Tom IV „Chłopak z niebieską parasolką” Chłopak tańczący.
To, czego nikt się nie spodziewał! Gorący taniec Paula i Annabeth. Czy tą dwójkę, która od swego pierwszego spotkania ciągle się kłóci, połączy namiętność? Co na to Percy? Wszystko w tym tomie!
USA-Obóz półkrwi- Dzień późniejszy, niż ten wcześniejszy- ranek
Bogowie! Jaka ja jestem niewyspana! Calutką noc nad obozem szalała burza. Nie taka zwykł, że troszkę pogrzmi, przez godzinę popada i koniec. Cała ta pogoda, wichura, zamieć czy nawet śnieżyca (truskawki nam prawie pomarzły!) była wywołana kłótnią Zeusa i Hery. Teraz pewnie się domyślacie, co to była za burza! Rano większość obozu chodziła nieprzytomna. Wszyscy, oprócz mieszkańców domku Hypnosa i jego sąsiadów, chodzili jak zombii. Snuli się po obozie i gadali tylko o spaniu, kawie i spaniu. Brakowało tylko wyciągniętych przed siebie rąk i bełkotu o mózgach. W czasie śniadania panował spokój, jak nigdy. Nikt nie miał siły na jakiekolwiek rozmowy. Moja głowa była tak ciężka, że prawie wpadła mi do owsianki, którą stała przede mną. Percy, Annabeth i rodzeństwo Kane zostali w obozie do końca tygodnia, bo kłótnia boskiego małżeństwa była tak intensywna, że wokół obozu powstały nowe rzeki. Chejron nie chciał ryzykować i chyba nie ufał aż tak do końca zdolnością Percy’ego do kontroli nad wodą.
Po śniadaniu podeszła do Percy’ego, Chejrona i Sadie.
-Tylko do niej zadzwonię. Martwi się o nas, proszę pana.
-Jesteś pewna, że to ona?- Spytał podejrzliwie nasz nauczyciel.
-Tak, na 100%. Jest naszą opiekunką, długa opowieść. Carter!!- Zaczęła wołać brata- Czemu do niej nie zadzwoniłeś?- Chłopak szybko przybiegł i widać było po nim, że łatwo siostrze nie odpuści.
-Ty miałaś zadzwonić! To w końcu twoja kotka.- Dobra, lekka przesada. Dzwonić do kota? Miałam dawniej w szkole plastkika, który dzwonił do swojego Yorkusia, ale Sadie wydawała mi się normalna. Zostało mi tylko zapytać. Zrobiłam to inteligentnie, grzecznie i zadałam to pytanie używając pięknego języka, jak przystało na dziecię Apolla.
-O, co tu chodzi?
-W czasie burzy kręciła się wokół obozu jakaś osoba. Wystraszył ją Pan D., którego wygonił z łóżka Chejron.- Percy wskazał mi głową wkurzonego Dionizosa, który siedząc przy stole i popijał dziwny dymiący i strasznie śmierdzący napój. Dziwne brunatno-szare opary się zadniego unosiły, co chwilę było słychać pękające bąbelki. Nasze spojrzenia się spotkały.
-Co się gapisz? Nie można już sobie spokojnie pić?- Odwrócił się do mnie tyłem i zaczął mamrotać do siebie.
– Jestem bogiem! Olimpijczykiem, panem szaleństwa! A jak się mnie tu traktuje! Jak? Drugorzędny centaur wysyła mnie w czasie burzy na pole, dzieciaki na mnie krzywo patrzą, a w dodatku nie mogę się nawet upić!- Wyszedł cały czas gadając do siebie. Okropna chmura tego czegoś ciągnęła się za nim. Czy on przypadkiem sam na siebie, lata temu nie rzucił szaleństwa? Percy stanął przede mną i pomachał mi ręką przed oczami.
-Halo?! Słuchasz mnie? Według Dionizosa postać ta zmieniła się w kota. Ich rozmowę usłyszało rodzeństwo Kane. Okazało się, że związani w jakiś sposób z egipskimi bogami, a ta kotka to ich opiekunka. Była to Bastet, bogini kotów i czegoś tam jeszcze.
