Narobiłam trochę chaosu z tymi rozdziałami. Wcześniej tego rozdziału miało nie być. Ale pomyślałam, że warto byłoby opisać dzieciństwo Fedry. Więc jest. Przepraszam za bałagan.
Dedykuję tym , którzy mnie wciąż wspierają! Buziaki, kochani!
Ariadne
Rozdział I
Wzgórze zalewały ciepłe promienie słoneczne. Była to szczególnie piękna wiosna; dookoła roznosił się słodki zapach kwiatów a delikatny zefir poruszał gałęziami niskich drzew oliwnych. Na szczycie świątyni, Fedra rozkoszowała się poranną bryzą; taras ten stanowił najwyżej położone miejsce w całej Gai. Stąd można było dostrzec wijącą się w dole rzekę, mknącą niczym srebrna wstęga przez nizinne tereny, i lśniące jak tysiące diamentów Morze Egejskie.
Fedra kochała to miejsce i wbrew obiekcjom matki, spędzała tu mnóstwo czasu, kontemplując otaczający ją krajobraz, podczas gdy lekki wietrzyk plątał jej długie włosy i niezwykłej, złocistej barwie; tym razem była jednak zdenerwowana, ponieważ od kilku godzin czekała na swojego przyjaciela, Lajosa.
Cichy szmer wyrwał ją z zamyślenia i, nim zdążyła cokolwiek zrobić, ktoś pociągnął ją od tyłu za włosy. Upadła na tarasową posadzkę, obcierając sobie kolana. Syknęła gniewnie i wstała słysząc czyiś śmiech; za nią stał szczupły, i wysoki jak na swój wiek, jasnowłosy chłopiec o wyzywającej minie. Zacisnęła pięści i zmierzyła w jego stronę żołnierskim krokiem.
-Jesteś prawdziwym kretynem, Lajos! Napędziłeś mi strachu, nienawidzę Cię! – wrzasnęła rozwścieczona nie na żarty. Jej reakcja rozbawiła go jeszcze bardziej; wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Szkoda, że nie widziałaś swojej miny, Fedro!
Zmrużyła oczy, patrząc na niego spode łba.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że mogłam spaść i rozbić sobie głowę?! Jesteś niemożliwy!
Lajos spoważniał nieco i wzruszył ramionami.
-Przepraszam, masz rację. – zrobił minę pełną skruchy – Wybaczysz mi, proszę?
Dziewczynka zerknęła na niego podejrzliwie, marszcząc lekko brwi.
-No dobrze. Wybaczam. – rzekła po chwili wahania. Na rumianym obliczu chłopca znów pojawił się złośliwy uśmieszek.
-Ale warto było; żebyś ty widziała swoją minę!
Rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie, ale po chwili śmiała się razem z nim. Miała dziesięć lat i była niezwykle niecierpliwą osóbką, którą łatwo było zdenerwować, jednakże kłótnie z Lajosem zazwyczaj trwały nie dłużej niż kilka seuknd. Poza tym inne dziewczynki z wioski uważały Fedrę za dziwaczkę; pośród opalonych i ciemnowłosych dzieci, złotowłosa dziewczynka o jasnej cerze nie mogła przecież przejść przez ulicę niezauważona.
Fedra i Lajos udali się od razu do ich ulubionego zakątka; ogromnego drzewa oliwnego. Drzewo było potężne, miało majestatyczne konary i niesamowicie gruby pień, a oliwki, które rosły na jego gałęziach były dojrzałe i smakowite.Nagle, gdy już wyciągała rączkę, by zerwać jedną, Lajos zatrzymał się gwałtownie; w jego srebrnych oczach dostrzegła niebezpieczny błysk, który nie wróżył niczego dobrego. Zerknął na nią ukradkiem, ale ona spiorunowała go spojrzeniem.
-Z twojej głupiej miny, wnioskuję, że znowu przyszedł ci do głowy jakiś paskudny pomysł. – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Zaśmiał się cicho, prowokując ją jeszcze bardziej.
-Mam pomysł – przyznał zagadkowym tonem – moglibyśmy udać się do ‘’Hadesu’’.
