3. Droga dedukcji
Spędziłem nad zdjęciami Agnes kilka minut. Bałem się, że mama zaraz wjedzie na strych i mnie przyłapie. Nie chciałem mieć z nią żadnej konfrontacji, bo i tak bym wygrał. Choć nie wiem, czemu. Mama zawsze była dla mnie ważna. Przez osiem lat miałem tylko ją. Teraz jest i Jim. Cieszę się z tego powodu. Agnes nigdy nie była nadopiekuńcza i dawała mi dużo swobody jako dziecku.
Wróciłem do swoich gratów.
Książki dla dzieci. Stare samochodziki. Żołnierzyki. Puzzle. Gdy planszowe. Zeszyty, w których uczyłem się pisać. Wyblakłe już rysunki. Laurki robione dla mamy. Chodzik. Album ze znaczkami, które zbierałem dawno temu. Strój Lorda Vadera na bal przebierańców.
Myślałem, że to wszystko już dawno zostało wyrzucone.
– Tu cię mam, Wesley – w dziurze w podłodze pojawiła się głowa Toma, ojca Jima. – Minęły już dwa tygodnie wakacji, a ty nie raczyłeś starych dziadków odwiedzić? Widzę, że Agnes zagoniła cię do roboty? Ta kobieta każdego potrafi ustawić do pionu. Co tam robisz? – Tom żwawo przeszedł dzielącą nas odległość. Usadowił się koło mnie. Miał sześćdziesiąt siedem lat i tak samo niebieskie oczy jak mój ojczym. Zawsze mówił, że tkwi we mnie niewykorzystany potencjał.
– Mogę o coś spytać? – odłożyłem trzymane w ręce liczydło. Nigdy jakoś nie umiałem na nim liczyć. Za trudne dla mnie to było i zbyt skomplikowane. – Nie mieliście nic przeciwko związkowi Jima z panną z dzieckiem?
– Nie – Tom się uśmiechnął. Czasami miałem wrażenie, że duchem jest młodszy ode mnie. – Jeśli dwoje ludzi chce być razem, to czemu by mieli tego nie zrobić? Twoja mama jest uroczą kobietą. Ty sam jesteś miły i dobrze wychowany. Czemu więc mielibyśmy się czepiać? Dla mnie i twojej babci liczy się tylko to, żeby nas syn był szczęśliwy. A przy okazji nasze nazwisko tak szybko nie wygaśnie – Tom nie potrafił długo być poważny. Lubiłem go za to. Szkoda, że rodzice mamy tacy nie byli. – Nie będę ci już przeszkadzać, bo widzę, że do jutra tego nie skończysz. Wpadnij jeszcze przed sierpniem do nas.
– Postaram się, dziadku.
Spędziłem na strychu kilka godzin. Na dworze zrobiło się już ciemno, gdy ustawiłem przy klapie w podłodze wszystko to, co chciałem wyrzucić. Wiedziałem, że mama i tak połowę z tego zaniesie z powrotem na miejsce. Zrobiłem, o co mnie proszono. Teraz to już mamy biznes.
Zszedłem na dół akurat na kolację. Pana Willcoxa nie było. Agnes wydawała mi się jakaś inna niż zanim udałem się na strych. Zjadłem kolacje i poszedłem do siebie. Jak na jeden dzień miałem dosyć.
Następnego dnia po raz pierwszy zostałem sam w domu. Whitney wyszła gdzieś ze swoim chłopakiem, rodzice byli w pracy. A Kevin siłą został zabrany do sklepu. Miałem więc dzień tylko dla siebie.
Wstałem dość wcześnie. Była godzina dziewiąta. W domu żywej duszy. Włączyłem muzykę dość głośno, żebym słyszał ją w każdym pomieszczeniu. W sąsiednich domach nie było nikogo. Państwo York – z sąsiedzi z prawej – zakupy w Londynie. Państwo Hahn z lewej wybyli na całe dwa miesiące.
Po zjedzeniu śniadania skierowałem swoje kroki do piwnicy. Dwa tygodnie w domu sprawiły, że za dużo zacząłem myśleć. Ściągnąłem plandekę z rowerów. Mój był najbliżej ściany, więc miałem utrudnioną pracę, żeby go wyciągnąć. Następne pół godziny zajęło mi czyszczenie roweru, napompowanie kół, naoliwienie łańcucha. Usmarowałem się i ubrudziłem. Najpierw jednak z mozołem wyciągnąłem go z piwnicy. Postawiłem rower przy ścianie. Musiałem doprowadzić się do porządku. Zmycie smaru szło mi dość opornie. W końcu jednak udało mi się jakoś się doszorować.
