Tego samego wieczora, kiedy wrócili z Olimpu, miała się odbyć walka o sztandar.
Mia przeprowadziła się do domku Apolla, gdzie została ciepło przywitana. Travis i Connor Hood rozpaczali, kiedy zabierała zgrzewkę pepsi, ale obiecała im, że się z nimi podzieli, jeśli będą chcieli.
Domki Ateny, Posejdona, Apolla i Afrodyty były w sojuszu, więc znakomita w strategiach Annabeth miała już ułożony plan. Afrodyta i Posejdon mieli za zadanie bronić ich sztandaru, Atena wyprowadzała w pole przeciwników, a Apollo miał przejąć sztandar przeciwnej drużyny.
– Caleb, ja wiem, że jesteś podniecony tym, że mamy duże szanse na wygraną, ale aż tak nie świeć, bo zdradzisz nasza pozycje – powiedziała rozbawiona Mia, gdy biegli w stronę strumienia.
– Wybacz – zaśmiał się chłopak i „się zgasił”.
Biegli dalej. Nagle zza drzew wyskoczyli dwaj synowie Aresa. Aby się z nimi nie zderzyć rodzeństwo musiało nieźle się namęczyć.
Caleb złapał się jakiejś wystawiającej gałęzi i podskoczył odpychając się nogami od torsu Aresowego syna i przysiadł na gałęzi bez żadnego problemu.
Mia wykorzystała swoją szybkość (bo pragnę dodać, że potrafiła się poruszać bardzo szybko). Uchyliła się przed mieczem przeciwnika, przebiegła pod jego ramieniem i podhaczyła mu nogi, a następnie, gdy leżał przyłożyła miecz do gardła.
– Apollo 2, Ares 0 – zaśmiał się Caleb zeskakując z gałęzi.
– No a jak – uśmiechnęła się Mia.
Po chwili jednak mina jej zrzedła, gdy za bratem zauważyła Jake’a, niezwykle potężnego syna Aresa. Właśnie brał zamach mieczem na Caleba.
– Nie!! – krzyknęła dziewczyna.
Nagle Jake wypuścił miecz z ręki jakby go poparzył. Tak było. Miecz żarzył się od gorąca, a na dłoni chłopaka został ślad od rękojeści. Caleb w tym czasie odskoczył na bok.
– Jak to zrobiłaś? – spojrzał zaskoczony na Mie.
– Nie mam bladego pojęcia, ale mi się to podoba – uśmiechnęła się. – Dobra lecimy dalej.
Oboje pobiegli w las. Szybko minęli strumyk. Ze wszystkich stron dobiegały do ich uszu odgłosy walki. Gdy biegli Mia kątem oka zauważyła Millien, świetnie bawiącą się wyprowadzaniem w pole synów Hefajstosa, a także Bree, która walczyła z jedną z córek Hermesa.
– Padnij! – usłyszała głos Caleba.
Zrobiła co jej kazał i po chwili leżała na ziemi.
– Co? – mruknęła patrząc na chłopaka z lekkim wyrzutem.
– Sztandaru pilnują córki Demeter i syn Nike, możemy sobie nie poradzić – odparł szeptem.
Mia wyjrzała lekko nad krzaki, za którymi się ukryli. Cztery brązowowłose dziewczyny chodziły naokoło czerwonego sztandaru, a na ziemi, oparty o drzewo siedział Mike, syn bogini zwycięstwa.
– Masz racje… A nie mógłbyś ich oślepić… nie, nie mógłbyś, bo nie ma słońca – westchnęła Mia. – Trzeba ich jakoś skołować.
– No trzeba. A może zrobimy tak: ja jakoś odwrócę ich uwagę, a ty zgarniesz sztandar – zaproponował Caleb.
– Tam jest Mike, a po za tym nie jestem aż tak szybka, nie dobiegnę do sztandaru – powiedziała.
– Na nogach nie, ale na desce… – uśmiechnął się chłopak. – Masz ją?
– Mam – Mia kiwnęła głową.
W autobusie okazało się, że deskorolka potrafi zmniejszać się do rozmiaru kieszonkowego i wtedy wygląda jak pilot do otwierania garażu. Wystarczyło nacisnąć przycisk, a pilot zmieniał się znów w deskę.
Dziewczyna wyjęła z kieszeni mały złoty pilocik.
– Jeszcze jej nie używałam.
– Dasz radę, mówiłaś, że jeździłaś z Oskarem – uśmiechnął się na pocieszenie Caleb.
– Ale tu jest nie równo – zauważyła.
– To boska deskorolka, myślisz, że ojciec o tym nie pomyślał?
Mia przez chwilę patrzyła na chłopaka, a potem nacisnęła przycisk na pilocie. W jej rękach pojawiła się złota deskorolka.
– No to do roboty – Caleb wyskoczył zza krzaków.
Mia w tym czasie postawiła deskę na ziemi i stanęła na niej niepewnie. Odepchnęła się lewą nogą od ziemi i ruszyła. Namis miała rację, prędkość była ogromna, a dziewczyny po chwili zderzyła się z drzewem.
-„Ogarnij się dziewczyno”- pomyślała i wstała.
Znów stanęła na desce i powoli ruszyła. W myślach wysyłała polecenia i zmianie prędkości i chwilę później już całkowicie opanowała środek transportu. Z uśmiechem na ustach wymijała drzewa z łatwością Wpadła na mała polankę gdzie znajdował się sztandar. Ominęła bez problemu Mike’a i chwyciła sztandar.
– Leć!! – zawołał Caleb, który w danym momencie leżał na ziemi przywiązany jakimiś korzeniami.
Chciała pomóc bratu, ale ten ponaglał ją wzrokiem. Wskoczyła na deskę i pognała w stronę strumienia, zostawiając za sobą złotą łunę.
Sama była zaskoczona, jak szybko dotarła na miejsce. Gdy tylko postawiła nogę na swojej stronie strumyka, rozległa się trąbka.
– Drużyna niebieskich wygrała!!! – zawołał Chejron.
CDN
Super!
Nike – Mike xD
Wiesz wcześniej o tym tak nie myślałam XD
Też to zauważyłam
Fajne opowiadanie.!
bosko 😀
ale, gdzie to słoneczko trzeba wyruszyć na poszukiwania ;> 😉
nie no, trzeba było załatwić wcześniej czerwonych 😉 teraz ze spokojnym sumieniem mogą popędzić na misję
Kiedy będzie następna część opowiadania Jordin i Roxy?
super. dawaj następne!!! 😉
fajne, ale Mia wciąż kojarzy mi się z bohaterką pamiętników księżniczki…
Mnie też
>… zaśmiał się chłopak i „się zgasił”< – uparcie mi się to kojarzy z disneyowskim "Herkulesem": No i kto mnie zgasił?
super
Roxyyyyyyy…? Jak będę pisać opowiadania o Calebie to mogę wykorzystać do nich Twoją postać?
czemu synowie aresa zawsze obrywają?
Bo nikt ich nie lubi 😉
bo ich się nie da lubić ;D no i często też inni obrywają od nich, ale tego się nie pisze, bo to jest powszechnie wiadome 😉
Ciiii… nie przyznawajmy się do tego, że synowie Aresa już nam kiedyś przyłożyli 😛 Niech to pozostanie tajemnicą…
Wiesz jak im się podoba twoje opowiadanie. Pisz dalej. 😉
Jasne Fenik możesz, nie mam nic przeciwko ^^
Mike- Nike, niezłe