Rozdział 1
Siedziałam jak zwykle w szkole. Lekcje tego dnia dłużyły mi się niezmiernie, wiadomo piątek. Pierwsza była godzina wychowawcza, więc wychowawczyni jak zwykle oskarżała klasę o wszystkie uwagi, zwłaszcza mnie, choć nigdy mnie nie dotyczyły i kazała mi zostać na przerwie posprzątać salę, choć to chłopacy rzucali się papierami. Potem był w- f, moja ulubiona lekcja. Tak w ogóle, to byłam w drużynie siatkówki i piłki nożnej. Tego dnia biegaliśmy na czas 1 km – zajęło mi to 5 min i pobiłam rekord szkoły (po raz kolejny). Później była; infa, biola, polski i najtrudniejsza tego dnia historia. Było powtórzenie materiału, bo w poniedziałek klasówka z greckich bogów (czyli cały weekend załatwiony).
***
Wracałam do domu z moją najlepszą przyjaciółką Kasią, która była bardzo nieśmiała i cicha, czyli była moim przeciwieństwem. Podczas gdy ona była mała, miała brązowe włosy, okulary, niebieskie oczy i piegi, ja miałam 175 cm, długie kruczoczarne włosy, oczy w kolorze świeżej zieleni, a do tego byłam opalona i wysportowana. Można by pomyśleć, jak możemy się przyjaźnić. Poza jej „cichością” mamy bardzo podobne charaktery.
– Co u ciebie słychać w II e? – spytałam.
– To co zwykle bijatyki, pyskowanie, wyzywanie, norma w gimnazjum – odparła.
– A co u was? – spytała?
– To samo i na dodatek mamy klasówkę z greki i wychowawczyni wrzeszczała na mnie, że niby to ja prowokuje klasę – westchnęłam.
– Twoja mama dziś wraca?
– Tak.
Moja mama ma na imię Marta i jest modelką. Tak właściwie, to mnie adoptowała wraz z tatą Tomkiem, biznesmenem, gdy miałam zaledwie dzień życia. Ona nie wie, że ja o tym wiem, bo dowiedziałam się rok temu, szukając w szafce mamy czegoś, o co mnie poprosiła.
Po odprowadzeniu Kasi do domu został mi 10 km spacer (dla mnie to pestka). Nagle w połowie drogi do domu zobaczyłam go, a raczej to. Zza krzaków wyskoczył pies, nie jakiś tam piesek, tylko ogromny czarny pies wielkości samochodu, z oczami czerwonymi jak z ognia i patrzącymi prosto na mnie. Zamurowało mnie, ale warknął i to otrzeźwiło mnie, zaczęłam wiać prędzej nawet niż zwykle, ale on był tak samo szybki, a może nawet szybszy. Już miał na mnie skoczyć, gdy nagle przeleciała strzała – nie zabawkowa, lecz prawdziwa. Trafiła psa i on się rozsypał w czarny proszek, a ja biegłam do domu z cisnącymi się do oczu łzami. Gdy dotarłam do domu, byłam cała spocona. Naszła mnie tylko jedna myśl. Co to było?
Rozdział 2
– Maju, to ty? – spytała mama z górnego piętra.
– Tak – starałam się, by mój głos brzmiał normalnie, mimo zdyszenia i nadal przyśpieszonego tętna. Cała czerwona pobiegłam do łazienki, żeby obmyć twarz i ręce z potu. Spojrzałam do lustra, zauważyłam, że łzy płyną mi ciurkiem. W myślach powtarzałam, że to nie może być prawda, to wybryk wyobraźni, częściowo spowodowany ADHD, gdy nagle zauważyłam na swojej jasnoszarej bluzie dość głębokie przecięcie reki i spływającą z niego obficie krew.
Widocznie szok zneutralizował ból, który teraz stopniowo wracał. Opatrzyłam ranę (kurs pierwszej pomocy jednak się na coś przydał). Skoro mam ranę, to znaczy, że to coś naprawdę istnieje. Odetchnęłam. Więc nie jestem chora psychicznie. Poszłam do swojego pokoju tak, żeby nie było widać bandaża, rzuciłam mamie „cześć” – odpowiedziała, ale bardziej interesował ją serial „M jak miłość”, czy jakoś tak.
Po zmienieniu bluzki zasiadłam i wpisałam hasło „piekielne psy”. Pokazało się z tysiąc tytułów książek, filmów i seriali. Zainteresowały mnie cztery tematy:
1. „Cerber – kiedy Charon przeprawił dusze przez Styks, stawały one przed strażnikiem Hadesu – Kerberosem, psem o trzech paszczach, którego ujadanie słychać było w najdalszych zakątkach piekła. Dla wchodzących Kerberos był bardzo miły. Biada jednak temu, kto z piekła chciał uciec! Potworny pies rzucał się na niego, powalał i wlókł z powrotem w najgłębsze czeluście”.
