Część 3: Wściekłość
Z zamkniętymi oczami siedziałem, a właściwie to unosiłem się nad trawą ze skrzyżowanymi nogami czekając na Percy’ego. Małe grupki uczestników obozu schodziły się na obrzeża polany, zobaczyć walkę pomiędzy synem jednego z najpotężniejszej trójki bogów, a niepozornym herosem szczęścia. Heros szczęścia, tak mnie właśnie nazwali. Ciekawiło mnie tylko czy to ze względu na moje szczęście, czy ze względu na moją matkę. Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że przez oba te czynniki. Usłyszałem plusk wody, trzask gałęzi i przekleństwo. Stanąłem na ziemi i patrzyłem na leżącego Percy’ego. Uniosłem prawą brew i z kpiącym uśmiechem patrzyłem na niego, jak wstawał i się otrzepywał z ziemi. Byłem zły, zdenerwowany i ogólnie wszystko mnie drażniło oprócz patrzenia jak innym coś się nie udaje. Przyjąłem pozycję, z której wygodnie byłoby mi wystartować, a w razie ataku przeciwnika szybko uniknąć ciosu. Syn Posejdona stanął naprzeciw mnie, w odległości dziesięciu metrów. Byliśmy już obaj gotowi, czas już zaczynać walkę. Prędko posłałem ku przeciwnikowi ścianę niewidzialnej siły, a w tym samym czasie Percy utworzył identyczną ścianę tyle, że z wody. Obie te siły się zderzyły po środku naszej areny. Zmrużyłem oczy i napiąłem swoje mięśnie, aby lepiej wyczuć swoją moc. Zebrałem więcej energii i wspomogłem moją barierę. Percy zastosował chyba podobną taktykę pobierając wodę z jeziora, bo ani moja, a ni jego moce nie poruszyły siłami. Podczas tego zmagania się postanowiłem zmienić taktykę. Cofnąłem barierę i z pozostałej energii utworzyłem tarczę na swoim ciele. Fala wody zalała mnie nie czyniąc mi jednak krzywdy. Rozszerzyłem swoją tarczę wypierając wodę jak najdalej od siebie, czego skutkiem było zamoczenie wszystkiego wokół. Percy był nieco zdezorientowany, co zobaczyłem w jego oczach, więc wykorzystałem okazję i włożyłem całą swoją moc do odepchnięcia go. Poleciał prosto na drzewo, o które walnął plecami. Półprzytomny położył dłoń na ziemi i wykorzystując wilgoć uleczył swoje rany. Zakląłem i zacząłem wysyłać ku niemu telekinetyczne kule, których on z łatwością unikał. Opadłem na kolana nieco zmęczony. Widziałem jak przeciwnik zbliżał się ku mnie z wyciągniętą ręką. Nie mogłem pozwolić aby on wygrał. Telekinezą uderzyłem w jego nogi tak, że się przewrócił, a następnie wykorzystałem moc w sile tarcia, aby rozpalić ogień. Nie miałem tak idealnej kontroli nad ogniem jak syn Hefajstosa, ale przy wykorzystaniu umiejętności podobnych do moich byłem w stanie to zrobić. Ogień natychmiast pojawił się na trawie. Uniosłem dłoń, a strumień ognia wystrzelił od strony utworzonego przed chwila ogniska i zderzył się ze strumieniem wody kierowanym przez Percy’ego. Para rozprzestrzeniła się w szybkim tempie po arenie z każda sekundą gęstniejąc. Teraz miałem dwa wyjścia: albo uderzyć całą swoją mocą w Percy’ego więc nie będzie wiedział skąd jest atak, albo zamknąć go w mentalnej klatce. Wybrałem opcje numer jeden. Poczułem się nagle słabo, kiedy zebrałem większość swojej mocy w okolicach dłoni i cisnąłem nią w stronę przeciwnika. Energia rozwiała parę, więc mogłem widzieć jak Percy uderza o drzewo i osuwa się na ziemię.
Opadłem na kolana, dostrzegłem kątem oka, jak poruszył dłonią chcąc wyczuć ostatki wilgoci w ziemi. Oparłem dłonie na trawie i zamknąłem oczy. Niesamowity ból przeszył mi głowę. Chyba każda komórka mojego mózgu krzyczała, w zasadzie to nie wiedziałem nawet czy ja sam nie krzyczę. Próbowałem otworzyć oczy, co mi się udało, ale obraz był strasznie zamazany. Widziałem tylko kolorowe świata śmigające w te i z powrotem po arenie. Stało się coś niesamowitego. Od rąk po całym ciele poczułem kojące ciepło, które jak tylko dotknęło mojej głowy ujarzmiło ból. Obraz przed oczami wyostrzał się.