Fedra odetchnęła głębiej, powstrzymując falę gniewu. ‘’Hadesem’’ w Gai nazywano znajdującą się na peryferiach wioski opuszczoną posiadłość, w której, jeśli wierzyć plotkom, straszyło. Powiadano, że jeżeli ktoś ośmieli się tam wejść, jego dusza zostanie na wieki uwięziona a ciało stanie się prochem; to dlatego miejsce to otrzymało miano ‘’Hadesu’’.
-Mama zabroniła mi się włóczyć po niebiezpiecznych zakątkach. – mruknęła. Lajos wywrócił oczami.
-A więc się boisz?
-Nie! Nie boję się. – warknęła, jednocześnie próbując utrzymać hardą minę.
-To idziesz, czy mam pójść sam?
Przez kilka następnych chwil toczyła wewnętrzną walkę z samą sobą; matka zawsze przestrzegała ją przed tamtą częścią Gai, pomimo to, nie chciała pokazać Lajosowi, że się boi.
-Tylko na chwilę. – rzekła w końcu. Miała szczerą nadzieję, że matka o niczym się nie dowie; wiedziała, że w przeciwnym wypadku będzie miała poważne kłopoty.
Ruszyli prawie biegiem a im bardziej oddalali się od świątyni, tym bardziej dookoła robiło się cicho. Lajos dotarł pierwszy do zardzewiałej bramki, która prowadziła do ‘’Hadesu’’. Fedra dreptała za nim starając się utrzymać hardą minę, i jednocześnie opanowując strach, który powoli zaciskał się na jej gardle. Dom nie był wysoki, miał najwyżej dwa piętra, pomimo iż marmur był pokryty grubą warstwą brudu można było się domyślić, że w czasach swej świetności, posiadłość należała do jakiegoś arystokraty. To, co wcześniej musiało być pięknym ogrodem, teraz było stertą chwastów i krzewów; trudno było im się poruszać, ale parli do przodu. Kiedyś musiał tutaj być też mały gaj oliwny, ale drzewa były wyschnięte i swoimi zgniłymi koronami uniemożliwiały promieniom słonecznym dotarcie do wilgotnej ziemi. Zatrzymali się przed wiekowymi drzwiami a Lajos nacisnął zardzewiałą, srerbną klamkę.
– Chyba nie masz zamiaru wchodzić do środka?! – wykrzyknęła dziewczynka, powstrzymując się przed ucieczką.
Chłopiec wzruszył tylko ramionami i znów nacisnął klamkę, ale drzwi pozostały zamknięte; Fedra odetchnęła z ulgą.
-Widzisz? Są zamknięte.Chodźmy już stąd.
Nagle rozległ się cichy szelest; Fedra spojrzała odruchowo przez ramię.
Zobaczyła opartego plecami o furtkę chłopaka; mógł mieć najwyżej czternaście lat, miał kasztanowe włosy i twarz aniołka ale był ubrany cały na czarno. Poczuła mrowienie w dłoniach i zerknęła na Lajosa.
-Lajos! Tam ktoś stoi! – wyszeptała w ataku paniki.
-Gdzie?
-Nie chcę się drugi raz odwracać, powiedz mi kiedy sobie pójdzie!
-Fedro tam nikogo nie ma.
Odwróciła się i zamarła; okutany w czerń chłopak zniknął. Pokręciła szybko głową, i zamrugała kilkakrotnie.
-Przepraszam, pewnie mi się wydawało. –wymamrotała. Lajos patrzył na nią jeszcze przez chwilę, potem wzruszył ramionami i spojrzał z powrotem na drzwi.
-Nie da rady ich otworzyć. Nie mamy klucza.
Dziewczynka tylko skinęła głową; była pewna, że chłopak w czarnym płaszczu się jej nie przywidział, ale teraz zaczynała mieć wątpliwości. Czy to możliwe, żeby strach przed tym miejscem sprawił, że jej wyobraźnia go wykreowała? A może tamten chłopak przyszedł by uwięzić ich dusze? A co, jeśli legendy są prawdziwe?
