Tom III „Chłopak z niebieską parasolką” Chłopak zwiedzający.
Ma przyjemność zaprezentować wam dalszy ciąg moje dziwnej powieści. Zachęcam do czytania wcześniejszych części Chłopaka oraz innych moich prac. Obiecuję, że wszystko się wyklaruje na końcu tej serii. Tą oto część dedykuje Bogince, która swoimi wypowiedziami zachęciła mnie do skończenia tego opowiadania. Cała akcja dzieje się pomiędzy Ostatnim Olimpijczykiem, a Zaginionym Herosem. A co w tym epizodzie? Nudna kłótnia, rada bogini i dziwne europejskie zwyczaje. Oto trzecia część opowiadania. Miłego czytania.
USA-Obóz półkrwi- Początek września- popołudnie
-Nie jestem herosem, jestem zwykłym- Śmiertelnikiem, a teraz Chejron odpowie coś o swoim doświadczeniu i o swych umiejętnościach rozpoznawania herosów. To nie był popis moich talentów do przepowiadania przyszłości( to nie sarkazm!), a ciągnąca się już od ponad godziny kłótnia pomiędzy centaura, a Paulem. Wszystko zaczęło się miło. Po przyjeździe wpadliśmy na remika i coca-colę light do Pana D. i Chejrona. Dionizos, trochę narzekał, o to że przyprowadziliśmy nowych herosów („jakby obóz nie był już przepełniony, przez te wrzeszczące bachory”). Jednak patronowi żuli humor się poprawił, gdy usłyszał, że oni nie są NAMI. Zaprosił ich na partyjkę remika i poczęstował swoim napitkiem. Jednak cały dobry humor Pana D. zepsuł centaur. Po przepytaniu Sadie i Cartera Kane, tak się nazywa ta dwójka magów, wziął się za Paula. Trójka naszych gości, pochłonięta grą w remika, miała duże trudności z odpowiadaniem na pytania Annabeth i naszego nauczyciela. Po długim monologu Chejrona, którego słuchała tylko Atenówna, bo ja, wraz Percy przyglądaliśmy się grze, o swym doświadczeniu i umiejętnościach rozpoznawania herosów, zaczęła się kłótnia. Paul, który zacięcie grał, upierał się, że nie jest herosem i podawał mnóstwo na to argumentów, a centaur podawał kontrargumenty i tak się toczyła ich kłótnia. Nie była zbyt ciekawa, Annarchis w czasie obiadu wywoływała ciekawsze, ale musieliśmy jej słuchać. Trochę się z nim zgadzałam, jakby był herosem to powinien zostać określony od razu po przekroczeniu magicznych granic obozu. W końcu Pan D., który zaczął przegrywać, zarządził, że Paul jest herosem i ma zostać umieszczony w domku numer 11. Nie zdały się na nic jego protesty. Został obozowiczem i kropka. Nie ma co się kłócić z bogiem szaleństw, prawda? Rodzeństwo Kane, też zostało w obozie, a jutro rano mają wrócić do NY.
Zostałam poproszona o oprowadzenie nowego po obozie, a dwójką magów mieli zająć się Annabeth i Percy, którzy ich jutro odprowadzą.
-O co chodzi z tym domkiem numer 11?- Spytał, gdy wyszliśmy z Wielkiego Domu.
-To domek dzieci Hermesa, którzy, tak jak ich ojciec, są bardzo gościnni i zawsze przyjmują do siebie nieoznaczonych i różnych innych gości. Bardzo fajne osoby, ale uważaj na nich. Są straszliwymi złodziejami i żartownisiami. Idziemy najpierw obejrzeć domki, a później pokażę Ci resztę obozu.- Nie czekając na jego odpowiedź zaczęłam iść w kierunku domków. Cały kompleks mieszkaniowy w naszym obozie zmienił się trochę od tamtego lata. Dwunastka starych domków stała na swym miejscu, do litery U doklejono jeszcze domek Hadesa. W lesie i w okolicy postawiono mnóstwo różnego rodzaju domków. Od zwykłych letniskowych do wielkich pałaców, od jednopiętrowych do wysokich wież, każdy z bogów miał teraz swój domek.
