Ostatnia część. Mam nadzieje, że się spodoba. Z dedykacją dla Pomony i Niewidzialnej.
Dni mijały szybko. A każdy był niesamowity. Roza miała rację, łaciny nauczyłem się w 2 tygodnie. Nauka posługiwania się mieczem zajęła mi trochę dłużej, ale i tak każdego dnia odliczałem minuty do treningu. Z dnia na dzień byłem coraz lepszy. Jednak nigdy nie udało mi się pokonać Rozy. Chyba nie ma takiej osoby która by to potrafiła. Nikt nie zorientował się co robie przez 4 godziny po szkole. Mama bardzo łatwo łyknęła wymówkę o korepetycjach, zwłaszcza, że dzięki Rozie moje oceny znacznie poszły w górę. Każdego dnia pytam dziewczyny kiedy będę mógł pojechać do Obozu Jupiter jednak zawsze mówiła, że jeszcze nie teraz. Spotykaliśmy potwory 3-4 razy w tygodniu. Roza mówiła, że to rzadko, ale ja nie byłem tego taki pewien. Na początku tylko ona z nimi walczyła (była niesamowita, i to musiałem przyznać), ale po kilku tygodniach pozwoliła mi sobie pomóc. Jest 3 grudnia. Dziś minęły dokładnie 3 miesiące odkąd spotkałem Roze.
Właśnie wychodziłem ze szkoły. Wtedy, jak zwykle dołączyła do mnie Roza i razem ruszyliśmy w stronę magazynu. Jednak zanim przekroczyliśmy próg budynku dziewczyna zatrzymała się. Zrobiłem to samo.
-Andrue. Już czas.- Powiedziała to ze śmiertelną powagą.- Dzisiaj pojedziemy do Obozu Jupiter.
Nie wiedziałem jak mam wyrazić moją radość. Więc po prostu uśmiechnąłem się. Tyle na to czekałem. Na ten moment. Wreszcie moje mażenie się spełni. Wreszcie Roza uznała że jestem gotów żyć wśród innych herosów
-Ale musimy się pośpieszyć. Jedziemy teraz. Zaraz. Musimy tam się dostać jak najszybciej, najlepiej jeszcze dziś. Nie bież ze sobą nic oprócz broni.
Skinąłem głową.
-Ale jak my się tam dostaniemy? I gdzie w ogóle jest Obóz Jupiter?
-W Kalifornii. W Berkeley.
-Gdzie?- Krzyknąłem przerażony.- Przecież to prawie 3 000 mil. Samochodem dotrzemy tam za jakieś 2 dni. A samolot… ja nawet nie mam pieniędzy na samolot.
Roza nie okazywała żadnych emocji. Była spokojna i opanowana. Po chwili powiedziała.
-A co zrobisz jeśli ci powiem, że znam sposób aby dostać się tam w ułamek sekundy i to kompletnie za darmo.
-Nie uwierzę ci.- Odpowiedziałem tym razem spokojnie.
Roza uśmiechnęła się tajemniczo i odpowiedziała chwytając mnie za rękę.
-No to w takim razie patrz, maleńki, i ucz się.
Roza pociągnęła mnie w stronę ściany. Pomyślałem, że zaraz się z nią zderzymy, kiedy wpadliśmy w cień. Momentalnie zrobiło się potwornie zimno i ciemno. Cały czas czułem jak po plecach przebiegają mi dreszcze. Co chwila słyszałem jakiś dziwny dźwięk. Przemieszczaliśmy się tak szybko, że miałem wrażenie, jakby skóra złaziła mi z twarzy. W jednej chwili przestałem cokolwiek widzieć. Czułem tylko silny uścisk Rozy na przedramieniu. Sceneria momentalnie się zmieniła. Staliśmy na pasie zieleni po środku autostrady. Wokół jeździły samochody. Była noc, więc pewnie nikt nawet nie zauważył tego, że pojawiliśmy się znikąd. Naprzeciwko nas w zboczu wzgórza mieściły się drzwi. Obok nich siedział jakiś chłopak, chyba spał. Spojrzałem na Roze. Zachwiała się lekko.
-Nic ci nie jest?- Spytałem zatroskany.
Zamknęła oczy i wypuściła powoli powietrze.
-Nie. Wszystko w porządku.- Odwróciła głowę w moją stronę.- Jak podobała ci się podróż cieniem?
-Cieniem?- Spytałem.
-Tak. Cieniem. Każde dziecko Plutona to potrafi.- Odpowiedziała idąc w stronę drzwi. Ruszyłem za nią. Byłem podekscytowany, trochę zdenerwowany.
Dziewczyna przeszła obok chłopaka, miał na sobie zbroje, a w ręku miecz, i otworzyła drzwi. Skrzypnęły głośno, ale strażnik się nie obudził. Weszliśmy do środka. Na końcu długiego tunelu widoczne było światło. Szliśmy kilka minut. W końcu naszym oczom ukazał się polana otoczona wąską rzeczką wychodzącą z jeziora które teraz pokrywały lód. Wszędzie były ruiny budynków. Trudno powiedzieć o nich cokolwiek, były naprawdę bardzo zniszczone. Jeden albo dwa z nich były chyba remontowane, bo wokół nich rozłożone były rusztowania. Kilka namiotów i ognisk. I tyle jeśli chodzi o wielki Obóz Jupiter. Na pierwszy rzut oka można się domyślić, że sprawy tu nie mają się za dobrze.