Z zamyślenia wyrwał ją Lajos, który wypuścił powietrze ustami.
-Nie ma tu nic ciekawego. Chodźmy już. – powiedział znudzonym tonem. Otuliła się szczelniej płaszczem i podążyła za nim w stronę furtki. Jej uwagę przykuł nagły ruch wśród pobliskich krzewów. Podeszła bliżej i dostrzegła spoczywający pośród chwastow biały kształt; kiedy się pochyliła, zauważyła, że był to śnieżnobiały gołąbek, który przycupnął tam z opuszczonym łebkiem. Gdy tylko dziewczynka wyciągnęła doń rękę, podskoczył i drżąc na całym ciele zaczął dreptać w drugą stronę, ale po chwili upadł rozpaczliwie machając słabym skrzydełkiem. Lajos zbliżył się do nich i zerknął pytająco na Fedrę.
-Ma złamane skrzydło. – wyjaśniła. Chłopiec wywrócił oczami.
-Musimy iść. Jeśli naprawdę ktoś się dowie, że tu byliśmy będziemy mieć kłopoty!
Fedra uśmiechnęła się złośliwie.
-Jakoś wcześniej o to nie dbałeś! – zawołała. Zerknęła w stronę gołębia, który zagruchotał cicho. Lajos skrzywił się lekko.
-Chyba nie masz zamiaru go ze sobą brać?! One przynoszą mnóstwo paskudnych chorób! Mama tak zawsze mówi!
Dziewczynka puściła mimo uszu ostatnią uwagę, ściągnęła płaszcz a wolną ręką wzięła ptaszka i ułożyła go w swoich ramionach, które teraz stały się przytulnym posłaniem; gołąbek nie stawiał oporu pewnie dlatego, że był zbyt słaby.
-Zabiorę cię do domu i uwolnię gdy tylko wyzdrowiejesz. – szepnęła drapiąc go palcem po łębku. Od kiedy była mała, prawie zawsze podczas swych wędrówek z Lajosem znajdywała jakieś potrzebujące pomocy zwierzątko; dopóki trzeba było je nakarmić lub napoić potrafiła sama się z tym uporać, jednak gdy chodziło o wyleczenie rannej łapki, bądź złamanego skrzydła jak w tym przypadku, Fedra zanosiła poszkdowane zwierzaki do swojej matki; Leda zawsze wiedziała co robić, a poza tym była kapłanką w świątyni Gai, przez co miała dostęp do wszelkich lekarstw, ziół oraz innych medykamentów.
Przemknęli przez wioskę i gdy dotarli pod dom Fedry, Lajos uśmiechnął się i wskazał brodą dróżkę prowadzącą do rynku.
-Zobaczymy się jutro, o tej samej porze, na tarasie!
Kiwnęła głową i pomachała mu na pożegnanie, po czym weszła do środka; w powietrzu unosił się zapach świeżo przygotowanej zupy. Dziewczynka zdjęła swoją skórzaną sakiewkę, którą zwykła przerzucać przez plecy i powiesiła ją na małym, drewnianym haczyku.
-Mamo, wróciłam! – oznajmiła. Rozległy się czyjeś kroki, do przedpokoju wkroczyła wysoka i szczupła kobieta o długich, bursztynowych włosach. Na widok Fedry całej w bąblach i w podartej todze położyła ręce na biodrach i zmarszczyła brwi.
– Gdzież ty się znów włoczyłaś?!
Fedra spuściła wzrok, mając nadzieję, że wizyta w ‘’Hadesie’’ się nie wyda.
-Byliśmy z Lajosem koło świątyni…i tam…tam były pokrzywy…a potem..potem znalazłam tego gołąbka…ma złamane skrzydło. – wymamrotała. Leda kucnęła koło córki i delikatnie odwinęła płaszcz, aby obejrzeć rannego ptaka.
