Kolejna cześć opowiadania z dedykacją dla Pallas Ateny.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech…
Idalia truchtała starając się nie zmieniać tempu oddechu. Ktoś jej kiedyś powiedział, że to powoduje kolkę. Nie miała pojęcia czy to prawda, ale wolała nie ryzykować. Nienawidziła tego silnego ucisku w brzuchu. Od tygodnia codziennie rano i wieczorem biegała. Coraz bardziej jej się to podobało, bo mogła oczyścić swój umysł ze wszystkich zmartwień, a zwłaszcza wspomnień. Codziennie ćwiczyła silną wolę, starając się nie myśleć o człowieku, który złamał jej serce. Coraz rzadziej przywoływała jego twarz. Oczywiście nie zawsze udawało jej się o nim nie myśleć. Ale było dużo łatwiej.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech…
Dziewczyna trenowała też dużo z Astrid. Powożenie rydwanem nie kończyło się już katastrofą, ale nie było też prostym zadaniem. Skok w dal nie był tak trudny, jak Idalia na początku myślała. Nawet nieźle sobie w nim radziła. W rzucie dyskiem prawie ucięła Astrid głowę, a oszczepem trafiła w ziemię tuż przed sobą. To dopiero porażka. Zwłaszcza, że termin Igrzysk nie był wcale tak odległy. Ponieważ Astrid była w ciąży, zapasy ćwiczyła ze swoim rodzeństwem. Podobało jej się rzucanie na kogoś i powalanie na ziemie, zwłaszcza, że na starożytnych igrzyskach nie było żadnych zasad w tej konkurencji. Miała w głowie obraz jak zwala Malcolma z nóg i przygniata jego twarz do ziemi. Ten widok ją motywował.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech…
Córka Aresa zauważyła, że herosi powoli się budzą. Coraz więcej półbogów szło na śniadanie. Podbiegła więc do pawilonu jadalnego i usiadła przy stoliku domku. Jej rodzeństwo było już na miejscu. Idalia zjadła tosta z dżemem i wypiła kawę. To było jej codzienne śniadanie od jakiś pięciu lat. Odnalazła wzrokiem Astrid i uśmiechnęła się. Ciężarna pochłaniała więcej jedzenia niż wszystkie jej siostry. Ale co się dziwić – jadła za dwoje. Chyba, że to będą bliźniaki.
Gdy Idalia spojrzała na Alberta, ten natychmiast podniósł wzrok i utkwił go w niej. Ten chłopak zawsze wyczuwał, że na niego patrzy. Nie odwróciła się, ani nie speszyła. Udawała, że wszystko jest w porządku i wytrzymała jego spojrzenie. Dzień po wystawieniu go przez Zeusa do Igrzysk zdążyła go już obrazić i przez resztę tygodnia nie zamienili ze sobą ani słowa, nawet podczas bitwy o sztandar, mimo, że byli w jednej drużynie. Gdy Albert wrócił do śniadania, Idalia przez chwile jeszcze nie mogła się nadziwić, że jest on tak podobny do Roberta. Oczy były dokładnie te same. Spartanka potrząsnęła głową, powstrzymała napływ wspomnień i wstała.
Poszła do domku Aresa się przebrać, a po chwili rozpoczęła swój codzienny trening Spartanki. Ściankę wspinaczkową jak zwykle pokonała bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Później godzinę poświęciła łucznictwu. Kilka strzał trafiło w sam środek, ale reszta utkwiła w różnych miejscach tarczy. Następnie dziewczyna wzięła swój miecz i ruszyła na arenę. Zebrało się tam już mnóstwo herosów, ale większość trenowała na Igrzyska. Nie wszyscy musieli w końcu wykonywać ćwiczeń tak regularnie jak ona. W końcu była Spartanką. Podeszłą do pierwszego manekina i zaczęła ciąć go ostrzem. Jak codziennie czekała, aż przyjdzie Astrid. Gdy w końcu córka Ateny szturchnęła ją w ramię, Idalia była już dość zmęczona. Schowała swoją broń i uśmiechnęła się. Genialna kobieta spięła swoje małe, ciemne loczki w kok, odsłaniając tym samym czoło. Jej szare oczy były jak zwykle poważne. Astrid sprawdzała coś w swoim małym notesie, który miała zawsze na ich treningach.
