Dziękuje kochanemu wujkowi Google i cudownej cioci Wikipedii, gdyż bez nich nie miałabym tyle znaczących informacji. Było kilka różnych wersji przebiegu Starożytnych Igrzysk Olimpijskich, więc trochę to zmodyfikowałam i skróciłam. Mam nadzieje, ze nie będziecie mi mieli tego za złe.
Dedykuje to Pomonie i magiap. 😉
Astrid wysłuchała historii Idalii w milczeniu. Gdy córka Aresa ucichła obie siedziały jeszcze długo w milczeniu zanim genialna Astrid zaczęła mówić.
- Nie musiałaś mi tego wszystkiego mówić. Pomogłabym ci mimo wszystko. – uśmiechnęła się. – Od czego zaczniemy?
- Opowiesz mi więcej o Igrzyskach? Nie pamiętam wszystkiego, zwłaszcza, że nie oglądałam każdej konkurencji… – wyznała Idalia.
Córka Ateny opowiedziała dziewczynie wszystko co sama wiedziała. Zaczęła od tego, że na czas Igrzysk nastaje ekechejria, czyli święty pokój. Każdy bóg mógł wybrać jedno swoje dziecko, żeby go reprezentowało. Astrid opowiedziała jej historię Olimpiady oraz o licznych zmianach w jej urządzaniu. Idalia na prawdę chciała się skupić, ale stwierdzając, że nie musi znać wszystkich szczegółów włączyła się dopiero, gdy jej koleżanka zaczęła mówić o przebiegu zawodów.
Pierwszego dnia wszyscy zawodnicy brali udział w obrzędach ku czci Zeusa. Tego dnia pojawiali się boscy rodzice uczestników i razem z nimi przyrzekali, że będą walczyć uczciwie i nie dopuszcza się żadnego oszustwa. Półbogów, którzy złamali przysięgę czekało wieczne potępienie i punkty ujemne przy sądzie nad duszą zmarłego. Hestia zapalała znicz olimpijski i pilnowała by płonął przez czas trwania Igrzysk. Po południu na arenie odbywała się prezentacja uczestników.
Drugiego dnia rano na arenie odbywał się wyścig rydwanów zaprzęgniętych w cztery konie, czyli kwadryg. Po południu zawodnicy brali udział w pięcioboju zwanym pentatlonem. W skład pięcioboju wchodził dromos, czyli bieg na długość jednego stadionu (192m), skok w dal z ciężarkami w obu rekach. Każdy uczestnik miał wykonać trzy skoki. Dysk, którym rzucano ważył 2kg (mężczyźni) i 1kg (kobiety). Apotoemus to oszczep wykonany z litego drewna i zaostrzony na jednym końcu. Rzut nim ułatwiała rzemienna pętla (ankyla), o którą zawodnik zaczepiał palcami. Na koniec pentatlonu obywały się zapasy. Wygrywał heros, który trzykrotnie powalił przeciwnika.
Kolejnego dnia urządzano diaulos, bieg średni na długość dwóch stadionów (385m), zaś czwartego wyścig z tarczą hoplita (385m). Na koniec Olimpiady rozdawano nagrody. Zwycięzca był okrywany chwałą. Oficjalnie kończono zawody i gaszono znicz olimpijski.
Idalia westchnęła powtarzając w myślach listę konkurencji. Nie lubiła biegać, ale przez tyle lat uciekania przed gniewem pana D. miała pewną wprawę. Kilka razy jeździła rydwanem i całkiem jej się to podobało, gdyby nie to, że ostatni raz skończyło się bolesna kraksą. Wydawało jej się, że najgorsze będą: skok w dal oraz rzut dyskiem i oszczepem.
- Wiem, że teraz wydaje ci się to straszne, ale za dwa miesiące będzie dużo lepiej. Podszkolę cię. – Astrid próbowała pocieszyć koleżankę.
- Dziękuje. Wątpię czy sama dałabym sobie z tym radę. – rzekła córka Aresa.
- Codziennie o szóstej wstawaj i pobiegaj przez pół godziny. Przed obiadem będziemy ćwiczyć pięciobój, a wieczorem wyścig rydwanów. – zarządziła genialna dziewczyna.
- Tak jest, mój mistrzu. – Idalia zasalutowała po czym wróciła do domku.