Potrząsnąłem energicznie głową i spojrzałem na ziemię. Z przerażeniem stwierdziłem, że cała roślinność w promieniu pięciu metrów wokół mnie jest martwa. Patrzyłem też na twarze pełne zaskoczenia, do których zaliczała się również i twarz Percy’ego. Poderwałem się z miejsca i jak najszybciej uciekłem do domku, w którym mieszkałem. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłonie. Myśli kłębiły mi się w głowie, a głównie pytania, co się stało?
***
Wszystko mnie drażniło, zupełnie wszystko. Byłem jak aktywny wulkan wściekłości, która przy każdej sposobności mogła wybuchnąć, co byłoby raczej niekorzystne dla osób w moim otoczeniu. Zdawałem sobie sprawę, że moja moc rozwinęła się zbyt szybko lecz nie wiedziałem dlaczego. Czy to ze względy na naturę mojej matki, czy ze względu na to, że po prostu miałem do tego talent. To znaczy zawsze w książkach interesowała mnie magia, a miecz i tarcze były dopiero na drugim miejscu. Ale ja teraz ewidentnie pobrałem energię życiową zabijając roślinność! To nie byłoby możliwe, bo przecież moją matką jest bogini szczęścia i jej domeną jest właśnie szczęście, a nie śmierć. Śmierć jest domeną Hadesa, ale ja z Hadesem nie miałem nic wspólnego! Przez takie myśli nie mogłem spać po nocach, a co najgorsze Percy, tak samo jak moi współlokatorzy, a nawet większość osób z obozu mnie unikała. Z bezradności ćwiczyłem się całymi dniami i nocami w umiejętnościach bojowych i w rozwijaniu swoich mocy. Odkryłem jedną rzecz. Adrenalina, która teraz krążyła w mojej półboskiej krwi wzmacniała moje moce magiczne, a w połączeniu ze wzmacnianiem mojej boskości szczęściem byłem niemalże niezwyciężony. W całym obozie nie mogłem pokonać jedynie heroski śmierci – Ling oraz herosa wojny – Brada, w zasadzie to byliśmy równi mocą.
Zmieniłem się od tego czasu diametralnie. Patrząc w lustro już nie widziałem śniadej karnacji typowej dla Włochów, moje tęczówki, które niegdyś miały jasny fioletowy kolor zamieniły się w ciemny szkarłat. Włosy dotąd ciemny blond przebarwiły się w kolor kruczych piór. Energia będąca źródłem moich mocy też była inna. Czułem ją w sobie inaczej, mocniej, jakby chciała wydostać się z mojego ciała i umysłu i robić cokolwiek jej się podoba. W końcu podjąłem decyzję – muszę wyruszyć na Olimp sam. Nie maiłem jednak bladego pojęcia gdzie może on się znajdować. To znaczy wiedziałem, że ostatnio wejście do niebios było gdzieś w Nowym Yorku chyba, ale w końcu cywilizacja Zachodu bardzo szybko się przemieściła. Zdobyłem od czasu walki z Percy’em księgi uznawane za zakazane wśród innych religii i jak się okazało jedynym sposobem znalezienia Olimpu na moje możliwości to było zapytać nauczyciela, co zrobiłem ale nie dostałem jasnej odpowiedzi, albo stopić swą boską duszę z mocą cywilizacji Zachodu co było trudne i niebezpieczne. Po dwóch tygodniach poszukiwań, wymykania się z obozu i zabiciu kilkunastu potworów chcących posiąść moją moc albo ją zniszczyć, znalazłem księgę na samym szczycie góry Olimp, w której znajdował się opis jak zjednoczyć się z cywilizacją.
Teraz była już północ, czterech śmiertelników siedziało po środku wielkiego pentagramu, a raczej koła na jego wzór. Popchnąłem całą swoją energie w jego stronę uwalniając moc o wiele potężniejszą.
– Heros bez mocy? – powiedziałem, gdy poczułem, że mocno osłabłem. Nagle z piersi śmiertelników wytrysnęła krew i wsiąkała w kontury koła.
– Śmiertelnik bez życia? – uniosłem dłoń i wystrzeliła z niej wiązka błękitnej energii, po części byłem w dwóch miejscach. Mój duch był obok mnie. Widziałem jednocześnie sowimi fizycznymi oczyma jak i duchowymi.
