Prolog mam nadzieję się wam spodobał. Myślę że rozdział pierwszy ocenicie tak samo dobrze 😉
Było to w tą noc kiedy uciekłam z domu. Wsiadłam w nocny pociąg metra i pojechałam na zatokę. Nie było to specjalnie daleko więc dojechałam ku mojej radości w dziesięć minut. Wyszłam ze stacji metra i poszłam do „Przystani” gdzie stały wielkie statki wycieczkowe. Zawsze byłam dobra w skradaniu. Chodziłam cicho jak kot i kilka razy udało mi się nawet być obecną na wywiadzie mamy chociaż nigdy nie powinno mnie tam być. Tak, więc przemieszczałam się w stronę statku „ American” w cieniu nocy. Statek ten płynął oczywiście do Ameryki a ja zaplanowałam że tam właśnie się udam. Wiem, był to szalony pomysł ale ja jestem szalona.
Plecak na moich ramionach nie ciążył mi zanadto nawet kiedy musiałam wspinać się po drabince na mostek prowadzący na pokład. Oczywiście niby „ American” był bardzo dobrze strzeżony lecz mi jakoś bez problemu udało się wejść n pokład. Dalej przesuwałam się wąskim korytarzem jakby nigdy nic na główny pokład. Nikogo o dziwo tam nie spotkałam, lecz i tak nie chciałam się wydać.
Oczywiście miałam pieniądze na bilet, ale co to za zabawa w ucieczkę jeśli idzie się do kasy i kupuje kartę wstępu.
Szłam dalej szukając tymczasowego „pokoju”. Nie miałam wymagań. Przecież byłam tam nie legalnie. Po prostu chciałam czegoś co dałoby się użyć jako kryjówkę.
W końcu się opłaciło. Znalazłam schowek. Zwykła, że tak powiem kotłownia z szmatkami, miotłami i płynami do mysia szyb. Nie tak źle – pomyślałam.
Ku mojemu szczęściu klucz był w drzwiach więc delikatnie go wyciągnęłam i weszłam z do środka zamykając się od wewnątrz. Usadowiłam się na mojej bluzie i wyjęłam książkę. Nie miałam ochoty spać. Byłam już za bardzo rozbudzona. Zaczęłam czytać i nim się zorientowałam była już godzina szósta. Teraz siedziałam jak na szpilkach. O wpół do siódmej turyści zaczną wchodzić na statek i meldować się. A wcześniej obsługa zacznie pewnie sprzątać więc zaraz ktoś na pewno przyjdzie po sprzęt.
Miałam rację. Po piętnastu minutach ktoś złapał za klamkę.
– Ángelita – krzyknęła do kogoś jakaś kobieta. Zerwałam się z miejsca – gdzie są klucze?
– A nie ma w drzwiach? – odpowiedziała inna.
– Nie, ktoś musiał je zabrać. Przynieś zapasowe!
– Dobrze za pięć minut będę.
Moje myśli wirowały. Co teraz? Zaraz mnie znajdą! W pewnym momencie zobaczyłam wylot wentylacyjny. Jak najszybciej umiałam podstawiłam pod niego szafkę nałożyłam na plecy plecak i weszłam do środka. Szyb wentylacyjny okazał się szeroki więc bez problemu szłam na czworaka.
Czas który spędziłam w środku wydawał mmi się wiecznością. Kiedy już zaczynałam mieć wrażenie że nigdy stamtąd nie wyjdę zobaczyłam światło. Podczołgałam się w jego stronę i wyjrzałam zza kratki. Wylot wychodził na salę bankietową lecz był tak ukryty że bez problemu mogłaby się stamtąd wymknąć. Poluzowałam śrubki trzymające kratkę, a potem jednym zamachnięciem wyjęłam ją zza zawiasów.
Wyskoczyłam szczęśliwa z szybu i pobiegłam do korytarza.
– Nie tak szybko młoda damo…! – krzyknął ochrypłym głosem jakiś mężczyzna za mną.
Zatrzymałam się w połowie i odwróciłam się gwałtownie. To był strażnik. Miał około trzydzieści lat, łysą głowę i strój ochroniarza. Szybkim krokiem podszedł do mnie, cały czas trzymając rękę na pałce ochroniarskiej włożonej w zaczepkę u spodni.
– Gdzie twoja karta pokładowa – zapytał przyglądając mi się badawczo.
– Ja ją… zgubiłam. – odpowiedziałam pewnym głosem.
– W takim razie gdzie twoi rodzice…?
– Ja jestem tu sama – uśmiechnęłam się słodko.
– Jak to sama?
– No wie pan. Rodzice zostawili mnie tu a w Ameryce odbierze mnie ciotka. – skłamałam, naiwnie myśląc że facet da się nabrać. Nie udało się.
