Prolog
Małe miasteczko w Ameryce. Tam rozpoczyna się nasza kolejna opowieść. Siadaj drogi czytelniku i czytaj co się wydarzy. Ta, abyś wiedział Czytelniku i żeby nie było, że nie ostrzegałem, historia będzie inna i chyba jeszcze bardziej porąbana niż reszta opowiadań.
Znowu pada! Co ja tu robię. Zastanawiałam się wracając późnym wieczorem do domu. Mam na imię Emily Poll. Mam trzynaście lat i zaczęłam uczęszczać na początku tego roku szkolnego do High School w „cudowny” i „słonecznym” mieście Forks. Uwielbiam słońce i ciepło, ale w tej zatęchłej dziurze tego nie znajdziecie. Nie ma tu ciepłych dni, wilgotności poniżej 95% czy ładnych kwiatków, a ciepłego morza się nie spodziewajcie, co to, to nie. Za to jeśli szukacie miłości, romansów, wampirów, wilkołaków, bitew i itp. rzeczy to znajdziecie tu tego mnóstwo. Odkąd się tu wprowadziła ta Bella, jak jej tam, co chwilę coś się dzieje. Człowiek nie może się spokojnie przejść po lesie. Z jednej strony ciągle głodne wampiry, które są trochę dziwne, ale dla mnie to spoko, bo mnie nie zjadają (wegetarianie), a z drugiej brutalne, głupie, porywcze wilkołaki. I jak tu człowiek może iść spokojnie na spacer? Najpierw kłótnie między nimi, później jakieś bitwy z wampirami, a jeszcze później chyba jakiś zlot rodzinny wampirów. Człowiek sobie spokojnie idzie na spacer. A w szkole jak się odnoszą ze sobą te głupie wampiry? Co to my nie jesteśmy. A ta cała Alice Cullen myśli, że jakieś medium jest, czy co? Już kilka razy do mnie podeszła, to zadufane medium i „doradzało” mi w lekcjach, jakbym sama nie umiała sobie wieszczyć. Zimno, jestem w tym cholernym Forks, a rodzice nie chcą się przeprowadzić tam gdzie mieszkaliśmy, na ciepłą Florydę. „Tu jest bezpieczniej.” Ciągle powtarza mama. Ta jasne. To ona nie wie o tych walkach i tych porąbanych stworach? Co nie? A tak w ogóle mamy nowego gościa w klasie, owłosiony trochę na twarzy i kuleje strasznie. Bardzo sympatyczny gość. Ciągle chcę za mną chodzi i w dodatku mamy ten sam podział godzin. To się ostatnio udało Ędwardowi „Zimny” Cullene. Jakby się ten kaleka o mnie martwił. Idę teraz przez piękny „słoneczny las”, rodziców nie ma, a ja nie mam co robić? Jakbym nie wiedziała kiedy mnie spytają, hallo ja to wiem. Rodzice moi pojechali pogadać z jakimś kuzynem, siostrzeńcem mamy. Mają pogadać o mojej przyszłości, chcą mnie wysłać na obóz w jakieś cieplejsze miejsce (oby!!). Idę sobie tak rozmyślając i gadając sama do siebie, wymachując moją rozkładaną parasolką (o dziwo nie pada![tylko mży]). Nie zwracam uwagi na jakieś całujące się wampiry, na drzewie, wilkołaki ganiające po okolicy (to przecież naturalne, co nie?) Kilka wilkołaków na mnie warczy, ale ich nie słyszę mając w uszach słuchawki. Odeszłam już spory kawał od wilkołaków i wampirów, więc się zdziwiłam widząc wielkiego psa. Trochę mi nie przypominał żadnego mi znanego, ale one pojawiają się tak szybko rozmnażają jak króliki na wiosnę. Tylko, że ten wilczek na mnie dziwnie warczy i pokazuję mi sympatyczne kiełki (dawno też nie mył zębów). Nie podoba mi się to, a mój szósty zmysł nie podpowiada mi nic dobrego. Rozkładam moją parasolkę, tak aby była jak jakiś młot czy topór. Ten piesio mi się nie podoba. Wolno się cofam, ale on idzie za mną i chcę skoczyć na mnie. To już przesada, co nie? Jak się zamachnęłam parasolką i go walnęłam w czasie skoku w pysk, że odleciał na mały kawałek. No to czas wiać. Muzyka jak zawszę mi pomaga. „Don’t worry by happy”. Ta mu dam za ten tekst. Zaraz mnie pożrę wielkie psisko, co będzie dla mnie szokiem w lesie pełnym wampirów i wilkołaków. One nigdy mnie nawet nie chciały przestraszyć czy co? Gdzie ich potworna duma. Z reszta nie o to teraz chodzi. Jednak słyszę za sobą nie skowyt tryumfu, a skowyt bólu i przerażenia. Obracam się i widzę Edwarda Boskie Ciało Cullen oraz jego strasznie inteligentnego brata Ementa, jak zjadają tego paskudnego psa. Jednak to dla mnie za dużo, ta krew i ich markowe i pobrudzone ubrania. Mdleję.
