– Percy, Annabeth obudźcie się – szturchnął ich Grover.
– Jesteśmy? – zapytała wciąż zaspana Ann.
– To gdzie dokładnie jest ten nasz heros? – zapytał Percy przeciągając się.
– Najpierw musimy coś zjeść, na samą myśl o tortilli ślinka mi cieknie – zaprotestował satyr.
– Też bym coś wrzucił na ruszt – zgodził się Perseusz.
– Przegłosowane? – Annabeth westchnęła.
Jej towarzysze się zaśmiali i przybili piątkę. Grover zjechał do KFC na przedmieściach San Diego. Zaparkowali pod drzewem, aby samochód pozostał w cieniu.
– Jak tu gorąco! Z 40 stopni! – zaczął się żalić Percy
– Dziwisz się? To prawie Meksyk, do granicy jest rzut kamieniem – zaśmiała się z przyjaciela Annabeth.
– Mam nadzieję, że mają tam w środku klimatyzację – rozmarzył się Grover.
Ruszyli w stronę głównego wejścia. Gdy znaleźli się w środku przywitał ich przyjemny powiew zimnego powietrza płynącego z klimatyzatora. Swobodnym krokiem podeszli do lady i zaczęli przyglądać się menu. Po chwili każdy zamówił to, na co miał ochotę i poszli usiąść przy stoliku czekając na posiłek. Pomimo iż ruch w lokalu był spory, dosyć szybko zostali wywołani do odebrania zamówienia. W pomieszczeniu było tak niebiańsko chłodno, że postanowili zjeść na miejscu. Gdy już się posilili wyruszyli na poszukiwania herosa.
Grover był strasznie zadowolony z siebie, że postawił samochód w cieniu aby się nie nagrzał. Przez pół godziny uśmiech nie schodził mu z twarzy. A może to przez tortillę?
Mniejsza o to.
– Hej Grover, jak znajdziemy tego nowego? – zapytała Annabeth popijając w międzyczasie Pepsi z lodem.
– Eee… no wyczuję go – odparł satyr z niepewną miną.
– Tak po prostu? Wiesz, San Diego to wielkie miasto – Percy spojrzał na przyjaciela wnikliwie.
– Spoko dam sobie radę. Wystarczy, że poczuję choć trochę boskiej energii… reszta to pikuś – Grover pokiwał głową.
Herosi nic więcej nie powiedzieli. Ufali przyjacielowi w 100% i wierzyli, że znajdzie tego nowego. Jeździli po mieście kilka godzin, aż w końcu zatrzymali się na dużym parkingu przy barze koktajlowym rodem z lat pięćdziesiątych. Kelnerki podjeżdżały na wrotkach do okien samochodów dając klientom zamówione napoje.
– To będzie trudniejsze niż myślałem – westchnął Grover opierając się o maskę samochodu.
– Damy radę – Percy poklepał go po ramieniu. – Stary popraw czapkę, bo ci rogi widać.
Satyr szybko poprawił czapeczkę. Przyjaciele szczerze mu współczuli, że musi biedak nosić nakrycie głowy w taki upał. Nie wspominając o futrze, pokrywającym go od pasa w dół.
– Co teraz robimy? Nie możemy tu siedzieć cały czas – Annabeth spojrzała w bezchmurne niebo.
Nagle Grover wyprostował się i zaczął węszyć w powietrzu.
– Coś czuję, w tym barze – wskazał na budynek, przed którym stali.
– No to na co czekamy, chodźmy na koktajl – Percy uśmiechnął się i żwawym krokiem ruszył w stronę baru. Ann i Grover spojrzeli po sobie i ruszyli za nim. Weszli do środka i zajęli pierwsze lepsze miejsca przy barze. Po chwili zauważyła ich kelnerka. Zamówili po koktajlu i czekali na dalsze informacje od satyra. Grover rozglądał się po pomieszczeniu.
Jego wzrok utkwił na dziewczynie siedzącej przy barze z grupką znajomych. Miała brązowe, lekko falowane włosy mniej więcej do pasa, niebieskie oczy o przenikliwym spojrzeniu i śniadą karnację.
– To ona – Grover skinął głową w stronę nieznajomej.
– Dziewczyna?- skrzywił się Percy.
Annabeth walnęła go przez łeb.
– Masz z tym problem? – spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.
CDN
Supeeeeeeeeeeeer!!!!!!!
😉
czekam niecierpliwie na kolejną część a zdradzicie, jak ona ma na imię?
Tśś… adminie, sza! Dowiemy się w następnej części.
Jak zawsze super! Czekam na następne
Nie ma adminku…to taki suprajs 😛
Naprawdę fajne opowiadoanko 😉
extra! Piszcie następną część 😀
Ciekawe czyją córką jest ta heroska
NIe ma co, boskie opowiadanie ;D
Herosowoboskoextra!
Biedny Percy… Annabeth potrafi mocno trzepnąć w głowę