-Połóż go na taborecie w kuchni, zaraz się nim zajmę. A ty w tym czasie załóż czyste ubranie i umyj twarz i ręce. Wieczorem posamuruję ci te paskudne bąble maścią. Mogłabyś bawić się z innymi dziewczynkami na placu, zamiast włóczyć się z synem Janusa, gdzie wam się tylko podoba! – westchnęła i skierowała się do kuchni. Fedra wywróciła oczami i powędrowała za nią; ostrożnie ułożyła gołębia wraz z płaszczem na taborecie w kuchni, po czym pobiegła po schodach na górne piętro, jak zwykle omijając skrzypiący stopień. Obmyła wodą z miednicy ramiona, nogi i twarz, przebrała się w czystą togę, po czym zeszła z powrotem na dół. Leda zdążyła już opatrzyć skrzydło gołębia i przełożyła go wraz z posłaniem na wewnętrzny parapet okna.
-Za kilka dni będzie na tyle sprawny, by mógł sobie sam poradzić. – powiedziała, po czym wskazała stojącą na stole miskę z zupą.
-Jedz. Już wystygła.
Fedra usłuchała; kiedy tylko ciepły płyn spłynął do jej żołądka od razu poczuła się lepiej. I wtedt to Leda zerknęła na nią podejrzliwie, jednak gdy przemówiła kąciki jej ust zadrgały lekko, jakby powstrzymywała uśmiech:
-Od kiedy to koło świątyni rosną pokrzywy?
***
Było już dobrze po północy kiedy idealna cisza panująca w domu została zakłócona przez dobiegające z dołu kołatanie do drzwi. Gwałtownie wyrwana ze snu Fedra usiadła na łóżku. Zamrugała kilkakrotnie na wpół przytomna próbując przez chwilę oddzielić marzenia od rzeczywistości, nie do końca pewna czy ów dźwięk jej się czasem nie przyśnił; jednak kiedy rozległ się ponownie a na korytarzu dało się słyszeć kroki Ledy wstała i ostrożnie uchyliła drzwi swojego pokoju, tym samym wychodząc na korytarz.
Przeszła przez niego na palcach, uważając przy tym na skrzypiącą podłogę i zatrzymała się przy balustradzie schodów; kiedy przewiesiła się przez nią całkiem nieźle widziała hol i drzwi frontowe. W jej polu widzenia pojawiła się wysoka i smukła sylwetka Ledy; kobieta uniosła zasuwę i przekręciła zamek w drzwiach, otwierając je. Z progu natychmiast odezwał się przybysz.
-Witaj, Ledo. – powiedział melodyjnym głosem. Leda przesunęła się nieco by wpuścić wędrowca. Był ubrany w ciemny, dobrze zakrywający płaszcz i przez to trudno było określić czy była to kobieta czy też mężczyzna, lecz oceniając po głosie nieznajomy należał do tej pierwszej grupy. Leda wydawała się zdumiona jego wizytą.
-Kalhan? Co ty tu robisz?
Kobieta zwana Kalhan westchnęła.
-Wybacz mi późną porę, ale musimy porozmawiać. Podróż była…ciężka. Straciłam też konia i musiałam przebyć resztę drogi na piechotę…- powiedziała, po czym zdjęła kaptur – miała egzotyczną urodę, piękne ciemne oczy, pełne usta i opaloną twarz okoloną czarnymi lokami.
-Przejdźmy do kuchni w takim razie. – zaproponowała Leda. Teraz dziewczynka nie słyszała już nic z ich rozmowy. Jej matka przepuściła Kalhan przodem a przed zamknięciem drzwi kuchennych zerknęła podejrzliwie w stronę schodów, ale Fedra schyliła się tak, że matka jej nie zauważyła; Leda weszła do kuchni i zatrzasnęła drzwi.
Tymczasem dziewczynka jak na skrzydłach sfrunęła po schodach omijając ostatni skrzypiący stopień, przemknęła przez sień i dotarła pod kuchenne drzwi; gdy przycisnęła do nich ucho całkiem nieźle słyszała co się za nimi działo. A to, co usłyszała miało wkrótce się spełnić. Chociaż sama jeszcze o tym nie wiedziała.
