1 Jak to się wszystko zaczęło.
– Daniels? Wybacz, że marnuje twój cenny czas, na coś tak mało ważnego jak matematyka. Ale byłbym wdzięczny, gdybyś łaskawie pozwolił mi poprowadzić dalej lekcje.
Znudzony uniosłem wzrok znad zeszytu, gdzie bardzo intensywnie kolorowałem kratki. Dzisiejszy dzień był moim ostatnim w Eton College. Cieszyłem się, z tego powodu. Jakoś tu za mną nie przepadali. Jedynym moim przyjacielem w Eton był James Reade. Właściwie do grona moich przyjaciół zaliczali się tylko: Whitney Bradford no i jeszcze Kevin York.
– Więc niech pan prowadzi lekcję. Będę taki łaskawy – i znów wróciłem do kolorowania kratek. Moje myśli były już w domu. Niestety zanim to nastąpi musiałem odbyć podróż pociągiem.
Kilka osób zachichotało. Wiedzieli, że mam na pieńku z matematykiem. Nie wiem, czemu facet uwziął się na mnie od momentu, gdy po raz pierwszy przybyłem do szkoły trzy lata temu. Może dlatego, że na lekcji dosłownie nie robiłem nic, a na sprawdzianach zawsze dostawałem najlepszą ocenę. Po szkole krążyły różne plotki na ten temat. Jedna, wymyślona przez mojego dobrego kolegę, choć nie jesteśmy za blisko, mówi, że moja matka zostawiła go dla mojego ojca. Nie złościła mnie ona. Od dziecka wiedziałem, że ten, kto mnie wychowuje razem z mamą nie jest moim biologicznym ojcem. Mama uparcie odmawiała udzielenia jakichkolwiek informacji o nim. A ja nie pytałem. Dobrze mi było tak jak jest. Zwracam się do Jima (tak się nazywam mąż mamy) tato i mam jego nazwisko. Z kolei on czasami zwraca się do mnie synu.
W końcu rozległ się upragniony dzwonek. Zerwałem się i wyszedłem pierwszy z klasy. James po chwili dołączył do mnie. Razem ruszyliśmy w kierunku naszego pokoju w internacie. Teraz pozostawało kwestą godzin zanim opuszczę Ethon College na dwa miesiące wakacji. Każda okazja była dobra, żeby opuścić mury szkoły.
Mijali nas uczniowie, którym również spieszno było do domów. Powinienem dodać, że Eton College należy do jednych z najstarszych w Anglii internatowych szkół męskich. Zero dziewczyn w tej szkole. Nawet ciało pedagogiczne i pracownicy szkoły to mężczyźni.
Wdrapałem się na pierwsze piętro internatu i otworzyłem drzwi. Moje bagaże stały już w nogach łóżka i czekały na mnie od wczorajszego wieczoru. Pospiesznie się przebrałem i czekałem na Jamesa. Mój przyjaciel zatrzymał się na półpiętrze i gadał jeszcze z jakimś chłopakiem z ostatniej klasy. Prawdopodobnie chodziło o eliminacje do szkolnej drużyny polo. Jak na mój gust, ta dyscyplina sportowa była bez sensu. Już chyba football amerykański jest ciekawszy. Na moją opinię o polo wpływa również fakt, że trzeba jeździć na koniach, a ja mam do nich uraz. Gdy miałem sześć lat jeden prawie mnie stratował. Został oślepiony nagłą błyskawicą.
Wreszcie pojawił się James. Nie był jednak w tak dobrym nastroju jak po matematyce. Nie zagłębiałem się w temat, żeby go bardziej nie drażnić. Rozmowny też za bardzo nie byłem. W całym moim towarzystwie to Whitney miała gadane. Czasami przesadzała. Potrafiła odpyskować nawet nauczycielowi i nie zostać ukaraną. Ta dziewczyna miała cechy, które mi by się przydały. I niestety trochę mnie onieśmielała.