Poszedłem do siebie zmienić ubranie. Dobrze, że wcześniej założyłem coś mniej ładnego. Wybrałem pierwsze lepsze rzeczy z szafy.
Całe przed- i popołudnie spędziłem na dworze. Aktualne lato było wyjątkowo ciepłe i słoneczne. Miałem nadzieję, że już nic więcej się nie wydarzy. Tak jak sobie to planowałem z Jamesem. Przygody owszem, ale bez emocji i stresu. To nie dla mnie. A bycie bohaterem to już w ogóle nie mój styl. Za nic nie chciałbym wplątać się w jakieś rozgrywki dobra ze złem. Lubiłem być sobą i chciałem, żeby tak zostało.
Wracałem już do domu, kiedy przede mną jak spod ziemi wyrosła kobieta. Ale nie byle jaka. Trudno określić jej wiek. Jedno było pewne. W życiu nie widziałem równie cudownej niewiasty. Jej nieziemska uroda była jak u najlepiej wyretuszowanej w Photoshopie modelki. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Wszystkie moje plany na przyszłość, wszystko o czym myślałem ulotniło się. Miałem ochotę pójść za nią. Nie robić nic innego, jak wielbić ją całe życie. W każdej minucie, sekundzie, godzinie. Tajemnicza nieznajoma wyciągnęła do mnie rękę. Już miałem jej podać swoją, gdy znikąd wyrosła krzyżówka lwa, kozy i węża. Kobieta cofnęła się o krok. Pojawienie się zwierzęcia wyraźnie zaskoczyło nas oboje. I niespodziewanie wróciła cała moja pamięć. Otrząsnąłem się.
Kiedy znów spojrzałem na kobietę, ta zrobiła się wstrętna. Jeszcze szpetniejsza niż mój obrońca. Nie miałem wątpliwości, że zwierzę mnie broni.
Krzyżówka rozpostarła skrzydła i stanęła ma tylnych nogach machając skrzydłami dla utrzymania równowagi. Szpetna istota wyraźnie wściekła syknęła coś jakby: „Przeklęta Tyche”. W następnej sekundzie jej nie było. Powoli docierało do mnie, że ktoś czyha na mój żywot. Ale czemu? Nikomu nie szkodziłem. Byłem właściwie cieniem innych. Zero przyjęć towarzyskich. Krzyżówka spojrzała na mnie jakby… Zaraz. Ono było na mnie złe?
– A niby, za co? Co ja takiego zrobiłem? Pojechałem tylko na rower. Zrelaksować się. W końcu są wakacje. Mam wolne. Dziesięć miesięcy siedziałem w Eton College. Więc chyba mam prawo robić to, na co mam ochotę. Za osiem miesięcy będę miał urodziny i będę pełnoletni. I weź w końcu przestań się na mnie gapić. Co ty jesteś? Moja osobista ochrona?
O matko! Zacząłem gadać do tego stworzenia. Ja już mam dość. Czemu wszystko w te wakacje idzie mi pod górę?
Zsiadłem z roweru i usiadłem na chodniku. Oparłem głowę na dłoniach. Za dużo rzeczy zaczynało mi się przeplatać się z rzeczywistością. Miałem problemy z rozróżnieniem, co jest prawdą a co fikcją.
Obok mojego cienia ujrzałem cień Krzyżówki. Siedziała koło mnie jak wierny pies. Skrzydła złożyła na boki i wyglądała już mniej groźnie. Przyzwyczaiłem się do jej wyglądu. Kim ty jesteś, chciałem zapytać.
Chimera.
Zamrugałem ze zdziwienia. Właśnie w mojej głowie usłyszałem czyjś głos. Nie czyjś tylko Krzyżówki. To było imię czy co?
To nie imię. Tak się po prostu nazywam. Ja nie wymyśliłam tego miana. Zostało mi przydzielone. Ale jak chcesz możesz zawracać się do mnie Krzyżówka. Podoba mi się. A ty?
Podniosłem się z ziemi, bo coś mi tu było nie tak. To stworzenie, chimera, gada w mojej głowie. To nie jest normalne. Bardzo nienormalne to jest. A ja jeszcze nie zwariowałem. Miałem taką nadzieję. Znajdowałem się w normalnej ludzkiej dzielnicy. W świecie na pewno nie w stylu fantasy. Do tego miałem pewność. Jednakże wiele rzeczy nie było takie jak być powinny. Po prostu świetnie. Wesley Daniels w samym środku dzielnicy gada z jakimś mitycznym stworzeniem. A mama i Jim już dawno wrócili do domu. Po położeniu słońca musiała być chyba z piąta lub koło szóstej. Skąd ja to wiem? Dość długo uczyłem się używać zegarka, a tu nagle po słońcu wiem, która jest godzina?
