Moi drodzy czytelnicy (bo kilku takowych mam), od razu ostrzegam, że nie jestem dobra w wymyślaniu i pisaniu wątków romantycznych, ale muszę się tego nauczyć, gdyż są dobry wytłumaczeniem poczynań bohaterów. W tym opowiadaniu wprowadziłam ów wątek, właśnie dlatego, że jest on mi potrzebny do prowadzenia dalszej fabuły. Z góry przepraszam za jakoś wyżej wspomnianego.
Z dedykacja dla Piterra, za „Inaczej” i The End za „Filia Neptun Posidon” i „Vallet” .
Ta część jest ogólnym ukłonem w stronę naszego polskiego systemu edukacji. I moim osobisty w stronę mojej nauczycielki z klas jeden trzy, za zatrucie mi trzech lat szkoły, groźby, że nie zdam do drugiej, trzeciej oraz czwartej klasy, no, i oczywiście za ból brzucha przed co tygodniowym dyktandem. Dziękuje bardzo, Yzmo.
„We don’t need no education,
We don’t need no thought control”
(Nie potrzebna nam edukacja,
Nie potrzebna nam kontrola myśli)
…
Teachers leave them kids alone
( Nauczyciele zostawcie dzieci w spokoju)
…
All is all, it’s just another brick in the wall”
(Koniec końców, jesteśmy kolejną cegłą w murze)
Pink Floyd- Another brick in the wall (polecam obejrzeć teledysk)
Aleks odskoczył ode mnie jak oparzony. Podniosłam się szybko i usiadłam, poczym powoli odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na niego zdziwionym, a za razem zaciekawionym wzrokiem. Z ciągnęłam brwi i zmrużyłam oczy.
– Co ty tu robisz?- spytałam spokojnie.
– Ja-a-a-a- syn Posejdona wyglądał na zszokowanego, jakby spodziewał się, że zmienię się w coś, co go zje.
– Wszystko z tobą w porządku?- spytałam, marszcząc czoło w wyrazie zmartwienia. Zazwyczaj się tak nie zachowywał.
– Tak- powiedział powoli, ściągając w zastanowieniu brwi, tak, że nabrałam pewności, że coś jest z nim nie w porządku.- Chciałem tylko z tobą porozmawiać, a drzwi były otwarte na oścież- zaczął się gorączkowo tłumaczyć.
-Taaa, nie mam raczej w nawyku ich zamykania- odparłam zmieszana, krzywiąc się kierując wzrok do nikąd.- W Obozie Jupitera wszyscy bali się do mnie przychodzić.
– Czemu?- zdziwił się.
– Córka bogini, która patronuje obozowi, wychowana przez Mojry, robiąca plecionki z nici życia, tak potężna, że w wieku sześciu lat pokonywała bogów, umiała znikać, przechodzić przez ściany i uśpić wszystkich w promieniu pięciu kilometrów, raz zniszczyła Obóz, aspołeczna, z budtowniczą smykałką, pośród bezwolnych baranków systemu. Byłam niezwykle lubiana, wiesz?- zakpiłam. Jednak, kiedy zobaczyłam współczucie w jego oczach, dodałam.- Miałam trzech przyjaciół. To zawsze coś.
– Kogo?- chłopak trochę mnie wkurzał tymi lakonicznymi pytaniami.
– Angela Bobofit, córka Marsa i Floresis Ros, potomkini Flory- wyjaśniłam. Aleks posłał mi niepewne spojrzenie i zadał jeszcze jedno, dziwne pytanie.
– A Jason?
– Tak, on też- stwierdziłam zamyślona.- Moja matka przysyłała go do mnie codziennie, po tym jak przybył na Obóz. Z czasem w końcu się zaprzyjaźniliśmy. Ale mojej „kochanej mamusi” i tak to nie zadowoliło. Chciała nas zaręczyć, kiedy miałam trzy lata- na widok zaszokowanego spojrzenia syna Posejdona, sprostowałam.- Kiedy ona była mała, zaręczanie dzieci w tak młodym wieku było popularne. Miałam szczęście, że Mojry powiedziały, że nie jest mi przeznaczony.
– Czemu twoja mam tak się na niego uparła?
– Bo jest synem Jupitera z patronatem Junony, świetnym wojownikiem, potencjalnym przywódcą; w skrócie idealną partią- powiedziałam z goryczą i podciągnęłam kolana pod brodę.- Ale on jest tylko moim przyjacielem, a matka mi tego nigdy nie wybaczy.
