Taaa… Nie wiem jak ja to dalej ciągnę…
No ale fabuła dalej trwa ^^ Jakby co to pisać w komentarzach
Dedyka dla wszystkich, co czytali
Wstałam i pościłam się biegiem. Mijałam ćwiczących, uczących się i bogowie wiedzą co jeszcze herosów. Widziałam Chejrona uczącego strzelać z łuku bandę dziesięciolatków. Przepchnęłam się przez tłum i stanęłam przed nim. Zaczęłam bardzo szybko mówić:
– Jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, to dotrze tu Mgła i garstka Łowczyń uciekających w stronę obozu.
Wszystkie dzieciaki spojrzały na mnie jak na idiotkę. Ogarnęłam ich władczym wzrokiem. Po tym uciekły. Zostałam sam na sam z centaurem. Próbował ogarnąć nieco moją wypowiedź. Zerwał się z miejsca i poleciał w stronę wielkiego domu. Po chwili pojawił się pan D cały brudny w coli. Próbował mi coś dopowiedzieć, ale przypomniał sobie sytuację sprzed dziesięciu miesięcy i się zamknął. Potem zapadła cisza. Pewien głos za mną ją przerwał:
– Ona ma rację. Jeśli im nie pomożemy to Mgła obejmie obóz i go zniszczy.
Za mną stał Adam. Czyli jednak to było prezentem. Dionizos tylko machnął ręką i już miał odejść, gdy rozległ się inny głos, tym razem mój:
– Dionizosie, jeżeli nie pokonamy Mgły, to zniszczy nawet Olimp! Jeżeli ty nam nie pomożesz, nic już stoi na jej drodze. Zginiesz razem z nami. Takie dał ci zadanie Zeus. Chronić herosów! Ta misja jest dla mnie.Ta misja jest dla wszystkich.
Dionizos zatrzymał się w pół kroku. Jego ręka zamieniła się w pięść. Odwrócił się na pięcie. Kipiał ze złości. Miał już we mnie rzucić jakimś czarem, gdy Cherjon powstrzymał go ręką. Centaur zacisnął dłoń na łuku. Już po sekundzie jego głos rozbrzmiewał po całym obozie:
– Jeszcze dzisiaj piątka herosów opuści obóz, aby pokonać Mgłę i uratować nas od nieszczęścia.
Wszyscy przerwali zajęcia. Każdy słuchał Chejrona z wielką uwagą. Kilka osób już biegło zgłosić się na misję, ale centaur wraz z panem D odeszli już do wielkiego domu. Tak więc zgromadzili się wokół nas dwojga i wypytywali co się stało, jaka misja i tak dalej, et cetera, et cetera…
W końcu zaczęło mnie to wkurzać. Usiadłam na kamieniu i zmieniałam inny kamień. Raz był psem, raz kotem. Po pięciu minutach nużącego ćwiczenia tłum się rozszedł. Została garstka osób, pragnących znać każdy szczegół. Do mnie przysiadł się syn Apolla. Tych to najbardziej nienawidziłam. Wracając do sprawy. Ów piękny blondynek siadł na kamieniu – psie. Wyszczerzył swoje zębiska. Od razu zrozumiałam o co mu chodzi. Z jakiś dziwnych przypadków miałam nieomylne przeczucie co się stanie za kilka sekund. Fatalnie się złożyło, że tu właśnie siedział. Był tak zaślepiony swoją głupotą, że nie zauważył, jak zmieniłam siebie w wampira (dodałam tylko kły, nie marwta się). Potrafiłam nieźle grać. Wyszczerzyłam zęby w odpowiedzi. On cały zbladł. Ręce telepały mu się jak po litrach kawy. Zaczął się jąkać. Potem gdzieś uciekł drąc ryja, że jestem wampirem. Wyglądał ja pięcioletnie dziecko, które zobaczyło ducha w szafie u biegnie po mamusię. Śmiałam się do rozpuku. Wstałam i oparłam się o syna Nefele, bo nie mogłam utrzymać równowagi. On otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Połowa dzieciaków zwiała gdzie pieprz rośnie. Nie wiedziałam o co chodzi. Adam mnie przytulił i szeptał mi do ucha:
– Kły,schowaj kły.