– Dobra, Wes. Spadamy stąd – James zaczął wiązać sznurowadła swoich butów. Ja osobiście wolę rzepy. – Mam dość tego instytutu i wszystkiego, co się z nim wiąże. Gotowy? – spojrzał na mnie i od razu uprzytomnił sobie bezsens tego pytania. – Jasne, że jesteś gotowy.
Gdy skończył się szykować wyszliśmy z pokoju. Ruszyliśmy razem do opiekuna internatu, by zostawić klucz. Chciałem jakoś poprawić Jamesowi nastrój, ale nie wiedziałem jak. Wolałem nie wspominać, że Whitney będzie u mnie, jak tylko przyjadę. Obu nam się podobała. Jednak obiecaliśmy sobie, że nasza przyjaźń będzie ważniejsza niż dziewczyny. Jak na razie szło nam całkiem dobrze. A sama Whitney nieświadomie nam pomagała. Po porostu miała chłopaka.
Przed szkołą czekał autobus, który zabierał na stację tych z nas, po których nie poprzyjeżdżali rodzice.
Zaliczało się do tej grupy ponad połowa uczniów. Zjeżdżali się tu z całej Anglii. W końcu była to jedna z lepszych szkół. Z mojej poprzedniej szkoły rodzice zabrali mnie po tym, jak spowodowałem spore zniszczenia. Oczywiście oni nie wiedzieli, że to moja zasługa. Nie miałem wtedy dobrego dnia. Podczas skakania przez skrzynię źle wylądowałem i zwichnąłem sobie kostkę. Nie mogłem udać się z Jimem na łyżwy. W nagłym przypływie złości, bezradności i bezsilności chciałem, żeby sala gimnastyczna zaczęła się palić, i żeby w wuefistki samochód trafił piorun. Ku memu przerażeniu spełniło się. Gdy ustalano przyczyny pożaru na sali, stwierdzono zwarcie w instalacji elektrycznej. A piorun trafiający w samochód wuefistki to nieszczęśliwy wpadek i chwilowa anomalia pogodowa.
– Bo zostaniesz myślicielem – James uśmiechnął się, gdy przechodziliśmy przez bramę szkoły. – A z tego, co wiem, to chyba nie jest dobrze płatna profesja. O ile w ogóle płacą.
– No, co ty nie powiesz – zacząłem wspinać się po schodach autobusu. – Może zostanę pierwszym w historii myślicielem, któremu będą płacić za myślenie?
– Już ja widzę, te twoje wypociny. Wolę tego nie dożyć – James szturchnął mnie lekko w ramię. – Wiesz stary, już nie mogę się doczekać, kiedy wpadniesz do mnie na wakacje i razem będziemy się szwendać po lesie. Może znajdziemy coś fajnego?
– Miejmy nadzieję – przytaknąłem. – Chciałbym spędzić te wakacje inaczej niż do tej pory. Tylko bez żadnych szczególnych przeżyć i przygód. To zdecydowanie nie dla mnie.
– Dla mnie też nie.
Zajęliśmy miejsca w samym końcu autobusu. Stąd zawsze jest dobry widok na cały pojazd i wszystkich uczniów. Cieszyłem się, że James zapomniał już o nieudanej rozmowie i był znów wesoły i towarzyski.
Na stację dojechaliśmy po półgodziny drogi. Zabraliśmy wszystkie swoje bagaże i ruszyliśmy na pociąg. Większość uczniów stała grupkami. Nie tak jak mieli pociąg, ale tak, jak trzymali się w szkole. Tylko ja i James staliśmy we dwójkę. Nie przeszkadzało mi to, choć podejrzewałem, że mój przyjaciel czasami wolałby spędzać czas w większym gronie. James mieszkał w wiosce Cheddar. A tam miał sporo kumpli z dzieciństwa. Byłem u niego rok temu na dwa tygodnie. I musze przyznać, że jego znajomi byli całkiem fajni. Moją mamę to zdziwiło, bo zazwyczaj unikam kontaktu z innymi. W dodatku we wszystkich grach i zabawach zespołowych przewodziłem. Ja, który nigdy nie posądzałby siebie samego o zdolności przywódcze. A jednak to była prawda i miałem tego świadomość.