Czemu mnie to nie dziwi? Przecież wiem, że uciekł Loki. Przerażające prawda? Mimo, że jego ucieczka zapowiadała Ragnarok czy Rangarak, te nazwy Skandynawów, można na nich język połamać. Co ta dziwna nazwa mówiła, a tak koniec świata, super prawda? Jak pewnie zauważyliście nie nastąpił on jednak. Bastet. To do bogów greckich i nordyckich spokojnie mogę dodać sobie jeszcze egipskich. Pewnie jeszcze się okaże, że istnieją bogowie chińscy, a może nawet słowiańscy. Będzie super! Jaka ja się ironiczna zrobiłam, co się ze mną dzieje? Nie wyspałam się, chce iść spać!! Może odwiedzę domek Hypnosa? Położę się i zasnę! O tak! Wypocznę. Nawet nie wiecie jak te zakupy mogą męczyć ludzi. Już byłam przy domku Zeusa, gdy dogonili mnie Percy z Annabeth.
-Co tak długo?
-Musiałam pożyczyć Sadie telefon.- Powiedziała Annabeth. Wymówiła to z jakąś taką dziwną miną.
-Co się stało?- Spytałam z zaciekawieniem. Annabeth zamyśliła się, więc syn Posejdona ją wyręczył.
-Ta cała sprawa z tym kotem i Panem D. Rodzeństwo Kane dzwoniło do tej bogini i okazało się, że ona próbowała dostać się do obozu, ale magiczna bariera nie pozwoliła jej się tu wedrzeć. To jeszcze bardzie wkurzyło Dionizosa, obraził się na Chejrona, że go niepotrzebnie wysłał na pole i na to, że oskarżyliśmy go podobno o to, że miał pijackie zwidy. Nikt tego nie powiedział, ale on wiedział lepiej.
-Nadal ma ten swój napój?- Spytałam z lekkim przerażeniem, nie żebym bała się o Pana D., ale to coś może zatruć drzewka, a to by było już niedobre.
-Ma, chciał nas poczęstować, ale nikt nie był chętny, na to też się fochnął. Idziemy do Paula, chcemy go przeprosić za wczoraj. Coś się nam pomieszało w głowie, sam nie wiem. Głupio nam. Pójdziesz z nami? Znasz go najlepiej z nas.- Jasne, oprowadź kolesia po obozie, a już mówią, że najlepiej go znasz. I nici z mojego wypoczynku.
Doczłapałam za nimi do domku kawalarzy i złodziejaszków. Znaleźliśmy Paula, który grał akurat w karty z braćmi Hood i co dziwne nie przegrywał! Na nasz widok wstał i się przywitał. Ze mną i Percy’m normalnie, a z córką Ateny z nadmierną uprzejmością w głosie. Annabeth była opanowana i od razu po przywitaniu się, przeszła do sedna sprawy.
– Chcieliśmy Cię z Percym przeprosić. Wczoraj zachowaliśmy się jak ostatni idioci.- Jej szare oczy wyrażały najprawdziwszą chęć przeproszenia go. Jaki to rzadki widok, szkoda, że nie mam aparatu.
-Tak, tak. Głupio się wczoraj zachowaliśmy i chcieliśmy Cię przeprosić. To wina Hery, chodziła wczoraj zła i rzucała uroki na wszystkich w okolicy. Była o coś wkurzona, zresztą było słychać w nocy.- Paul spojrzał po nich z tym swoim irytującym uśmieszkiem na twarzy.
-To przeproście.- Powiedział spokojnie, uśmiechnął się i popatrzył sobie w karty.
-160, przebijacie? To co mamy w musiku? Meldunek za 100, ale ja mam szczęście.- Jego zachowanie jak i taka odpowiedź szokowała nas. Koleś jest troszkę bezczelny. Dobrze, że Percy dorzucił córce Ateny do picia rano tabletki na stres. Z niego klątwa już zeszła, ale z niej nie do końca. Na szczęście naszego nowego obozowicza Anne była na tabletkach uspokajających, Harmonia Pharmaceris.
-Przepraszamy Cię za nasze aroganckie i chamskie zachowanie.- Powiedzieli oboje.
-Nic się nie stało- uśmiechnął się swoimi bielutkimi ząbkami.- Zagracie?
-Nie- powiedziała Annabeth- Mimo, że nie chcesz uwierzyć w bycie herosem, to i tak nim jesteś. Nie wiem jak Ci się udało tak długo przeżyć bez wyszkolenia, ale teraz to zmienimy.- Uśmiechnęła się złowieszczo. Jeśli kiedyś próbowaliście wyobrazić sobie uśmiech Ateny jak obdzierała Arachne to widząc uśmiech Anne moglibyście skończyć się męczyć. To był taki złowieszczo-sadystyczny wyraz twarzy. Złowrogie ogniki w oczach dopełniały obraz. Hera musiała włożyć dużo wysiłku w urok, którym rzuciła w panią architekt. Chciała chyba skłócić naszą parę doskonałą.