– Miałaś porypane dzieciństwo- stwierdził.- Treningi szermierki od najmłodszych lat, wychowały cię boginie przędące nicie życia, mama odebrała ci zwykłe dzieciństwo, narzucała przyjaciół i za razem przyszłego męża, ale miała w nosie to, co czujesz.
– W skrócie, to tak- odparłam, przekładając wzrok zpowrotem na niego. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam przypatrywać się płynącej wodzie.- To, o czym chciałeś porozmawiać?- na dźwięk tych słów, Aleks przełkną głośno ślinę.
– Chodzi o to, w jakim stanie mnie ostatnio znalazłaś- zaczął nieśmiało.
– Znaczy…- poczułam się mocno zmieszana- …jak próbowałeś wbić sobie nóż w brzuch?
– Tak- potwierdził, spuszczając głowę.- Zrozum, to był dla mnie ciężki okres. Moja mama niedawno zmarła, jedyny brat zaginą bez wieści, a dziewczyna, za którą czułem się odpowiedzialny, zniknęła równie tajemniczo, co Percy. Po prostu czułem się, jakbym zawalił na całej lini.
– Czułeś się za mnie odpowiedzialny?- spytałam zdziwiona. Syn Posejdona podniósł na mnie wzrok. W jego morsko zielonych oczach zobaczyłam gniew i wyrzuty.
– Przyprowadziłem cię na Obóz, wprowadziłem w to wszystko! Bałem się o ciebie, kiedy zniknęłaś.
– Bałeś się o mnie? Bo przyprowadziłeś mnie na Obóz? Nie ściemniaj- niedowierzałam.- Jeżeli już strzępisz sobie język i zajmujesz mój czas, to chociaż mów prawdę.
Aleks usiadł obok mnie, tak, że stykaliśmy się łokciami.
– J-a-a-cie-cię-lu-u-bię…- jąkał się.
– No ja ciebie też, jesteś moim przyjacielem- odparłam nie rozumiejąc jeszcze, o co mu chodzi.
– Tyle, że ja cię lubię, tak trochę bardziej, niż przyjaciółkę- jego odpowiedź mnie oszołomiła. Odwróciłam powoli głowę i przenosząc wzrok na chłopaka. Nasze spojrzenia się spotkały. Nasze nosy były kilka centymetrów od siebie. Aleks pochylił się w moim kierunku i zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Pocałował mnie. Nie odepchnęłam go.
Kiedy się odsunął miał niepewną minę. Po chwili jednak uśmiechnął się szeroko. Cały czas nie odrywałam od niego zaszokowanego spojrzenia. Powoli, ale stanowczo pochyliłam się do niego. Kiedy byłam dość blisko, szybkim ruchem przytuliłam go z siłom porównywalną do chwytu zapaśniczego. Wtuliłam twarz w jego ramię, z moich oczu pociekły łzy, mocząc jego zieloną koszulkę w kolorze trawy.
– Udusisz mnie- wydusił, choć nie zabrzmiało to przekonywująco. Kiedy próbowałam się odsunąć i opanować, przycisnął mnie zpowrotem, odwzajemniając uścisk. Nie wiem ile czasu spędziłam wtulona w Aleksa. Niezbyt mnie to obchodziło. W pewnym momencie oddaliłam się od niego na tyle, żeby widzieć jego twarz. Uśmiechał się. Ja też.
Wcześniej nie byłam nawet świadoma tego, jak bardzo zależy mi na synu Posejdona. To dlatego powstrzymałam go, kiedy próbował się zabić. Pomyślicie, że jestem bezduszna, ale innym pozwoliłabym to zrobić. Nie chce decydować za ludzi, jak potoczy się ich życie. Mną sterowano i nie życzę tego nikomu. Warto mieć własną wolę. W przypadku Aleksa… po prostu nie mogłam go stracić. Zależało mi na nim.
– Jak brzmi twoje pełne imię- spytał znienacka.
– Meggie Atalanta Hipolita Mad-Ariadne- odparłam.- Czemu pytasz?
– Meggie Atalanto Hipolito Mad-Ariadne- zaczął- czy mam rozumieć, że zgadzasz się zostać moją dziewczyną?
– Nie- powiedziałam przybierając poważny wyraz twarzy. Chłopak skamieniał.
– A-l-e-e-e- wydukał zaskoczony. Zaśmiałam się i dałam mu całusa w policzek.
