– Hej, pomożesz mi??
Spojrzałam w górę. Na przydrożnym dębie siedział mały kot.
– Nie wiem, jak się schodzi!!!
– Poczekaj chwilę – mruknęłam.
Rozejrzałam się po okolicy, bo ludzie raczej nie przywykli do widoku nastolatek gadających z kotami. Na szczęście było jeszcze wcześnie i ulice były puste. Podeszłam do dębu i wyciągnęłam ręce.
– Nie dosięgam cię, zejdź trochę niżej.
Kot wyciągnął trzęsącą się łapkę przed siebie.
– Nie dam rady. Mam lęk wysokości.
Uniosłam brwi.
– Jesteś kotem! Jak możesz mieć lęk wysokości??
– A jak ty rozumiesz co mówię??? I ze mną i z tobą jest coś nie tak.
– Umiesz pocieszać. Szybko, spieszy mi się, nie patrz w dół i zejdź. To parę centymetrów.
– Jak ma zejść mając zamknięte oczy???
Westchnęłam.
– Liczę do trzech, jeśli nie zejdziesz, zostaniesz tu aż ktoś okaże się litościwy i pójdzie po drabinę. Raz… Dwa…
– Dobra, dobra poczekaj.
Odetchnęłam z ulgą. Kotek zszedł na niższą gałąź. Z łatwością po niego sięgnęłam i postawiłam na ziemi, po której zaczął biegać w kółko.
– Nie pchaj się więcej na drzewa – powiedziałam.
– Spoko – odpowiedział tarzając się w piasku.
Spojrzałam na zegarek. Jeśli nie chciałam się spóźnić musiałam się pospieszyć. Dzisiaj pierwszą miałam fizykę. Nienawidziłam pani Gutherman. Nienawidziłam to mało powiedziane między nami aż huczało . Z pewnością mnie dziś spyta, jakby wyczuwała kiedy jestem nieprzygotowana.
Doszłam do szkoły. Weszłam do szatni, gdzie czekała na mnie Alice, moja najlepsza przyjaciółka.
– Cześć! Coś późno, zaspałaś?
– Yhym – odpowiedziałam wymijająco. Tak naprawdę w środku nocy obudził mnie pies, bym wyrwała bolącego go zęba, ale nie mogłam powiedzieć tego Alice. Nawet ona za mówienie, że rozumiem, co zwierzęta do mnie gadają i że prawie co noc mnie budzą, żebym im pomogła, wsadziłaby mnie do wariatkowa. Zakładałam szkolne buty, kiedy ktoś mnie popchnął.
– Oj, przepraszam chciałam mocniej.
Rozległy się chichoty. Szybko wstałam i spojrzałam w twarz mojemu największemu szkolnemu wrogowi (oprócz pani Gutherman).
Wiktoria miała dziś na sobie mini spódniczkę, bluzkę na ramiączka i różową torebeczkę przewieszoną przez ramię. Swoim „wyznawczyniom” łaskawie pozwoliła nosić soje podręczniki. Dziwiłam się, że jej twarz ma nadal normalny kształt pod taką warstwą pudru i innych kosmetyków.
Podobnie jak w przypadku pani Gutherman szczerze się nienawidziłyśmy.
– Wiesz Alice, mogłabyś być kimś, gdyby nie to z CZYM się zadajesz.
Alice zrobiła kwaśną minę. Wiktoria omiotła mnie spojrzeniem.
– Taaa…
Pstryknęła palcami.
– Monika, błyszczyk – z grupki dziewczyn za nią wybiegła wywołana, uśmiechając się jakby wygrała na loterii. Próbując naśladować Wiktorię prychnęła do mnie kpiąco. Umalowała Wiktorii usta i cofnęła się na swoje miejsce.
– Szkoda, że jako jedna z nielicznych wiem co robić, żeby nie wyglądać jak SIEROTA.
