Opowiadanie z dedykacją dla Luny Tenebris, za opowiadanie „Rzymsko-Greckie Rodzeństwo”.
Minął tydzień od kiedy Idalia siedziała na plaży z Albertem i opowiadała mu łzawą historie swojego nędznego życia. Nie kłóciła się już z nim, ale nie rozmawiali zbyt często. Chłopak starał się jej unikać. Nie winiła go za to.
Jak codziennie wieczorem córka Aresa biegła przez las. Była w nim tysiące razy w ciągu szesnastu lat. Gdyby była to normalna puszcza Idalia znałaby tam każde drzewo i wszystkie nimfy. Jednak, że bór był magiczny można tam było się łatwo zgubić lub spotkać kilka potworów. Tego dnia jednak dziewczyna zauważyła znane sobie drzewa. Już kiedyś była w tej części lasu, ale nie mogła sobie przypomnieć kiedy.
Co jakiś czas widziała driady, które chwilę zrównywały się z nią w truchcie, po czym ze śmiechem oddalały się. Nie dało się ich dogonić, więc pewnie czuły się urażone, że ktoś biega po ich terytorium. Niektóre zapewne znały Idalię. Wiele z nich często przychodziło bliżej Obozu. Czasem pomagały w lecznicy, przygotowywały posiłki lub ścigały się z satyrami, którzy mimo wielu porażek, nadal myśleli, ze są w stanie je złapać. Driady były zawsze bardzo piękne. Co prawda zielona skóra może wydawać się nie za ładnym widokiem, jednak one wyglądały cudownie. Ich bujne, brązowe jak kora, włosy ozdobione kwiatami sprawiały, że wyglądały jak boginie. Ubrane zazwyczaj były w sukienki w tajemniczy sposób uszyte z płatków kwiatów, tworząc malownicze wzory.
Idalia rozmyślała właśnie nad tym czy jej koleżanka-driada Pokrzywa zdradzi jej sekret tworzenia jej kreacji, gdy zza jednego z drzew wyszedł wysoki chłopak z podbitym okiem. Idalia wiedziała, że nie uniknie spotkania z Robertem. Miała jednak nadzieje, że odbędzie się to przy świadkach i za parę tygodni. Ewentualnie kilka lat.
Ale to on jakimś cudem znalazł ja w tym olbrzymim lesie.
- Poznajesz? – spytał pokazując na wszystko dookoła. – Tutaj uderzyłaś mnie w nos, gdy cię przepraszałem.
Wtedy córka Aresa rozejrzała się uważniej, dostrzegając wszystko co widziała biegnąc z płaczem przez gąszcz drzew i krzewów. Pamiętała ukłucie w sercu, jakie jej towarzyszyło. Robert wykorzystał chwile jej nieuwagi i zbliżył się. Dziewczyna oparła się plecami o olbrzymi dąb i szybko stwierdziła, że droga ucieczki jest zablokowana, przez ramiona syna Zeusa. W jej oczach pojawił się strach. Na arenie zaskoczyła go uderzeniem w twarz. Ale to on był ten większy i silniejszy. Co z tego, że trenowała przez tyle lat? On mógł ja bez problemu pokonać w walce. Mógł wykorzystać fakt, że kiedyś go kochała. I że nadal go kocha. Przełknęła ślinę.
- Ida, daj mi to w końcu wyjaśnić. – zaczął a widząc jej zdenerwowanie dodał – Tym razem nie dam ci uciec.
- Co chcesz wyjaśnić? Dość widziałam. – Spartanka starała się by jej głos brzmiał twardo i pewnie.
- Ile mam ci powtarzać, że to był jeden jedyny raz. W dodatku chodziło…. o zakład, który przegrałem. – szepnął i spuścił głowę speszony.
- Próbujesz mi wmówić, że cierpiałam przez zwykły przegrany zakład?! Nie pomyślałeś, żeby zacząć od tego swoje wyjaśnienia, a nie znikać na dwa lata?! – krzyknęła. – W dodatku nie wierze ci! To nie mógł być tylko zakład!
To było absurdalne! Jak on mógł myśleć, ze znów uwierzy w jego kłamstwa?! Może i coś do niego czuła, ale nauczyła się, żeby nie wierzyć w każde jego słowo. Próbowała się mu wyrwać, jednak przycisnął ją mocniej do drzewa i pocałował. Serce dziewczyny zaczęło skakać i wykonywać różne akrobacje. Dobrze, że Robert mocno ja trzymał, bo nawet nie zauważył, że kolana się pod nią ugięły. Gdy syn Zeusa odsunął się Idalia ledwo się trzymała. Popatrzyła na niego z udawana złością. Nie mogła mu ufać, a jednak ten pocałunek zburzył słabe mury, które udało jej się zbudować w przeciągu dwóch lat. Znów poczuła miłość do tego zdrajcy, mimo, że rozum wyraźnie przypominał o jego zdradzie, która nadal bolała. Nie miała pojęcia co czuje do tego chłopaka.