– Mam cie- powiedziałam z tryumfalnym uśmiechem na ustach. Aleks odetchnął z ulgą i spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Jesteś niemożliwa- wyrzucił mi.
– Ależ zawsze taka byłam- powiedziałam i pokazałam mu wszystkie moje zęby w wielkim uśmiechu.
– I taką cię lubię- odparł.
– Cieszę się- zaczęłam- Ale na ciebie już chyba czas. Pogadamy jutro, jeszcze zanim skopię tyłek Jasonowi.
– On nie jest takim złym szermierzem – ostrzegł mnie.
– Może i jest niezły, ale i przewidywalny- powiedziałam i wstałam.- A sam musisz przyznać, że nigdy nie wiadomo, co mi przyjdzie do głowy. To mój główny atut.
***
Weszłam na piętro. Ściana po prawej stronie schodów była cała zrobiona ze szkła, z drzwiami na taraz pełen maków, chabrów, kaktusów i różnobarwnych storczyków w doniczkach. Trzeba było przyznać, że Hefajstos się postarał. Był środek zimy, a kwiaty przechodziły właśnie pełnie rozkwitu, w ogóle nie marznąc. Mimo, że perspektywa zanurzenia się w morzu roślin była tak kusząca, odwróciłam się i otworzyłam czarne drzwi, znajdujące się naprzeciwko balkonu.
Uśmiechnęłam się. Pomieszczenie, do którego weszłam było dokładną repliką mojego pokoju. Każdy kawałek ściany był zastawiony półkami i szafami pełnymi książek. Były czarne, granatowe, szare i ciemno zielone, z różnymi, głównie roślinnymi rzeźbieniami. Nie było ich w sumie aż tak dużo, bo pomieszczenie było stosunkowo niewielkie, a posiadało około dziesięciu okien, wychodzących na trzy strony. Każdy widoczny kawałek regałów został zaklejony kartkami z wierszami oraz dziwacznymi i raczej niezbyt udanymi rysunkami. Nie mogę powiedzieć, jaki kolor ma dywan do sama już zapomniałam. Cała podłoga była zawalona najróżniejszymi poduszkami, od białych, przez krwisto czerwone, po czarne, kwadratowe, prostokątne, okrągłe. Ich warstwa miała z czterdzieści centymetrów grubości i prawie uniemożliwiała poruszanie się osobie nieprzyzwyczajonej. Ja jednak w trzech susach doskoczyłam do największego okna o dwóch dużych skrzydłach, znajdującego się naprzeciwko drzwi. Otworzyłam je i wciągnęłam przyjemnie chłodne powietrze. Przez to okno także można było dostać się na taraz otaczający całe piętro. Parapet miał około pół metra szerokości i był zarzucony moimi ulubionymi jaśkami. Od kiedy pamiętam spałam tam, ponieważ nienawidziłam łóżek. Uklękłam na swoim legowisku.
Czułam się taka szczęśliwa. Wszystko ułożyło się dobrze. Obozowicze przyjęli mnie ciepło (oczywiście z paroma niepoczytalnymi wyjątkami). Zdążyłam umówić się z Jasonem na pojedynek. Spotkałam starą przyjaciółkę. Ułożyło mi się z Aleksem (choć cały czas zdaje mi się to dziwne). Znalazłam nowy dom. I, jak mogłabym o tym zapomnieć, utarłam nosa Atenie.
Uśmiechnęłam się jak wariat. Spojrzałam w niebo, w kierunku Nowego Jorku.
– I co ty na to, Sowia Główko?- wrzasnęłam, jakbym chciała, żeby bogini mądrości usłyszała mnie na Olimpie. Niebo zagrzmiało, a z lasu doszły mnie odgłosy oburzonego hukania ptaków Ateny.- Ta, ta. Grzmij sobie grzmij mi i tak nie zepsujesz tym humoru- powiedziałam ze znużeniem.
Po chwili ściągnęłam skarpetki i wyszłam na balkon. Poczułam pod stopami trawę zroszoną rosą. Zamknęłam oczy i napełniłam płuca sporą porcją nocnego powietrza. I w tedy to poczułam. Zapach był delikatny, ale znajomy i tak rozkoszny. W dwóch susach doskoczyłam do ściany domu pokrytej kamieniem tak, żeby przypominała miniaturowe zbocze z występami skalnymi i drobnymi jaskiniami. W każdym owym występie i każdej jaskini znajdował się pojedynczy zielony krzaczek. Na każdym krzaczku znajdowały się owoce. Piękne, czerwone owoce z widocznymi pestkami.