-Super, zapowiada się świetna zabawa.- Paul stanął na placu przed domkami- Ważniaki, ponóraki i metale, kujony, neardentale, weseli farmerzy, kowale, lalusie, puste plastiki, złodzieje i oszuści, żule i cała reszta idiotów. Po prostu zapowiada się tu u was super zabawa.- Lalusie!! To chyba o moim domku! Już chciała go walnąć w głowę, ale napotkałam dwa problemy. Pierwszy to, to że nawet stojąc na palcach bym go nie dosięgła, a drugi to taki, że po prostu sobie poszedł, a to cham. Ja chcę go walnąć, a on sobie polazł!! Paul zaczął iść środkiem placu, cały czas wymachując swoją niebieską parasolką, oglądając domki i posągi. Ruszyłam za nim, z chęcią walnięcia go dwa razy, ale będę musiała wybrać chyba trochę niższy cel, ale jaki? Szłam i wpatrywałam się w jego tył i zastanawiałam się czy walnięcie go w nerki byłoby bardzo chamskie? I nagle! Bach! Wpadłam na niego, bo nagle się zatrzymał. Ała! Mój nos! Co za niesprawiedliwość! To ja miała go, a nie się walnąć!
-Nic Ci się nie stało?- Spytał szybko się odwracając- Jak byś za mną nie chodziła, to by Ci się nic nie stało.
-Jakbym nie wiedziała. Mój nos! Czemu się tak nagle zatrzymałeś?- On zamiast mi odpowiedzieć, to się odwrócił w stronę paleniska. I się ukłonił!! Z nim naprawdę jest coś nie tak. Pan D. go lubi, Chejron odwrotnie, naśmiewa się z Annabeth, a do tego kłania się ognisku. Dziwne zwyczaje są w tej Europie. Ani Jack, Ani Szymon nic takiego nigdy nie robili.
-Bądź pozdrowiona bogini, strażniczko ognia.- Dopiero teraz zauważyłam dziewięcioletnią dziewczynkę, która patykiem ruszała węgielki ogniska. Czasem tu bywa, ale nie wiem, z którego domku jest. Uśmiechnęła się do nas.
-Wreszcie do nas zawitałeś Paul, już się martwiłam, że Cię tu nie puści. Usiądźcie ze mną przy ognisku. Miło Cię widzieć Emily. Wiesz Paul, że rzadko mnie tu ktokolwiek rozpoznaje. Miło jest, jak ktoś się do mnie przysiądzie i porozmawia. Czasem odwiedzają mnie tu Rachel i Dionizos, ale nawet oni nie mają dla mnie za wiele czasu.
-Pani jest Hestia, strażniczka ogniska domowego! Nie wiedziałam, że Pani tu spędza czas.- No dobra, do humorków Pana D. się przyzwyczaiłam, ale to, że niechcący obrażałam jakiegoś boga przez tyle czasu, to lekka przesada. Oni powinni mieć chyba ogromny transparentny, które widoczne by było z około kilometra.
– A kim miałabym być Emily?- Uśmiechnęła się miło i ciepło. Tak jak matki uśmiechają się do dziecka, jak babcie patrzą na wnuków, tak jak człowiek na widok małego niesfornego kociaka, jak osoba patrząca na wiosenny ogród. W jej uśmiechu była sama miłość i dobroć, troska i ciepło. Nie wiem jaki idiota wybrał Herę na patronkę rodziny, ale musiał wcześniej dostać porządnie w łeb.- Wiele osób mnie tu nie zauważa moja droga. Nie jesteś pierwsza, ani ostania. Pamiętaj moja droga, że najważniejsze w życiu jest obcowanie z ludźmi. Trzeba ich poznać, a później oceniać. Zapamiętaj to. Poznać, a dopiero wtedy ocenić. Chyba musicie już iść, Paul musi zakwaterować się w domku, a ja wracam do Olimpu. Hera znów się o coś kłuci. Chyba będzie trzeba zmienić jej profesje, co nie?- Mrugnęła do nas i wstąpiła w ognisko. Płomień urósł do 20metrów, a bogini zniknęła w nim. Rozmowa była troszkę krótka, prawda?