– Co dziś ćwiczymy, mój mistrzu?
– Myślałam o rzucie oszczepem. Wieczorem zobaczymy jak ci idą skoki. – powiedziała kobieta wpatrzona w swoje notatki.
Ciężarna zaprowadziła córkę Aresa do lasu. Po chwili zamieniła długopis, którym pisała w zeszycie, w oszczep. Idalia chwyciła go i wycelowała jak najdalej. Wzięła zamach i rzuciła. Jej koleżanka coś zmierzyła i pokręciła głową.
– Jest o wiele lepiej niż ostatnio, ale powiem ci, że śmiertelnicy trafiają dalej. – stwierdziła trenerka.
– Na prawdę? – załamała się Idalia. – Śmiertelnicy?
– No i twoi przeciwnicy. – dodała. – Widziałam jak trenują. W większości konkurencji radzisz sobie lepiej, ale dyskiem i oszczepem rzuca od ciebie gorzej tylko ten nowy, syn Zeusa.
Małe pocieszenie zważywszy na to, że Idalia spędziła w Obozie więcej czasu niż inni. Jakoś nigdy nie przyszło jej do głowy, że spróbować konkurencji Olimpiady. Dziewczyna jednak nie odpowiedziała, tylko ponownie rzuciła. Cóż, wyszło jej to nawet dobrze, ale trafienie w drzewo chyba się nie liczy. Dziewczyna ze złością wyciągnęła oszczep. Jakaś nimfa krzyknęła na nią i wróciła do swojego domu. Spartanka próbowała się opanować. Dzieci Aresa bardzo łatwo tracą nad sobą kontrolę. A ona, osoba niezbyt stabilnie psychicznie, szybko wpadała we wściekłość. Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Skupiła się na swoim ulubionym zajęciu – walce. Z uśmiechem otworzyła oczy. Ciężarna przyglądała jej się dziwnie.
– Na razie nie masz do tego nerwów. Codziennie będziesz rzucała kilka razy, aż w końcu nie będzie cię drażnić porażka. – rozkazała spokojnie. – To może… – zerknęła do swojego notesu i coś skreśliła. – Zobaczę jak ci idzie bieganie, hm?
Obie wróciły na arenę i rozejrzały się. Na środku kilka osób walczyło lub skakało. Idalia uzgodniła z Astrid, że przebiegnie długość jednego stadionu na czas. Córka Ateny dla wszelkiej pewności odliczyła dokładnie długość 192 metrów i ustawiła swoją podopieczną na starcie. Idalia ponownie rzuciła okiem na cały tor. Przygotowała się do startu z pozycji niskiej. Gdy Astrid krzyknęła „Na miejsca” Idalia przyklękła na jedno kolano, a ręce oparła tuż przy linii startowej. Na sygnał „Gotów” dziewczyna uniosła biodra.
– Start!
Córka Aresa odepchnęła się od ziemi i rzuciła do biegu. Starała się nie zwracać uwagi na herosów dookoła. Była pewna, że nikt na nią nie patrzy. Każdy był zajęty swoimi ćwiczeniami. Idalia pamiętała o równomiernym oddechu.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech…
Meta nie była daleko. 192 metry to nie było dla niej dużo. Zresztą dziewczyna do 6 roku życia biegała po lesie z driadami. A one były super szybkie.
Gdy Idalia dotarła do mety praktycznie nie czuła zmęczenia. Wolnym krokiem podeszła do swojej trenerki, a ta podała jej wodę.
– Brawo! 20 sekund i 19 setnych! – wykrzyknęła entuzjastycznie Astrid.
– Śmiertelnicy są lepsi, prawda?