– TUŚKAWKI!!!- pisnęłam i zerwałam jedną. Włożyłam ją do ust i rozpłynęłam się w smaku mojego ulubionego daru natury. – Bogowie, jak ja dawno nie jadłam truskawek- w moim głosie było słychać pełnie szczęścia. Zjadłam kilka kolejnych owoców, poczym stwierdziłam, że jestem głupia. Włożyłam jeszcze jedną tuśkawkę do ust i wróciłam do okna. Przechyliłam się do przodu i wyciągnęłam rękę, po czym wymacałam pośród poduszek ukrytą klapkę w podłodze. Uniosłam ja lekko i wsunęłam w nią rękę. Uśmiechnęłam się, kiedy poczułam pod palcami znajome kształty. Po chwili moim oczom ukazały się słoik Nuteli i łyżka. Otworzyłam pojemnik czekoladowego kremu i wetknęłam w niego sztuciec, po czym wróciłam do ściany truskawek. Zaczęłam zagadywać się na przemian owocami i Nutelą, uśmiechając się przy tym z zadowoleniem do księżyca, który wisiał na niebie jak srebrny rogalik. Nigdy wcześniej nie czuła się tak szczęśliwa.
***
Mój dzień mógł być najwspanialszym ze wszystkich, ale bogowie by się wściekli, gdyby w nocy coś ciekawego mi się nie przyśniło.
Dla odmiany, Gaja dała mi spokój. Nieco dziwiłam się, kiedy po raz kolejny znalazła się w parku na Olimpie. Minerwa mierzyła mnie wściekłym spojrzeniem, siedząc koło mnie na ławce z czarnego drewna. Uśmiechnęłam się do niej tryumfalnie i wciągnęłam w nozdrza słodki zapach różnorodnych kwiatów, które nas otaczały.
– Nie myślisz- rzuciła gniewnie, przez zaciśnięte zęby.- Nie przewidujesz. Nie planujesz.
– Bo to nie walka, Nerwko- przez chwile myślałam, że bogini mnie zamorduje, ale skrzyżowała tylko ręce na piersiach.
– Życie to nieustająca walka- powiedziała po kilku sekundach już całkiem spokojna. Zmierzyła mnie żelaznym spojrzeniem.
– Nie- zaprzeczyłam kręcąc głowa z politowaniem.- Tym jest dla was, Wielkiej Dwunastaki. Nie umiecie posiedzieć przez chwile spokojnie na tyłkach, żeby nie zacząć się kłócić.
– Musisz wałczyć o możliwość swojego rozwoju, utrzymanie swojej pozycji- mówiła dalej, jakby niedocierany do niej moje słowa.
– Nie muszę- odparłam powoli.- Hestia też to rozumiała, oddając swój tron Dionizosowi. Poddała się, żeby tylko chronić ognisko domowe.
– Widzę, że twój mózg już zupełnie przestał funkcjonować- stwierdziła z rezygnacją.- A co z widmem, które się zbliża. Z tym musisz walczyć- zmieniła temat.
– Niby dlaczego?!- oburzyłam się.
– Ponieważ- i temu faktowi nie zaprzeczysz- jesteś herosem. Robicie to od pokoleń- jej tok rozumowania był całkowicie błędny.
– Ten cały głupi konflikt zaczął się od tego, że wy ich na nas nasłaliście. My nie musimy z nimi wałczyć- krzyknęłam.- Poza tym, czy sufrażystkom przeszkadzało w zmianie świata to, że kobiety od pokoleń były uważane za gorsze od mężczyzn? Nie. Właśnie dlatego chciały coś zmienić. A pośród nich były także i twoje córki. One podobno są mądre.
– Nie uciekniesz przed walka- powiedziała Minerwa, a ja pokręciłam z politowaniem głową.- Zastanów się nad moimi słowami.
-Lepiej ty zastanów się nad moimi, Nerwko- powiedziałam.- Do zobaczenia.
I sen się rozmył.
***
Kiedy obudziłam się rano, czułam się okropnie. Głowa mi pękała, oczy piekły, a kiedy próbowałam oddychać nosem, zaczęłam się dusić. Skrzywiłam się i wzięłam głęboki haust powietrza przez usta.
-Nie, no bez jaj- wrzasnęłam.- Aż tak nisko upadłaś? Katar?- natarczywy ból gardła doprowadził do kaszlu i zmusił mnie do przerwania lamentów.- Grypa- wychrypiałam.- Cios poniżej pasa Ateno!
