Zaprowadził mnie na dość dużą polanę z krótko obciętą trawą. Podał mi zbroję i, na szczęście, pomógł mi ją założyć. Dostałam również łuk. Ot, zwykły łuk, z którego miałam nauczyć się strzelać. Była jednak w nim jakaś przyciągająca mnie siła, która spodobała mi się. Nie chciałam o tym wspominać Christopherowi, bo uważałam, że chyba każdy heros czuł coś takiego trzymając pierwszy raz w ręce łuk. Zostałam doprowadzona do miejsca, w którym inni ćwiczyli strzelanie. Stanęłam przed jak najbardziej odsuniętą w bok tarczą i wyciągnęłam pierwszą strzałę. Chrisa nigdzie nie widziałam, ale uważałam, że może dam radę strzelić i trafić chociaż w pole oznaczone cyfrą 2. Naprężyłam cięciwę i poczułam się tak, jakbym robiła to już któryś raz z kolei. Przymknęłam jedną powiekę i starałam się wycelować w środek tarczy. Wtedy wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Puściłam strzałę i trafiła ona… w sam środeczek z cyfrą 50.
– M.! To było niesamowite.! – usłyszałam znajomy głos, jednak przez pierwsze kilka sekund oszołomienia nie wiedziałam co jest grane. Dopiero chwilę potem doszło do mnie, że Chris stał obok mnie i coś mówił.
– Mich, słyszysz mnie?
– Co, co? Mówiłeś coś? Przepraszam – przemawiało przeze mnie oszołomienie.
– Nie przepraszaj, to było nieziemskie. Strzelałaś kiedyś z łuku? – kiedy pokręciłam głową jego źrenice się rozszerzyły. – No tak, skoro jesteś jedynym dzieckiem bogini łowów, to przejęłaś wszystkie umiejętności. Musisz być bardzo silna i… – jego potok słów w ogóle do mnie nie dochodził. Dojrzałam zbliżającą się w moją stronę znajomą sylwetkę. Podszedł do nas Chejron.
– Michelle, czemu nie słuchasz słów zgodnych z prawdą? – powiedział i dopiero teraz Chris przerwał swój wykład.
– Przepraszam, ale nie rozumiem pana – powiedziałam cicho.
– Stara przepowiednia mówi, że Artemida, pomimo dziewictwa, urodzi dziecko, które będzie niemal tak silne, jak jego matka, jednak nie będzie całkowicie nieśmiertelne.
Powiedział to tak zawile, że nie do końca rozumiałam. Uśmiechnęłam się jednak nieśmiało i poczułam jak krew napływa mi do policzków zmieniając ich barwę na różowy. Poczułam, że Chris obejmuje mnie ramieniem.
– Słuchajcie wszyscy! – po tych słowach wykrzyczanych tak głośno, że chyba w sąsiednim państwie to usłyszeli, zarumieniłam się jeszcze bardziej i wlepiłam wzrok w przyjaciela. – Michelle to jedyna córka, jedyne dziecko Artemidy! – wszystkie spojrzenia spoczywały teraz na mnie. Dałam Chrisowi sójkę w bok, ale on mówił dalej – Jest po prostu niesamowita!!
– Tak? – odezwał się ktoś z tłumu ćwiczących walkę na miecze. Po chwili wyszedł stamtąd wysoki chłopak o długich blond włosach i złotych oczach. – Niedawno mówiłeś, że ja jestem niesamowity – chłopak patrzył z drwiną w oczach i przenosił wzrok z Chrisa na mnie i ze mnie na Chrisa i tak w kółko.
– Martin – Chris starał się mówić spokojnie. – To, że jesteś synem Zeusa, nie znaczy, że musisz być od razu najsilniejszy. Zeus ma setki, może tysiące dzieci ze śmiertelniczkami. Artemida z założenia nie powinna mieć ani jednego… Ale ma córkę, która przejmuje po mniej prawie wszystkie cechy, oprócz nieśmiertelności – popukał się w czoło. – Myśl, stary, przepowiednia się spełni.
– Wierzysz w to wszystko, tak? – Martin zrobił krok do przodu.
Był bardziej napakowany niż Christopher, no ale on miał kopyta. Uważam jednak, że nie doszłoby do tej bójki przy Chejronie stojącym z boku. Machnął ręką i odwrócił się. Odszedł do swoich, jak uważam, adoratorów i nikt więcej nie zwracał na mnie w najbliższym czasie uwagi. Chris spojrzał na mnie.
– Strzelania z łuku nie trzeba cię uczyć. Pójdziesz od razu na miecze. – uśmiechnął się i poszedł po miecz, jak myślałam.
– Jesteś córką Artemidy, co jest niepokojące – niespodziewanie odezwał się Chejron. – Zrodzenie ciebie oznacza złamanie przysięgi bogini, co jest niedopuszczalne wśród bogów. Musimy cię scho… – w tym momencie rozległ się makabrycznie głośny grzmot. – Zeus się dowiedział! – krzyknął Chejron. – Musisz się schować. Christopher zabierze cię do podziemi.
W tym momencie Chris złapał mnie za ramię i.. chyba zemdlałam.
