– Czemu nic mi nie powiedziałeś?! – wrzasnęłam, kiedy tylko znalazłam pokój, w którym przesiadywał mój kozłonogi przyjaciel.
Chris podskoczył, widocznie go zaskoczyłam. Spojrzał na mnie siedząc na łóżeczku takim jak to moje – z wodorostów.
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedział spokojnie, patrząc na mnie jak na wariatkę.
– Jasne! – wrzasnęłam i podeszłam do niego. – Bo niby kto mógłby ci powiedzieć, że jestem posądzona o porwanie Apolla… – to zdanie powiedziałam już niemal szeptem i opadłam na łóżko obok niego. Westchnęłam głęboko i czekałam na jego wypowiedź. Chris powoli wziął moją rękę w swoją, pewnie bał się, że go uderzę, czy coś.
– To mój ojciec. Nie chciałem, żebyś miała go na głowie – ta odpowiedź zupełnie mnie powaliła. Wiedziałam, że nie czuł się zbyt dobrze wśród satyrów, bo tak naprawdę nie był nim, ale to… pff…
– Chris. Ja go i tak będę miała na głowie. Zostałam posądzona o porwanie go – powiedziałam cicho. – Zgadza się, to twój ojciec… w takim razie pójdziemy go szukać.
– Co? – teraz to on był zszokowany. – Nie, nie… nawet nie wiemy gdzie szukać…
– Spytam Posejdona. On musi coś wiedzieć. Jeśli nie on, to jest jeszcze Chejron, Percy, Annabeth i masa innych ludzi. Może nawet Grover się przyłączy – spojrzałam mu głęboko w oczy.
– Okej – westchnął zrezygnowany. – Pójdziemy poszukać mojego ojca… Może twoja matka będzie coś wiedziała..
– Tak! – podskoczyłam i zerwałam się na równe nogi. – Skoro to jego bliźniaczka, to musi coś wiedzieć! – pochyliłam się i cmoknęłam go w usta. – Kocham cię.
– Taak? – widocznie się zarumienił. Przejechałam wierzchem dłoni po jego policzku. – Ja ciebie też kocham.
***
– Hmm… – zamruczał Posejdon usłyszawszy nasze przewidywania. Siedzieliśmy w jego Sali tronowej i czekaliśmy, przynajmniej ja, ze zniecierpliwieniem na jego opinię. – Uważam, że może się to sprawdzić – rzekł w końcu. – Poproszę Zeusa, aby dał wam szansę… – spojrzał na mnie w zamyśleniu. – Michelle, wywalczę dla ciebie cztery dni. Czas startuje teraz – i zniknął. Zapewne siedział teraz na Olimpie.
– Chodź – chwyciłam Chrisa za rękę. – Musimy iść.
– Ale jak się stąd wydostać?
W mojej kieszeni brzęknęły złote drachmy.
– Już ci mówię – wyjęłam jedną drachmę i rzuciłam. – O Iris, przyjmij moją ofiarę… – moneta zniknęła w mgiełce, która nas praktycznie otaczała, no bo przecież byliśmy w wodnym królestwie. – Obóz Herosów! – krzyknęłam. Naszym oczom ukazał się stary, dobry centaur.
– Chejronie! – powiedział Chris.
– O, Michelle, Christopher… Co u was?
– Siedzimy u Posejdona – powiedziałam.
– Czemu?
Już miałam mu powiedzieć, czemu, kiedy Chris mnie uprzedził.
– Hades nas nie chciał. Ale tu jest spoko…
– Nie licząc tego, że jestem posądzona o porwanie Apollina.
Chejron westchnął.
– Taak. To ciężka sprawa.
– Czemu pan mi nie powiedział?
– Tak mi kazano.
– Taaa… A propos tego… mam pomysł jak się wymigać.
– Tak?
– Myślę, że Artemida będzie coś wiedziała.
– I chcesz tam iść?
Kiwnęłam głową.
– Chciałam się spytać, czy nie wie pan może, gdzie ona się podziewa?
– Taak… Jest w ogrodzie Hesperyd.
***
– Wszystko? – spytałam Chrisa, kiedy pakowaliśmy się, aby wyjść z królestwa Posejdona.
