Tom IV
Na początku przedstawia nam się Luka syna Hermesa w dość niecodziennej sytuacji oraz jesteśmy świadkami nietypowej rozgrzewki. Główny bohater musi ukończyć ją pierwszy, w innym razie zostanie prawdopodobnie posiekany na tysiąc kawałeczków, niczym Kronos i Uranos. Niestety nasz bohater nie jest nieśmiertelny, jak Ci dwaj panowie przed nim, więc może tego nie przeżyć.
Tak, wreszcie mi się udało. Wokół mnie walają się gruzy Olimpu, wszystkie ich próżne świątynie, ogrody, łaźnie i cała reszta leży w gruzach. Zbudujemy tu nową lepszą siedzibę bogów. Teraz my będziemy rządzić światem. Pod moimi nogami leży Hermes. Wreszcie nigdzie nie biegnie, leży spokojnie pokonany. Pod moim nogami. To ja jestem górą, jego syn Luke. Moja zemsta się dokonała. Gdzieś tam leżą też Zeus, ten pyszny były władca nieba i ziemi. Na jego tronie zasiądzie teraz prawdziwy i prawowity władca. Kronos. Tak mój pierwszy i najwierniejszy sługo. Teraz my będziemy rządzić światem. Mam nadzieje, że ty już mnie nigdy nie zawiedziesz. Prawda Luke? Tak, mój Panie. Te koszmary, które na mnie zesłał po nieudanej kradzieży pioruna Zeusa były okropne, przerażające. Nigdy więcej nie chcę ich doświadczyć. Nagle wizja rozwiewa się. Cały sen staje się biały, czysto, olśniewająco biały. Taka biel, aż rani oczy. To ty zrobiłeś Panie?
– Nie to nie jego sprawka. On ma się stąd wynosić – nagle z tej bieli wynurzyła się postać w białej koszuli, spodniach i butach. Kontrastem były czarne włosy. Znam ten głos. – Luke, nie daj się mu omamić, porzuci cię, gdy wykorzysta.
– Odejdź stąd marny herosie. Nie masz zemną szans – i pojawiła się ciemność po mojej lewej stronie. Stał tam potężny mężczyzna w czarnym garniturze. Jego oczy lśniły gniewem. To musi być on. Pierwszy raz go ujrzałem w ludzkiej postaci. Ciemność zaczęła pochłaniać cały sen.
– Odejdź stąd sam lub cię wywalę – powiedział spokojnie Szymek. Tak, to był on. Co on tu robił?
– Nic mi nie zrobisz marny herosie. Śmiesz się mierzyć z władcą Tytanów. Ojcem Zeusa. Mną, najpotężniejszym z potomków samej ziemi, samej Gai.
– Zeus i tak cię obalił, ale my nie jesteśmy na ziemi. Więc wynocha i nigdy tu nie wracaj! – powiedział to i machnął ręką. Ciemność zaczynała znikać, ale Kronos stał spokojnie.
– Nic mi nie zrobisz herosku, uciekaj stąd pókim łaskawy – cisnął kulą ciemności w niego. Nic mu się nie stało. Kula przez niego przeleciała.
– To jest sen. I jak zapewnie wiesz, JA tu rządzę, nie ty. Spadaj stąd pókim dobry i nie zsyłam na ciebie koszmarów. Bogowie, zacząłem. Wynocha stąd. I to już – machnął ponownie ręką i cała ciemność znikła. Wyciągnął ręce, jakby chciał go popchnąć. Jakaś siła go pchnęła. Kronos, mój pan oraz władca tytanów. Zniknął. Pokonał go średniej mocy heros.
– Nigdy się już w twoich snach nie pojawi. Masz szczęście, że nie odkrył tego przede mną, któryś z bogów. Porzuć te nierealne marzenia i żyj swoim życie. Umów się z wreszcie z Thalią. Do jutra – powiedział to i znikł. Później śniła mi się już tylko Thalia.