– Ej, myśliciel? – James pstryknął mi przed oczami. – Jak masz ochotę sobie podumać, to dołączę do innej grupy i pogadam z ludźmi? To jak?
– Na wznak – wypaliłem. – O nasz pociąg – zaskoczony spojrzałem na zegarek. – Za szybko przyjechał.
– To szybciej dotrzesz do domu – James nie widział problemu w szybszym przyjeździe pociągu. A mnie coś tu nie pasowało. Lubiłem, gdy wszystko pozostawało bez zmian. Szło ustalonym rytmem. Każda zmiana przypominała mi to zdarzenie sprzed trzech lat.
Następne godziny spędziliśmy na graniu w statki, kółko i krzyżyk, mówienie wyrazu na ostatnią literę wcześniejszego. W „co to za piosenka” podarowaliśmy sobie, bo żaden z nas nie miał talentu wokalnego.
Podczas mojej pierwszej podróży wyobrażałem sobie, że jestem księciem jakiegoś kraju i jadę do magicznej kryjówki, by nikt mnie nie znalazł. Pozwoliłem sobie tylko raz, jeden jedyny raz na coś takiego. Moja wyobraźnia była za bujna. Jak zacząłem sobie coś wymyślać, to ciąg dalszy sam mi się nasuwał. Dlatego trzymałem ją w ryzach znając konsekwencje zbyt długiego myślenia o czymś.
Jako dziecko przez moją wyobraźnię spędziłem wiele bezsennych nocy, bojąc się, że to, co podsuwała mi wyobraźnia jest prawdziwe. Że jakiś potwór wyjdzie z szafy, spod łóżka, wskoczy przez okno lub wyłoni się z ciemnego kąta. A mimo to nie wołałem rodziców, by ze mną siedzieli. Nie miałem włączonej lampki. Bardzo nie lubiłem zwracać na siebie uwagi. Chciałem wtopić się w tłum i być niewidzialny. Niestety moje ADHD bardzo mi to utrudniało. Jedynie w towarzystwie Kevina Yorka zawsze udawało mi się to, co chciałem osiągnąć. Zresztą on sam zawsze miał szczęście. Sprzyjało mu lub po prostu miał fart.
– Co byś wolał? – James zaczął swoją ulubioną torturę dla mnie. Gra w „co byś wolał”. – A: być bohaterem i uratować świat? B: być bohaterem, ale o tym nie wiedzieć?
– Być bohaterem i tego nie wiedzieć – powiedziałem bez zastanowienia. Tym pytaniem James zawsze zaczynał tą zabawę. I za każdym razem słyszał tą samą odpowiedź. – Co byś wolał? A: żyć w świecie magii i czarów? B: mieszkać na Marsie?
– Mieszkać na Marsie. Co byś wolał? – James udawał, że się zamyśla, choć pytanie pewnie już dawno temu miał gotowe. – A: być królem i mieć górę kasy? B: być tak znany i lubiany, że wszystkie firmy samochodowe dawałyby ci w prezencie każdy najnowszy model, jaki wyprodukują?
– Być tak znany i lubiany, że wszystkie firmy samochodowe dawałyby mi w prezencie każdy najnowszy model, jaki wyprodukują.
Już do samego Londynu skazany byłem, na „Co byś wolał”. James nie miał litości, jeśli o to chodziło. Wczuwał się, aż za bardzo. Dlatego z ulgą powitałem stację. Zabraliśmy z Jamesem swoje bagaże i wysiedliśmy. Wiedziałem, że do domu trzeba dojechać taksówką, bo mama jak zawsze była w pracy, a Jim był w podróży służbowej. James zatrzymywał się u nas na jedną noc, by jutro z rana kontynuować drogę do Cheddar.
Mój dom mieścił się przy Baring Street. Był to budynek z czasów wiktoriańskich. Dom miał piętro i był całkiem duży. Na górze były trzy sypialnie i łazienka. Jedna moja, druga rodziców i jedna dla gości. Dół zawierał tradycyjnie salon, kuchnię, jadalnię i przedpokój. Na tyłach mięliśmy całkiem sporych rozmiarów ogród. Waśnie trwały pracę nad budową basenu.
