W domu panowała straszliwa ciemność. Żaden z imprezowiczów nie zdawał sobie sprawy, że nastała już noc. Herosi rozbiegli się po domu w poszukiwaniu Vanessy.
Nigdzie nie mogli jej znaleźć, gdy w końcu wpadli na siebie w salonie Grover oświadczył:
– Nie jest dobrze, wyczuwam jakiegoś potwora.
– Ile razy mam powtarzać, że wiedziałam, że tak będzie – powiedziała Annabeth patrząc na chłopaków.
– Dobra, ochrzanisz nas później. Teraz skupmy się na szukaniu Vanessy – odparł Percy dobywając Orkana.
Nagle w domu rozległy się krzyki przerażenia, wszyscy ruszyli biegiem do drzwi taranujac herosów, którzy przepychali się w stronę basenu. Gdy w końcu dotarli na zewnątrz stanęli jak wryci. W basenie było coś na wygląd smoka, ale w przeciwieństwie do tego stwora nie pluło ogniem ale wodą z jadem, który roztapiał wszystko, czego dotknął.
– Gdzie ona jest!?!?! – z gardła stwora wydobył się skrzek.
– Hej przygłupie!!!!! – rozległo się dziewczęce wołanie. – To mnie szukasz, odczep się od innych!
Percy, Annabeth i Grover spojrzeli na przeciwległą stronę basenu i ujrzeli tam Vanesse machającą rekami do potwora. Bez namysłu ruszyli w jej kierunku, ale w tym momencie stwór zaatakował heroskę. Ness odskoczyła na bok, a żrący jad wylądował na grillu, który momentalnie się roztopił. Dziewczyna chciała wstać, ale podczas upadku mocno potłukła sobie kolano, co uniemożliwiło jej ruszenie się z miejsca.
– Teraz to by nam się przydała głowa Meduzy – powiedział Grover.
– O tak, teraz to baaardzo by się nam przydała – przytaknął mu Percy.
W końcu cała trójka dobiegła do Vanessy.
– Co wy tu jeszcze robicie, wiejcie stąd i to już! – chciała ich od siebie odepchnąć, ale było trzech na jednego.
– Spokojnie. Jesteśmy tacy jak ty… no może z wyjątkiem Grovera – powiedziała Ann.
– Co? Jak to tacy jak ja? Też jesteście pół bogami? – spojrzała na nich zdziwiona.
– Tak…ale odłożymy tę rozmowę na później, bo teraz mamy chyba towarzystwo – odezwał się Percy i pociągnął Vanessę za rękę, aby nie padł na nią jad.
– Dzięki – dziewczyna dźwignęła się na nogi.
– Percy, od czego ty tu jesteś, co? – zawołała Annabeth. – Patrz ile tu wody!
No tak, w końcu byli nad basenem. Jackson skupił się, a woda zaczęła oplatywać stwora, jednak okazał się on silniejszy niż by się wydawało i uwolnił się z wodnego sznura bez problemu, jednocześnie wyrzucając Percy’ego w powietrze na wysokość przynajmniej 50 metrów. Syn Posejdona zaczął spadać prosto do paszczy potwora.
– PERCY!!!!!! – krzyknęli jednocześnie Annabeth i Grover.
Heros zamknął oczy.
– Mam cię! – usłyszał nagle znajomy głos, poczuł szarpnięcie w prawej ręce i przestał spadać.
Percy otworzył jedno oko, spojrzał do góry i zobaczył chmarę brązowych włosów.
– Vanessa ty…
– …latam. Dokładnie – zaśmiała się dziewczyna.
***
Vanessa odstawiła Percy’ego obok przyjaciół, którzy obserwowali całe zajście z otwartymi ustami.
– D-d-d-dzięki – wyjąkał zszokowany Percy.
Van zaśmiała się na widok zdumionych herosów.
– Dajcie mi chwilkę – rzuciła i wzleciała w powietrze.
Potwór nie był zachwycony tym, że ktoś lata mu wokół głowy i okłada ze wszystkich stron. Z każdym jej uderzeniem był coraz bardziej osłabiony. Vanessa zamierzyła się na niego z całej siły i gdy już miała uderzyć potwór znikł równie niespodziewanie, jak się pojawił.
– Kurcze no! Czemu nigdy nie mogę dokończyć! – wkurzyła się ucieczką i wylądowała obok Grovera, Annabeth i Percy’ego.
– Żyjesz i jeszcze narzekasz? – odezwał się pierwszy Grover.
– Zawsze w najlepszych momentach uciekają – odpowiedziała.
Widząc wciąż niedowierzających Annabeth i Percy’ego postanowiła zaprosić ich do środka i dać coś do picia. Poszli do kuchni i usadowili się przy blacie. Van nalała im zimnej wody.
– Lepiej?
Pokiwali tylko głowami.
– Kim jesteście? – zapytała.
– Kim MY jesteśmy?? Co to miało być! – zbulwersowała się Annabeth.
– Ale co?
– To przy basenie! No bo nie powiesz mi, że hodujesz zmutowane glonojady!
– Ej nie drzyj się, spokojnie – uspokoił Ann Grover.
– To był tylko potwór, coraz częściej mnie odwiedzają, ale przynajmniej się nie nudzę, nie?- uśmiechnęła się.
– Kim ty właściwie jesteś? – oprzytomniał Percy.
– Vanessa Reed, córka Nike, bogini zwycięstwa – Van ukłoniła się teatralnie.
– Ty wiesz kim jesteś? Kurde, tego to jeszcze nie widziałem – podrapał się za rogiem Grover.
– A wy?
– My mamy cię sprowadzić do Obozu Herosów na Long Island – odparła już spokojna Annabeth.
– Nowy Jork uuuu… fajne imprezy tam są.
– Taaa a potwory jeszcze lepsze – powiedział pod nosem Perseusz.
– O super! Jestem córką bogini zwycięstwa, a jeszcze nigdy nie pokonałam do końca żadnego potwora. Ironia prawda?
– Nike powiadasz? A skąd te skrzydła? – zmierzyła ją wzrokiem córka Ateny.
– Moja matka jest przedstawiana jako kobieta ze skrzydłami i jakąś gałązką w ręku – wyjaśniła Vanessa.
Annabeth zastanowiła się chwilkę.
– No niby tak… – przyznała.
– Dobra, zwijajmy się stąd, ten ekhem glonojad, nie był przyjemny- wtrącił Grover.
CDN
Super…
Kiedy kolejne?
nie mogę się już doczekać…
Fajne, czekam na kolejne Biedna Vanessa, wszystkie potwory jej uciekają 😉 Nawet glonojady…
Coraz lepiej!
Boskie! Adminie, na jaki adres opowiadanka przysyłać?
Extra opowiadanie 😉 Czegoś takiego nie było, wiem kim jest i jeszcze żyje, ale z nią to co innego. Zawsze wygra, choć nie dokońca 😉
Czy ktoś wiedział, czyja była to córka, bo ja przedtem nie miałam bladego pojęcia ;). Vanessa ma naprawdę pecha, że nigdy nie mogła wykończyć żadnego potwora „do końca”.
WOW ! Ale fajny tekst ;D
Super 😉
Mam tylko nadzieję, że nie zostawicie tak Vanessy nieszczęśliwej, tylko w końcu dacie jej do wykończenia jakiegoś potworka xDD
Też chcę takiego glonojada!!!
Huehue
I kto by pomyślał, że to naszych herosów trzeba będzie ratować. To ci akcja ratunkowa XD