***
– M? Wszystko gra? Mich… – ktoś mną potrząsał.
Po tonie głosu usłyszałam, że był to Chris. Potrząsał mną. Otworzyłam oczy.
– Chris… Gdzie ja…? – nie dokończyłam pytania.
– W Hadesie. Musieliśmy cię ukryć gdzieś, gdzie pioruny Zeusa cię nie dosięgną – patrzałam na niego oszołomiona.
– Pioruny… Zeusa ?! – nadal nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Po chwili wszystko sobie przypomniałam. – Ahh… tak. Sorry – dodałam ściszonym głosem.
Wyciągnęłam do niego dłoń, potrzebowałam chwili spokoju i wyciszenia. Chris bez oporu ją chwycił uśmiechając się delikatnie. Usiadłam i przysunęłam się do niego. Miałam nadzieję, że ta chwila się nie skończy, ale…
– No popatrzcie, jakie to romantyczne – usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny. Spojrzałam na niego niemalże wilkiem. Nie wiedziałam kto to, dopóki Chris nie zerwał się na nogi i nie skłonił się mu delikatnie.
– O Panie, Hadesie. Miałem nadzieję, że będę mógł podziękować osobiście za pańską gościnność.
Nie wierzyłam własnym oczom. Chris, niepokonany Chris, podlizywał się komuś. Poczułam się trochę zażenowana i również wstałam, ale nie miałam zamiaru choćby tylko skinąć głową. Patrzałam po prostu na niego jak na potencjalną zdobycz. Hades już nie patrzał na Chrisa, ale prosto na mnie.
– Ahh, tak. Oto nasza… przepraszam jak miałaś na imię?
– Michelle – wycedziłam przez zęby nie spuszczając wzroku z boga.
– No tak, Michelle, dziecko Artemidy… – mówił wolno, a jego szeroki uśmiech teraz wyglądał jak uśmiech rekina. – Czy to nie dziwne? Dopiero teraz Zeus się o tym dowiedział i… – pokręcił głową z udawaną troską – …nie przeżyjesz kilku minut poza moją krainą. Powinnaś być wdzięczna wujowi… – wyraz jego twarzy momentalnie zmienił się na groźny, jak twarz psychopaty. – Powinnaś teraz ukłonić się, tak jak to robi twój przyjaciel – zmrużył oczy w ślad za mną. – Już.
– Proszę mi wybaczyć, ale nie – nie ruszyłam się.
W kieszeni miałam gumkę do włosów, która, kiedy się rozciągnęła, zmieniała postać. Wtedy miałam w ręce łuk, znak Artemis. Prawą dłoń włożyłam do kieszeni. – Nie mam zamiaru kłaniać się przed kimś takim. Poza tym mam plan na przeżycie, nawet jeśli mnie wyrzucisz – po raz pierwszy powiedziałam do boga „ty”.
Chris uniósł głowę i spojrzał na mnie błagalnie. Hades wyglądał tak, jakby zaraz miał dostać ataku furii.
– W takim razie, kochanie, musisz opuścić schronienie. Już.
– I tak nie miałam tu zamiaru siedzieć – chwyciłam Chrisa za ramię i pociągnęłam. Ruszyłam do wyjścia. Wbrew pozorom opuszczenie Krainy Cieni zajęło zaledwie kilkanaście minut.
Chris nie odzywał się do mnie, ale wyczuwałam, że nie jest ze mnie zbyt zadowolony. Nad ziemią zaczęły rozciągać się burzowe chmury.
– Mich, jak mogłaś zrobić coś takiego? – zaczął w końcu, jakby od niechcenia.
– Co.? Ahh, tak. Nie wiem…
– Świetnie, teraz mamy już dwóch z największych bogów przeciwko nam – pokręcił głową. – Kiepsko.
– Wiem.. – przystanęłam. – Naprawdę mi głupio.. To co zrobiłam nie było zbyt mądre.. – westchnęłam. Chris również się zatrzymał. Chwycił moją dłoń i przytulił mnie do siebie. – Co mam teraz robić.? Iść do Zeusa i…. – mój głos zagłuszyły strasznie głośne grzmoty. Odruchowo ścisnęłam rękę przyjaciela i pognałam do miejsca, gdzie przed chwilą było wejście do Hadesu.
– Bogowie długo chłoną ze swoich furii – wyjaśnił Chris. – Nie wpuści nas.
– Pięknie… – miałam już zacząć przeklinać, kiedy nagle coś wpadło mi do głowy. – Percy! – krzyknęłam.
Na obozie poznałam Perseusza, syna Posejdona. W wakacje mieszkał pod wodą u ojca, sam mi to mówił. Oby to nie były kłamstwa.
– Idziemy – rzuciłam cicho i pobiegłam na plażę znajdującą się tuż obok. Przystanęłam nad brzegiem. Nogi ugięły mi się w kolanach. Nie miałam pojęcia, co w tym momencie się robi, więc improwizowałam.
– O Posejdonie, racz wpuścić mnie i mojego przyjaciela do swojej pięknej krainy, aby uchroniła ona nas przed wściekłością twego brata, Zeusa – ledwo trzymałam się na nogach, chociaż i tak już klęczałam. – Błagam – dodałam szeptem.