Domek ojca dziewczyny był niezbyt dokładnie pomalowany na czerwono. Przez dach biegł drut kolczasty, a nad drzwiami wisiała wypchana głowa dzika, który wodził za nieprzyjaciółmi oczami. Drzwi otwierały się tylko przed dziećmi Aresa lub gdy chcieli przewietrzyć domek. Stojąc na schodkach wyraźnie można było usłyszeć głośną muzykę. Idalia uśmiechnęła się i wbiegła do środka. Natychmiast muzyka wypełniła jej uszy. Mogła się domyślić, że rodzeństwo znów słucha metalu. Podeszła do wierzy i wyłączyła muzykę, na co współlokatorzy wydali z siebie oburzone krzyki. Uciszyła ich gestem ręki i rozejrzała się po wnętrzu. Na ścianie wisiało mnóstwo przeróżnych typów broni. Od gazu pieprzowego, poprzez miecze, kończąc na wiatrówkach. Były to pamiątki bo zmarłych i zaginionych dzieciach Aresa. Nikt nie mógł ich nawet zdjąć. W domku, jak zwykle, panował bałagan. Na podłodze walały się pudełka po pizzy, zdjęcia komandosów, reklamy obozów survivalowych oraz książki o wojnie i sztukach walki. Przy kominku klęczała brązowowłosa dziewczyna i wrzucała do ogni zdjęcia jakiegoś faceta. Po zdradzie lub zerwaniu dzieci Aresa nie płakały, tylko niszczyły wszelkie ślady istnienia byłego. Idalia również spaliła fotografie Roberta, ale nie potrafiła go wymazać z pamięci, a swoje łzy ukrywała.
- Idiota. Kretyn. Zdrajca. – Idalia podsycała ogień zdjęciami i miłosnymi wierszami.
Gdy ręce miała już puste zdjęła z szyi medalion w kształcie serca i wrzuciła do kominka. Podeszła do swojego łóżka i korzystając z okazji, że jej rodzeństwo było na ognisku, wtuliła głowę w brudną poduszkę i zaczęła płakać. Po chwili jednak uspokoiła się. Była Spartanką. Nie mogła płakać.
Wzdychając wstała i podeszła do okna. Od dwóch tygodni starała się unikać Roberta. Na początku wciąż ją przepraszał, ale w końcu dał sobie spokój. Oczywiście. Dla niego to nie miało znaczenia. Ucierpiał jedynie jego nos, a ona miała złamane serce.
Ktoś zaczął walić w drzwi. Nie mógł być to ktoś z jej rodzeństwa. Zdecydowała się wpuścić nachalnego intruza. Na progu stała Astrid.
- Cześć. Co się stało? – spytała córka Aresa.
- Robert zniknął. – szepnęła. – Myślę, że powinnaś o tym wiedzieć.
- Grupowa! Co się dzieje?
Idalia spojrzała na swojego brata, Archibalda, który patrzył na nią ze zdziwieniem. W domku było za cicho jak na nich. Wyłączyła muzykę, to prawda, ale dzieci Aresa w milczeniu się w nią wpatrywały. Była ich grupową i wyłączyła muzykę. Wiedzieli, że coś jest nie tak. Dziewczyna starała się opanować niepokój i szeroko się uśmiechnęła.
- Biorę udział w Hieroj Olympiakoj Agones*! – krzyknęła.
Na początku nikt się nie odezwał, lecz potem wszyscy zaczęli klaskać.
- Statopulos! Statopulos! Statopulos**! – ryknęła dziewczyna przy kominku wstając.
Wszyscy poszli w jej ślady wykrzykując nazwisko Idalii. Dziewczyna roześmiała się ciesząc się, że rodzeństwo w nią wierzy. Poczuła, że ktoś ja unosi i już po chwili dzieci Aresa, nadal skandując jej nazwisko wybiegły na dwór. Herosi patrzyli na nich ze zdziwieniem.
- Co się dzieje? – spytał ktoś.
- Idalia bierze udział w Igrzyskach! – krzyknął Archibald.
Coraz więcej półbogów podeszło bliżej, żeby dowiedzieć co się dzieje.
- To już minęły cztery lata?
- Za dwa miesiące zaczyna się Olimpiada! Nie pamiętacie? – spytała Idalia, której w końcu udało się zejść na ziemie.
Rozległy się szepty. Większość nagle sobie przypomniała o ostatnim zwycięscy. To tyle jeśli chodzi o wieczną chwałę.
- Jaka Olimpiada? – z tłumu wyłonił się Albert.
- Co cztery lata urządzamy zawody takie jak śmiertelnicy, tylko według starożytnych zasad. Każdy bóg ma prawo pobłogosławić jedno ze swoich dzieci i zgłosić je do Igrzysk Olimpijskich. – wyjaśniłam. – Mój ojciec mnie już wybrał, a wasi też zaczną to niedługo robić. Zapewne jeszcze dziś.
Jak na potwierdzenie jej słów nad głową Alberta pojawił się symbol znicza olimpijskiego.
- Wygląda na to, że będzie ciekawie. – Córka Aresa popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
Wszyscy nagle się ożywili. Próbowali odgadnąć kogo wybierze ich rodzic. Idalia zastanawiała się, dlaczego Zeus chciał, aby reprezentował go chłopak, który jeszcze w ogóle nie trenował. Nie musiał wybierać swojego reprezentanta. Powinien był poczekać jeszcze przynajmniej cztery lata, żeby Albert miał jakieś szanse. Herosi zaczęli się kłócić. Olimpijczycy biorąc przykład z Aresa i Zeusa zaczęli zgłaszać swoje dzieci do rywalizacji. Zapanował chaos. Półbogowie zaczęli się przekrzykiwać. Synowie Hermesa zbierali zakłady. Nim Idalia zdążył zareagować jej rodzeństwo znów uniosło ją do góry.