Znowu rozległy się chichoty. Miałam wrażenie że zaraz wybuchnę. Trafiła w mój czuły punkt, to była jedyna rzecz którą mogła mnie naprawdę wkurzyć, bo nie miałam rodziców.
Ale i ja miałam asa w rękawie.
– Coś ostatnio prawie normalnie wyglądasz, UFO się nie odzywa?
Mimowolnie się skrzywiła, ta historia psuła jej reputację. Jakieś 2-3 miesiące temu Wiktorię rzucił chłopak. Zrozpaczona zaczęła wyć na całą szkołę, a razem z łzami spływał jej makijaż. To był niezapomniany widok.
– Nie bądź taka pewna siebie Zołzo. Na fizyce mina ci zrzednie – to powiedziawszy obróciła się i wyszła z szatni.
– Mam plan – powiedziała Alice. – Zakradniemy się do jej domu w nocy i porwiemy ją, udusimy, spalimy zwłoki i będziemy tańczyć na jej popiołach – spojrzała na mnie spod długiej grzywki. – Pomożesz mi zatrzeć ślady?
Nie doczekała się mojej odpowiedzi bo zadzwonił dzwonek.
– Chodź.
Nie miałam nastroju na niemiłą konfrontację z nauczycielką od fizy.
Weszłyśmy do klasy zaraz po pani Gutherman, ale i tak dostałyśmy uwagi za spóźnianie się na lekcję. Zgodnie z moimi przewidywaniami byłam pytana i nauczycielka łaskawie wstawiła mi 1+. Czas jakby na złość mi biegł za wolno, ale zawsze tak miałam, szczególnie na fizyce. Matma, przyroda, polski i informatyka jakoś minęły, ostatni był mój ulubiony przedmiot W-F. Zgodnie z zapowiedzią biegałyśmy na 1 km, czego oprócz mnie nikt dobrze nie przyjął. Taki bieg był dla mnie pestką, ale może to przez moje ADHD. Pod koniec biegu miałam tyle samo sił, co na początku i 9 raz pobiłam rekord szkoły, który na samym początku należał do Wiktorii. To był kolejny powód dla którego mnie nienawidziła. Zabrałam jej wszystkie rekordy i popularność (mimo wszystko większość uczniów mnie lubiła).
Po W-Fie szybko się przebrałam, żeby uniknąć Wiktorii. Szłam chodnikiem do pobliskiego internatu, w którym byłam zameldowana kiedy usłyszałam:
– Błagam, pomóż mi.
Spojrzałam przed siebie. Przy poboczu leżał ogromny pies. Szybko do niego podbiegłam.
– Co ci się sta… – nie dokończyłam zdania, bo pies mnie ugryzł w rękę, która zaczęła okropnie piec. Nie mdlałam na widok krwi, ale ta rana nie była przyjemna.
– Co to miało być??? – krzyknęłam, ale psa już nie było. Ręka zapiekła. Zdjęłam plecak i zaczęłam szukać chusteczek. Nagle usłyszałam szelest i odwróciłam się, ale zanim zdążyłam zobaczyć, co to było poczułam ostry ból z tyłu głowy i zapadłam się w ciemność.
CDN
płynnie się czyta i bardzo intrygujące zakończenie ^.^ czekam na następną część 😉
super fajne zakończenie
fajne. czekam na kolejne
hmmmm. Bóg zwierząt, był taki???
Nie wiem Ale opowiadanie na serio fajne 😛
Supcio! 😛
Zgadzam się z Feniksem – płynnie się czyta.
Tylko żeby nie było, że jej kumpela ma na nazwisko „Cullen” ;D
fajowe!!!!
dzięki, spokojnie Myszorku nie będzie Jacobów, Cullenów itd. ale na razie nie mogę za bardzo pisać bo mam skręconą rękę
super. i nie wiadomo kto jest jej boskim rodzicem, wiec sprytnie opisane
niezłe 😀 podoba mi się główna bohaterka a ta wiktoria jest super zła
Bardzo fajny styl i pomys. Z chęcią przeczytam następne części.