-Smaczny był ten stwór.- Mówi mięśniak.- Ciekawe co to było? I dlaczego ją ścigało. Co z nią zrobimy?- Pyta z wysiłkiem.
-Może ją zabić, albo ją zmienić w wampira.- Tego się nie spodziewałam po nagłym przebudzenie, w dodatku, że leżę teraz w ciepłym łóżku. Co te porąbane stwory chcą ze mną zrobić? Ja im dam, jak tylko wstanę.
-Nie widzę jej wśród nas, ani w śród martwych w ciągu najbliższego miesiąca- Powiedziała ta wróżąca z kart i fusów pseudo medium. W ciągu miesiąca? Phh ja widzę siebie przynajmniej żyjącą do końca roku.
-Nie śpi już nasza królewna- Powiedział Miedzianowłosy, plujący brokatem, świecący Adonis.- Wstaje gwałtownie i rozglądam się po pokoju. Cała rodzinka. Bella, Ędward, Alice, Dżamper, Doktorek, Blondyna i gruba wampirzyca.- Nie jestem Ędward tylko Edward.- Mówi lekko oburzony Ędward. Skąd on wie jak go przezywam?
-Dzień dobry- mówię grzecznie, jak dobrze wychowane dziecko.- Co się stało i co ja tu robię doktorze.- Zwracam się do Carlshleja. Możę uda mi się wyjść bez śladów wampirów na szyi.
-Zemdlałaś drogie dziecko. Pamiętasz coś?- Pyta z troską.
-Byłam w lesie i spotkałam wielkiego wilka i zemdlałam.- Kłamię bez zmrożenia w oczy.
-Kłamie- mówi oczywiście Świecące bóstwo brokatu.- Ej nie nazywaj mnie tak- oburzył się bóg brokatu. Możę on czyta mi w myślach? O nie!.- Wiem, że wiesz kim jesteśmy. Dziękuję, że nikomu nie powiedziałaś. Teraz bez kłamstw powiedz nam co to był za potwór.
-Skąd ja mam wiedzieć?- oburzam się i wściekam się na telepatę- Wystarczają mi wampiry i wilkołaki. Mam potąd was wszystkich- Pokazuję nad swoją głowę.- Wypuście mnie i to już!
-Nie możemy, w tym problem. Zwykły człowiek nie może o nas wiedzieć. Takie prawo. Możemy Cię albo teraz zabić albo zamienić w jedną z nas.
-Co to, to nie. Nie dam się zamienić w jakieś zimno skórnego stwora.- Moje przerażenie sięgnęło zenitu i zaczęłam wstawać z łóżka, co niestety uniemożliwił mi Dżamper przytrzymując mnie. Jednak nagle cała rodzinka obróciła się w stronę schodów. Najwidoczniej ktoś ich podszedł, gdy byli mną zajęci. Słychać odgłos jakby laski lub kopyt. Oto idzie mój wybawca. W drzwiach stanął …! Półczłowiek, pół kozioł. Był to ten młody koleś ze szkoły. Zamiast nóg miał nogi kozła z kopytami, były te nogi strasznie owłosione. Za wybawcę miała nadzieje mieć przystojnego, młodego bruneta, a nie kozła.