Rozejrzała się. Robert zniknął. W miejscu w którym stał pojawiła się róża. Uśmiechnęła się i usiadła na ziemi. Wzięła kwiat do rak i oparła się o drzewa. Dokładnie w tym miejscu płakała dwa lata wcześniej. Poczuła chłód i spojrzała na niebo. Zbierało się na burzę. Na Obozie Herosów zła pogoda należała do rzadkości. Zwykle deszcz powodował bardzo zły nastrój dyrektora, Pana D. lub gniew innych bogów. Pierwsza kropla spadła na policzek dziewczyny, wyglądając jak łza. Jednak Idalia miała już dość ciągłego użalania się nad sobą. Miała wygrać Igrzyska. I tylko to się dla niej liczyło. Cóż, była ona w końcu wychowywana tylko do walki i rywalizacji.
Po kilku minutach zagrzmiało. A więc to Zeus był w złym humorze. Ciekawe co takiego się stało. Gdy dziewczyna całkiem przemokła postanowiła wrócić na Obóz. Przy takiej pogodzie raczej nie poćwiczy. A gdy Zeus miał humory, deszcz mógł padać nawet kilka dni.
Im bliżej Idalia była swojego domku, tym szybciej kwiat usychał. Gdy stanęła przed drzwiami róża zniknęła.
- Czego dziś słucha me zacne rodzeństwo?! – weszła do środka, starając się przekrzyczeć hałas.
Jednak wszyscy byli tak zasłuchani w muzykę, ze nawet jej nie zauważyli. Westchnęła i odszukała wzrokiem Leę. Siedziała na ziemi i patrzyła przez okno. Na widok zbliżającej się do niej siostry szeroko się uśmiechnęła.
- Ida! Felix nauczył mnie pchnięć sztyletem! – pisnęła wniebowzięta. – Jutro go pokonam! Na pewno.
- Mała, oczywiście że ci się uda. – Idalia zmierzwiła dziewczynce włosy.
- Dlaczego wy musicie mnie tak wkurzać?! – krzyknęła i odepchnęła Spartankę.
- Dobrze, już dobrze. Tylko mnie nie bij. – uśmiechnęła się.
Do grupowej podszedł Robin, najstarszy z dzieci Aresa. Jak większość dzieci tego boga, miał rude włosy i bardzo ciemne oczy. Był chyba najgłupszą osobą z jaką Idalia kiedykolwiek rozmawiała, ale czasem udawało się przeprowadzić z nim normalną konwersacje. Zwykle to on reprezentował domek Aresa, gdy Spartanki nie można było nigdzie znaleźć. Był tak jakby zastępcą.
- Wiesz, że pada?
- Zauważyłam. Jestem cała mokra nie widzisz? – córka Aresa wykręciła wodę z włosów.
- Jak myślisz co się mogło stać?
- Zapewne któryś „z góry” wpadł w furię. Powód jest mi póki co nieznany, ale myślę, ze możemy się tego niedługo dowiedzieć. – stwierdziła. – I boję się, ze to nie będzie nic przyjemnego.
- Na przykład? – uniósł brwi.
- No nie wiem. Może Zeus znów zdradził Herę, a ta się wkurzyła? Może Atena znów pobiła się z Posejdonem? – Spartanka podczas całej swojej wypowiedzi dużo gestykulowała dłońmi. – Zapamiętaj jedno, Robin, deszcze w Obozie Herosów nie przynoszą nic dobrego, jasne?
Chłopak przez chwilę kiwał głowa myśląc nad słowami grupowej po czym z głupkowatym wyrazem twarzy odszedł do grupki napakowanych braci. Idalia odwróciła się w kierunku Lei i ze zdziwieniem spostrzegła, że już jej tam nie ma. Rozejrzała się, ale dziewczynki nigdzie nie było. Zmarszczyła brwi i wyjrzała przez okno. Na polu pojawiła się gęsta mgła, przez co córka Aresa nie mogła wiele zobaczyć.
- Wie ktoś gdzie poszła Lea? – starała się przekrzyczeć rozmowy i głośną muzykę, ale na nic się to zdało.
Powoli zaczęła się bać, ze jej siostrzyczce coś się mogło stać. Wybiegła przez domek. Zaczęła wołać dziewczynkę po imieniu, cały czas nie przerywając biegu. Minuta po minucie ogarniała ja coraz większa panika. Mgła gęstniała i Idalia nie widziała już nic. Przystanęła i spojrzała do tyłu. Nie było tam domku Aresa. Mogła być gdziekolwiek. Straciła orientacje w terenie. Usłyszała grzmot.
