną stronę.
Kiedy szłam przed siebie, zobaczyłam, że coś błyszczy kilka kroków dalej. Podeszłam i klęknęłam aby podnieść, lub tylko zobaczyć co to. Nachyliłam się i ujrzałam naszyjnik Jane. Ten sam, który dostała od Ateny. Ale… co on tu robi? Nagle uświadomiłam sobie, że jestem w tym samym miejscu, w którym znaleźliśmy z Mikiem Jane, Nathana i Emily.
Wpatrywałam się w małą sówkę. Dziwne… naszyjnik jest zapięty. Nieurwany, ani odpięty. Jane, musiałaby go zdjąć przez głowę bo nie byłoby szansy, żeby jej spadł. Nagle zdałam sobie sprawę, że kiedy ujrzałam ją nieprzytomną, nie miała go już na szyi. Wtedy mnie zmroziło. Poczułam jak lodowaty wiatr przeszywa mnie na wylot a ciałem wstrząsa nieprzyjemny dreszcz. Emily… Ona go jej zdjęła. Jak ją zobaczyłam, chowała coś za sobą. Ona siedziała pod tym samym wielkim dębem, który teraz wydawał się jeszcze straszniejszy niż wcześniej. Ale po co ona jej go zdjęła? Pokręciłam głową i wstałam. Podniosłam sowę z ziemi i wsadziłam sobie do kieszeni. Postanowiłam, że na razie nie oddam go siostrze. Nie możesz się tak nastawiać przeciw Emily- skarciłam się w duchu. Ona nie jest taka zła. Pomogła uratować moją siostrę. Jednak ten argument wydawał się coraz mniej przekonujący…
Kiedy wyszłam z lasu, musiałam wyglądać, jakbym cudem uciekła od śmierci. Ubranie miałam podarte, nogi pocięte od gałęzi i pazurów a włosy sterczały mi na wszystkie strony. Powoli zaczęłam zbliżać się do ogniska, przy którym siedziała czwórka herosów. Jane z Emily gadały w najlepsze jakby nic się nie stało. Fajnie, że moja siostra, choć trochę się przejęła tym, że zniknęłam w lesie…Mike siedział trochę dalej tyłem do mnie i tępo patrzył się w płomienie. Nathan oparł się o drzewo rosnące tuż obok i strugał coś w drewnie swoim czarnym nożem. Czy on wszystko ma czarne? Mniejsza o to. Obydwaj siedzieli cicho, w milczeniu. Przysunęłam się bliżej, ale nadal nikt mnie nie zauważył.
Ognisko oświetlało ich twarze i nasze plecaki. Wokół panowała ciemność. Co chwila, jakiś nietoperz przelatywał nad ich głowami ale nic poza tym. W oddali słychać było wilki. Wyły, nie zważając na to, że ktoś się przestraszy. Żyły własnym rytmem. Przypomniał mi się ten wilk, który zaatakował Asklepiosa. Kidy miałam go zabić, w jego oczach coś się zmieniło. Jakby… złagodniał. Otrząsnęłam się z tego wspomnienia. Miałam dość na dziś. Najpierw ten piekielny ogar, potem Emily…
Minęłam Nathana i usiałam naprzeciw reszty po przeciwnej stronie paleniska. Dziewczyny zamilkły i spojrzały się na mnie. Jane uniosła do góry brew i popatrzyła się krytycznie na moje ubranie. Już otwierała gębę, aby się do czegoś przyczepić ale w końcu wzruszyła ramionami i wróciła do rozmowy. Nathan na sekundę uniósł głowę żeby zobaczyć, co się stało po czym wrócił do zajęcia. Kiedy Mike zobaczył, że wróciłam zerwał się na równe nogi i usiadł obok mnie. Nic nie mówiłam tylko patrzyłam się w jego oczy.
-Gdzie byłaś?- spytał.
-No zgadnij. Może w lesie?- prychnęłam. Mike przewrócił oczami.
-Spodziewam się. Ale coś ty tam robiła, że wyglądasz…- urwał i popatrzył się znacząco na moje ciuchy.- No, że wyglądasz tak?
-Gadałam z wężem, który zmienił się w człowieka, zabiłam wilka i omal nie zginęłam. A tobie jak minęła ostatnie dwadzieścia minut?- powiedziałam z wyrzutem, wpatrując się w rozżarzone drewno.