Dopiero wtedy sobie przypomniałam, że nie zmieniłam się z powrotem. Jednym ruchem usunęłam wampirzy dodatek. Szarpnęłam chłopaka w stronę domku Nereusa. Po drodze opowiedziałam mu, co się stało. Śmialiśmy się przez całą drogę.
Weszliśmy do pokoju, który pachniał jeszcze deszczem i krwią. Otworzyłam okno. Przypływ świeżego powietrza postawił mojego towarzysza na nogi. Zrobił się nerwowy i co chwila przełykał ślinę. Spojrzałam na niego opiekuńczym wzrokiem. Siedział twardo na wielkiej pufie. Zrozumiałam. Zatrzasnęłam okno z wyraźnym smutkiem. Nienawidziłam zapachu krwi. Dosiadłam się do niego. Nie był przy mnie skrępowany. Lecz to już nie była ta sama osoba. Bał się mnie skrzywdzić. Przytuliłam się do niego. Miał załamany głos:
– Wiesz, że jestem niebezpieczny?
– Wiem
– To dlaczego ze mną jesteś?
Popatrzyłam w burzowe oczy. Błyszczały, ze strachu. Nie chciałam, żeby się bał. Chciałam, żeby myślał, że mi nic nie grozi z jego strony. Chciałam go okłamać. Był dla mnie bardzo niebezpieczny. Pocałowałam go w rozpalony policzek.
– Bo cię kocham. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żebyś wrócił do siebie.
Nad nami rozpościerała się deszczowa chmura. Usiadłam mu na kolanach. Moje przeczucie ostrzegało mnie, że stanie się zaraz coś strasznego. Olałam to. Teraz najważniejsi byliśmy my. Spuścił głowę. Nie chciał tego ponownie. Podniosłam jego brodę tak, żeby patrzył mi prosto w oczy.
– Kocham cię i chyba tak musi zostać.
Zamknęłam oczy. Było tak, jak za pierwszym razem. Moje dłonie zniknęły w białych włosach. Woda wylewała się z pokoju. Słony zapach wody unosił się w powietrzu. Przez moje ciało przebijały się tysiące igieł. Ale nie przerwaliśmy. Z bólu otworzyłam powieki. Adam zrobił to samo. W jego oczach trwał wir, prawdziwe tornado. Ból dotarł do głowy. Chciałam go pokonać. Przed oczami pojawiły się białe plamy. Już nie miałam siły. Przerwałam. On też słabł. Oboje straciliśmy przytomność. Deszcz przestał lać. Wszystko znikło. Zdążyłam zobaczyć tylko syna Nefele, próbującego walczyć z własnym ciałem. Chciał się podnieść. Potem usłyszałam stłumiony huk. I nic.
* * *
Dziewczyna była wyczerpana. Ukrywała się w jakiejś jaskini. Miała na sobie stare ubrania. W wielu miejscach były poprzyklejanie do skóry. Próbowała zdjąć kurtkę. Syknęła z bólu. Z prawego ramienia sączyła się krew. Kurtka nie nadawała się już do niczego. Rozerwała rękaw i zacisnęła nad raną. Z dala dał się słyszeć potężny ryk. Zgasiła ogień. Cień przeszedł przed jej oczami. Zacisnęła powieki. Potem uciekła w las.
* * *
– Niee!!
Wstałam z podłogi. Adam zerwał się z pufy. Popatrzyliśmy na siebie. Wzięłam plecak i wpakowałam do niego prawie wszystko, co miałam. Noże włożyłam do perłowych pochw. Musieliśmy zajść do domku Nefele. Adam nadal był wampirem i przyjdzie mu to ciężko. Nie mieliśmy czasu. Wypadliśmy z domku i skierowaliśmy się w stronę zachmurzonego miejsca. Bez wahania wpadłam do domku bogini chmur. Kilka osób spadło z tego na czym siedzieli. Adam stanął, jakby kij połknął. Pchnęłam go przez rzędy łóżek. Jego miejsce było na końcu. Złapałam jego torbę i wepchałam to, co się zmieściło. Potem grzebałam pod jego łóżkiem w poszukiwaniu jednoręcznego miecza, prezentu od matki. Spod materaca wyciągnęłam breloczek, w kształcie króciutkiego, zakrwawionego mieczyka. On nadal stał i stał. Od czasu do czasu z wysiłkiem przełykał ślinę. Wiem, że czuł krew, ale musiał to wytrzymać. Stanęłam naprzeciwko. Jego oczy sczerniały. Przytuliłam go. Przyłożyłam usta do jego ucha:
– Uda się nam. Tylko, błagam cię, wytrzymaj te kilka minut.
