Tom I „Chłopak z niebieską parasolką” Chłopak – szukający.
Uwaga, uwaga ogłaszam powrót kochanej przez wszystkich Emily Poll, w nowym opowiadaniu, którego nazwa znajdziecie wyżej. Akcja historii rozpoczyna się na początku września, miesiąc po wizycie paczki naszych bohaterów w TV Hefajstos.
Od Autora: W moim wcześniejszym opowiadaniu zrobiłem mały błąd, jeśli chodzi o czas. Narada bogów na Olimpie odbywała się w sierpniu. Za błąd przepraszam.
USA-New York- Początek września- godzina wczesnopopołudniowa
Chodzimy z moim bratem do tej szkoły już prawie rok, dokładnie od stycznia tego roku, ale takich tłumów jeszcze nigdy tu nie widziałam. Po prostu korytarz wyglądał tak jakby wpuszczono do niego całe stado bydła. Nie wiem jakim cudem, ale dopchałam się do szafki mojego brata. Na szczęście już przy niej czekał.
-Ktoś wziął jakiś amulet?- Spytałam, ale tylko formalnie, nie miałam zbyt dużej nadziei na to.
-Odpowiem Ci na to po raz setny, a ostrzegam odpowiedź się nie zmieniła. Brzmi ona nie.- Mój brat nie za bardzo lubił takie tłumy, wychował się z ojcem jeżdżąc po jakiś pustkowiach. Zazwyczaj jest grzecznym i dobrze wychowanym chłopcem( dobrze, że tego nie słyszy), ale takie tłumy go wnerwiają.
-Pomyśl pozytywnie, to była nasza ostatnia lekcja.- Uśmiechnęłam się do niego. Jest między nami 2 lata różnicy, ale w ten dzień nasze plany zajęć się pokrywają i kończymy o tej samej porze, co jest na rękę naszej opiekunce. Opiekuje się nami wspaniała kobieta, która nazywa nas swoimi kociętami. Nasi rodzice nie żyją, a wujek wyjechał do Egiptu odpoczywać. Nieźle trafił co? Rewolucja. Odezwał się mój brat, który skończył się przepakowywać.
-Ty dzwonisz do Basket czy ja?
-Ja mogę zadzwonić, mam nadzieje, że nie zrobiła znowu czegoś z rybą. Wychodzą mi one już uszami. Ostatnie lody rybne, to była przesada.- Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Przepychając się przez tłum usłyszałam, na pewno ja, nie wiem czy Carter też, jakąś wypowiedź.
-Gdzie Ci cholerni magowie z Domu Życia? Jak są potrzebni zawsze ich nie ma, a jak człowiek wyrzuci śmiecia na ulicę to zlatuje się cały nom- Słysząc wzmiankę o Domu Życia obróciłam się szybko. Z tłumu wyróżniał się tylko wysoki brunet o kręconych lekko włosach, a zauważyłam go tylko dlatego, że przepychał się przez tłum niebieską parasolką. Carter chyba to usłyszał, bo złapał mnie za rękę i wcisnął nas pomiędzy szafki.
-Cicho Sadie. To może być jakiś bóg.
-Mamy pakt z Horusem i Izydą, żaden bóg nas nie zaatakuje.- Wychyliłam się- Chyba sobie poszedł. Idziemy.- Zatrzymałam się i wskazałam na niego palcem- Ani słowa Basket, bo będzie nas odprowadzać do szkoły za rączkę! OK?
-Dobra, dobra tylko wyjdźmy. – Przedarliśmy się przez tłum uczniów. Gdy w końcu wyszliśmy ze szkoły zadzwoniłam szybko do Basket. Nasza rozmowa trawa krótko.
-Kocia mama każe nam czekać na siebie w Central Parku.- Powiedziałam do brata i zaczęłam iść w stronę metra.
-Znów zatrzymały ją obowiązki w schronisku dla zwierząt? Bóg, który jest wolontariuszem, niesłychana rzecz.
Przez całą drogę gadaliśmy o różnych bzdetach jak: szkoła, plan lekcji, wprowadzenia zakazu gotowania dla Basket, nowymi osobami w klasie, o nauką magii i o innych mało ważnych rzeczach. W Central Parku było na szczęście mało osób i znaleźliśmy sobie fajną ławkę w cieniu drzew. Carter zaczął czytać mitologie egipską, a ja włożyłam do uszu słuchawki i odpłynęłam w świat muzyki. Po chwili, naszą chwilkę relaksu przerwała jakaś osoba, która przed nami stanęła. Otworzyłam leniwie oczy, myśląc, że to Basket juz po nas przyszła. Zauważyłam jednak, że to nie ona. Był to ten sam chłopak, którego zobaczyliśmy w szkole.
-Wreszcie was znalazłem- Powiedział, sapnął i usiadł po między nami- W tym tłumie w waszej szkole trudno kogokolwiek znaleźć.- Carter wstał szybko i chyba chciał już przywołać swój miecz, ale powstrzymały go słowa chłopaka- Spokojnie, nie chce z wami walczyć, przeszedłem was po prostu ostrzec. Nie atakujcie mnie, jestem tylko posłańcem- I podniósł, jakby w obronny geście swoją niebieską parasolką, cały czas się uśmiechając.- Chciałem wam powiedzieć, że po prostu po New Yorku grasuje Hydra i żebyście na nią uważali.- Zaczął się podnosić z miejsca, ale Carter go powstrzymał.
-Jak to Hydra?- Spytaliśmy oboje na raz.
-No wiecie, taka wielka bestia z mnóstwem głów? Nie kojarzycie? Herakles ją załatwił kilkadziesiąt wieków temu.
-To ona istnieje? Przecież to mitologia grecka. Oni, Ci bogowie nie istnieją.- Oburzył się Carter.
