Cześć wszystkim. Jestem Michelle Craven. Mieszkam na obrzeżach City of London w małym, jednopiętrowym domku razem z ojcem, Mattem. Matki nie znałam, a ile razy chciałam się taty o nią spytać, on wykręcał się czymś. Jakby moja mama była jakąś przestępczynią, do której nie chciał się nikt przyznawać. Matt mówił tylko, że jestem do niej bardzo podobna i że była piękna, tak jak jej córka. Poza tym mam dysleksję i to dość dużą. Myślałam, że mi się poprawia, że w końcu ktoś oprócz Carmen, mojej kumpeli, która się jeszcze ode mnie nie odwróciła, i najlepszego przyjaciela Christophera mnie zaakceptuje. Nie, żeby mi się z nimi nie podobało, wręcz przeciwnie. Chrisa uwielbiałam, miał poczucie humoru i był dość przystojny. No dobra, nie tylko dość przystojny. Latały za nim dziewczyny z całej szkoły, ale on je ignorował. I tylko ja mówiłam do niego Chris. Nawet Carmen nie dawała rady zmierzyć się z jego urodą i powiedzieć „Chris”, po prostu wszyscy tylko gadali „ach, ten Christopher.” Ja. No cóż może o tym nie wiedział, ale i mnie się podobał. To jednak próbowałam zachować tylko dla siebie, być przyjaciółką. Okej, ale wróćmy do tematu. Myślałam, że mi się poprawia, że już będzie ok.. Ale nieźle się pomyliłam…
To były moje czternaste urodziny, był 28 maj. Poszłam do szkoły razem z Chrisem, który, jak co dnia, przyszedł po mnie. W drodze prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, właściwie w ogóle nie rozmawialiśmy nie licząc moich podziękowań za jego życzenia. Cieszyłam się, że pamiętał o moich urodzinach. Wbrew pozorom nie jesteśmy w tej samej klasie, ale zazwyczaj kończymy razem i mój wzorowy przyjaciel odprowadza mnie do domu. Tego dnia było trochę inaczej.
Po dzwonku rozeszliśmy się do swoich klas. On miał fizykę, a ja okropną biologię. Z tej lekcji najbardziej lubiłam zajęcia w terenie. Czasem wybieraliśmy się do pobliskiego lasu i obserwowaliśmy te wszystkie ciekawe zjawiska tam zachodzące.
Jakoś miałam dziwne przeczucie… Nie wiedziałam, czy było dobre, czy złe, ale na pewno było dziwne. Jak wtedy, kiedy ma się wrażenie, że czegoś się zapomniało. Dziś całą lekcję pani Andersson coś nam tłumaczyła. Całą lekcję paplała coś o grzybach.. Zupełnie nie wiedziałam, jak można godzinę nawijać o borowikach i mchach. Na szczęście kiedy już traciłam cierpliwość dzwonek obwieścił przerwę. Z Chrisem minęłam się tylko w korytarzu. Posłaliśmy sobie porozumiewawcze uśmiechy i rozeszliśmy się na dalsze lekcje.
Miałam matmę. Nienawidziłam matmy.
Na zastępstwo przyszła jakaś kobieta z twarzą pokrytą zmarszczkami. Wyglądała gorzej niż ten okropny pan Grease, na którego strach było spojrzeć. Kiedy jej oczy spotkały się z moimi, akurat gdy stałam przy tablicy, wyszeptała coś w stylu: „Widzę, że Artemis nie próżnowała wśród śmiertelników.” Wtedy zaczęłam się źle czuć. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale czułam się okropnie, a następną lekcją był w-f.
Na tej przerwie nie spotkałam się z przyjacielem, ale razem z Carmen poszłyśmy na kolejne z siedmiu dzisiejszych zajęć. Grałyśmy w tenisa ziemnego na dworze. Przyznam, że gram nieźle. Kiedy kończyłam seta usłyszałam dźwięk kopyt. Myślałam, że jakaś sarenka przydreptała tu z pobliskiego lasu, jednak gdy się rozejrzałam nigdzie nie było śladu po żadnym zwierzęciu. Kilka minut później tętent kopyt stopniowo zmienił się w szept, który kazał mi uciekać. Obejrzałam się na kumpelkę, aby spytać czy ona też słyszała to co ja. Ale ona była zajęta czymś innym. Na moich oczach coś, co przed chwilą było czternastoletnią dziewczyną zmieniło się w coś… w COŚ. Nie wiem, co to dokładnie było, ale kojarzyło mi się tylko z dziwnymi stworami z mitologii greckiej.
