Krótkie, jednopartowe opowiadanie które poświęciłam Lunie Tenebris, bohaterce mojego bloga od której zapożyczyłam sobie nazwę Zapraszam ^^
Królestwo mego Ojca rządzi się własnymi prawami. Inni bogowie, nawet Zeus, nie mają w nim władzy. Wszystko dzieje się według swojego, indywidualnego rytmu. Nie ma dnia i nocy, żyje się inny trybem, czas wydaje się nie istnieć. Nie ma słońca, głównym i praktycznie jedynym źródłem światła, jest ogień.
– TENEBRIS! – a tak, największą specyficznością świata Podziemi jest… Persefona. Na Tartar, jak ja nienawidzę tej kobiety! Ma te swoje kwiatuszki i inne dziwactwa a mimo to, non stop uprzykrza mi życie. Kiedy postanowiłam pomieszkać u Ojca przez jakiś czas, Nico, mój przyrodni brat, ostrzegał, że macocha nie da mi spokoju. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż taka denerwująca. – IDZIESZ W KOŃCU?! – krzyknęła. Gdybym mogła, chętnie bym ją zamordowała. Niestety nie mogę. Po pierwsze, jest nieśmiertelna. Po drugie, Piekło jest tylko jedno i raczej niewiele by mi to dało.
– IDĘ WIEDŹMO – warknęłam i z ociąganiem opuściłam pokój. Po drodze złapałam z szafki szczotkę do włosów. Dopiero co wstałam i byłam w okropnym nie ładzie. Pomijam fakt, że wciąż byłam ubrana w szarą pidżamę z napisem „od jutra będę grzeczna” a na nogach miałam kapcie w kształcie króliczków z zębami wampira.
– Ubrałabyś się – mruknęła Persefona gdy znalazłam się w jej ogrodzie. Przewróciłam oczami i wzięłam się za rozczesywanie włosów. Zaczęłam dochodzić do wniosku, że powinnam je przefarbować. Nie żeby biały kolor mi przeszkadzał, ale psuł mi image. Może powinnam pomyśleć też o soczewkach do oczu? Czerwone wyszły z mody jakieś dziesięć las wstecz… A tak, o czym to ja mówiłam?
– Co chciałaś? – powiedziałam ziewając.
– Trochę szacunku młoda damo! – aha, zaczyna się. Znowu!
– Może i jestem młoda, królowo ropuch – spojrzałam na nią z politowaniem – ale na pewno nie jestem damą!No proszę, ja i sukienka? Może jeszcze różowa? Na bogów, nie przesadzajmy – wyszczerzyłam zęby w udawanym uśmiechu. Bogini parsknęła gniewnie i posłała mi mordercze spojrzenie.
– Najchętniej zamieniłabym cię w mniszek lekarski, ale po incydencie z di Angelo, Hades zabronił mi robić cokolwiek jego dzieciom – ostatnie słowo wymówiła z pogardą. Westchnęłam.
– Nauczyłabyś się w końcu naszych imion, wiesz? To nie takie trudne, wystarczy chcieć.
– Zamilcz – rzuciła ze złością – nie interesuje mnie to. Jutro wyjeżdżam do matki i potrzebna jest mi moja spinka. Oddają ją.
– Skąd miałabym mieć twoją spinkę? – powiedziałam zdziwiona – Zresztą, nie istotne. Mam gdzieś twoje pretensje, jak ci się coś nie podoba, to zamelduj to koniowi – chyba zezłościłam ją jeszcze bardziej, bo wstała wywracając krzesło.
– Jeśli zaraz mi jej nie zwrócisz, to przysięgam, że gorzko tego pożałujesz! Powiem Hadesowi… – przerwała bo w ogrodzie pojawił się Pan Umarłych we własnej osobie.
– Co mi powiesz? – w oczach Ojca pojawił się niebezpieczny błysk. Mieszkałam w Podziemiu na tyle długo, aby przekonać się, że zdanie Persefony zupełnie się dla niego nie liczy. Powiem więcej, zdarzało mu się wspominać o rozwodzie. Tak, bogowie też mogą wziąć rozwód, nawet po kilku tysiącach lat stażu.
– Ukradła mi spinkę – Persefona zachowywała się jak małe dziecko, któremu poświęcono zbyt mało uwagi.
– A słonie umieją latać – prychnęłam.
– SPOKÓJ! – krzyknął Hades. Uśmiechnęłam się pod nosem. – Luna nie jest złodziejką. Persefono, tyle razy cię PROSIŁEM, żebyś dała moim dzieciom święty spokój! Czy ty nie rozumiesz prostej prośby? Zaczynasz mnie denerwować i to coraz bardziej. Od ostatnich dziesięciu lat jesteś wręcz nieznośna! Zacznij się zachowywać – warknął po czym zwrócił się do mnie – nie przejmuj się nią. Przechodzi jakąś menopauzę czy inne licho – zachichotałam po czym wróciłam do pokoju. Przebrałam się w czarny t-shirt i jeansy tego samego koloru. Na nogi włożyłam tenisówki, wzięłam mój miecz ze Stygijskiego żelaza i wyszłam trochę potrenować. Po drodze na Pola kary wzięłam sobie z kuchni kanapkę. Teoretycznie nie powinno się jeść niczego w Podziemiach, ale mnie to akurat nie dotyczyło.
Na miejscu zabrałam się za szukanie Dedala. Wiecznie zmieniał miejsce pracy, więc znalezienie go wcale nie było takie łatwe. Po około półgodzinnych poszukiwaniach miałam dość bezcelowego łażenia więc poprosiłam jednego z pomniejszych potworów o przyprowadzenie mi go. Dlaczego byłam taka głupia, że nie zrobiłam tego od razu? Oszczędziłabym sobie łażenia.