Wstałam z mojego kochanego parapetu i podeszłam do ściany, znajdującej się kilka kroków dalej. Przejechałam po niej dłonią i wyczułam drobną wypukłość. Nacisnęłam ją, a cienkie tworzywo imitujący ścianę odsunęło się, ukazując szafę pełną ubrań. Przeważały tam czernie, fiolety, szarości i granaty, często można było tam też zobaczyć zieleń. Ubrałam się ciepło, w grube skarpetki, luźne dżinsy, trawiastą bluzkę na długi rękaw i czarną, polarową koszulę. Trochę pomogło.
Z jednej z szuflad wyciągnęłam termometr elektryczny. Usiadłam na podłodze, a raczej zwale poduszek i wetknęłam ustrojstwo pod pachę. Już po chwili zadzwoniło donośnie. Trzydzieści sześć. Cholera. Trzy stopnie za nisko.
Zrezygnowana poczłapałam na dół, do kuchni.
Pomieszczenie było kwadratowe, o boku około czterech metrów. Na środku stał, również równoboczny, stół. Wokół, przylegając do obłożonych czarnymi płytkami ścian, stały szafki i zmywarka z blatami z kafelków. Wszelkie meble były w jasnych odcieniach szarości. Dwie ściany nie były jednak czarne, lecz pomalowane na ciemno zielono. Było w nich mnóstwo okien, które wpuszczały światło i widok na Obóz. Tylko on przypominał mi, że po czarnym parkiecie do kuchni nie wejdą za chwile trzy staruszki, żądając jajecznicy.
Wstawiłam wodę w czajniku i przygotowałam kubek z zieloną herbatą. Zasypałam go w jednej trzeciej brązowym cukrem. Zalałam napar. Byłam głodna, ale nie miała ani krztyny apetytu. Jeść jednak trzeba. Wstawiłam mleko na gaz. Usiadłam na jednym z krzeseł z półlitrowym kubkiem i zaczęłam rozcierać kakao oraz cukier na jednrodną mieszaninę z mlekiem. Mnóstwo wspomnień napłynęło mi do głowy. Ważne decyzje, ekscytacja przed nowy doświadczeniem, płacz, kiedy matka krzyczała, bo nie robiłam wystarczających postępów. Rozmowy z Floresis, bójki z Angeliką, kłótnie z Jasonem. Dzieciństwo.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk kipiącego mleka. Poderwałam się i zakręciło mi się w głowie. Przysiadłam na krawędzi stołu. Jedyną rzeczą, której nienawidziłam niepodważalnie i nieodwracalnie, jest grypa. Podeszłam do kuchenki, tym razem powoli i wlałam roztwór do wrzącego mleka. Usiadłam z herbatą i piłam powoli, próbując uspokoić zawroty głowy. Zakaszlałam, tracąc oddech. Zgięłam się w pół. Dusiłam się.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moich plecach.
– Meggie, wszystko dobrze?- głos Aleksa dotarł do mnie jak zza ściany deszczu.
– Zgaś kakao- wydusiłam. Oddech zaczynał mi się uspokajać. Podniosłam głowę. Syn władcy mórz patrzył na mnie z zatroskaniem, opiekuńczością.
– Nic mi nie jest- powiedziałam.- To tylko grypa.
– Katar wybił Inków- rzucił.- Powinnaś cieplej się ubierać.
– To nie jest wina nieodpowiedniego stroju, tylko rzymskiej wersji teściowej twojego brata- zaprzeczyłam i dopiłam herbatę. Lepka ciecz uśmierzyła trochę ból.
– Ateny?- spytał.
– Minerwy- poprawiłam go.- Poprztykałam się z nią w nocy. A ona często wpaja ludziom swoje racje niehumanitarnymi metodami.
– Minerwa zesłała na ciebie grypę, bo się z nią pokłóciłaś?- podsumował.
– Tak- odparłam.- Chcesz kakao? Herbatę?
– Nie, dzięki, dopiero, co było śniadanie- powiedział.
– Przepraszam, ale muszę wydmuchać nos- stwierdziłam jakże inteligentnie.
***
Przegadałam z Aleksem półgodziny, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi.
– Drzwi są zamknięte? – zdziwiłam się.- Tu w ogóle jest dzwonek?- więc jednak ten dom mógł mnie jeszcze zaskoczyć.