W tym momencie spojrzałam na inne dziewczyny, które najwyraźniej nic dziwnego nie ujrzały. Teraz byłam pewna, że zwariowałam. Czułam się strasznie.. No bo jak może się czuć ktoś, kogo ma zamiar coś zaatakować.? Właściwie nie wiedziałam, co mam robić. Może reszta dziewczyn tego czegoś nie obchodzi. Nie miałam wyjścia. Gdybym dalej tak stała, to na pewno nie przeżyłabym.
Powiedziałam najbliżej stojącej dziewczynie, że źle się czuję, żeby mnie zwolniła. Ona musiała widzieć, że coś ze mną nie tak, bo kiwnęła szybko głową i odprowadziła wzrokiem. A jeśli myślicie, że to coś, co wcześniej było Carmen dałoby mi tak po prostu uciec, to byliście w błędzie. Ruszyło za mną pędem, ale ja podstawiłam mu nogę i miałam kilka sekund więcej.
Biegłam ulicami City jak oszalała. Chciałam znaleźć się już w bezpiecznym domu i opowiedzieć wszystko ojcu, który był moim największym zwierzchnikiem, serio. Nie miałam aż tak dobrej przyjaciółki. Nikt nie chciał się przyjaźnić z Michie – „tą od siatkówki”. Co mogłam, mówiłam Chrisowi, a co nie, to ojcu.
Nagle mój bieg niespodziewanie się przerwał, ponieważ na kogoś wpadłam. Tym kimś okazał się, na szczęście, Christopher.
– M.? – powiedział. Tylko on mówił do mnie „M” (czyt, Em xd) – Nie na lekcjach.? – wyglądał na naprawdę zaniepokojonego. Taak, Christopher był prawdziwym przyjacielem.
– Nic, źle się czuję. – odpowiedziałam po prostu. Obejrzałam się, chcąc upewnić się, czy to coś nadal mnie goni. Na razie nie było nikogo oprócz kilku przechodniów. – Słuchaj, muszę iść. Zadzwonię później. Na razie! – i puściłam się dalej biegiem, zastanawiając się, czy już uznał mnie za umysłowo chorą.
Kilka minut później wbiegałam już po marmurowych schodkach ostoi spokoju, którą był mój ukochany dom. Weszłam szybko i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Pierwsze kilka chwil stałam w holu i uspokajałam oddech.
– Michie.? – usłyszałam znajomy, męski głos. Chwilę później w drzwiach ukazał się mój ojciec. Kiedy mnie zobaczył, jego zwykle uśmiechnięta twarz zmieniła się. Jego wyostrzone rysy wyglądały, jakby ukrywał jakieś informacje z Archiwum X. Trochę to mnie zaniepokoiło, ale wiedziałam co musiałam zrobić.
– Tato… – zaczęłam – Chodź, muszę ci wszystko powiedzieć.
CDN
dobre
Fajne
Fajne, tylko szkoda, że od razu wszystko wyjaśniłaś.
Kto jest jej matką, Lub ta wypowiedź „Widzę, że Artemis nie próżnowała wśród śmiertelników”. Od razu prawie wszysto się wie.
Fajne,ale zgadzam się z Myszorek.
Dzięki za szczere opinię. (mam nadzieję)
Gdybym zabierała się za następne opowiadania, wezmę to pod uwagę. 😉
Czekam na następną część.
fajne, zgadzam się z Myszorkiem.
A mnie się tam podoba, że wiadomo, kto jest kim. Po prostu Misiia położyła w opowiadaniu nacisk na coś innego. Bardzo fajne
Super
super
niezłe
Bardzo fajne ^^
Czekam na ciąg dalszy!
Artemida nie miała dzieci. Była wieczną dziewicą.
Ja kliknęłam na to opowiadanko, bo ciekawiło mnie kto będzie dzieckiem wiecznie dziewiczej Artemidy. Zaraz się biorę za drugą część, bo jest całkiem ciekawe.
Przeczytaj moje opowiadanie pt. „Podstęp Luke’a”.
Fajne ale od razu wszystko wiadomo 😀
Do Annabeth_Atena:
czytałam, też fajne.
Fajne
Do Tomeczek – Atena też była wieczną dziewicą, a jednak miała dzieci w inny sposób. Może i Artemida też ma dzieci z umysłu.