-Kim jesteś i czego tu szukasz?- Spytało bóstwo brokatu, lekko przestraszone.
-Edwardzie spokojnie, to satyr.- Powiedział doktorek tak jakby to było oczywiste.- Spotkałem kilku w życiu. Oni nie są groźni. Możemy go puścić.- Jednak widząc po minie satyra, która mówiła, że on nie chciał nigdzie wychodzić. Widać, że wzbierał w sobie odwagę (nie dziwię się mu, gadać w obecności ósemki zwariowanych wampirów?) i przemówił wreszcie.
-W imieniu mojego Pana, Dionizosa boga winna, szaleństw, urodzajów i winorośli oraz dyrektora obozu pół-krwi. Każe wam wypuścić tego herosa i pozwolić mi go zaprowadzić do obozu pół-krwi. Taka jest wola potężnego Dionizosa.- I skończył przemowę. Stał nadal prosto przed tymi wariatami.
-Jak jej nie wypuścimy, to co nam zrobisz? Kopniesz nas kopytem?- Zaśmiał się Ementaler.
-Spokojnie Ement. Nie możemy zadzierać w bogami greckimi. To niebezpieczne. Puścimy w spokoju tą dziewczynę i pozwolimy wam odejść w spokoju?
-To bogowie greccy istnieją?- Spytałyśmy naraz ja i Bella.
-No tak istnieją i mają dzieci, które nazywamy herosami. Jesteś jednym z nich.- Powiedział spokojnie doktór.- Pomóc wam się dostać na drugi koniec Ameryki?- Spytał satyra- Wiem gdzie jest obóz, więc możemy was podrzucić i jakoś się odwdzięczyć za przestraszenie Emily.
-To my ją uratowaliśmy- szepczę zły Ement do Rosalin. Reszta rodziny wydała warkot niezadowolenia.
-Musimy jej pomóc.- Powiedział doktorek.- Nie chcę mieć do czynienia z żadnym z bogów greckich. Zawieziemy was tam, będziemy jako wasza ochrona. Zgadzasz się satyrzę?
I się zgodził, przez co musiałam znosić towarzystwo Boskiego Ędwarda, Lovaśną Belli i Sweet Alice jeszcze przez trzy dni, ale miałam przynajmniej miłe towarzystwo ze strony Diaza (ten satyr). Opowiedział mi wiele o obozie i sytuacji związanej z tytanem Chronosem, czy jakoś tam. Powiedział, że będę nie oznaczona do jakiegoś czasu i takie tam bzdety. Na szczęście doktorek (jedyny normalny z tej nienormalnej rodziny) dał nam duże kieszonkowe na jedzenie, bo ta trójka mogła o tym zapomnieć. Wreszcie po wylewnym pożegnaniu opuściliśmy naszych opiekunów (nie byli tacy całkiem źli ale o tym cicho sza!) i po propozycji, że może mi się uda dać Edwardowi bóstwa brokatu (nie chciał, dziwne nie?) Weszliśmy przez bramę obozu, której pilnował smok i złote runo. Zbiegłam radośnie po zboczu, które było pełne słońca!!! Wpadłam na jakąś grupkę w mniej więcej moim wieku, patrzący smutno na jakąś książkę i się przedstawiłam.
-Hej mam na imię Emily, a wy jak macie na imię?
Koniec Prologu
to jest boskie xD
😀 świetne
Ostrzeżenie jest najlepsze. 😆 😉
Znowu „Zmierzch”? Kłamczuchu to już przeżytek. Teraz najlepszy jest Percy Jackson!!! Ale opowiadanie rzeczywiście fajne i porąbane. 😉
Świetne, a ponadto zgadzam się z Nemo
fajne maja „imiona”. na serio porabane op. ale ciekawe
zajeświetne super i ogólnie cudo a te przezwiska to są czadowe
i super że piszesz nowe
😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀
😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛
😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛
😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀
😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀 😛 😛 😀 😀
super i zgadzam się z Nemo
Są ekstra!! 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
Jest ok, ale zgadzam się z przedmówcami.
ciekawe połączenie