Część 1
Bree szła przez ciemny las. Nie wiedziała, gdzie jest. Widząc przed sobą dziwny domek z gałęzi, a obok niego niewielką świątynię, zatrzymała się.
Teraz zobaczyła, że stoi na szczycie wielkiej góry. W oddali przed sobą widziała również wierzchołki innych gór.
Nagle Bree zauważyła za sobą jakiś cień, który szybko się poruszał. Odwróciła się szybko. Nałożyła strzałę na łuk, który trzymała w ręce i próbowała zobaczyć nieznajomego.
Zawiał ostry i silny wiatr. Bree zachwiała się i straciła równowagę. Przed upadkiem zobaczyła jeszcze ciemną postać, która przypominała wyglądem satyra. Ta osoba była uwięziona w klatce. Bree straciła przytomność.
***
Bree gwałtownie się obudziła, cała zlana potem. Nad sobą zobaczyła znienawidzoną twarz. Jace.
– Spokojnie, siostruniu – uśmiechnął się zarozumiale. – Wiesz, jednak myliłem się co do twojego głosu. Całkiem nieźle niesie się po Obozie. Ale radzę ci, lepiej nie śpiewaj nad ranem swoich arii operowych, bo inaczej drzewo zamieni cię w jakieś zielsko. A nikt by tego nie chciał, prawda?
Bree szybko wstała z łóżka. Nie dość, że miała koszmary nocą, to za dnia jej żywym koszmarem był jej brat, Jace
– Wiesz co, lepiej załóż zbroję. Bo jak się za ciebie zabiorę, to nie obiecuję, że nie będzie bolało.
Starła mu ten jego wredny uśmieszek z twarzy. Tak jak zawsze, kiedy wspominała mu o ich pojedynku. Chłopak nie przepadał za tym wspomnieniem.
Bree z satysfakcją wzięła do ręki swoją torbę oraz kurtkę i wyszła z domku Apolla. Już jakiś czas temu wyprowadziła się z domku Hermesa, ale choć nie przepadała za tłokiem, to nie była pewna czy w domku Apolla jest lepiej.
W Obozie Herosów wschodziło słońce. Bree miała szczęście, ponieważ gdyby była jeszcze noc, to miałaby kiepski wybór: miła pogawędka z Jace’em albo z harpiami.
Chociaż było bardzo wcześnie, Bree spotkała kilku satyrów, którzy z wesołymi minami tańczyli kaczuszki jednocześnie trzymając w rękach kubki z kawą. Powinno ją to zdziwić, jednak Bree nie była zaskoczona. Wczoraj do Obozu wróciła jego „gwiazda” – Percy Jackson. Bree jeszcze go nie spotkała, ale krążyły pogłoski, że jego opiekun i przyjaciel – satyr Grover – podczas swojej misji usłyszał boga Pana właśnie wtedy, kiedy pił kawę. Od tego czasu wszyscy satyrowie pili kawę do oporu. Bree, patrząc na ich nienaturalnie szczęśliwe twarze, nie miała pewności, czy wyjdzie im to na dobre.
Dziewczyna skręciła w prawo, w stronę domków satyrów. Musiała porozmawiać z Nate’em, który był satyrem, a jednocześnie jej opiekunem i przyjacielem. Niepokoił ją jej koszmar.
Bree zapukała do drzwi jego domku. Myślała, że Nate będzie jeszcze spał, ale on otworzył jej drzwi bardzo szybko, na dodatek w pełni rozbudzony i z uśmiechem na twarzy. „Kawa” – pomyślała Bree.
Weszła za satyrem do środka i zaczęła opowiadać mu swój sen. Szczęśliwy wyraz jego twarzy został zastąpiony przez niepokój.
– Bree, myślę, że musimy iść z tym do Chejrona – odezwał się zdenerwowany, kiedy Bree skończyła swoją opowieść.
Kiedy dotarli do centaura, Bree opowiedziała swój sen jeszcze raz. Chejron zamyślił się.
– Bree… – odezwał się szczerze zdziwiony po chwili ciszy. – Bree, myślę, że właśnie znalazłaś Pana.
CDN
świetne. 😉
czekam na następną część.
wow..tego się nie spodziewała!
Super!
No, no! Kto mógł uwięźic boga? chyba tylko tytan…
Afrodyta mi ostatnio sugerowała, żebym napisał plotki o bogu Panie, bo nikt o nim nie pisze… A tu proszę, jest! Fantastycznie się zaczyna, czekam na ciąg dalszy. A kiedy Bree zemdleje? To było takie urocze
To jest po prostu świetne.! xD
Fajnackie ^^
tego się nie spodziewałem
fajny pomysł no i piszesz bez błędów
Zgadzam się z poprzednimi komentarzami
Przecudne!! Ale co z Groverem?? To on miał znaleźć Pana… 😀