- STATOPULOS! STATOPULOS! STATOPULOS! – ryknęli przekrzykując resztę.
- Oldman! Oldman! Oldman! – poszły w ich ślady dzieci Ateny.
Malcolm Oldman, był największym wrogiem wszystkich dzieci boga wojny. Nienawidzili go, ze wzajemnością, bardziej niż innych dzieci bogini mądrości. Malcolm wszystkim próbował pokazać, że jest najlepszy i najmądrzejszy. Nie wszystkim jego braciom i siostrom to się podobało, ale to on miał walczyć z Idalią. Astrid trzymała się na uboczu i czytała książkę nie zwracając uwagi na wrzaski reszty. Była spokojna, wyrozumiała, sprawiedliwa i genialna. Jej pięć minut minęło osiem lat wcześniej, ale ona się tym nie przejmowała. Gdyby przegrała, też nie zrobiłoby to dla niej różnicy.
- ODSTAWCIE MNIE NA ZIEMIĘ! JUŻ! – rozkazała Idalia.
Zostawili ją, ale nadal kłócili się z mieszkańcami domku Ateny. Córka Aresa podeszła do genialnej Astrid.
- Bogowie! Oni zachowują się jak dzieci!
- Zaraz im przejdzie. – odrzekła spokojnie dziewczyna nie odrywając wzroku od książki. – Malcolm i tak przegra.
- Skąd ta pewność?
- Chodzi mu tylko o wieczną chwałę, która tak na prawdę trwa kilka dni. Niektórzy biorą udział w Igrzyskach, żeby rodzice byli z nich dumni. – stwierdziła. – W dodatku Malcolm jest o wiele głupszy od ciebie.
Idalia zmarszczyła brwi, ale nie odezwała się. Nie słyszała o głupim dziecku Ateny i nie do końca zgadzała się z Astrid, ale nie miała ochoty na kłótnie. Zwłaszcza z geniuszem. Nie mogąc wytrzymać wrzasków półbogów, córka Aresa ruszyła w kierunku plaży. Zdjęła trampki i weszła po kostki do wody.
Robert i Idalia siedzieli na piasku. Wpatrywali się uparcie w horyzont, jakby chcieli dostrzec coś pośród fal. Dziewczyna raz zauważyła delfina, ale on natychmiast zniknął. Nieświadomie położyła swoją dłoń na jego. Nie cofnął się. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Mówiłem ci kiedyś, że wyglądasz ślicznie?
Córka Aresa musiała zrobić cudowną minę, bo chłopak się roześmiał. Zaglądnął w jej oczy.
- Ida… Pewnie właśnie zniszczę naszą przyjaźń, ale… Kocham cię. – szepnął i spuścił głowę.
- Nie uwierzysz, ale ja też cię kocham.- odrzekła po chwili ciszy.
Robert popatrzył na nią z niedowierzaniem. Dziewczyna roześmiała się, a potem go pocałowała.
Nastolatka zachwiała się i upadła. Dopiero gdy woda morska dotknęła jej twarzy, wróciła do rzeczywistości. Wstała i zauważyła, że powoli zaczyna się odpływ. Fale delikatnie obmywały jej palce u nóg.
- Idalia?! – usłyszała za sobą. – Nic cie nie jest?
Gdy się odwróciła, stanęła twarzą w twarz z Albertem. Wyglądał na zmartwionego i uważnie się jej przyglądał. Pokręciła głową.
- Nie. – mruknęła i zawróciła do domku, po drodze zbierając swoje buty.
*gr. hieroj olympiakoj agones – święte igrzyska olimpijskie
**Statopulos – greckie nazwisko mojej prababki ^^
świetne, ale musze przeczytać wcześniejsze części 😀
Kurde, chyba kolejne opko awansuje do moich ulubionych. 😀 To było genialne! Niesamowite! Przecudowne! Uwielbiam Twój styl pisania! No po prostu tak zazdroszczę talentu, że… że nie wyrabiam. XD Pisz mi szybko CD, BŁAGAM!!!
PS.: Astrid rządzi. xd
Boskie i herosowe opowiadanie! Tylko, że mam awersję do dzieci Aresa. Ale ipowiadanie geniuszowate! 😀
aaahhh ŚWIETNE !!
ono jest jednym z moich ulubionych opek *_* igrzyska poprostu kocham i nie moge się doczekac cd twoje opka mnie intrygują ,poprostu jestem ciekawa co bedzie z Idalią dalej ^^
a także z Albertem 😛
dziekuję bardzo za dedykacje ^^
Ja mam dziwne wrażenie, że ten Albercik ma coś wspólnego z jej byłym.
Dziękuję za dedykację 😀