– Rozdzielenie duszy? – z ciał martwych śmiertelników wystrzeliła ogromna moc życia, która weszła w moją duszę. Czerwień połączyła się błękitem. Przekroczyłem próg koła. Kula, stopienie mojej duszy i energii życiowej zaczęły krążyć po kole z wschodu na zachód. Kula ta zbliżała się do mnie. Przybierała teraz kolor złocisty aż wsiąkła do mojego serca. Poczułem ostry ból w głowie i padłem nieprzytomny na ziemię.
Część 4: Pradawne Moce – Przywrócenie Chaosu
Dla mnie nastał świt, w zasadzie nie tylko dla mnie, bo rzeczywiście słońce wschodziło, ale ja mam na myśli inny świt. Czułem przepływającą przeze mnie moc. Moc tak wielką, że nawet mógłbym zmiażdżyć pomniejszego boga. Teraz mój cel stał się nieważny, posiadałem potęgę cywilizacji Zachodu, a właściwie jak prawdziwy bóg byłem jej częścią. Postanowiłem jednak pójść na Olimp i zażądać czegoś cennego od Olimpijczyków, symboli ich władzy, które po połączeniu dałyby mi moc Chaosu. Wizja mnie siedzącego na najwyższym tronie świata, niebios i podziemi przyćmiła moją dobrą stronę. Nie obchodziły mnie życia innych, które będę musiał poświęcić.
Tydzień mi zajęło porwanie przedstawicieli wszystkim bogów w obozie. Ich synowie i córki teraz byli związani moją mocą, nawet Percy Jackson zerkał na mnie z przerażeniem. Podszedłem do niego i spytałem z uśmiechem:
– I jak ci się podoba wizja mnie rządzącego wszystkim?
Ten na mnie spojrzał i z niesmakiem na twarzy odpowiedział:
– Twoją matką jest pomniejsza bogini. Nie masz tak wielkiej mocy jak Zeus, albo Hades, albo Posejdon.
– Ha? Chyba nie uważasz, że ja polegam na mocy mojej matki. Na pewno słyszałeś kiedyś, że bogowie są częścią cywilizacji Zachodu, ja jestem teraz jak bóg. Ale potrzebuję tylko boskości, które odziedziczyliście po rodzicach. Staniecie się śmiertelnikami, z których wyssę życie, aby spotęgować swoje umiejętności
Wstałem i stanąłem przed ścianą, do której byli przywiązani. Kilkudziesięciu herosów było zdanych na moją łaskę. Nie będę miał dla nich litości. Wyciągnąłem dłoń i zacząłem wyciągać z ich ciał boską energię, która powoli wpływała do mnie czyniąc ze mnie już nie potężnego herosa, a boga.
– A teraz czas posłać was do Hadesu.
Powiedziałem i z ich serc wytrysnęła krew płynąć w powietrzu ku mojej dłoń. Przyjemne wibracje w okolicach dłoni wzmagały się rozpływając się po reszcie ciała. Niby z wyglądu byłem człowiekiem, ale wiedziałem też, że we mnie nie ma nic z człowieczeństwa. Cała życiowa energia herosów była moja. Zasiliła mnie. Usłyszałem w głowie głos matki.
– Zdradziłeś nas synu. Zdradziłeś cały świat. Jednak ostatkami swojej potęgi zrzucam na ciebie ograniczenia przepowiedni. Człowiek wybrany podobny tobie odbierze ci całą moc i cię zniszczy. Sam odda boskość bogom, a cząstkę zostawi dla siebie, żeby mógł egzystować jako pół-człowiek, pół-bóg. Przywróci on wszystko dla dawnego porządku – głos ucichł momentalnie.
Nie miałem innego wyjścia. Musiałem przenieść się na Olimp, znaleźć moją matkę i zabić ją, odebrać jej moc i w końcu unieważnić proroctwo. Tak też zrobiłem. Moc cywilizacji Zachodu pozwoliła mi się momentalnie przenieść do Sali gdzie obradowała najpotężniejsza dwunastka. Akurat byli w komplecie. Opary czarnego dymu otoczyły mnie. Po chwili mogłem stać z nimi oko w oko, tak wielki jak oni. Uniosłem arogancko głowę i spojrzałem na Zeusa.
– Przywołaj moją matkę. Rozkaż jej tu przybyć. Wezwij Tyche – zażądałem. Wszyscy na mnie patrzyli ze zdumieniem. Zeus wstał ze swego tronu i uderzył swoim promieniem władzy o ziemię.
– Jak śmiesz rozkazywać władcy bogów?! – zawołał i zrobił krok naprzód. Ja uśmiechnąłem się.
– O? Chyba trzeba będzie cię nauczyć szacunku dla nowego pana całego świata – powiedziałem i wyciągnąłem dłoń.