Spojrzałem na Roze. Ona rozglądała się dookoła z kamienną twarzą. Ruszyła w stronę rzeki. Dziewczyna weszła na lud i kilkoma krokami pokonała wąską rzeczkę. Pokonałem szybko dzielącą mnie odległość od lodu i wszedłem ostrożnie na niego. Niepewnie przeszedłem na drugi brzeg i dołączyłem do dziewczyny która cały czas szła przed siebie. Płatki śniegu wirowały wokół nas w anielskim tańcu. Szliśmy obok siebie przez chwilę w milczeniu. W końcu jednak ciekawość wzięła nad sobą górę.
-Gdzie idziemy?- Spytałem.
-Do pretora. Musi się dowiedzieć o naszym przybyciu jako pierwszy i muszę z nim porozmawiać.
Po kilku minutach doszliśmy do jedynego nie zniszczonego budynku. Nie był duży. Wyglądał trochę jak staroświecki bank. Nad drzwiami wisiał wielki purpurowy sztandar z wyhaftowanymi złotymi nićmi literami SPQR otoczonymi laurowym wieńcem.
-Zostań tu.- Roza nie odwracając się w moją stronę rzuciła wchodząc do środka.
Po chwili usłyszałem głosy dobiegające z wnętrza budynku. Pewnie nawet nie wiedzieli, że słyszę ich każde słowo.
-Co ty tu robisz?- Warknął jakiś chłopak, zapewne pretor.
-To tak się wita z dawną przyjaciółką? Nie kłam że za mną nie tęskniłeś.- Wymruczała zalotnie Roza.
-Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi.- Po chwili dodał.- Gdzie byłaś przez te 2 lata?
-Dobrze wiesz po co uciekłam.
-Chyba sobie żartujesz. Myślisz, że pozwolę aby ten chłoptaś którego ze sobą przywlokłaś do nas dołączył.
Zabolało.
-A co z nim według ciebie jest nie tak?
-To Graecus!- Krzyknął chłopak.
-Oczywiście, że to Graecus.- Potwierdziła Roza.
Ja?
Grekiem?
Nie, to nie możliwe. Jestem rzymskim półbogiem. Czy oby na pewno? Z ich słów jasno wynika, że jestem grekiem. Ale dlaczego Roza mnie okłamała? Moje gardło ścisną żal i złość. Nie byłem zły na Roze, tylko na siebie, że tak ślepo tak wierzyłem w każde wypowiedziane przez nią słowo. Nie wiedziałem co mam myśleć. Czy się cieszyć czy wręcz przeciwnie. Czy powinienem się tym przejąć? Moje rozmyślania przerwał krzyk chłopaka.
-Nie pozwolę aby ktoś taki wstąpił do naszych szeregów.
-Nie widzisz co się dzieje, Greay?!- Teraz i Roza zaczęła krzyczeć.- Obóz Jupiter jest u kresu istnienia. Potrzebujemy pomocy. Każdej. Spędziłam w świecie zwykłych śmiertelników 2 lata, a spotkałam tylko jednego herosa. Jego. Prawdopodobnie ostatniego żyjącego greka.
-To właśnie przez nich obóz jest teraz w takim stanie. Zabierz go stąd. Nie chce go więcej widzieć, bo następnym razem mogę już nie być taki miły.
-I co zamierzasz zrobić? Skazać go na śmierć wypędzając z obozu?
-Na pewno nie jest jedynym żyjącym Graecusem. Na pewno ktoś z tych zdrajców mu pomoże.
-Chyba sam w to nie wierzysz.- Prychnęła Roza, a po chwili dodała.- Potrzebujemy jego pomocy. Ilu herosów jest w obozie? 10? 15? Na pewno nie więcej.
-No właśnie, jest nas nie wielu. Dlatego nie mogę pozwolić sobie na ryzyko, że przez niego znowu spotka nas taka strata. Zapomniałaś już co się zdarzyło gdy do naszych szeregów pierwszy raz wstąpił grek?- Roza milczała.- Percy Jackson ściągną na nas tą tragedie. To przez niego w wojnie gigantów brali udział rzymianie. To przez niego Obóz Herosów został zrównany z ziemią, a historia lubi się powtarzać. Nie popełnię tego samego błędu co Rayna.
-On nawet nie wie, że jest grekiem. I tak może pozostać.
Greay przez chwilę milczał. Po chwili powiedziała już spokojnym tonem.
-Nie ściągnę na naszych braci takiej tragedii po raz kolejny. Ponieważ, tym razem wyginęliby również rzymscy półbogowie.
-Daj mu szanse.