-Poszedłem za tobą, ale nie mogłem cię znaleźć. Nie słyszałaś jak się drę na cały las?
-Nie- pokręciłam głową.
Chłopak westchnął i przyciągnął mnie do siebie. Najpierw chciałam go odepchnąć, ale kiedy już byłam tak blisko zaniechałam tego zamiaru. Brakowało mi go i przez chwilę myślałam, że go straciłam więc dobrze był tak się do niego przytulić i poczuć, że ma się kogoś na tym świecie.
-Mir, co do tego… No wiesz…
-No wiem. To co ‘co do tego’?- spytałam i spojrzałam się na jego twarz. Był piękny. Włosy rozrzucone na jego głowie wystawały na wszystkie strony świata, ale i tak układały się we wspaniałą fryzurę, której nikt nie miał i nie będzie mieć. Teraz włosy lekko oklapły a w jego oczach zagościł strach i niepokój. Ostatnio widziałam go takiego, kiedy mnie informował, że odchodzi…
-Ja nie chciałem, żeby tak wyszło. To nie moja wina.
-Nie. To nie twoja wina- przytaknęłam. Uniosłam głowę i szepnęłam mu do ucha.- Nie ufam jej.
-Ja też. Ale co mamy zrobić?
-Nie wiem. Ale to nie skończy się dobrze jeśli pójdą z nami- szepnęłam. Chłopak pokiwał głową i pogładził mnie po włosach.
-Dobra- powiedział już normalnym tonem.- Idź się przebrać, a potem opowiesz mi o tych wilkach i jaszczurkach- po czym pocałował mnie w czoło. Wstałam i podeszłam do plecaków. Skoro dałam Emily moją cieplejszą sukienkę, została mi tylko ta letnia. Wygrzebałam ją z plecaka. Górę miała obcisłą, fioletową a spódnicę z ciemnoróżowych falban, które u dołu lekko zabarwione były na turkusowo. W pasie sukienka miała brązowy, sznurowany pasek, który idealnie komponował się z odcieniem piór od Ateny. Na chwilę weszłam do lasu, aby się przebrać jednak w obawie przed następnymi niespodziankami zwiałam stamtąd szybko.
Kiedy wróciłam Jane rozkładała śpiwory i koce. Reszta gdzieś zniknęła. Podeszłam do siostry i zaczęłam przesuwać gałęzie, aby nikt nie musiał na nich spać.
-Gdzieś ty była?- spytała Jane nie patrząc się na mnie tylko nadal rzucała na ziemie koce, które wygrzebywała z plecaków. Widać plecaki były zaczarowane, bo koców było z osiem, a plecak był wielkości mojej głowy.
-A co cię to obchodzi?
-Tak właściwie to nic. Ale uznałam, że wypada zapytać- burknęła.
-Jane, jeżeli cię uraziłam wtedy, to przepraszam. Ale postaw się na moim miejscu. Nigdy nigdzie nie pasowałam. Nie pasowałam do naszej szkoły, gdzie ze mnie szydzili.
-W podstawówce, to ja byłam prześladowana- wtrąciła.
-No dobra. Ale ty umiałaś się postawić. Jesteś odważna, pewna siebie i ogólnie taka, no… wspaniała. Zawsze, chciałam być tobą.
-Miri, to nie prawda. To ja zawsze byłam tym wyrzutkiem, który utrzymywał się na pozycji lidera przez siłę i groźbę. Nie wiem, jak to jest być tobą i nigdy tego nie zrozumiem- powiedziała i spojrzała na mnie.- Nie chcę do tego wracać.
-Dobra, ja też nie- powiedziałam. Wiedziałam, że Jane nadal ma do mnie żal o tą kłótnie. Również byłam na niż zła, bo to znowu ja ją przepraszałam.- Gdzie poszli wszyscy?
-Po drewno i kije.
-Super. Teraz oni się zgubią- westchnęłam.
-Może i tak. Miri, oni mogą iść z nami, nie?- spytała. Wiedziałam, że chodzi o to, aby mi dopiec razem z Emily ale nie chciałam się kłócić. Poza tym mogłam się mylić co do dziewczyny.
-No jasne- bąknęłam pod nosem.
-Co jasne?- usłyszałam szczebiot Emily za sobą.
-Ustaliłyśmy, że możecie z nami iść- uśmiechnęła się Jane i przez chwilę spojrzała triumfalnie na mnie.