Piorun władzy podleciał do mnie wyrwawszy się wcześniej z dłoni Zeusa. Ten spojrzał na mnie z niemałym zaskoczeniem.
– Co? Nie spodziewałeś się takiej mocy po zwykłym herosie? Teraz pełnemu bogu, który stał się częścią cywilizacji Zachodu? – mówiłem zbliżając się do świętego płomienia. Włożyłem weń dłoń, a barwa płomieni zmieniła się na czarną. Atena opadła na swój tron, tak samo jak Afrodyta. Ares patrzył na mnie ze złością. Zeus uniósł dłoń i krzyknął:
– Brać go!
Jednak co oni mogliby mi zrobić? Oczywiście wszyscy zaatakowali. Posejdon ciskał we mnie kulami wody, Zeus wiązkami elektryczności, Ares ostrzami, a Atena podbiegła do mnie i zamachnęła się mieczem. W tedy uwolniłem swoją potęgę. Wszystkich bogów odrzuciło. Włożyłem piorun piorunów w czarne płomienie.
– Tyche. Przybywaj matko na piorun władzy. Usłuchaj swego nowego władcy i syna – powiedziałem.
Płomienie wzbiły się wysoko i wyskoczyła z nich Tyche lądując na podłodze. Spojrzała na mnie z przerażeniem. Wycelowałem w nią piorun i wystrzeliłem. Odrzuciło ją na kilka metrów w tył. Podszedłem bliżej i wyciągnąłem dłoń.
– Witaj mamo. Pewnie jesteś dumna ze mnie, że tak daleko doszedłem?- Spytałem z ironicznym uśmiechem i wyciągnąłem z jej ciała moc. Później zabiłem ją.
***
Walka dopiero się zaczęła. Wszyscy bogowie przeciwko mnie. Ares razem z Hefajstosem, który przybył chwilę temu na Olimp ciskali we mnie płomieniami, a z drugiej strony Posejdon atakował mnie strumieniami wody o ciśnieniu mogącym przeciąć głowę z taka precyzją i szybkością, że głowa byłaby nadal na miejscu. Zeus oczywiście dalej atakował piorunami. Artemida, Hera, Hermes, Atena przygotowywali się do wezwania czegoś wielkiego co mogłoby stanowić zagrożenie. Zauważyłem kątem oka, że muszą stać blisko siebie. Obróciłem się i wystrzeliłem w tamtą stronę wiązkę energii odpychającej. Oczywiście nie
miałem zbyt dużo czasu, aby ukształtować swą moc, więc nie tylko ich ale i mnie oraz bogów stojących dalej dotknęła ta siła odpychając na ściany. Cały Olimp zatrząsł się. Święty ogień wzbił się mocniej i zmienił barwę na niebieską Po chwili w płomieniach zobaczyłem trzy postacie. Najwyższa stała po środku, zaś dwie o równym wzroście po bokach. Wyskoczyły z płomieni i spojrzeli na mnie. Jak się okazało postacią środkową była Hekate, bogini magii a z tego co wyczułem, to postacie będące po jej bokach to herosi magii. Jednym herosem była smukła, zgrabna dziewczyna ubrana w czarne obcisłe jeansy i fioletowy top. Jej czarne proste włosy były spięte w prosty sposób. Chłopak zaś był dość dobrze zbudowany. Miał fioletową koszulkę i czarne, ale już nie obcisłe spodnie z jeansu. Jego włosy były krótkie, czarne i oklapnięte. Pasowało to do niego chociażby z tego powodu, że świetnie dopasował efekt mokrych włosów. Wystawiłem ku nim dłoń, a niewidzialna siła odepchnęła boginię w płomienie.
Zaatakowałem ponownie, lecz tym razem mój atak zatrzymał się tuż przed herosami. Zauważyłem u nich dość duże podobieństwo. Chyba byli rodzeństwem ale nie jako przyrodni brat i siostra tylko rodzony brat i siostra. W każdym razie świetnie się dogadywali bez słów. Popchnęli swoją tarczę ku mnie. Wytężyłem umysł i sięgnąłem bezpośrednio ku ośrodku mocy cywilizacji Zachodu. Całą zebraną siłą ponownie uderzyłem i nagle na styku mojej siły, a ich tarczy zaczęły powstawać iskry, które po chwili przerodziły się w większe iskry, aż w końcu w płomienie. Nagle poczułem podmuch wiatru. Najpierw lekki, później mocniejszy. Upadłem pod ciśnieniem powietrza. Osłabiło to siłę, która przeciwstawiała się tarczy więc przycisnęło mnie to do ściany. Chłopak coś krzyknął i Zeus wstał i podszedł do niego.