-Chciałabym na zgodę nauczyć Cię walki mieczem, akurat zostaje do końca tygodnia. Co ty na to. Bez obrazy, ale parasolka nie jest zbyt dobrą bronią.- Sprytne, bardzo sprytne. Złowrogie też, ale sprytne. Na szczęście dla naszej planety dzieci Ateny stoją po stronie dobra. Jakby swój intelekt wykorzystały do podboju świata, to nie byłoby zbyt ciekawie, co nie? Ona przecież była najlepszym szermierzem zaraz po Percy’m. Chciała go ośmieszyć i upokorzyć w taki sposób, że nikt nie będzie miał jej nic do zarzucenia.
-Nie zgodzę się z tobą.- Uśmiechnął się lekko złośliwie. Jakże oni teraz do siebie pasowali. Pan Złośliwość oraz Madam Wciekłość.- Mam propozycję. Jak mnie pokonasz to możesz mnie uczyć walki mieczem, a jak ja wygram pozostanę przy mojej broni.- Propozycja wydała się Anne bardzo korzystnie. Percy próbował ją od tego odwieść, a później Paula. Oboje byli uparci jak osły, więc jak łatwo się domyślić nie udało mu się.
Droga na arena nie była długa, podczas niej dołączył do nas Szymon. Przeciwnicy szli przodem oddzieleni od siebie Percy’m. Ja potulnie dreptałam za nimi, więc nowy towarzysz naszego małego orszaku dołączył do mnie. Co za niewychowany człowiek. Najpierw się nie przywitał, tylko wpatrywał w Paula, a później zamiast powiedzieć cześć zapytał.
-Jaki kolor oczu ma Paul?- Zakochał się w nim czy co? Po co mu to wiedzieć. Po krótkim zastanowieniu, nie odpowiedziałam mu jednak. Jaki on ma kolor oczu? Cholera, nie wiem. Gdy doszliśmy do areny zobaczyłam na niej Jacka. O bogowie, jaki on boski. Nie, nie jest, całował mnie bez pozwolenia, ale za to jak cudownie. Stop, nie myśl o nim, to łajdak. Za to jak przystojny łajdak. STOP! Teraz walka Annabeth i Paula jest ważna. Miecz kontra parasolka. Będzie ciekawie. Córka Ateny musi zetrzeć mu w końcu ten uśmieszek z twarzy. Może i była teraz złym charakterem, ale on mnie wczoraj lekko upokorzył. Przed samą sobą, ale i tak to zrobił. Percy, Szymon i ja powyganialiśmy ludzi ze środka areny. Pani O’Leary chciała się z nami bawić, ale na szczęście udało się nam ją uspokoić. Naprzeciw siebie stanęli przeciwnicy. Córka Ateny jeszcze do reszty nie przeszła na ciemną stronę i zaproponowała mu jednak miecz. Anne nie zamierzała walczyć swoim sztyletem, tylko zwykłym prosty ostrzem. Parasolwokiec tylko prychnął. Na taką odpowiedź dziewczyna tylko wyciągnęła broń i stanęła w odpowiedniej pozycji. On stał spokojnie, opierając się o parasolkę.
-Zaczynaj- powiedział Paul i pomachał jej wyzywająco ręką. Ona jednak nie dała się podpuścić i zaczęła do niego podchodzić powoli. Nagle pchnęła w jego stronę mieczem. Paul odskoczył szybko i stanął trochę dalej, nadal opierając się o swoją „broń”. Co za irytujący koleś. Anne okrążyła go powoli, cały czas go uważnie obserwując. Zrobiła krok do przodu, Paul zrobił to samo. Co to ma być za taktyka? Chce ją zmęczyć czy co? Dziewczyna szybko się do niego przybliżyła i spróbowała zranić go w rękę. Próbowała to dobre określenie, bo trafiła w powietrze. Paul stał obok niej z parasolką w ręku, trzymał ją jak miecz. Końcówką swej broni trącił przeciwniczkę w rękę. Odsunął się jednak szybko, bo rywalka wykonała płynny piruet, po którym od razu przeszła do ataku. Chłopak ledwo odskoczył.
