Patrzyłam na nią ze złością, ale i z rozpaczą. Łzy spływały mi po policzkach, czułam się niczym człowiek uwięziony w rwącej rzece. Carmen najwidoczniej nie chciała patrzeć mi w oczy, ponieważ jej wzrok skierowany był w stronę podłogi. Moje myśli były jednoznaczne: dlaczego przyjaciółka mi nie powiedziała? Przez dłuższy czas panowała cisza. Jednak mój ból przezwyciężył moc przyjaźni i zapłakana wybiegłam do domku Hermesa. Po drodze do budynku był jeszcze domek Ateny. Zatrzymałam się. Na drewnianym fotelu siedział jeden z niewielu synów bogini. Czytał książkę „Architektura – największe sekrety” Johna K. Browna. Po chwili go rozpoznałam. Chłopak okazał się być Kylem Turnerem, moim przyjacielem. Zerknął w moją stronę i ujrzał mnie całą we łzach. Szybko odłożył książkę i podbiegł do mnie.
– Coś się stało, Annie? – zapytał przerażony moim widokiem.
– Czy ty też wiesz, kto jest moim ojcem? – mówiąc to wręcz krzyczałam.
– Nie, nie mam pojęcia. A ktoś wie? – odpowiedział chłopak. – Już nie płacz. Weź głęboki wdech i uspokój się.
Zrobiłam co nakazał i ogarnęłam się. Przytulił mnie i przykrył kocem, który pojawił się nie wiadomo skąd.
– Już dobrze. A teraz opowiedz mi wszystko po kolei, wolno i spokojnie.
Po tym, gdy opowiedziałam Kyle’owi całą historię, ten westchnął i starał się mnie pocieszyć. Próbował żartów, cytatów z książek, nowinek z Olimpu. Jednakże jego zamiary szlag trafił. Nie byłam w stanie zaśmiać się choć raz. Pożegnałam się z przyjacielem i popędziłam w stronę domku Hermesa. W środku nikogo nie było. Rzuciłam się na łóżko plecami do sufitu i zaczęłam szlochać w poduszkę. Po chwili w drzwiach stanął Dionizos. Nie miał zadowolonej miny. Teraz już wiedziałam, kto jest do niego podobny – ja.
– Jestem twoim ojcem, Annabelle – powiedział i podszedł do mnie.
Patrzyłam na niego z niedowierzeniem. Nie spodziewałam się, że moim boskim rodziciem jest bóg wina.
– Dobrze cię widzieć, tato – odrzekłam mu po chwili namysłu.
Przytuliłam go. Dionizos odwzajemnił gest. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu zauważyłam nasze podobieństwo. Mieliśmy te same kości policzkowe, taki sam nos, usta, oczy… Prawie w ogóle nie przypominałam mamy. Cieszyłam się, że nie jestem sierotą, bo do tej pory nie miałam ani mamy, ani taty.
– Wszystko się jakoś ułoży, Ann. Jestem tego pewien.
– Wiem, tato, wiem – odpowiedziałam, a Morfeusz porwał mnie do swej krainy, gdy leżałam w ramionach ojca.
Ostatnie słowa jakie zapamiętałam przed zaśnięciem brzmiały tak: „Jeszcze tylko musimy odzyskać twoją matkę”.
CDN
chyba pierwszy raz dionizos był dla kogoś taki miły…
super opowiadanko 😉
fajne, ale pisz dłuższe 😉
postaram się.
jestem w trakcie pisania IV części…
Szkoda, że takie króciutkie ;(
Bardzo się wzruszyłam…:)
Już czekam z niecierpliwością na kolejną część
Superowe 😛
how cuteee
Dionizos jest na dobrej drodze do zmiany charakteru 😛 Jeszcze trochę i już wcale nie będzie niemiły dla herosów xD
śiwtne.
czekam na następną część.
*świetne.
super opowiadanie
zajefajne…next proszę!
Extra, super
TA część wymiata ;p
Wow super ale może nie rub z Percego takiej świnni
Świetne 😉
Genialne :))