– Hej Oszuście – przywitałam się z moim trenerem.
– Nie pozwalaj sobie – uśmiechnął się przebiegle. Dedal miał niezłą opinie w zaświatach, nie zmieniało to jednak faktu, że był mistrzem we władaniu mieczem. – To co? Chcesz potrenować?
– A niby z jakiego innego powodu miałabym cię szukać? Chyba nie po to, żeby przedyskutować twój nowy projekt. Chociaż z drugiej strony… – udałam, że się zastanawiam.
– Nie! – krzyknął – Nigdy więcej nie mieszaj się w moje projekty – jęknął – na Atenę, toć to była jedna wielka klęska! – posłałam mu mordercze spojrzenie. No tak, trochę przesadziłam, ale mój pomysł nie był aż taki zły! Chciałam tylko trochę ożywić pokój Persefony… Nie moja wina, że nie podobały jej się te wybite okna, rozpruty króliczek na suficie i robaki na podłodze, prawda?
– No już dobrze – odparłam – weźmy się lepiej za ten trening – skinął głową i nim się zorientowałam dobył miecza. Ciężko było z nim walczyć, ale jakoś dawałam sobie radę. Dedal co jakiś czas rzucał mi różne wskazówki. W końcu byłam tak zmęczona, że usiadłam tyłkiem na pisaku.
– Cienko – stwierdził mój nauczyciel.
– Kpisz sobie? – zapytałam rysując palcami szlaczki na ziemi.
– Skąd wiedziałaś? – wyszczerzył się w uśmiechu. Bogowie, jaki on potrafi być wkurzający. Z przerażeniem stwierdziłam, że byłam już piętnaście minut spóźniona na matematykę z Alekto.
– Ups – mruknęłam – muszę iść. Pa! – rzuciłam odchodząc. Kiedy wpadłam do sali tronowej Ojca, Alekto już tam była i ewidentnie wyglądała na zniecierpliwioną. – Przepraszam za spóźnienie ale czarny kot przebiegł mi drogę i musiałam iść dokoła – Hades parsknął śmiechem, lecz Erynii wcale to nie rozbawiło. Usiadłam obok niej aby poświęcić się jakże „interesującym” zadnią z prawdopodobieństwa. Nuda! Niestety, Ojciec uznał, że skoro chcę u niego mieszkać, muszę opanować wszystko, co osoba w moim wieku wiedzieć powinna. Kiedy Alekto dała mi spokój, Tyzyfone zaczęła tłumaczyć mi chemię ( Alkany to zło!!! ), biologię ( anatomia, to dla odmiany jest dość fajne ) i geografię ( jestem jej BARDZO wdzięczna, że zrezygnowała z fizyki bo w końcu „i tak bym się jej nie nauczyła” ). Na koniec Megajra starała się wzbudzić we mnie miłość do Szekspira, Moliera, Mickiewicza i innych niezbyt rozgarniętych autorów. Bez skutków. Lekcje z nimi, to moje własne, prywatne Piekło.
Kiedy Łaskawe ( które pojęcia „łaski” tak naprawdę nie znają ) dały mi spokój, poszłam nad Styks zobaczyć się z Charonem.
– Witaj panienko – zwrócił się do mnie z lekkim uśmiechem.
– Dzień dobry Charonie. Coś nowego? – zapytałam siadając na brzegu rzeki, uważając, żeby się nie „zamoczyć”.
– Niestety nie. Ostatnio nic ciekawego się nie dzieje – westchnął.
– Zaś chcesz podwyżki? – zapytałam. Jego oczy niemal zapłonęły z entuzjazmu.
– A mogę? – zapytał. Zaśmiałam się.
– Zobaczę co się da zrobić. I z łaski swojej oddaj mi mojego psa – posłałam mu krytyczne spojrzenie. Kiedy dowiedziałam się, że jestem córką Hadesa, zyskałam swoje prywatne, piekielne zwierzątko. Cerber opuścił swój posterunek w świecie Umarłych i został moim prywatnym stróżem. Jednak odkąd zamieszkałam w Zaświatach, Charon często podbierał mi mojego przyjaciela. – Cerberku, noga! – zawołałam a piekielny ogar zmniejszył się do swojej postaci, którą zawsze przybierał na powierzchni, czyli małego psiaka z jedną głową. Zaśmiałam się, gdy wskoczył mi na ręce i polizał mnie po twarzy.
– Zawsze mi go zabierasz – mruknął Charon.
– Oj tam oj tam – odparłam – papatki – pomachałam mu i wróciłam do pałacu Ojca. Zmęczona poszłam prosto do łazienki a gdy się umyłam od razu udałam się spać.
Lubię twoje opka!
Fajne jedno z niewielu dzieci Hadesa które w waszych opowieściach nie są takie „wytapetowane” w charakterze
Jakim cudem Ty masz czas na pisanie dwóch opowiadań i wierszy? Ja się chyba zastrzelę. Nie potrafię skleić 5 części mojego opowiadania od 2 tygodni, a od ostatniej publikacji Twoich dzieł minęło raptem kilka dni. ;p
Nie muszę mówić, że piszesz genialnie? Wiesz to już na pewno, w końcu powtarzam to w każdym komentarzu, czyż nie? ;D
Efekty mojej „nauki” . Najpierw staram się przepisać z podręcznika notatkę na historię ( kończy się na 2 zdaniach o Tudorach i 3 minutach patrzenia się w sufit ) potem ogarniam biologię na konkurs ( zaś zrobię jeden rysunek i patrzę w sufit ) a potem rzucam tym wszystkim i zaczynam pisać jakieś opowiadanie, żeby się odstresować po „nauce” ;P
Bardzo przyjemne 😀