Stała ubrana białe prześcieradło, które nosili starożytni Grecy. Obok niej stał mężczyzna ubrany w podobną szatę. Włosy miał czarne, ucięte na rekruta, a w oczach błyszczał ogień. Idalia wiedziała kto to był. Ares – jej ojciec. Herosi wybrani do udziału w Igrzyskach stali koło swoich boskich rodziców ubrani na biało. Idalia i Ares szli w tym szeregu jako piąci, gdyż obozowicze byli ustawieni wiekowo. Przed sobą Spartanka zobaczyła Alberta z Zeusem. Odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął za co zganił go król bogów. Dziewczyna potknęła się, a Ares spojrzał na nią karcąco. W jego oczach widziała zawód. Bóg wojny wstydził się za swoją córkę. Czuła, że przynosi mu ogromny wstyd, mimo, że nic nie zrobiła. To tylko potkniecie.
- Moja córka nie powinna płakać, ani użalać nad swoim życiem. Zabij obydwóch synów Zeusa i pokaż, że jesteś silna!
Zadrżała. Zabić kogoś kogo mogła uważać za przyjaciela i chłopaka, którego kochała, mimo, ze ja zdradził?
- Ale tato. Teraz jest pokój. A w dodatku nie mogę tego zrobić.
- Przecież ich nie lubisz. – warknął i podał jej sztylet. – No już. Wbij mu go w plecy.
Wskazywał głowa Alberta, który był przed nimi. Idalia z przerażeniem spojrzała w oczy ojca, ale ujrzała tam tylko zimne płomienie, który nie wyrażały żadnych uczuć. Ojciec jej nienawidził. Nie obchodziła go. Musiał być z niej dumny. Zamachnęła się. Sztylet wbił się w plecy syna Zeusa. Nawet nie krzyknął.
- NIEEEEEEEEEEEEEE!!! – ryknęła.
Podniosła się z ziemi i rozejrzała. Mgła zniknęła, ale deszcz nadal ciął niemiłosiernie. Albert klęczał obok niej i odgarniał z czoła jej mokre, brązowe włosy, sięgające pasa. Wzdrygnął się, gdy krzyknęła.
- Co się stało? – spytał patrząc w jej zielone oczy.
- Nie wiem. – przyznała. – Szukałam Lei…
- Widziałem ją jak szła do Domku Hermesa. Pewnie chciała poszukać Felixa.
Idalia odetchnęła i położyła się na ziemi. Leżała w błocie, ale nie przeszkadzało jej to. Przypomniała sobie swój sen i oczy ojca bez wyrazu. Spojrzała na Alberta szukając jakichkolwiek obrażeń.
To tylko sen… – pomyślała.
Syn Zeusa wstał i wyciągnął do niej rękę. Niechętnie ruszyła się z ziemi. Czuła okropny ból w głowie. W uszach jej dzwoniło. Zachwiała się, ale Albert ją przytrzymał.
- Dostałaś piorunem. – chłopak popatrzył na zachmurzone niebo.
Ona również uniosła wzrok i nieufnie przyglądała się każdej chmurze. Coś było nie tak i widocznie nie tylko ona to zauważyła. Zeus często wpadał w złość, ale jeszcze nigdy w ciągu takiego napadu nie trafił piorunem kogoś na którego był skierowany jego gniew. A Idalia nie miała pojęcia czym mogła się narazić panu niebios.
- Zaprowadzić cię do Wielkiego Domu?
- Nie… Chyba wrócę do domku. Lepiej nie wspominaj o tym piorunie nikomu.
Kiwnął głową, mimo, że nic nie rozumiał. Nie wymagała tego od niego. Nie był wcale tak długo w Obozie. Każdy poszedł w inną stronę. Córka Aresa wciąż rozmyślała nad tym dlaczego Zeus poraził ją swoją straszliwą bronią. To był znak. Zły znak.
Suuuuuuuuuuuuuuuuper ! kolejna część jeszcze lepsza
Nie zrzynasz może z Igrzysk Śmierci?
Hahahahahah, ciekawe pytanie. Otóż Igrzysk Śmierci nie oglądałam, ani nie czytałam. Chciałam, ale w bibliotece ciągle mi ktoś brał ;/
Super Ten Robert to dupek przez duże D :<
I dziękuję za dedykacje ^^
Świetne! Rewelacyjnie piszesz, wszystkie sceny miałam dosłownie przed oczami. No i genialna fabuła! Nie mogę się doczekać CD!
Przestań dobrze pisać ,bo jeszcze będę z Ciebie dumna
Przerażasz mnie, siostrzyczko… Nie walnęłaś się przypadkiem w główkę?
Powtórzenia są, ale… WALIĆ TO! Olać też fakt, iż oberwania ulubioną bronią Zeuska praktycznie nie da się przeżyć! Opowiadanie WYMIATA!!!
Jesteś świetna! Ares to bezduszny drań i trep płytko bieżnikowy! Czekam na cd 😀