– Ja zamknąłem za sobą, odruchowo- wyjaśnił. Po chwili ciszy, dodał.- Może otworzysz?
– Mógłbyś ty?- poprosiłam.- Ja się przewrócę.
– Dobrze- zgodził się.
Po minucie wrócił z jakimś chłopakiem o ciemnej karnacji.
– Cześć, jestem Leo, syn Hefajstosa- przedstawił się.
– Meggie Atalanta Hipolita Mad-Ariadne, córka bogini kolorów. Herbaty?- spytałam.
– Nie- zaprzeczył.- Wiesz, trochę zimno tu masz.
Zamiast odpowiedzieć, znowu wybuchłam kaszlem. Kiedy się uspokoiłam, Leo patrzył na mnie ze współczuciem.
– Jestem zbyt chora, żeby napalić- wyjaśniłam.
– W takim razie przekaże ci wiadomość od Jasona i pokażesz mim piec- uśmiechnął się.- Mam smykałkę do ognia.
– To wiem- stwierdziłam.- Bije nim od ciebie. Poczułbyś pewnie ode mnie to samo, ale mam obniżoną temperaturę. Trzydzieści sześć.
– Spoko- powiedział powoli.- Co do wiadomości, to Jason ma taki swój natłok wspomnień. Jest niezdolny do walki i prosi o przełożenie pojedynku na jutro.
– Proszę bardzo- stwierdziłam.- Sama ledwo żyję- poczym zwróciłam się do Aleksa.- Chodź z nami do pieca, bo sama się przewrócę.
***
I poszliśmy. Po kolejnej godzinie w moim domu było cieplutko i przyjemnie.
– Może chciałabyś zobaczyć zajęcia teoretyczne?- spytał Aleks.
– Czemu nie- zgodziłam się.- Tylko wezmę zapas chusteczek.
I poszliśmy.
***
Zajęcia odbywały się w specjalnie zbudowanym w tym celu budynku. Miał tylko jedno pomieszczenie, pełne ławek, z dwoma szafami na końcu i zieloną tablicą na przeciwległej ścianie. Poczułam się jak na lekcji w klasach jeden-trzy. Ciarki przeszły mnie po plecach. Nie lubiłam tych zajęć, już to czułam.
Usiadłam z Aleksem w ostatniej ławce. Zebrał się cały domek Hermesa.
– Kto będzie nas uczyć?- spytałam.
– Jedna z córek Ateny, Melani- odparł.
I wtedy weszła do przez drzwi. Pozornie ładna i miła, blondynka o szarych oczach, w których kryło się znudzenie życiem i chęć wyżycia się na niewinnych herosach. Urodzona nauczycielka.
– Dzisiaj znowu omawiamy warunki, w których żyli starożytni Grecy- stwierdziła, poczym machinalnie otworzyła książkę i zaczęła czytać wcześniej zaznaczone fragmenty tak monotonnym głosem, że zechciało mi się śmiać.
Smęciła coś o mieszkaniu przeciętnego obywatela i sposobie przystrajania ołtarzyków. Nudne i nieprzydatne. Jakbym wróciła do polskiej szkoły.
– Każda lekcja tak wygląda?- spytałam z oburzeniem Aleksa.
– Raz na dziesięć zajęć przerabiamy mitologię- stwierdził spokojnie.
– To chore- wściekłam się. Może powiedziałam to trochę za głośno, bo Melani ucichła i spojrzała na mnie znacząco.
– Coś ci nie pasuje, Mad?- spytała wyzywająco.
Nie wytrzymałam. Nie zniosłam tego tonu. Miałam do niego uraz z dzieciństwa.
Wstałam.
– Nie chce kwestionować twoich metod nauczania i w ogóle, ale do czego współczesnym herosom ma się przydać wiedza, o tym jak mieszkał starożytny Grek?- powiedziałam spokojnie.
– Odnotowano przypadki podróży herosów w czasie – powiedziała triumfalnie.
– Nie mówię, że nie powinno się przeprowadzić kilku takich lekcji, chociażby, żeby poznać nasze dziedzictwo, ale co za dużo to niezdrowo- tłumaczyłam zaciekle.- Podstawą edukacji powinna być mitologia. Z niej można czerpać wiedzę o wrogu, a bez niej, nie wygra się, córka Ateny powinna to wiedzieć. Jeżeli dochodzi do walki, dobrze wiedzieć gdzie potwór ma słabą stronę. Dlatego mity o ich pokonaniu są ważne dla przeżycia poza Obozem.