– Raczej tak – odpowiedział. – Za dużo ze sobą nie wzięliśmy – miał rację. Mieliśmy kilka ubrań i leczniczych wodorostów od boga mórz, w kieszeni miałam kilka złotych drachm. Chris dostał od Persefony (która bardzo go polubiła) kilka jej słynnych pereł, kiedy jeszcze byliśmy w Hadesie. Annabeth przysłała nam czapkę-niewidkę (i wielkie dzięki ci za to!), a Percy obiecał pomagać nam na wodach. Mieliśmy szanse na to, aby misja się powiodła.
– No to idziemy… – odwróciłam się i już chciałam wyjść, kiedy Chris złapał mnie za rękę.
– Mich, obiecaj, że nie będziesz robiła niczego nierozważnego…
– Chris… – westchnęłam. – Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, cała ta misja jest zupełnie nierozważna – uśmiechnęłam się nikle.
– Jasne, zapomniałem – odparł i puścił mnie. – Idziemy.
Kiedy tylko wyszliśmy z królestwa Posejdona, spodziewałam się kolejnego gradu piorunów i grzmotów. Niebo jednak była tylko zachmurzone. A więc Posejdon mnie bronił. Mnie i Chrisa.
Wynurzyliśmy się z wody trzymając się za ręce i ruszyliśmy w stronę Manhattanu.
– W którą stronę tak właściwie mamy iść?
– W ogrodzie Hesperyd znajduje się wysoka góra, podobna do Olimpu. Trudno ją przeoczyć. – uśmiechnął się do mnie. Kochałam te jego dołeczki w policzkach. Kiwnęłam głową i poszliśmy dalej, wtapiając się w tłum nastolatków pędzących na ostatnią chwilę do szkoły. Dopiero teraz zorientowałam się, jak musi być wcześnie.
– Chris…
– Tak?
– Do kiedy mamy czas.?
– Do północy w nocy z piątku na sobotę. Termin zaczął się dziś o północy. Dziś poniedziałek.
– Mhmm… – mruknęłam. Pięć dni wydawało się kupą czasu, ale i tak uważałam, że nie zdążymy. – A co jeśli nam się nie uda? – spytałam ni stąd ni zowąd.
– Nie wiem – westchnął. – Ale nie będzie najlepiej – ścisnął moją dłoń. – Nie chcę, żebyś znikła… żeby Zeus.. – przerwał. – Skończmy na razie ten temat.
– Okej – ja również ścisnęłam jego dłoń.
– Mich… obiecaj mi jedno.
– Taak?
– Jak już wrócimy żywi, to pójdziemy gdzieś razem, we dwoje.
– Jasne – wyszeptałam i musnęłam wolną dłonią jego policzek.
***
Po jakichś dwóch godzinach błądzenia po Manhattanie trafiliśmy do bram ogrodu Hesperyd. Westchnęłam.
– Na pewno tego chcesz? – spytał Chris.
– Muszę, to moja misja.
– Nasz misja – poprawił mnie.
Uśmiechnęłam się nikle i weszliśmy między drzewa.
Od razu poczułam, że jestem niedaleko domu. Kochałam drzewa, lasy i to wszystko. Zdawało mi się także, że słyszę głos Artemidy, który mówił, że znajdę ją na górze… Właściwie czemu nie?
– Chodź – powiedziałam niemal natychmiast. – Artemis jest na górze – skinęłam głową w stronę pogrążonego w mgle szczytu.
– Na pewno?
– Tak.
Ruszyłam w tym kierunku rozplątując swoje palce spomiędzy palców Chrisa. Poszedł zaraz za mną, ponieważ słyszałam stukot jego kopyt na podłożu, które… było właściwie miękkie. Zdawało mi się to dziwne… Na początku, ale potem… Zrozumiałam, ze może to być jedna z umiejętności bogini łowów – wyczucie zwierzyny.