To jedno z twoich licznych talentów, Wesleyu Danielsie. Masz ich jeszcze wiele. Od ciebie zależy czy chcesz je poznać? Kim jest Jim?
– Ty się nie zagalopowuj! To jest jakiś koszmar. Ty nie możesz naprawdę istnieć. Czegoś takiego nie mam. Normalnie w świecie nie ma.
Wsiadłem na rower. Jednak nadal zostałem w miejscu. A jeśli? Nie to jakaś bzdura.
Dobrze myślisz. Idź tym śladem, Wesleyu Danielsie. Idź, ale powstrzymaj się, jeśli naprawdę tego nie chcesz.
Krzyżówka rozpłynęła się jak mgła. A ja pognałem do domu.
Zostawiłem rower przed wejściem. Nie zważając a nic wpadłem do pokoju.
Włączyłem komputer, który stał nieużywany od dwóch dni. Wpisałem w google „skrzyżowanie lwa, kozy i węża”. Wyskoczyło mi 1,929 haseł. Kliknąłem na pierwszą stronę i przeczytałem tekst na stronie. Wygląd i nazwa się zgadza. Super. Gadałem dzisiaj z chimerą. Szczyt moich marzeń.
Co tam szkarada mówiła? Głupia Tyc coś tam. Ale co?
Spróbowałem inaczej. Mitologia grecka. Haseł było strasznie dużo. Jak dla mnie za. Uważnie prześledziłem cały spis bogów.
Tyche.
To o niej szkarada mówiła. No, ale co z nią? Bogini szczęścia. Ekstra. Taka babka to zawsze musi mieć szczęście w życiu. Zupełnie jak Kevin? Teraz to przesadzam. A jeśli?
Coś tu chyba było nie tak. Przecież to były wyobrażenia starożytnych ludzi, którzy nie wiedzieli jak wytłumaczyć zjawiska zachodzące w przyrodzie. Moja wyobrażania chyba miała dość jak na jeden dzień.
A może jednak coś w tym jest?
Może ja mam być na pół Grekiem? Wariuje jak nic.
Czyli, że niby Kevin jest dzieckiem tej Tyche? A Whitney? Prawdopodobnie ona też miała jakiegoś rodzica z bóstw greckich. No a pan Willcox? On już miał swoje lata. Tylko tak dało się wytłumaczyć ich rozmowę z początku lipca. A ja niby, kogo mam za ojca? Bo nie ulegało wątpliwości, że moja mama jest człowiekiem. Uważnie studiowałem po kolei każda stronę, próbując doszukać się jakiegoś powiązania z którymś z bogów. Pierwsze, co utrwaliło mi się to to, że Hera była straszną zazdrośnicą.
I wtedy przypomniały mi się słowa Kevina: „Trzeba go stąd zabrać, zanim zazdrośnica znów zacznie robić jakieś sztuczki. Ta kobieta może…”. To się jakoś nie trzymało razem. Piorun, który trafił w samochód wuefistki, kiedy się zdenerwowałem. Zdolności przywódcze, o które bym w życiu siebie samego nie posądzał. Pożar sali gimnastycznej.
Prawda uderzyła mnie ze straszną mocą. W życiu bym nie przypuszczał, że może mnie spotkać coś takiego. A jednak wszystko tak jakby pasowało od siebie. Te dwa dziwne stworzenia. Burza reagująca na moje nastroje. No i złośnica. Hera, tak, która starała się uprzykrzyć życie nieślubnym dzieciom swojego męża. Zeusa. Za jakie grzechy!!!
CDN
Pierwsza!
Boskie!!! Czyta się naprawdę fajnie!
Druga!
Mi też się podoba.
Trzeci 😉 Bardzo mi się podoba, że Keiserin przedstawia sposób myślenia Wesleya i jego motywacje
Ha Trzecia!!!
Ludzie kochani to opowiadani jest
G-N-I-A-L-N-E!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
sorki mój błąd…czwarta XD
bomba!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Super!
Switne
Opowiadanie samo w sobie jest super, ale są pewne niedomówienia: O ile się nie mylę to Zeus i jego dzieci miały „oczy błękitne jak niebo w słoneczny dzień” Pisz dalej bo masz talent