Odstąpiłam od niego i podałam mu torbę. Przytaknął i wyszedł z domku. Nikt się z nim nie żegnał. Wszyscy bali się pół wampira. Na szczęście przespaliśmy tylko pół godziny. Grupa herosów została już wybrana. Ja, Adam, Anka, syn Apolla (nadal bał się do mnie zbliżyć) i jedna łowczyni – Thalia. Wszyscy byli już spakowani. Chciałam jak najszybciej znaleźć się poza obozem. Milczałam. Każdy słuchał Chejrona. Mamy jak najszybciej znaleźć Łowczynie.
Wyszliśmy z wielkiego domu. Anka omiotła mnie gniewnym wzrokiem. Mieliśmy iść na piechtę, żeby szybciej je znaleźć. Moja siostra stanęła jak słup soli przy drzewie Thalii. Cała nasza grupka odwróciła się w jej stronę. Przez chwilę myślała.
– A co jeśli ona chce nas zabić?
Wszyscy spojrzeli na mnie. Nie reagując na grupę, moja siostra kończyła swoją wypowiedź:
– Może zmienić postać. On może nas pozabijać. W końcu po to go zmieniła, prawda? Skąd macie pewność, że jej wizje to nie wymysły, co?
Tym razem przesadziła. Wyjęłam nóż i przyłożyłam jej do krtani. Adam próbował mnie powstrzymać, ale dałam mu znak, że musimy sobie to załatwić same. Wściekła darłam się na cały głos:
– To nie ty widziałaś śmierć matki! Nie ty prawie zabiłaś jedynego przyjaciela! Nie ty walczysz z własnym przeznaczeniem! – Po policzkach ciekły mi łzy. – Nie ty siedzisz w tym obozie osiem lat! Nie ty…
Zaczęłam płakać. Ręka niebezpiecznie drżała przy jej gardle. Zasłoniłam dłonią usta. Wyżaliłam się jej. Wreszcie powiedziałam co mnie trapi. Ktoś mnie przytulił od tyłu i zabrał mi nóż. Prowadził mnie przez resztę drogi, bo nie mogłam iść o własnych siłach. Zanosiłam się szlochem. Adam w milczeniu mnie podtrzymywał. Inni szli za nami. Nikt się do mnie już nie przyczepił. Moja siostra, córka Apolla, szła na szarym końcu.
Rozłożyliśmy obóz, gdzieś w środku buszu. Była już noc. Wszyscy oprócz mnie spali głęboko. Budziłam się z koszmarów. Widziałam jak Mgła pożera tamtą dziewczynę. Płakała. Prosiła, żeby ją oszczędziła. Nic. Zniknęła w czarnych oparach. Zerwałam się na równe nogi z nożem w dłoni. Byłam zlana zimnym potem. Rozejrzałam się. Wszyscy spali. Wszyscy, bo łóżko syna Nefele było puste. Ledwo dojrzałam jego sylwetkę. Bezszelestnym krokiem kroczyłam za nim. Szłam długo. Zatrzymał się.
– Nie odpuścisz?
– Nie.
– Wiesz, że to, co robię jest…
– Straszne, koszmarne, obrzydliwe? – Stanęłam obok niego – Przynajmniej nie zabijasz ludzi.
– Ale robię coś o wiele gorszego.
– I tak będę za tobą szła.
– Nad…
– Nie zatrzymasz mnie choćbyś bardzo chciał.