– Tylko nieliczni. – przyznała.
Genialna kobieta postanowiła, że spotkają się jeszcze przed kolacją, żeby poćwiczyć skok w dal. Astrid poszła nad rzekę, a Idalia skierowała swe kroki w stronę swojego domku. O tej porze jej rodzeństwo albo trenowało na arenie, albo chodziło po całym Obozie i zaczepiało innych herosów. W pokoju była najmłodsza siostra Spartanki, Lea, która w skupieniu przyglądała się wyeksponowanej na ścianie broni. Dziewczynka była w Obozie od niedawna, a Chejron nie chciał dawać jej na razie miecza do rąk. Pewnie uważał, że jest za młoda. Lea każdy dzień spędzała w domku i tylko od czasu do czasu szła na spacer nad morze.
– Lepiej nie dotykaj. – ostrzegła małą Idalia, uśmiechając się.
– Wiem, wiem. Ty jesteś Ida, ta Spartanka?
– Tak. A co?
– Wygrasz Igrzyska, prawda? – spytała wpatrując się w siostrę wielkimi brązowymi oczami.
– Postaram się, kochanie. – szepnęła dziewczyna.
– Jak mnie nazwałaś?! Nie zapominaj, że ja też jestem córką Aresa! – oburzyła się dziewczynka i z miną obrażonej księżniczki usiadła na łóżku.
Idalia przez chwilę nic nie powiedziała, ale po chwili przypomniała sobie, ze ona również jako dziecko była nadpobudliwa i wściekała się o wszystko.
– Przepraszam. Sama zapomniałam jak ja się zachowywałam gdy ktoś mnie nazwał „słoneczkiem” czy „kwiatuszkiem”. – wyznała. – Ale ile ty właściwie masz lat?
Lea zastanawiała się minutę czy ma przebaczyć siostrze.
– Siedem! – rzekła w końcu.
Spartanka przypomniała sobie jak wiele razy narzekała, że straciła całe dzieciństwo na trenowanie walki. Zastanawiała się czy za kilka lat Lea również będzie żałować, że jest herosem. Przyjrzała się uważnie siostrze. Miała długie rude włosy, które opadały na jej bladą, pokrytą piegami twarz. Dziewczynka była wysoka jak na swój wiek i chuda.
– Jak trafiłaś na Obóz? – spytała.
– Mama przyprowadziła mnie tu tydzień temu i kazała czekać pod drzwiami Wielkiego Domu. I poszła sobie. – Lea wróciła do oglądania broni.
– Nie tęsknisz za nią? – zdziwiła się Idalia.
Sama zawsze zastanawiała się jaka była jej matka i jak wyglądała. Młodsza córka Aresa przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
– Trochę tęsknie. Ale mama rzadko bywała w domu. Miała dużo pracy. – wyjaśniła. – Teraz będę walczyć na miecze tak jak ty! – pisnęła uradowana.
– Mam nadzieje, że ci się to spodoba.
Spartanka usiadła na ziemi pośród stert ulotek i zdjęć. W jej ręce wpadło kilka informacji o poborze do wojska. Dziewczyna uśmiechnęła się. Chyba całe jej rodzeństwo w przyszłości widziało się na wojnie wśród śmiertelników. Jej pewnie też by się to spodobało, ale najpierw chciała pojechać do swojego rodzinnego miasta i odnaleźć rodzinę. Wiedziała jedynie, że jej matka nazywała się Olympia Statopulos i zmarła w dniu jej urodzin – 16 października 1996 roku. Mimo tak niewielu informacji wierzyła, że może jej się udać.
Do pokoju weszło kilku braci dziewczyny, a Lea natychmiast podskoczyła i zaczęła ich wypytywać o różne rzeczy. Musiała bardzo się nudzić siedząc ciągle w domku. Jej ADHD zaczynało o sobie przypominać. Idalia wyjęła z pochwy przyczepiony do pasa miecz i podeszła do dziewczynki.