-Czyli mieszkam w domku numer 11?- Paul wstał i otrzepał spodnie.- Kiedy zostaje się tym „określonym”? I jak można wytłumaczyć temu centaurowi, że ja nie jestem żadnym cholernym, greckim herosem?- Wstałam i się zaśmiałam.
-Jego nie da się przekonać, uwierz mi. To dziwne, bo po przekroczeniu obozu powinieneś zostać określony. Może jesteś synem, któregoś z zapomnianych bogów, albo tytana? Chodź zaprowadzę Cię do 11, a później zwiedzimy resztę obozu.- Po krótkim marszu doszliśmy i parasolkowiec się w końcu urządził. Od czasów zmian w domku Hermesa jest dziwnie dużo miejsca i różnego rodzaju przyborów. Paul otrzymał pełen zestaw przyborów toaletowych i czystą pościel. Nawet łóżko się znalazło. Bracia Hood chcieli go wziąć i ograć w karty, ale udało mi się go wyciągnąć na zewnątrz. Po zwiedzeniu boisk do siatki, stanowiska do wspinaczki z lawie, areny i innych miejsc doszliśmy do zbrojowni. Chciałam mu załatwić jakiś miecz od dzieciaków Hefajstosa. Tu on jednak stanowczo zaprotestował. A ja chciałam być dobra, phh.
-Parasolka mi stanowczo wystarcza. Nie potrzebuję niczego innego.- Jak tu się kłócić z facetem wyższym od ciebie o ponad głowę, większym i starszym? No mogłabym zastosować kilka sztuczek, które nauczyła mnie Thalia i inne Łowczynie, ale nie chciałam go do siebie zrazić. Pewnie zostanie tutaj trochę, a bez Rachel i Annabeth jest tu trochę nudno. No trudno, niech Chejron się nim zajmuje, ja nie mam czasu. Olśniło mnie. W moim pokoju czekają na mnie ciuchy i książki. To oznacza jedno! Czas się go pozbyć i lecieć do domku Apollina, póki moje siostry nie wyniuchały nowych ciuchów. Na moje szczęście akurat przyplątał się Szymon.
-Hej- Pomachałam w jego kierunku- Mamy nowego obozowicza.
-Ty! Mnie! Nie! Wkurzaj! Wiesz ile ważą te twoje głupie zakupy? Masz szczęście, że mam dobre serce i nie rozpowiedziałem o tym twojemu rodzeństwu, ale radzę Ci teraz lecieć, bo pewnie już zaczynają się dobierać do nich.- Cholera lecę! 50 siatek z zakupami to dużo? To nie może być ciężkie. Chyba Szymon trochę przesadza. Prawda? Prawda?
Obaj panowie popatrzyli na siebie. Szymon spojrzał w jego oczy, zawsze tak robił, gdy kogoś spotykał po raz pierwszy, są to przecież zwierciadła duszy. Później przeglądam sny nowopoznanych osób, ale one przecież o tym nie muszą wiedzą. Oczy Paula zmieniły barwę czy tylko mu się wydawało? Jaki miał kolor? Piwny czy zielony, a może brązowe? Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął rękę.
-Miło mi, jestem Paul.- Uśmiechnął się, a Szymonowi znów się wydawało, że ma inny kolor oczu. Pewnie przez to zachodzące Słońce.
-Mi też. Mam na imię Szymon, spędzimy tu pewnie dużo ciekawych chwil.
Konic Tomu III
JEST! NARESZCIE! Sory, ale musiałam skomentować. Teraz już żegnam.
[zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami literówki pomijam]
„Patron żuli”- 😀
Wypowiedź na temat opiekunki rodzin – 😀 😀
„50 siatek z zakupami to dużo? To nie może być ciężkie.”- 😀 😀 😀
POKŁON!!!! Szacunek itp. !
tak mało komciów? zaje**** równie dobre jak piekielna piątka od Sog i Myks D:
ŁŁŁiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!! Ile ja się za tym opkiem naczekałam! To po prostu genialne, przewspaniałe i idealne! Pisz szybko cd! Błagam na kolanach! 😀 😀 😀
PS Całkowicie zgadzam się z Arachne. 😀
podpisuje się pod Arachne xD świetne
„kłucić” się?! co to mam być!\
Dobra, treść prześmieszna, bardzo fajny rozdział.