– Uczę ich tego- powiedziała już lekko wkurzona.
– W za małej ilości- rzuciłam bez zastanowienia. Zakaszlałam i ponownie przeniosłam wzrok na dziewczynę.- Poza tym, są sposoby na unikanie walki. Istnieją zioła, które po zmieszaniu z nektarem prawie całkowicie niwelują zapach herosów. A to właśnie zapach nas zdradza.
– Słyszałam, że nie są tak skuteczne- wysyczała przez zęby.
– Trzy miesiące urywałam się przed moją matkę, a ona nasyłał na mnie chordy potworów- stwierdziłam, a mój ton powoli tracił spokój.- W końcu najważniejsze. Coś co wy wszyscy, bogowie, Chejron, dzieci Ateny, przemilczacie przed resztą. Przysięga Ejrene- ostanie słowa wykrzyczałam. Coś we mnie pękło, zapiekła szyja. Za to Melani zbladła.
– To tylko głupi mit- wyszeptała, tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
– Heros mówiący „to tylko głupi mit”?- zakpiłam. Poczym ciągnęłam tak bojowym tonem, że ledwo poznawałam w słowach własny głos.- Robicie im pranie mózgu. Wmawiacie, że bez was nie przeżyją. To stek kłamstw. Ale dzięki niemu łatwiej ich kontrolować. Idą za wami niczym baranki na rzeź, bo przedstawiliście im tylko dwie możliwości: iść z wami z szansą na jakiekolwiek życie lub zostanie poza Obozem na pastwę potworów. Uzależniacie ich od siebie, bo jesteście uzależnieni od nich. A nieuświadomionymi i zdesperowanymi ludźmi łatwiej się rządzi, bo nie myślą o buncie, słuchają- nie mówiłam już do córki Ateny. Uniosłam twarz w górę. Mówiłam do bogów.- A jest przecież trzecie wyjście.
– Ona ma rację- ten głos wydawał mi się znajomy.
Spojrzałam na drzwi. Stała tam brązowowłosa dziewczyna około trzynastki. Była tak przeciętna, jak tylko można. Wzrost, sylwetka, sposób ubierania, mętne oczy. A jednak dojrzałam w niej coś, co mówiło, że posiada wiele niezwykłych cech. Co do wyglądu, od tej normalności odcinał się tylko sierp, wiszący u jej pasa. Nie sądziłam, że ktokolwiek w Obozie mógł patrzeć, a co dopiero nosić przy sobie takie ostrze. Nie po wojnie.
– Sama znam kilka mieszanek ziołowych, wypróbowanych na Nico di Angelo, które nie tylko eliminują zapach naszej krwi, ale nawet odstraszają potwory- ciągnęła spokojnie.- Sama siedzę w Obozie tylko ze względu na pacjentów- poczym odwróciła się lekceważąco od zdezorientowanej, ale i oburzonej Melani.- Co do ciebie, to nikt nie będzie mi się szlajać chory po obiekcie. Jeszcze kogoś zarazisz. Do lecznicy, migiem- powiedziała i zachęciła mnie ruchem głowy. Wzięłam moją kurtkę, czarną z wodoodpornej imitacji zamszu i poszłam z nią.
***
Lecznica była przyjemna. Urządzona prosto, funkcjonalnie i… biało. Ale najprzytulniejsze było ciepło. Jakbym siedziała przy kominku. Było to bardzo miłe uczucie, biorąc pod uwagę, że dopiero co przedarłam się przez kilkanaście zasp.
Siedziałam na jednym z białych łóżek. Na krześle obok spoczywał Aleks. Za to tajemnicza brązowowłosa gniotła coś w moździerzu.
– Chcesz lek na ciepło, czy zimno?- zapytała uprzejmie.
– Ciepło, jeśli można- wychrypiałam.
– Nie pytałabym się, gdyby niemożna było- powiedziała. Już po tych kilku zdaniach, które wypowiedziała, zdałam sobie sprawę, że jest niezwykle konkretną osobą.
– Jak masz na imię- zapytałam.
– Elion Mes, córka Apolla- wyjaśniła.- Ale ty niestrzęp swojego gardła. Z tego, co słyszę, jest już w dość opłakanym stanie.
Wysypała zawartość moździerza, do jakiego kubeczka i włączyła czajnik. Kiedy ciecz w środku- nie była to woda- się zagotowała, zalała mieszankę. Zamieszała i podała mi. Napar wyglądał jakby ktoś wymieszał żółtą jak słońce farbę z podsuszoną i mocno zmieloną trawą. Średnio apetyczne. Dziewczyna zachęciła mnie do picia gestem. Wzięłam łyk.