Oj tam, mi wcale ten bałagan nie przeszkodził. 😀
A opko – no cóż, muszę Cię rozczarować, ale było genialne. 😀 Masz taki przyjemny, lekki styl, lecz po już nieco zawaansowanych słowach, szczególnie przymiotnikach widać, iż należy do doświadczonego pisarza. Naprawdę Cię podziwiam, i za fabułę, że dajesz radę tak wszystko ze sobą łączyć, i za talent. Nawet nie wiesz, jak ja Ci zazdroszczę.
Strasznie miło mi słyszeć tak przyjazne komentarze! Dziękuję z całego serca, Pallas i przepraszam, że tak rzadko komentuję opowiadania moich fanów, ale nie mam aż tak dużo czasu jakby się wydawało
Oj weź się w ogóle tym nie przejmuj, przecież nikt Ci nie każe. 😉 Najważniejsze, byś wysyłała dalsze fragmenty Ambrozji, bo to jedno z moich ulubionych opowiadań na bogu. 😀
O matko, to wciąga jak książki Riordana. Naprawdę 😀
I te opisy – krajobrazów, ludzi – przepiękne!
Kocham to, kocham to!
Mam nadzieję, że wydasz książki, jeśli tak – na bank kupię 😀 😀
Ale wiesz, że na prawdę masz ogromną szansę? Bo masz wielki talent!
Dzięki Nana <3 Chciałam SPRÓBOWAĆ coś wysłać, ale boję się zawodu
Ojej, chociaż spróbuj, ja jednak wierzę, że Ci się uda 😀
Uszy do góry 😉
wcale nie żałuje ,żę przeczytałam to opko ;DD
ostatnio mam na nie bardzo mało czasu o ciągle gdzieś wyjerzdzam ale na twoje zawsze znajde czas możesz byc tego pewna ;))
było świetne, magiczne i wciągneło mnie . Piszesz jak zawodowiec 😀 to widac po języku którego urzywasz .
i nie bój się zawodu bo masz wielki talent ,
więc nie myśl tylko ślij do wydawcy 😉
życze powodzenia
PS Na serio wyślij :))
No masz talent i to nie mały Nie mogę się doczekać następnych części Fabuła strasznie wciąga xD.
Nie jestem godna, żeby to czytać. A mój komentarz nie jest godny, żebyś zaprzątała sobie nim głowę. Pisze go tylko dlatego, że czułabym się podle, nie wyrażając chociażby cząstki mojego zachwytu. To jest przewspaniałe, przecudowne i niemożliwie genialne. 😀 Więc, proszę, wyślij cd tak szybko, jak możesz!
Opko jest zbyt wspaniałe by mój mózg wymyślił komentarz odpowiadający pięknu twojego opowiadania. 😀
Dziękuję wszystkim z całego serca za przemiłe komentarze! Jesteście kochani!
„Zacisnęła pięści i zmierzyła w jego stronę żołnierskim krokiem.”- uroki czasu przeszłego…
„To, co wcześniej musiało być pięknym ogrodem, teraz było stertą chwastów i krzewów”- to brzmi, jakby ktoś powyrywał wszystkie rośliny i zwalił je na kupę. „Pole(tko)”, „królestwo” czy (przy drobnych zmianach) po prostu „teren” zamiast „kupy” załatwiłyby sprawę.
„Zerknęła w stronę gołębia, który zagruchotał cicho.”- poprawną formą jest chyba „zagruchał”…
„Wieczorem posamuruję ci te paskudne bąble maścią.”- o ile wiem, obrażenia się „smaruje”…
Znalazłam trochę powtórzeń, ale nie walą jakoś strasznie po oczach.
Używasz bardzo dużo średników („;”). Mogłabyś powiedzieć mi, jakie są zasady ich stosowania? Bo w szkole tego nie miałam, a wiadomościom z sieci raczej nie ufam…
KOCHAM TWOJE OPISY!!! Są tak przezajewyjesuperhipermegacudne, że aż słów brak!!!
Dzięki za komentarz. Co do średników powiem szczerze, że dokładnych reguł nie pamiętam. Do gimnazjum uczęszczałam we Włoszech i zapomniałam jak się pisze po polsku Co do ‘’smarowania’’ to była paskudna literówka, których mam strasznie dużo ;(