Nagle woda rozstąpiła się przede mną i Chrisem. Ostatnie co pamiętam to jego zdumiony wyraz twarzy i wodę. Potem oczy mi się zamknęły.
***
Chyba znowu zemdlałam. Ocknęłam się na czymś miękkim, co okazało się łóżkiem z wodorostów. Skrzywiłam się ledwo widocznie na widok oślizgłej roślinności pode mną, ale starałam się opanować. Ten cały zapach przemokłych, oślizgłych glonów uświadomił mi jedno: Posejdon wysłuchał moich próśb. Kiedy się podniosłam znów zawirowało mi przed oczami. Zamknęłam je pośpiesznie.
– Nie tak szybko – odrzekł spokojnie jakiś głos. – Przeżyłaś niezły ostrzał z Olimpu.
Kiedy już otworzyłam oczy, spojrzałam na mężczyznę. Ubrany był jak zwykły rybak, a jego szczękę zdobiła rozcapierzona broda. Jego głos mówił jednak coś innego. Taki głos mogła mieć tylko jedna osoba – bóg. Tylko ktoś na tak wysokim stanowisku mógł odnosić się do osoby półkrwi. Posejdon w prawie niczym nie przypominał Hadesa. Wydawał mi się być o wiele lepszy od tego chama… Westchnęłam cicho.
– Tak? – nic takiego nie pamiętałam. Posejdon tylko cały czas, że tak powiem, gapił się na moją rękę.
– Spójrz na lewe przedramię – powiedział tylko, a ja, ugięta ciężarem jego autorytetu, zrobiłam co kazał.
Omal nie krzyknęłam. Od nadgarstka do łokcia po mojej skórze biegła podłużna blizna. W tej chwili to, czemu tak szybko wszystko się zagoiło, stanowiło dla mnie najmniejszy problem. Patrzyłam na to i patrzyłam, aż w końcu doszłam do wniosku, że nie chcę tego widzieć. Dopiero teraz, bardziej poczułam niż dojrzałam, że nie ma tu nigdzie Christophera. Posejdon chyba wiedział o co mi chodzi.
– Twój przyjaciel jest w innym pomieszczeniu. Uznałem, że lepiej będzie, gdy najpierw dojdziesz do siebie – westchnął omal niesłyszalnie. – Co teraz masz zamiar zrobić, Michello? Poza moim domem nie przetrwasz, a ja nie mogę całe życie być twoją niańką.
Pominęłam to, że nazwał mnie Michellą. Wiedziałam, co miał na myśli.
– Nie mam pojęcia, Panie – powiedziałam, bo chyba tak należało się do niego zwracać. – I dziękuję bardzo za udzielenie mi schronienia. Na jakiś czas.
Dodałam ostatnie zdanie, bo on na pewno tak chciał. Nie miał zamiaru trzymać ledwie wyszkolonej półbogini. Nie chciał jednak mnie od razu wyrzucać. Postanowiłam o to nie pytać, aby nie skończyło się to tak jak w przypadku Hadesa.
– Drogie dziecko – rzekł. – Jeśli chcesz być bezpieczna, musisz przekonać Zeusa o swojej niewinności.
– Niewinności? – spytałam.
– To jeszcze nic nie wiesz? – tu zrobił krótką przerwę. – Zostałaś posądzona o porwanie Apollina.
CDN
Pierwsza!
Wow, ale… hm… pogmatwane! Aż się kręci w głowie!
Adminie, kiedy pojawi się moje opowiadanie? 😉
Myszorku, Twoje opowiadanie jest 5. w kolejce, więc dodam je dopiero w poniedziałek. Bardzo mi przykro, ale usiłuję dodawać tak, żeby się kolejne opowiadania nie gubiły wśród wpisów
Świetne opowiadanie xD
Czekam na ciąg dalszy ;P
wow. Posejdon w mitologi był porywczy i gniewny, podobny do brata, ale ostatno, chyba zmienił mu się wizerunek….
po paru tysiącach lat nawet porywczość i skłonność do gniewu może się znudzić 😀
super
przeżyłam szok…kto śmiał porwać mojego kochanego tatusia Apolla??
Wrr…jak dorwę to zabije!
A tak btw. to poproszę następna część.
Heh, świetne 😛
Roxy nie martw się, ja ci pomogę zabić tego porywacza No a w zamian, może dowiesz się kto jest moim rodzicem
[nie przeklinamy! admin]
Dzięki za szczere opinie xDD
właśnie sama to przeczytałam (po raz drugi) i nie wiem co ja właściwie myślałam, jak to pisałam. ;DD Ale się zagmatwałam. ^^ Następnym razem jak będę coś pisać, to trochę dłużej pomyślę. xD
Ale cóż, przynajmniej się podoba.. chyba ;)))
Super
to jest świetne
Śliczne!
kto śmiał porwać bosko przystojnego braciszka??!! ukatrupię porywacza…. 😉
Osobiście nie lubię Apollina po tym jak pozwolił mi kierować słonecznym rydwanem ale opowiadanie suuuuuuuuuuuuper!