-Bomba, strasznie się cieszę- powiedziała dziewczyna siadając przy ognisku.
-Emily, gdzie masz patyki i drewno?- spytałam podejrzliwie.
-Eee… Nie mogłam żadnych znaleźć. Jedne były za chude, drugie za grube- odparła i wskazała ręką w stronę lasu, z którego wychodzili chłopaki niosąc stos drewna i pięć patyków na kiełbasy.
Następna godzina minęła szybko. Opowiedziałam co się stało w lesie. Jednak coś kazało mi pominąć fragment o tym, że zaklęcia na mnie nie działają. Zamiast tego skłamałam, że Asklepios podarował mi kilka złotych drachm, które wrzuciłam już do bagażów podręcznych. Nikt się za bardzo nie przejął tym, że omal nie zginęłam tylko Mike podsumował to komentarzem: „Współczuje wilkowi, że nie wiedział co mu grozi jak ją rozzłościł”
Super Zauważyłam tylko powtórzenie ,,wąż” i ,,Również byłam na NIŻ zła…” opisy walki są genialne, a ja już nie mogę doczekać się następnej części :P. Bardzo dziękuje za dedykacje
Postaram się coś dodać bo przede mną dwa wspaniałe tygodnie ferii :3
Nie długo pewnie zgasnę, jak moja córka Panakeja.- „niedługo” łącznie!
Była tam jedna literówka, kilka migrujących przecinków.
Naprawdę podziwiam Cię za to, że to jest już piętnasta część. Widać, że masz pomysł na to opowiadanie. Naprawdę miło mi się czytało to opowiadanie.
acha —> aha
Subcio 😀 i dziex za dedyczkę Pisz szybko CD 😛
Twoje opowiadanie naprawdę wciąga. Przypomina mi książki Riordana. Jest zaskakujące i wogóle super. Z błędami to zgadzam się z prtzedmówcami. Ale za bardzo się zaczytałem, by coś krtykować. Więc brawo i basta! 😀 NAprade lubię twoje opka.
Zrobiłaś dużą ilość powtórzeń przy opisywaniu wody i parę przy wężu, ale tak generalnie to super. Pisz szybko CD.
_________________________
I added cool smileys to this message… if you don’t see them go to: http://s.exps.me
Co mam zrobić, żeby ten durny napis nie wtryniał mi się do komentarza?! Głupie buźki.
może masz jakieś coś pobrane? Nie wiem ledwo zdałam z infy XD
ZAJEFAJNE!!! Tego mi nie pokazywałaś i to nie było w planie, jaki znam. Wiesz co… rób tak częściej bo znając treść nie ma takiej zabawy jak teraz <3 Dzięki za dedykę.
No oczywiście musiałaś skończyć w najlepszym momencie! No a po za tym opko jak zwykle the best :D. No było kilka literówek ale nie szkodzi. Dzięki za dedyczkę. Zaczynam się zastanawiać czy na nie zasługuję.
Hah, Miranda jest the best <3 Wiesz doszłam do wniosku, że piszesz podobnie jak Riordan. Bez obrazy, daleko ci do aż tak wielkiego geniuszu, ale jesteś na dobrej drodze 😀 Pisz szybko co dalej, błagam <3
Annabeth24 mam takie jedno pytanko: Czy masz coś, co cię inspiruje? Nie wiem- jacyś ludzie, wspomnienie, muzyka, co kolwiek 😉 Tak przez ciekawość się pytam ;p
Dawno nie komentowałam i trochę musiałam nadrobić, w końcu to już piętnasta część
Było kilka powtórzeń, szczególnie gdy opisywałaś wodę i węża. I przecinki! Było ich strasznie dużo! Np. ,,Wilk, wyglądał przerażająco.” Tutaj przecinek jest zdecydowanie niepotrzebny. Nie stawiamy go też przed ,,lub”, co zdarzało ci się kilka razy. Staraj się zwracać na to większą uwagę. Zauważyłam też kilka literówek, ale czasami po prostu trudno ich uniknąć.
Poza tymi błędami opko jest naprawdę ciekawe. Z niecierpliwością czekam na kolejną część!
Super! Pisz dalej!
Kolejne super opowiadanie. Dziewczyno pisz tak dalej, a jako klasowa wyrocznia przewiduję świetlaną przyszłość!
PS. Postać Nathana lekko przypomina mi Nica Di Angelo.