***
Nawet polubiłem bieganie, ale to co teraz się dzieje nie jest zabawne. Goni mnie wkurzony syn boga posłańców. Obracam się do niego. Cholera jest coraz bliżej, a na nogach ma buty ze skrzydełkami. Dobrze, że jesteśmy w lesie, nie będzie przynajmniej latał, a jakbym zapomniał dodać w ręku trzyma miecz, którym dzisiaj dwukrotnie próbował mnie zranić. Chyba się na mnie wkurzył za przerwanie rozmowy z Kronosem, ale musiałem. Snów o Thali mogłem mu jednak nie zsyłać. Obok mnie przeleciał piorun. No mogłem jednak nie zsyłać. Już niedaleko są skałki do wspinaczki. Już mnie dogania. Skoncentruj się. Tak udało się, jestem w krainie snu. Mam teraz minutę na bieg, teraz mnie nie zobaczą. Biegnę w stronę skałek. Kraina snu dla tych, którzy o niej nie słyszeli, to równoległa do naszego świata kraina, w której pracują bogowie snów. Hypnos (pro forma mój ojciec), Morfeusz, Fobetora i Fantasosa. Oni tam przebywają i stamtąd zsyłają sen i sny. Jako syn boga snu mogę tam przebywać. Poruszając się przez ten świat nie natrafiam na żadne przeszkody. Zazwyczaj przechodzę przez między światami odruchowo, np. jak jestem zamyślony czy zmęczony to robię to nawet tego nie zauważam Znikam na minutę w realnym świecie, biegnę bez żadnych przeszkód i pojawiam się po minucie tak daleko jak dobiegłem. Zobaczyli mnie już. Teraz dobiec do skałek i znów zniknąć. Trochę im zajmie zanim przejdą skały. Percy! Co on tu robi. Pewnie i jego zaciągnęła do swej zemsty Thalia.
– Stój Szymek. Nie przejdziesz dalej. Mogłeś nie zaczynać z Thalią – zaśmiał się, uważa to za doskonałą zabawę. Co za idiota. Stanął prze de mną. Teraz nie zniknę. Minęło za mało czasu od ostatniego zniknięcia. Mam niestety pewne ograniczenia. Jednak uda mi się go minąć. Sięgam po swój medalik.
– Maku snów pojaw się – w moim ręku pojawia się piękny mak. Co za idiotyczny wierszyk, ale ja w ustalaniu tego nie miałem zdania. – Sorry Percy – zaczął uciekać przede mną. Wiedział, co go czeka. Dogoniłem go i uderzam lekko makiem w rękę.
– Miłych snów – szybko opada na ziemię i zasypia. Nie był to przyjemny upadek, ale mógł ze mną nie zaczynać. Dogania mnie znów Luke i Thalia. Mak zniknął, gdy dotkałem nim medalik. Muszę zdążyć uciec do domku pomniejszych bogów. Jesteśmy w lesie. Hmm, może mi się uda.
– Piekielny ogar w lesie – zawołał ktoś.
– Na niego! – cała masa herosów ruszyła w naszą stronę. Powstrzymali tamtą dwójkę, która nie mogła przecisnąć się wśród nich. Teraz znikam w krainie snów. Uciekam szybko, nim zorientują się, że to była iluzja. Kolejna przydatna moc. Widzę już domek, tam mi pomogą się ich pozbyć. Jestem blisko. Nagle pojawia się przede mną latający Luke.
– Mam cię – mówi z uśmiechem i zaczyna mnie cięć mieczem. Z tyłu słyszę głos Thali i ona mnie dogoniła.
– Victor! – wołam skrzydlatego syna Nike. Usłyszał mnie na szczęście. – Powstrzymaj Luka – szybko podleciał do hermesowego syna. Ja tymczasem zdołałem uciec pod lądującym Lukiem. Piorun przeleciał obok mnie. Jestem w strefie rażenia. Cholera. Pioruny jakoś nie lecą w moją. Patrzę do tyłu – za mną wyrosła tarcza z ciemności. Helen na szczęście była w domu. Córka Hakate zawsze chętnie pomagała w walce z Thalią. Obie te panie nie znoszą się odkąd się poznały. Z domku wybiegło więcej dzieciaków.