Jak było ustalone powitała nas Whitney. Znów czułem się nieco skrępowany. Nie wiem, czemu tak na mnie działała. James zresztą też już taki hop do przodu nie był.
– Cześć chłopaki – powiedziała przyjaźnie. A mimo to wiedziałem, że jest zła. Uważała, że źle robię przenosząc się do Eton. – Rozgośćcie się i zapraszam do salonu. Przyda wam się trochę pożywić.
Wszedłem na piętro, a potem do swojego pokoju. Nie licząc kurzu, nic się w nim nie zmieniło od świąt Bożego Narodzenia. Lubiłem swój pokój, bo wszystko mnie w nim uspokajało. Nie wprowadzono żadnych zmian do chwili, gdy byłem dzieckiem. Tylko ściany były od czasu do czasu odnawiane. Wiadomo, z czasem tracą intensywność koloru.
Zostawiłem walizki przy biurku. Rozpakuję się potem. Odwiedziłem łazienkę, żeby się odświeżyć. Nie ma to jak w domu. Potem postanowiłem wyjść na chwilę do ogrodu, by zobaczyć jak idą prace nad basenem. Spojrzałem w niebo. Krążyły po nim ptaki. Nie przyglądałem im się za bardzo. Nie przepadam na zwierzętami.
– Wes! – krzyknęła Whitney, stając w drzwiach prowadzących do ogrodu. – Chodź do środka. Herbata już jest zaparzona.
Obróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Niespodziewanie mój instynkt samozachowawczy kazał mi uciekać. Normalnie unikam jakichkolwiek zatargów, kłótni z innymi. Z natury jestem samotnikiem. Zobaczyłem za sobą ptaki o szarych skrzydłach i dziobach lecące w moją stronę. A później wyrżnąłem w mur i ogarnęła mnie ciemność.
CDN
Wioska „Cheddar” xD
A i taki szczegół – polo jest bardzo drogim sportem (nie będę zanudzać dlaczego). Z tego winika, iż ta szkoła musi być bardzo bogata. Szczególnie z tego powodu, że potrzeba koni do te gry.
Osobiście wolę skoki (jak dla mnie są najfajniejszą rzeczą jaką może zrobić jeździec i jego koń ;).
Może i polo drogie, za to kolega Daniels faaaaajny Czekamy na c.d. z niecierpliwością
mój fan fick wymięka :((
muszę się wziąść do roboty
o jaaaaa… aż mi ciarki przeszły po plecach… ta scena z ptaszydłami jest jak z horroru. gratuluję ciekawej zmiany tonu akcji i czekam na kolejną część:-)
fakt, coś jest na rzeczy z tymi ptaszydłami z horroru… Kaiserin, powiesz nam, czy idziemy dobrym tropem?
PS. Perseuszu, bierz się do roboty, popieram
Fajowkie!
Bardzo mi się podobają przemyslenia Pana Myśliciela ^^
Dalej, dalej!
gromowłądny, on jest synem Zeusa? Kurde, ale to wciąga… adminie, co ty na to, żeby po wydaniu określnej ilosci opowiadań czytelników mógłyś stworzyś książkę z wszystkimi? Ja bym na pewno kupiła, lolz.
Książki nie można (prawo autorskie), ale możemy stworzyć ładny pakiet opowiadań w internecie. Każde zakończone opowiadanie zbierzemy w jeden plik i będzie można czytać jak zbiór opowiadań
tym bardziej musze skonczyć moje
świetne, aminie zrób te opowiadania, bo nie nadążam z innymi
To na 1oo procent syn Zeusa. Tyle, że za bardzo potężny jak na herosa. Może jest synem Zeusa i Ateny (nie lubi koni, z łatwością się uczy).
Najbardziej podobał mi się koniec, oczywiście . Ale dobrze, że powoli wprowadzasz czytelnika w świat Danielsa.
PS Mógłbyś/ mogłabyś podać jego pełne imię?