Posłuchał, co chłopak mu mówi. Ja doskonale wiedziałem, co mu powiedział:
– Panie, musisz połączyć się bezpośrednio z mocą Zachodu i przerwać jego połączenie. Nie będzie mógł się bronić jednocześnie fizycznie jak i umysłowo
Zeus znikł po chwili otoczony wiązkami elektrycznej energii. Po chwili poczułem ostry ból w głowie. Czułem jakby kilka milionów szpilek ktoś wbijał mi w mózg. Ogarnęło mnie uczucie jakby pewnego rodzaju dobra. Z moich ust zaczął wylatywać jakiś czarny dym. Może nie byłoby to też takie złe, gdyby nie to, że razem z tym dymem moje płuca opuszczało powietrze. Obraz przed oczami mi się rozmazał, kiedy panicznie starałem się zaczerpnąć powietrza. Upadłem na plecy wijąc się i trzymając dłońmi szyję. Czułem na sobie spojrzenia i bogów i herosów. Nastąpiła ciemność.
Widziałem swoje ciało, które leży spokojnie, a z jego ust wydobywały się już końcówki dymu. Dym ten kilka metrów dalej formował się w smukłą postać. Ja chyba umarłem. Mroczny, chłodny ale potężny głos rozniósł się echem po Sali mówiąc coś po grecku. Oczywiście ja to rozumiałem:
– Za niedługo pokłonicie się ponownie starym bogom. Kiedy wskrzeszę Kronosa, Uranosa, Reję i Gaję i opętam ich dusze mym mrokiem, nic nie zdoła mnie powstrzymać.
I zniknął, dosłownie rozpływając się w powietrzu. Coś mnie wciągnęło do ciała. Nie za bardzo wiedziałem co się dzieje. Znów ogarnęły mnie ciemności i nagle uniosłem się gwałtownie do pozycji siedzącej. Bogowie i obecni herosi patrzyli na mnie, jakby na coś czekając. Skąd się oni tak szybko tutaj wzięli? No cóż. To chyba pozostanie dla mnie tajemnicą. Zeus uniósł swój piorun i wystrzelił ku mnie bardzo potężną wiązkę energii. Nie wiedziałem co się dzieje. Świat zawirował i wszystko znikło.
CDN
Powiem tylko jedno. Boskie opowiadanie. Jeszcze lepsze niż pierwsza i druga część. Jestem pełna podziwu dla Twojego talentu i pomysłu. Świetnie przedstawiona postać. Szkoda, tylko, ze już koniec.
Właśnie tutaj cię zaskoczę. To jeszcze nie jest koniec . Muszę tylko opracować następną postać…
Heh, czyli błędnie dałem THE END na koniec? Wydawało mi się, że to zamknięta całość – przynajmniej w kwestii herosa szczęścia 😉 Poprawić na CDN?
Wow…nie mam słów!
To jest po prostu C-U-D-N-E!!!!!!!
No tak adminie…. w końcu ktoś musi jeszcze zniszczyć tą istotę, która wydostała się z ciała herosa szczęścia 😉
Istotę?! Lepaku skąd ty bierzesz te pomysły?!
już poprawiam. Myślałem, że to będzie seria opowiadań z motywem przewodnim. A tytuł będziemy zmieniać?
to kamień z serca mi spadł Lapak. Już myślałam, że to koniec. W takim razie czekam niecierpliwie na kolejną odsłonę i życzę weny w pisaniu.
Tak, przy następnej części dam nową propozycję tytułu… ten tytuł był w zasadzie dopiero czymś na czym chciałem się zahaczyć pisząc opowiadanie z punktu widzenia herosa szczęścia….
Córko Atheny: ze swej pokrętnej i bujnej wyobraźni 😛
Opowiadanie jest boskie (a ja się na tym znam bo duzo czytam;) !!!
Ufff…kamień z serca normalnie!
Lapaku opowiadanie jest boskie…dosłownie ^^
I z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
To jest boskie, cudowne, extraśne, superowe! Zuo rządzi!
A ja tak zapytam z całkiem innej beczki: Lapaku, czy miałbyś coś przeciwko temu, że wykorzystałabym Twoją postać Alexa Cressi syna Aresa (tego, którego opisywałeś na konkurs) do swojego opowiadania? (:
E-K-S-T-R-A!!!!!!!!!!!!!!!
na Zeusa… Okropne!!! Przerażające! Po prostu SZOK! Pisz dalej ale może mniej… tragicznie?