-Lepiej tego nie mów tak blisko ich siedziby, magu z Domu Życia. Dla waszej informacji znajdujemy się w centrum cywilizacji zachodu, w Imperium Bogów Greckich. Nie sądziliście chyba, że istnieją tylko bogowie egipscy, których wy magowie z Domu Życia tak skrzętnie więziliście przez wieki? Teraz, za przeproszeniem, ruszcie dupy i załatwcie Hydrę, zanim coś na rozbraja.- Setka pytań do tego chłopak utkwiła mi w ustach, nie przez że nie mogłam ich zadać, ale dlatego, że na naszej ścieżce pojawiła się ogromna bestia o wielu głowach, po krótkim zastanowieniu stwierdziłam, że to pewnie Hydra. Carter przywołał swój miecz, a ja stanęłam obok niego. Chłopak stanął obok nas i powiedział.
-No to teraz zaczarujcie, uwięźcie go, wyczarujcie ogień i zaczniemy ucinać i przypalać Hydrze łby.
-A może frytki do tego?- Spytałam zirytowana.
-Z mała ilością soli, proszę. Nie umiecie tak czarować?- Spytał zdegustowany chłopak i otworzył szybko parasolkę. Zdążył w ostatniej chwili. Łeb Hydry odbił się od niej i poleciał w inną stronę.- Rozdzielamy się!- Krzyknął i pobiegł na lewo, a ja automatycznie za nim. Carter pobiegł na prawo.- Umiesz wyczarować ogień?
-Umiem, a po co on nam jest potrzebny.
-Po ucięciu Hydrze łba, trzeba przypalić jej szyję, by nowe nie odrosły. Niech twój brat ucina jej, a ty będziesz je przypalać. Ja natomiast będę cię osłaniał.- Tu wskazał na parasolkę- To dar od jednego takiego boga, materiał, z którego parasolka ta jest zrobiona jest praktycznie nie zniszczalny.- Zadałam mu nurtujące mnie pytanie, jedno z wielu setek.
-Skąd ty, o tym wszystkim wiesz?
-Posiadam prawdziwy wzrok, czyli zdolność, dzięki której, mówiąc po prostu, widzę wszystko takie jakie jest. O tym wszystkim wiem z tego powodu, że zostałem wychowany przez rodzinę magów. Oni mnie tego wszystkiego nauczyli, ale na magii, w ogóle się nie znam. Koniec gadania, przekaż instrukcje swojemu bratu.- Jeśli sądzicie, że ta rozmowa odbyła się na ławeczce w parku, podczas gdy Carter walczył z Hydrą, to się mylicie. Cały nasz dialog trwał podczas unikania tych CHOLERNYCH głów. Na szczęście oboje byliśmy nieźle wysportowani i nie daliśmy się pożreć Hydrze. Pobiegłam szybko do Cartera i w podobny sposób w jaki gadaliśmy z chłopakiem, przekazałam mu jego instrukcje. On w tym czasie jakoś do nas dotarł. Carter postanowił się wykazać dobrym wychowaniem i pomiędzy jednym, a drugi atakiem przedstawił nas.
-Carter i Sadie Kane.
-Paul Eldor. Miło mi poznać, a teraz lepiej weźmy się do roboty. Ty tniesz, ona smaży, ja osłaniam.- I się zaczęło. Najgorzej mieliśmy z pierwszymi dwiema, bo nie mogliśmy się zgrać, ale jakoś się nam to udało. Z następnymi było prościej, ale i tak się namęczyliśmy, szkoda, że nie ma z nami Basket, bo by zrobiła z Hydry smaczne sushi. My tracimy siły, a tej bestii zostało jeszcze chyba z dziesięć głów. Paula o mało co jedna z głów nie zjadła, ale otworzył jej w pysku swoją parasolkę, co dało Carterowi czas na ucięcie jej, a mi na przypalenie szyjki. Niestety ja już opadałam z sił, Carter ledwo się trzyma, tylko Paula jako tako dycha. Zadecydowaliśmy taktyczny odwrót, czyli tak naprawdę zaczęliśmy uciekać. My z Carterem wialiśmy( bardzo powoli), a Paul odganiał parasolką głowy Hydry, by dać nam czas. W dodatku cały czas coś mamrotał. Zdołałam usłyszeć. „Mała pomoc, ja mu dam małą pomoc.” i „Gdzie Ci piekielni herosi?”. Jednak i on tracił już siły. Ratunku nie było znikąd widać. Basket ani żaden inny bóg nie przyszli nam z pomocą, mimo naszych usilnych modlitw. Nagle jedna z głów odrzuciła Paula kilka metrów w bok. Tym czasem dwie kolejne głowy zaczęły interesować się przekąską podaną im na tacy, czyli nami. Gdy już jedna z głów miała mnie pożreć, w stronę Hydry poleciały dwa srebrne pociski. Były to strzały, które trafiły prosto w oczy tej głowy. Głowa opadła bezwładnie na moje ciało.
Koniec Tomu I
Bardzo fajny rozdział – i wszyscy cieszymy się z powrotu Emily :p
Ale mam jedną uwagę – to chyba była Bastet, a nie Basket…
Tradycyjne kłamczuchowe literóweczki!
No cóż, chyba będę je musiała zaakceptować jako nieodłączną część Twoje go stylu… 😀
Cudowne! Powrót Emily!
BASTET!!!!! Tym ciut mnie wkurzyłeś… Ale oprócz tego bardzo fajne 😀
Super, mnie się strasznie podoba, a połączenie tych dwóch mitologii jest bardzo ciekawym pomysłem. Czekam na cd. ;]
Pomijając literówki, jest super. 😉
Genialne, lecz za krótkie! Nie kończ w takich momentach!