– Nektar- szepnęłam i wypiłam do reszty jednym haustem. Uśmiechnęłam się.- Poproszę dokładkę.
Poszła do czajnika i dolała, tym razem czysty napój bogów. Już miałam zacząć pić, kiedy Aleks powstrzymał mnie, łapiąc mocno za nadgarstek.
– El, oszalałaś, spali się- wyrzucił lekarce.
– Nie, ona ma inne ograniczenia niż my- odparła spokojnie.
– Ma rację- poparłam ją.- Na jednej imprezie wypiłam pięć litrów. Zadziało trochę jak nadmiar nalewki wiśniowej. Twój ojciec miał niezły ubaw. Z resztą jak większość olimpijczyków.
– Nie umiesz jeździć na rowerze, boisz się otwartego morza, masz uraz do różu, a jedzenie nieśmiertelnych działa na ciebie jak alkohol- wyliczył, poczym dodał.- O czymś jeszcze powinienem wiedzieć?
– Jest taka drobna rzecz, ale to nie temat na teraz- stwierdziłam.- Tematem na teraz jest to, skąd Elion zna moje ograniczenia.
– Po tym jak przynieśli cię nieprzytomną z mrozu, musiałam sprawdzić, czynie masz odmrożeń, czy ran- wyjaśniła.- A jak zobaczyłam twoje blizny, znamiona, nie wiem, to stwierdziłam, że zwykłym herosem to ty nie jesteś. A wnioskując z twoich rozległych boskich korzeni, śmiem twierdzić, że z medycznego punktu widzenia, jesteś nawet bardziej podobna do nieśmiertelnych, niż śmiertelnych.
Ta dziewczyna była piekielnie inteligentna.
***
Przez resztę dnia- z polecenia Elion- Aleks chodził za mną jak cień i czekał aż zakręci mi się w głowie, albo skończą się chusteczki do nosa i będzie musiał mi jakieś pożyczyć. Nie powiem, że było to wkurzające. Dzień minął mi całkiem miło, nie licząc bólu głowy, zatkanego nosa i kaszlu.
Kiedy wieczorem szłam spać, nie podejrzewałam nawet, jak źle potoczy się następny dzień.
SUUPER :D. Rzeczywiście długaśne Ci to wyszło :P.
A nie mówiłam, że wynudzę cię na śmierć. 😀
Magiap, skomentowałabyś moje i chione opko? Ja zaraz się zabieram do czytania twojego.
Bogowie, jakie to długie. No dobra, zabieram się za czytanie… 😀
Lubie twoja bohaterke 😀 Ma fajne imie!! Ariadne <3
Czekam na cd!
No. Skończyłam. I powiem tak, pierwsze co mi się żuciło w oczy to ,,przyprowadziłem cię NA OBÓZ”, no myślałam, że z krzesła spadne. A potem zaczęła się akcja rozkręcać. Prawie piszczałam z ekscystacji, takrze super. I coś tam jeszcze miałam, ale już zapomniałam. No, mniejsza o to. W każdym razie super, strasznie mi się podoba 😀 i dzięki za dedykacje ;P
Reaguję na to opowiadanie mniej więcej tak, jak jego bohaterka na „truśkawki” XD (tzn. totalną szajbą i bieganiem po suficie), ale znalazłam kilka nad wyraz ciekawych rzeczy:
„budtowniczą”- WTFF?! [dwa „f” są celowe]
„Zaczęłam zagadywać się na przemian owocami i Nutelą”- Ona rozmawia z jedzeniem?! (czy nazwy czekoladowego kremu nie pisze się przypadkiem przez dwa „l”?)
„mówiła dalej, jakby niedocierany do niej moje słowa.”- czy zamiast przymiotnika nie powinien się tu znaleźć czasownik?
„Ale ty niestrzęp swojego gardła”- pisownia „nie” z różnymi częściami mowy się kłania.
Moją droga, jak na 3903 znaków, to jest to dla mnie całkiem niezły wynik.
a właśnie, chodziło mi o to gadanie z jedzeniem. Dzięki arachne z przypomnienie
Dlugasne toto ale zajebiste a co do błędów to gdybym ja napisała tak długie opo to nawet gdyby mi je sprawdziły i poprawiły 3 osoby byłoby 20x więcej błędów …