Greay milczał. Wydawało mi się, że ta cisza trwa całą wieczność. W końcu usłyszałem jak ktoś podchodzi do drzwi. Roza otworzyła je z impetem, dziwie się, że nie wyleciały z zawiasów. Na jej porcelanowej buźce pojawił się grymas wściekłości. Marszczyła brwi i ściskała ręce w pięść.
-Co za tchórzliwy kretyn.- Wysyczała przez zaciśnięte zęby zbiegając po schodkach.
Ruszyłem kilka kroków za nią. Byłem tak samo wściekły jak ona. Nagle usłyszałem za sobą głos pretora.
-Nie narażę rzymian po raz kolejny na niebezpieczeństwo.- Krzyknął.
Odwróciłem się, a on uniósł łuk. Naciągną cięciwę.
-Nie!- usłyszałem przerażony krzyk Rozy.
Wypuścił strzałę. Nie chybił. Poczułem jak ból przeszywa całe moje ciało. Upadłem na ziemie. Kątem oka zauważyłem jak moja krew barwi śnieg na czerwono. Zamknąłem oczy. Zaczęło mi brakować tchu. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem. Nic nie słyszałem, ani nie widziałem. Czułem jedynie ból i zimno śniegu otaczającego moje ciało. Mój oddech zwolnił. Ból był coraz silniejszy. Stawał się nie do zniesienia. Wciągnąłem powietrze z głośnym świstem. Otworzyłem powoli oczy. Widziałem niebo z którego sypał się biały puch. Resztkami sił odwróciłem głowę. Widziałem jak Roza walczy z Greaem swoim czarnym jak noc mieczem. Widziałem złość i smutek na jej twarzy. Moje serce ścisną żal. Czy nigdy już jej nie zobaczę? Wciągnąłem jeszcze raz powietrze. Tym razem całe moje ciało przeszedł paraliżujący ból. Stawał się coraz silniejszy. Myślałem że zaraz rozerwie mnie na strzępy. Słyszałem jak moje serce zwalnia. Biło coraz słabiej i coraz rzadziej. Moje powieki powoli opadły. Czułem jak na moją twarz opadają zimne płatki śniegu. Ludzie mieli rację myśląc że tuż przed śmiercią przelatuje ci przed oczami całe życie. Tylko, że moje życie zaczęło się dopiero w chwili poznania Rozy. Pozwoliłem by ciemność i ból mnie pochłonęły.
Nagle ból ustał. Otworzyłem oczy. Wstałem bez najmniejszego problemu i rozejrzałem się dookoła. Miejsce w którym się znajdowałem przypominało jaskinię. Płynęła przez nią rzeka. Jej woda była czarna i pływały w niej różne przedmioty. Połamane zabawki, podarte dyplomy, spłowiałe suknie studniówkowe. Na wodzie unosiła się łódka. Wyglądała jakby w każdej chwili mogła się rozlecieć. Mój wzrok zatrzymał się na stojącym w niej starcu. Był zgarbiony, bardzo pomarszczony i ubrany w stare podarte ubrania. W ręku trzymał tłuk. Męszczyzna uśmiechnął się do mnie krzywo.
-Witamy w Hadesie.- Powiedział.
O mój boże. boskie !!!! Czemu go zabito???
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee :< Dobiłaś! I jak ja się teraz pójdę uczyć z taaaakim dołem?! :<
Już wiem, co za badziew napiszę. Coś dołującego. Bo przez Was płaczę!
Mnie też zebrało się na płacz, gdy on umarł! ;”( I też chyba nie napiszę nic wesołego ;(
;( eeh to bardzo dołujące i inspirujące
przez ciebie chce coś właśnie takiego napisac właśnie teraz !
myśle ,że mimo ostatniej tgo cześci bede to czytac po kilka razy
dzikuje ci bardzo za dedyche 😉
Przecież Rzymianie lubili Percy’ego!
To nie może być koniec opowiadania, ale co ty zrobisz z martwym bohaterem? Strasznie mnie to ciekawi…
Ja mu, ku***, dam! Do Greków się strzelać tępemu ch***wi zachciało! Jak ja go, ku***, strzelę, to ON do Hadesu odleci!!!
Bardzo dziękuje za komentarze. Cieszę się, że wam się podobało. Fakt, zakończenie nie jest zbyt optymistyczne ale o to mi chodziło.
Jeszcze raz podkreślę, że to była OSTATNIA część, chociaż… może… Roza wyszkoli jeszcze jakiegoś półboga. No, nie wiem, nie wiem. Zobaczymy. Jeszcze raz dziękuje. 😀
UUUUUUUUUuuuuuuuuu… Jeszcze zniosłam, gdy mówił, że Reyna i Percy byli głupi, ale gdy zabił OSTATNIEGO GREKA to przegiął. Dawaj jego dane i ja mu zaraz tak…. Może jednak się uspokoję? Ok…. Wdech, wydech…
Opowiadanie jest superaśne i nie moge uwierzyć, ze to już koniec. JAK MOGŁAŚ ZABIĆ GREKÓW? TRZEBA BYŁO WYTĘPIĆ RZYMIANÓW!