I na tym się skończyło. Kroczyliśmy w milczeniu. W cieniu coś mignęło. Zatrzymaliśmy się. Zmieniłam się w węża. Adam był zdezorientowany. Potem wrócił do polowania. Przez las biegły dwa jelenie. Chłopak zniknął mi z pola widzenia. Poruszał się bardzo szybko. Wystrzeliłam swoim ciałem. Dopadłam młodszego jelonka. Zaatakowałam w gardziel. Potem wyssałam krew z jego ciała. Poczułam przypływ sił. Odwróciłam łeb w stronę wampira. Starszy jeleń leżał na liściastym podłożu ledwo dysząc. Krew spływała po jego szyi. Już nie miał szans. Wbił mu zęby za głęboko, nie przeżyłby nawet kilku godzin. Zmieniłam się z powrotem. Stałam nad pijącym chłopakiem. Miał rację. To było straszne. Stałam i patrzyłam na ciało zwierzęcia. Ślepia patrzyły gdzieś w dal. Adam złapał mnie za rękę i pociągnął, byle dalej od ciał jeleni. Gdy byliśmy już blisko obozu, potrząsnął mną. Chciał, żebym obudziła się z osłupienia, którego dostałam po całym zajściu. Zacisnęłam powieki. To było gorsze od koszmaru, ale nie płakałam. Pocałował mnie. Wiedziałam do czego to zawsze doprowadza. Tym razem się nie dałam. Nad całym lasem rozbrzmiewały grzmoty. Wampir nie przestawał. Ból ogarnął nas doszczętnie. Nasze usta były złączone, aż oboje straciliśmy oddech. Puścił mnie. Ból zniknął. Bez słowa wróciliśmy do innych. Nikt nigdy nie poznał prawdy o tym zdarzeniu.
Wędrowaliśmy przez dziesięć dni i nic. W końcu Thalia postanowiła, że razem ze mną przeżyje wizję. To było niebezpieczne.
– Nie wiesz, jak te wizje bolą! Tracisz przytomność i czujesz to, co czuje osoba przez ciebie widziana.
– Przeżywałam już gorsze rzeczy!
– Ale nie takie. Nie zgadzam się.
Łowczyni wstała i walnęła z całej siły w drzewo. Nie chciałam, żeby kolejna osoba cierpiała tyle co ja i Ad. Dziewczyna przystanęła. Nagle wyjęła sztylet i przyłożyła go do gardła wampira. On ją przerzucił przez siebie. Wydał przerażający syk, pokazując jednocześnie kły. Anka i Łukasz cofnęli się w tył. Thalia wstała z ziemi i darła się na niego:
– Co ty sobie wyobrażasz?! Ja nie jestem twoją lalką treningową!! Jak chcesz sobie powalczyć to atakuj potwory, dobra!
– Co ja sobie wyobrażam? To ty mi chciałaś poderżnąć gardło!
Stanęłam między nimi. Miałam ochotę ich spoliczkować, ale odeszłam od tej myśli. Ad próbował się przedostać i jeszcze raz rzucić Thalią. Ona też chyba tego chciała. Odepchnęli mnie na bok i zaczęli walczyć. Co ja miałam robić. Odruchem zmieniłam się w moją ulubioną postać – węża. To było jak walka z potworami. Zawinęłam się wokół Łowczyni i ją powaliłam. Teraz to była moja bitwa. Dziewczyna straciła przytomność. Ad stał i nie atakował. Zmieniłam się z powrotem. Anka i Łukasz gdzieś uciekli. Na pewno wrócą do wieczora. Tchórze. Bali się wszystkiego. Byłam tyłem do niego, gdy mnie ugryzł. Nie wiedziałam jak to się stało. Teraz był silniejszy, nie miałam jak go pokonać. To na pewno mój koniec. W głowie błysnęły mi jego słowa:
– Będziesz taka jak ja…
Świetne opko, ale czemu tyle mroku?
Pierwszy!
Porąbane. Ale ciekawe.
SUUUUUPER!!!!!!!!!!! 😀
Występują literówki (dorwałam bodaj dwie) oraz kwiatki typu „cofać się do tyłu” (fachowo to się „tautologizm” zwie), ale gratuluję Ci, że chce Ci się pisać w wakacje.
Mam nadzieję, iż się to nie zmieni!
Moim zdaniem lepiej sie pisze w wakacje niż jak szkoła jest i nawał wszystkiego 😀
Boskie.
EXTRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!! 😀
No fajne.