– Luke, Talia. Koniec zabawy – powiedziałem zdyszany. – Nie macie szans z nami wszystkimi. Nie bądź zła na mnie. Po prostu Lukowi śniły się koszmary i chciałem go uszczęśliwić. To nie moja wina, że w nocy mogę chodzić po snach.
– Mogłeś mu zesłać inne sny i nie wchodzić w nasze sny – powiedziała wkurzona córka Gromowładnego.
– Odejdźcie i zapomnijmy o sprawie ok?
– Nie! – krzyknęli oboje. – Jutro się z wami policzymy.
– Jesteście dla siebie stworzeni.
– W czasie walki o sztandary wam dokopiemy, a szczególnie tobie – wskazała na mnie.
– Nie gróź mi Thalio! Ja jestem synem Hypnosa, pana snu, bratem bogów snów. Wiesz dobrze, że mogę zesłać na ciebie koszmary, mogę zesłać sny, po których będziesz się bała zasnąć. Nie tylko na ciebie na cały twój dom i twoich sojuszników. Do jutra. Miłych snów – zaśmiałem się patrząc jak odchodzą.
W nocy obudziłem się z koszmaru. Pierwszy raz w życiu miałem koszmar. Ubrałem się szybko. Muszę iść do Chejrona. Ten sen był tak realistyczny, że musiał być prawdą. Muszę się szybko dostać do Wielkiego Domu. Biorę medalik w rękę i mówię.
– Nyks, pani nocy osłoń mnie swą szatą – teraz przynajmniej nie muszę bać się harpii. Oho, Argus stoi przed wejściem do Wielkiego Domu, światła w nim się świecą, co jest dziwne.
– Kto tu idzie – oczywiście on mnie widzi.
– Przepuść mnie Argusie, muszę widzieć się z Dionizosem i Chejronem. To bardzo pilne.
– Nie przejdziesz! Mają spotkanie.
– Nie zmuszaj mnie do użycia siły.
– Nie przepuszczę cię. Idź spać – nie daje mi wyboru. Podchodzę do niego. Nie jestem otulony w ciemność już. Trzymam mak w ręku.
– Przepuść mnie olbrzymie. Ja nie jestem realny. Przepuść mnie, mnie tu nie ma. To sen – oto moja druga pod względem mocy najlepsza sztuczka. W mawiam ludziom, satyrom i innym istotom mitologicznym, że to wszystko sen, sen na jawie. Nie mam czasu na wyjaśnienia. Muszę się szybko dostać do Chejrona i Pana D. Kraina snów. Idę szybko do pokoju Chejrona. Drzwi nie stanowią dla mnie przeszkody. W krainie snów nie ma czegoś takiego. Widzę umysł centaura. Nie śpi, jest z jakimiś dwoma osobami, rozmawiają. Pojawiam się za drzwiami.
– Co ty tu robisz? – pytają mnie w jednej chwili Dionizos i Chejron.
– Przepraszam, ale mam ważne wieści. Musicie mnie wysłuchać. Proszę nawet nie myśleć o zmianie mnie w jakieś zwierzę Panie D. – powiedziałem szybko, gdy zobaczyłem błysk w jego oczach. – To naprawdę ważna sprawa – zwróciłem się do Chejrona.
– Ktoś porwał… – nie było mi dane dokończyć, bo przerwał mi gość centaura i boga wina.
– Ktoś porwał Hypnosa, boga snu. To właśnie miałem powiedzieć, gdy mi przerwałeś – powiedział facet w granatowym garniturze, który wysyłał właśnie sms’a na swoim dziwnym telefonie i patrzył na mnie. Na twarzy miał łobuzerski uśmieszek. Znam skądś tą twarz. – Dobry wieczór. Ty musisz być Szymon jego syn – powiedział spokojnie, z tym samym łobuzerskim uśmiechem na twarzy. – Gdzie moje maniery. Zapomniałem się przedstawić. Mam na imię Hermes. Chyba o mnie słyszałeś.
Koniec Tomu IV
Fajne 😀
Super
świetne
Fajne.
ekstra 😉
Herosowe!!!
Suuuuperowe!!!
fajne