– Może chciałabyś spróbować trochę poćwiczyć? – mruknęła machając jej przed twarzą swoją bronią. – Chodź, znajdziemy dla ciebie coś odpowiedniego.
Zachwycona Lea wybiegła za swoją siostrą w podskokach. Idalia zaprowadziła małą do szopy na broń. Pozwoliła jej poszukać lekkiego i łatwego w użyciu ostrza. Po kilku minutach oczy dziewczynki zalśniły, gdy jej palce zacisnęły się na rękojeści jakiegoś sztyletu.
– Nauczysz mnie walczyć? – spytała zaciekawiona Lea, gdy ruszyły w kierunku areny.
– Nie… Nie mam na tyle cierpliwości. Ale znajdziemy ci nauczyciela. – obiecała.
Arena była pełna. Większość obozowiczów ćwiczyła walkę, ale znaleźli się też tacy, co trenowali do Igrzysk. Idalia zlustrowała wszystkich wzrokiem po czym chwyciła siostrę za rękę i pociągnęła w stronę 14-letniego syna boga złodziei.
– Hej, Felix! – zagadnęła. – Masz czas?
– Dla ciebie zawsze, siostro. – chłopak opuścił miecz i podszedł do dziewczyny.
Miał na głowie czarne loki, które od potu lepiły się do czoła, a w jego zielonych oczach pojawiały się iskierki radości. Wśród innych synów Hermesa bardzo się wyróżniał. Większość dzieci tego boga było blondynami o niebieskich oczach. Felix miał jednak te charakterystyczne rysy swojego ojca.
– To świetnie. Poznaj Leę. – dziewczynka stanęła przed Idalią. – Lea, to jest Felix.
– Cześć, mała. – chłopak ukląkł przed młodsza córką Aresa i zmierzwił jej włosy.
– Nie mów na mnie „mała”! Jestem córką boga wojny!
– Jasne… – mruknął i popatrzył na Idalię. – Co mam z nią zrobić?
– Pokaz jej kilka pchnięć. Niech trochę się przyzwyczai do bycia herosem. – Spartanka położyła ręce na ramionach siostry. – Naucz ją tajnik walki, mistrzu.
– Tak jest, generale! – chłopak wstał i zasalutował. – Widzę, mała, że masz już swoja broń.
– Nie nazywaj mnie tak! – pisnęła Lea.
– Nie będę wam przeszkadzać. Lea, oszczędź go. Wiesz, to tylko syn Hermesa. Dasz mu radę, tylko pamiętaj – popatrzyła jej poważnie w oczy. – bez wypadków śmiertelnych. Jasne?
– Oczywiście!
Odchodząc Idalia słyszała jak Felix tłumaczy coś małej. Odwróciła się, żeby zobaczyć jak im idzie. Lea niepewnie próbowała zaatakować syna Hermesa, ale nie udało jej się to.
Poczuła ciarki na karku. Wtedy ktoś zasłonił jej oczy. Czuła na swojej twarzy ciepły dotyk męskich dłoni. Zadrżała. Napastnik wciągnął do nozdrzy zapach jej włosów. Idalia chwyciła go za nadgarstek i wykręciła mu rękę, po czym rzuciła nim o ziemie. Spojrzała na niego. Chłopak leżał twarzą do ziemi i jęczał. Przez chwilę chciała go przeprosić i pomóc mu wstać. Ale wtedy na nią spojrzał.
O.O
I co dalej???
JA CHCĘ WIĘCEJ!!! TO BYŁO NIESAMOWITE! GENIALNE! KOCHAM TO OPKO! PISZ MI SZYBKO CD!
I czym ja sobie zasłużyłam na dedykację?
Oj, czyżby Robercik się znalazł? 😀
Asia… Teraz to się wkurzyłam jak moja mała siostra (dziecię Aresa i wcielenie ZUA), gdy mówi się na nią „Abuś”. GADAJ DO CHOLERY CO DALEJ!!! W 99,99% jestem pewna, że to Robert, ale chcę CD!