-Dalej Annabeth! Pokonasz go.- Zaczęłam krzyczeć, ale chłopaki patrzyli zafascynowani. Co w tym AŻ tak ciekawego? Łucznictwo to, co innego, ale szermierka? Łuk to wspaniała broń. Szybka i skuteczna. Piękna rywalizacja, kto strzeli dalej lub celnie. O tak to wspaniałe współzawodnictwo. Jeszcze lepsze, bo ja zazwyczaj je wygrywam. Co? A tak walka? Chwila mojej nieuwagi i zaczęła się prawdziwa jatka. Wymieniali cios za ciosem, szybko i równo. Piruety, finty, od i do skoki, trafienia i uniki. Skąd on tak dobrze umie walczyć? Jednak Anne była trochę lepsza i chyba bardziej doświadczona. Coraz trudniej było mu odpierać jej ataki. Silny cios. Parasolka leci, a on traci równowagę i upada. A ochrona przed deszczem leci i leci. Lekko przesadzam, upadła obok niego, ale jak to dramatycznie brzmiało. Córka Ateny chciała przyłożyć mu miecz do gardła, ten skur(jedyne tłuszcze radio, które ma twarz ocenzurowało tą wypowiedź)czybyk walnął ją piachem po oczach. W widowni wydały się głosy oburzenia. Jak on mógł? No bez jaj, to miała być uczciwa walka. Paul tym czasem wstał szybko i podniósł parasolkę. Dziewczyna zaczęła walić na oślep mieczem. Rywal wiedząc, że przeciwniczka odzyskuje wzrok, rozłożył swój miecz. Tfu to znaczy, sami wiecie. Co zrobił? Rozłożył ją. Była naprawdę duża. Niebieski materiał był pokryty jakimiś dziwnymi symbolami, których nawet ja nie znałam, a przecież jestem główną wróżbitką i znawczynią znaków w domku Apolla. Ale fucha, co nie!
Córka Ateny spojrzała na niego przez łzy. Próbowała przeciąć ją mieczem, nie dało się?! Co to za parasolka? Annabeth dźgnęła końcem ostrza w materiał i nic. Broń odbiła się od niej jak palec od balonu. Chłopak złożył ją szybko i wykorzystując to, że Anne źle widzi, przeszedł do kontrataku. Trzeba mu przyznać, że umie walczyć. Ciekawe jakby walczy, gdyby używał miecza. Osłabiona dziewczyna nie mogła się za bardzo bronić. Trzy silne ciosy jego tępy narzędziem i oręż przeciwniczki opadł na ziemię. Kopnął go daleko od rywalki. Już brał zamach swoim „ostrzem”, gdy nagle na arenę wpadł przerażony Grover. Oprócz dziwnych krzyków, które z siebie wydał jego skóra miała kolor pomarańczy, a włosy błękitu. Jego małe rogi wyglądały jak szczyty gór na tle nieba. Wszyscy na niego spojrzeli, no prawie. Annabeth tylko obróciła głowę i patrzyła na niego przez załzawione szparki. Czy ona cokolwiek widziała? Satyr przybiegł do Percy’ego i zaczął niezrozumiale krzyczeć do niego. Próbowaliśmy go uspokoić, ale Jack nie wytrzymał i dał mu z liścia, na szczęście lekko. Fauna to otrzeźwiło.
-Percy! Wąż! Smok! Śmiech! Szaleniec! Pomocy!
Koniec Tomu IV
Kłamczuch! Jak ty możesz kończyć w takim momencie!
1. Czy mam się obrazić o to porównanie?
2. Rydzyk jest wszędzie!
3. Podobnie jak literówki, których tradycyjnie nie komentuję.
Zastanawiałem się czy Cię przed tym nie uprzedzić, ale jakoś się nie udało. To porównanie na pewno nie dotyczyło Ciebie
podlączam si ę do wypowiedzi boginki
ja również sie podłączam, specjalnie tak zrobileś, nie?
😀 Jak ja mogę dodać cokolwiek innego? 😀
„Parasolka leci, a on traci równowagę i upada. A ochrona przed deszczem leci i leci. Lekko przesadzam, upadła obok niego, ale jak to dramatycznie brzmiało.” – to i kilka innych wersów rozbroiły mnie do końca. Dla mnie? Bardzo fajnie się czyta. Z niecierpliwością czekam na CD !
Blagam o CD!