– Yhm… Wiesz nie brzmi to przekonująco. Natychmiast pójdziesz ze mną, – wyciągnął rękę i spróbował złapać mnie za ramię.
– Po moim trupie – krzyknęłam i rzuciłam się do ucieczki.
Biegłam najszybciej jak umiałam, a że zawsze byłam w tym dobra mężczyzna miał małe szanse mnie doścignąć. Przeskoczyłam przez bilard i pognałam dalej nie zważając na przekleństwa rzucane w moją stronę przez jakąś staruszkę. Z tyłu usłyszałam krzyk mojego wroga – strażnika do Walkie talkie:
– 03 zgłoś się! Mamy sprawę numer 909. Parter skrzydło prawe. Powtarzam 03 zgłoś się!
– Już kogoś wysyłam 012. – odpowiedział głos z urządzenia.
Przyśpieszyłam i omal nie przewróciłam stołu z koktajlami. W pewnym momencie otoczyli mnie strażnicy. Wyszli z trzech korytarzy na raz, a ja nie miałam w którą stronę uciec.
– Mamy cię niegrzeczna dziewczynko! – warknął jeden z nich.
Niegrzeczna dziewczynko…? No weźcie to uraża mój honor!
Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wzięłam ozdobny miecz położony na mini recepcji i wyciągnęłam go przed siebie na znak obrony. Mężczyźni zaczęli się śmiać, ale jednak powoli pdchodzili w moją stronę.
Więc zaatakowałam.
Jednemu wyrzucił pałkę z rąk, innego własnoręcznie kopnęłam w… no nie ważne, tak, że aż padł na podłogę. ( dlatego lubię nosić ciężkie glany) a w jeszcze innego rzuciłam mieczem. Fakt, że ostrze było tępe no ale jednak miało swój ciężar Trafiłam bezbłędnie w sam środek jego czoła tak że upadł bezwładnie. Wyjęłam z jego munduru gaz pieprzowy i popryskałam trzech następnych prosto w oczy. Kilku bezczelnie potraktowałam paralizatorem. Kiedy już myślałam że załatwiłam wszystkich, ktoś złapał mnie od tyłu i warknął:
– Co ty zrobiłaś?! Pójdziesz z to do… – nie dokończył.
– O.. Laurel – powiedział nowy głos – cały czas cię szukałem. – przepraszam czemu pan trzyma moją siostrę? Proszę ją natychmiast puscic!
Byłam skołowana. Ktoś nazwał mnie siostro i jak to było… Laurel? Do dzika ja nazywam się Nehal!
Mężczyzna puścił mnie a ja natychmiast odwróciłam się w stronę mojego „brata”.
Stał tam chłopak. Miał jasne włosy włosy i przenikliwe niebieskie oczy jak nieskalane niebo. Ubrany był w jakąś fioletową koszulkę i ciemne zniszczone dżinsy.
– Chodź Laurel pójdziemy teraz do pokoju. – odezwał się z miłym uśmiechem na twarzy.
– Ale ona nie ma karty! I mówiła że jest tu sama, a poza tym niech pan zobaczy co ona tutaj zrobiła! – wskazał na leżące ciała. Kilku z ochroniarzy wstało już z ziemi i kiwało głowami na znak zgody.
– Laurel…? Przecież to nastolatka. Nie pobiła by tylu strażników na raz!
– Tak. Nie pobiła by. – odpowiedzieli ku mojemu zdziwieniu chórem.
– No właśnie. Laurel idziemy.
Chłopak wyciągnął do mnie rękę a ja nie zastanawiając się poszłam za nim.
Wiem, to nie było rozsądne ale wtedy nie miałam innego wyboru.
Po wejściu na główny pokład zapytałam chłopaka cichym głosem:
– Kim jesteś…?
– Jestem Jason Grace. I dopóki nie będziemy w Ameryce jestem twoim bratem a ty nazywasz się Laurel Grace dobrze?
Pokiwałam głową i poszłam za moim bratem w stronę pokoi.
Boskie *.*
Ja chcę CD!
Okey!!
super pisz szybko CD
Ehh… ;/ Jason. Nienawidzę go. Ale to moje zdanie, wiec teraz ocenie opowiadanie. ;p
Bardzo mi sie podoba. Ciekawe co będzie gdy Nehal dostanie prawdziwy miecz ;D
I scena z pobiciem ochroniarzy: cud, miód, czekolada <3
Hahaahaha SUPER
Dzięki
O jejku jak ty świetnie piszesz!!
Moim zdaniem jesteś tutaj najlepsza!
Do rozdziału nie mam zastrzeżeń ;P
ale zajebiste .. pisz cd już rozkazuje !!!
O… Jason? Czyli Rzym będzie? Jestem zaskoczona 😀 Ale pozytywnie 😉