2. „Na dalekiej północy rozciągała się mroczna kraina zamieszkała przez olbrzymów zwana Niflheim. Było to królestwo bogini Hel, skandynawskie piekło, gdzie trafiali zmarli ze starości i chorób. Bramy do tego strasznego miejsca pilnował równie potworny strażnik – Garmr, czyli „Okrutny”. Pierwszy z psów miał ociekającą krwią sierść i takież krwawe kły, a z jego paszczęki wydobywał się warkot, ilekroć przed bramą stawała dusza z górnego świata”.
3. „Fenrir – w mitologii skandynawskiej ogromny wilk, jedno z trójki dzieci, jakie Loki miał z olbrzymką Angerbodą. Bogowie obawiali się, że gdy wilk podrośnie, może im zagrozić, postanowili więc spętać go łańcuchem. Jednakże bestia wyswobodziła się z niego, a także z kolejnego, dużo mocniejszego. Karły uplotły więc magiczny sznur zwany Gleipnirem – zrobiono go z odgłosu stąpania kota, brody kobiety, korzenia skały, ścięgien niedźwiedzia, oddechu ryby i śliny ptaka. Bogowie zabrali wilka na wyspę, gdzie mieli go spętać magicznym sznurem, ale Fenrir, wyczuwszy podstęp, postanowił zgodzić się na związanie Gleipnirem pod warunkiem, że jeden z bogów włoży dłoń w jego paszczę. Podjął się tego bóg Tyr. Jednak, gdy bogowie spętali już wilka, Tyr nie mógł się oswobodzić, wtedy rozwścieczony Fenrir odgryzł mu prawą rękę”.
4. Ogar – ogromny czarny pies z czerwonymi oczami, należący do armii pana ciemności Hadesa.
Ten ostatni pasował jak ulał.
Rozdział 3
Przeraziłam się, to nie może być to. To musi być nieudany eksperyment naukowy, który wymknął się spod kontroli naukowców lub coś w tym stylu. Przypomniałam nagle sobie, że w końcu ktoś go zastrzelił, a także, że strzała byłaby jakimś dowodem, że nie zwariowałam. Wyszłam więc na dwór spiesznym krokiem, bo zaczynało kropić. Gdy dotarłam na miejsce zobaczyłam grupę dwunastu dziewczyn w wieku 7- 16 lat. Miały na sobie dziwne srebrne sukienki do kolan. Dziewczyna z rudymi włosami na oko 12-letnia podeszła do mnie i powiedziała:
– Czekałam na ciebie.
– Na mnie? – zdziwiona odparłam.
– Tak, czy wiesz kim jestem?
– Nie – odparłam. Nieznajoma dziewczyna westchnęła.
– Jestem Artemidą.
Może i mało słuchałam na historii, ale jedno wiedziałam na bank. Artemida była boginią łowów.
– Zaraz, zaraz jesteś boginią łowów.
– I księżyca.
– A one to łowczynie – przypomniałam sobie mity o Artemidzie i jej towarzyszkach.
– Tak – odparła. – A czy wiesz, kim ty jesteś?
– Maja Kowalczyk, zwykła nastolatka – odparłam bez zastanowienia podkreślając słowo zwykła.
– Jesteś kimś więcej niż zwykłą nastolatką. Jesteś herosem o wyjątkowo mocnym zapachu.
Do głowy cisnęło mi się tysiące pytań: Jaki heros? Jaki zapach?
– Chyba mnie z kimś pomyliłaś, jestem dyslektyczką i mam ADHD.
– Nie pomyliłam cię z nikim, a to, co uważasz za wady, to twoje wielkie zalety, nie możesz tu zostać, bo zaatakuje cię ktoś gorszy niż piekielny ogar.
– Gdzie chcesz mnie zabrać?
– Do obozu dla osób takich jak ty, zabierze cię mój brat – poszłam za nieznajomą, gdy ona dzwoniła do kogoś na komórkę.
CDN
wow super 😉
gratuluje pomysłowości
Świetne 😀 Nie mogę się doczekać Apolla [wiem, że się powtarzam, ale… (…)]
Życzę weny 😛
dzięki za przychylne komentarze
super 😉
extra !
Bo Apollo jest super Eveleine!!!!
A ja czekam na ciąg dalszy!
Super 😉
Szkoda tylko, że wszystko tak szybko się dzieje.
5/1
Apollo wymiata! To opowiadanie też!
Fajne!!!!
Fajne.
W końcu jest mowa o herosach w Polsce!!!! SUUUUUUUUPER!!!