Wbrew pozorom nikt nie przeszkodził nam w dojściu na górę. Myślałam, że to będzie trudniejsze. Na szczęście smok spał, a Hesperydy… musiały gdzieś zniknąć 😉
Jakimś cudem weszliśmy na szczyt. W świetle wschodzącego słońca, na samym środku szczytu, stała jakaś postać. Podeszłam tam powoli, zostawiając satyra w tyle. Moim oczom ukazała się postać kobiety. (Dziwne, bo gdzieś czytałam, że pojawia się pod postacią kilkunastoletniej dziewczynki)
– Córko – powiedziała z taką mocą, że kolana ugięły się pode mną.
– Matko – skłoniłam głowę kłaniając się Artemidzie.
– Po co przybywasz?
– Chciałam zapytać, czy nie wiesz, gdzie znajduję się wuj Apollo. Zostałam oskarżona…
– Słyszałam o tych plotkach. Wiem też, że Apollo lubi się gubić, żeby zwrócić na siebie uwagę – w tym momencie wywróciła oczami jak zwykła kobieta.
– Więc nie wiesz, gdzie może się on podziewać?
Bogini pokręciła głową.
– Musisz sama pomyśleć. Jestem pewna, że robi psikusa Zeusowi, co zdarza się mu od czasu do czasu.
Kiwnęłam głową.
– Dziękuję za spotkanie, matko.
– Nie ma sprawy – uśmiechnęła się przeuroczo. – Mogę jeszcze dorzucić, że brat zapewne ukrywa się tam, gdzie nikt nie podejrzewa.
Tak skończyły się prawie w ogóle nieprzydatne odwiedziny Artemidy. Co prawda po raz pierwszy zobaczyłam matkę i w ogóle, ale jakoś mnie ta jej cała gadka nie przejmowała. Zdawało mi się, że wie, gdzie siedzi zaginiony, tylko po prostu się z nami bawi. Pomimo to wstałam i jeszcze raz skinąwszy głową odwróciłam się do przyjaciela, który… gapił się na nią jak na jakąś Miss World. Pokręciłam głową. Taak, teraz już wiedziałam, że w tej pewnej książce pisali prawdę co do tego całego… „wszyscy satyrowie kochają się w Artemidzie”. Chwyciłam go za ramię.
– Chris? Wszystko w porządku?
– Tak, tak – odpowiedział rozmarzonym głosem.
– Myślałam, że jesteś synem Apolla. A co za tym idzie… To twoja ciotka – pociągnęłam go w stronę łagodniejszego zbocza góry. W tym momencie jakby się ocknął.
– No wiesz… już chwilę jestem satyrem… a wszyscy na nią lecą, więc… – wzruszył ramionami. – Tak jakoś.
– Dobra, teraz pomyślmy – westchnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy wyszliśmy z tego mrocznego ogrodu. – Apollo miał być tam, gdzie nie spodziewamy się, że jest… – spojrzałam na dalej rozkojarzonego Chrisa i westchnęłam. W tym stanie nie przydałby mi się na nic. – Chris! Pomógłbyś mi? Później będziesz wzdychał do Artemidy.
– Okej, okej – powiedział szybko. – Wybacz – spojrzał mi prosto w oczy tym swoim spojrzeniem, od którego ciężko było odwrócić wzrok. – Na Artemidę lecimy wszyscy, ale na ciebie tylko ja – uśmiechnął się delikatnie, na co ja odpowiedziałam uniesioną dłonią.
– Mógłbyś mi to kiedyś wytłumaczyć?
– Jasne.
– Świetnie, a teraz myślmy, do cholery, gdzie może być Apollo!
CDN
Fajne 😉
super 😉
Hehe, boskie 😛
😉
Świetne 😉 Ciekawie gdzie on jest. Może na Olimpie? Tylko Zeus by go tam raczej nie przeoczył…
podejrzewam, że tego się nie spodziewacie. x DD
Bardzo fajne,
A morze jest gdzieś na Słońcu ???
haha!
Tatulek Apollo bawi się w chowanego xD
Lubię wzmianki o Percym i Annabeth…..
Ja chyba wiem co się stało z Apollem.
jakiś japończyk usłyszał jego haiku i wraz z niewidzialnymi ninja porwał go i ukrył gdzieś na murze chińskim….
Fajne, ale gdzie morze być Apollo??? Jest jako jury w programie „Top Model” ???