Do Obozu dotarli po kilkunastu dniach podróży. Marlon starał się zmylić potwory i ciągle zmieniał trasę i środki transportu, ale wydawało się to zbędnym zachodem, bo żaden potwór nawet nie zbliżył się do dziewczyny. To wydawało się bardziej niepokojące, niż gdyby goniło ich stado piekielnych ogarów. Jeszcze bardziej niepokojące było zachowanie satyra, który wraz ze zbliżaniem się do celu podróży coraz bardziej kluczył – tak jakby wcale nie chciał trafić na Wzgórze Herosów. I pewnie wędrowaliby tak jeszcze wiele dni, gdyby nie interwencja Chejrona, który wiedział, że Marlon prowadzi do obozu kolejne dziecko półkrwi i nie mógł się doczekać jego przybycia. Mijały jednak dni a satyr nie wracał, więc Chejron wysłał kilku herosów na poszukiwania. Zguby znalazły się prawie natychmiast. I jednocześnie objawiły się kłopoty.
Pierwszym „kłopotem” był satyr. Marlon był kompletnie ogłupiały, nie wiedział gdzie się znajduje i czego od niego chcą te dziwne dzieci w pomarańczowych koszulkach. Wyglądał na przerażonego, więc jeden z synów Apolla próbował go uspokoić grą na harfie, ale okazało się to średnim pomysłem – satyr rzucił się na młodego herosa i usiłował go przebić rogami. Normalnie chłopiec nie miałby żadnych szans w walce z dorosłym satyrem, nic się mu jednak strasznego nie stało, bo… Marlon nie miał już rogów. Spiłował je w czasie podróży – tak jakby próbował się upiększyć…
Drugi „kłopot” na widok bandy młodocianych herosów uciekł do lasu. Na szczęście obezwładnianie satyra wymagało zbiorowego wysiłku i zajęło dużo czasu, więc jedyną osobą, która pobiegła za Katariną, była Lily – jedna z córek Afrodyty. Dogonienie zmęczonej podróżą Kat nie stanowiło wielkiego wyzwania i dziewczyny stanęły w końcu twarzą w twarz, po czym Katarina dostała ataku histerii, bo zobaczyła w obliczu nieznajomej jakby swoje lustrzane odbicie.
Histeria histerią, ale Kat miała wręcz nieziemskie szczęście, bo akurat Lily widziała kiedyś Afrodytę w jej słynnej przepasce. I widziała, jak ten widok działał na mężczyzn. I w dodatku chwilę wcześniej zobaczyła kompletnie ogłupiałego satyra, który zachowywał się tak, jakby właśnie przeszkodzono mu w spotkaniu z boginią miłości. A teraz widziała dziewczynę półkrwi, która z pewnością była jej siostrą. Lily nie była przesadnie mądra, ale na magii miłosnej znała się jak nikt, zaś tutaj zobaczyła córkę Afrodyty, która sama w sobie miała identyczne właściwości, jak przepaska bogini. I Lily poczuła zazdrość.
Zazdrość bywa piekielną bronią, ale przynajmniej raz przysłużyła się słusznej sprawie. Lily kazała przyrodniej siostrze ukryć się w krzakach, sama zaś pognała co sił po Chejrona. Centaur wysłuchał uważnie relacji, po czym ogłosił alarm w obozie, jednocześnie wysyłając Lily na strych (tam, gdzie wyrocznia) po starożytną maskę obrzędową, która leżała wśród rupieci. (Chejron oczywiście wiedział, że użycie tej maski jest niebezpieczne, ale uznał, że nie ma innego wyjścia). Następnie zawiązał sobie oczy i poprosił Lily, aby zaprowadziła go do Kat. Maskę oczywiście wzięli ze sobą.
Nikt nie wie, o czym rozmawiał wiekowy centaur z córą Afrodyty. Nikt nie miał okazji im przeszkodzić, bowiem zaalarmowani obozowicze zebrali się posłusznie w centrum obozu i razem z Panem D. usiłowali ustalić, dlaczego Chejron wzniecił alarm. Rozmowa w lesie musiała być jednak burzliwa, bo stojąca na czatach Lily słyszała wściekłe krzyki siostry. Nie chciała się mała Kat pogodzić z losem. Oj nie chciała. Jednak tego samego dnia, podczas kolacji, Pan D. przedstawił wszystkim nową uczestniczkę obozu. Ale nie powiedział, że nowa jest córką Afrodyty. Powiedział za to, że panna Kat Butler jest bardzo chora i nie może nikomu pokazywać swojej oszpeconej chorobą twarzy. Katarina wstała bez słowa – na twarzy miała obrzędową maskę, wykonaną z jakiegoś dziwnego metalu.
I wtedy przez kantynę przebiegł szmer. Szmer zachwytu. Chejron złapał się za głowę – najwyraźniej maska tylko częściowo niwelowała niezwykły urok dziewczyny.
– Kłopoty – szepnął do Pana D. – Mamy bardzo poważne kłopoty.
Pan D. tylko prychnął; jego jedynym zmartwieniem był aktualnie brak wina do kolacji.
– No to zabierz ją stąd. Nad morzem jest domek tego Crusoe, któremu wydawało się, że jest na bezludnej wyspie i pożarły go nasze harpie. Tej tutaj harpie też przypilnują – Pan D. cmoknął z rozbawieniem. – Póki się nie zestarzeje – dorzucił jeszcze lekko.
Chejron ciężko westchnął. Następnego dnia Katarina zniknęła i nikomu nie udało się jej odnaleźć. A szukali wszyscy obozowicze płci męskiej…
CDN
Ło losie!!!!
Ale superowe!!!!
Dalej, alej, dalej proszę!!!!!
ciąg dalszy też fajny ale znalazłem 1 błąd Chejron nie mogł się chwycić za głowe bo jest centaurem
Dlaczego nie mógł? Przecież miał głowę…
Miał głowę, miał, ale centaur nie może raczej złapać się za głowę bo ma nogi, nie ma w postaci centaura rąk, nie?
A jednak… ręce też miał Centaur od pasa w górę ma tułów ludzki (więc m.in. ręce), a od pasa w dół korpus koński (cztery nogi i takie tam). Czyli ma się czym łapać za głowę
Widzę, że to nie „poważniejsze” fan fiction, tylko taka lekka opowiastka, opowiadanie, można by rzec. Może być, podoba mi się. Zastanawiam się tylko, kto jest autorem/autorką?
A centaur z pewnością może się złapać, jak sam Admin powiedział – od pasa w gorę tułów ludzki, od pasa w dół korpus koński. ^^
No właśnie…kto jest autorem???
GENIUSZ!
To jest świetne, a co do autora/ki to ma talent bez wątpienia
Jordin, po przeczytaniu Twojego komentarza urosłem z 5 centymetrów 😉 Dziękuję
Racja, racja. 😀 sorry za pomyłkę 😉
O czyli naszym szanownym Geniuszem jest nasz kochany admin ^^
No pogratulować talentu ^^
Tak, pogratulować 😉
może narysuję centaura
Ładne opowiadanie Adminie !
Zgadzam się z Roxy
Troche za krótkie