Wiem, krótkie.
Cassiel, dla ciebie
Dzisiaj 4 lipca, święto fajerwerk, a wiadomo, że najlepsze fajerwerki robią dzieci Hefajstosa. Przygotowywały pokaz od kilku miesięcy. Zorganizowały go na plaży (jak każdego roku). Przyszli wszyscy, nawet pan D. Siedziałem na pisaku wpatrzony w niebo. Sam zaszył się gdzieś z kilkoma córeczkami Afrodyty. Nagle usłyszałem szelest, mówiący, że ktoś się do mnie zbliża, odwróciłem głowę. Zaparło mi dech w piersiach. Vallett szła powoli w moim kierunku. Na tle nieba pokrytego fajerwerkami wyglądała pięknie. W jej oczach jak zwykle czaiło się szaleństwo, ale uśmiech był…był…no, mowę mi po prostu odebrał. Był cudowny. Usiadła tak blisko mnie.
-Dlaczego wezwałeś wtedy Chejrona?- Spytała.
-No nie wiem, może mi się przywidziało ale leżałaś nieprzytomna na podłodze biblioteki.- Odpowiedziałem i spojrzałem się na nią z ironią.
-Nie chodzi mi o to. Mogłeś mnie tak zostawić. Nie przepadasz za mną. Miałbyś idealną okazje żeby się mnie pozbyć.
-Bez takich.- Odpowiedziałem, może trochę zbyt głośno, ale naprawdę się wściekłem.- To ty próbowałaś mnie zabić. To ty sprawiłaś, że ze strachu stanęło mi serce. A teraz wyskakujesz z ,,miałbyś idealną okazje żeby się mnie pozbyć” jakbym to ja był tym złym.
Nie odpowiedziała. Nie spuściła też wzroku. Dalej uparcie wpatrywała się we mnie tymi swoimi wielkimi oczami.
-Gdzie zniknęłaś?- Spytałem.- Gdzie byłaś kiedy przyszedłem razem z Chejronem do biblioteki?
Miało to być dojrzale i spokojnie zadane pytanie, ale zabrzmiało jak obrażony trzylatek. Valett westchnęła i spojrzała na niebo przyozdobione fajerwerkami.
-W cieniu.- Odpowiedziała, a ja jak kretyn wgapiałem się w nią tępym wzrokiem.- Moją matką jest Chione, ale to już wiesz, a moim ojcem Hades.
Powiedziała to tak spokojnym głosem jakby oznajmiała, że jej tatuś jest strażakiem. Chione i Hades. Wybuchowa mieszanka. Teraz już wiedziałem o co chodziło jej z tym cieniem, Nico pokazał mi tą sztuczkę, potem przez 3 dni spałem z zapalonym światłem.
-Skoro jesteś dzieckiem bogów, dlaczego nie mieszkasz na Olimpie?- Spytałem, uważając na każde słowo jakie wypowiedziałem.
-To skomplikowane… Kiedyś tam mieszkałam, byłam jakby przedstawicielem mojego ojca na Olimpie. Ufał mi. Jestem jednym z niewielu jego dzieci z którym może utrzymywać kontakt. Jednak stałam się inna.
Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi.- Powiedziała. Miała racje.- Bogowie myślą, że pobyt tutaj mnie zmieni.
-Co sprawiło, że stałaś się inna?- Spytałem.
-Klątwa. Persefona wściekła się na Hadesa za to, że zdradził ją z Chione. Nie mogła mu nic zrobić więc rzuciła klątwę na mnie. Od tamtej pory, każdego dnia wszystkie moje kości się łamią, a potem zrastają. Przeżyłam w bólu wiele dni. Takie coś może sprawić, że wariujesz. Sam widzisz jaka jestem.
Była taka smutna. W jej oczach dostrzegłem ból, ale i szaleństwo, jak zawsze. Jednak tym razem się nie bałem. Rozumiałem ją. Chciałem jej pomóc, za wszelką cenę.
-Czy da się zdjąć tą klątwę?- Spytałem z nadzieją.
Nie zareagowała. Po chwili jednak pokręciła powoli głową przecząco. Jeszcze nigdy tak się nie czułem. Moje serce stało się ciężkie. Vallett odwróciła gwałtownie głowę i powiedziała:
-Posłuchaj mnie. Nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Nikomu. Proszę, przysięgnij, że nie powiesz.
-Dobrze. Przysięgam.- Powiedziałem.
-Czy wtedy w bibliotece ty…?- Nie wiedziałem jak nazwać jej agonię, ale ona zrozumiała co miałem na myśli.
-Tak. Ale teraz, proszę, nie rozmawiajmy o tym.- Powiedziała i położyła się na piasku podziwiając niebo ozdobione kolorowymi fajerwerkami. Zrobiłem to samo.
Super opko.
Super opowiadanie. Ukazane emocje, wartka akcja, humor. Niczego więcej mi nie potrzeba.
Percy, pytanko: wejdziesz na chata?
Spróbuję
Bardzo fajne ;).
Kurde. Naprawdę miałam nadzieję, że jest córką Dionizosa. Szkoda.
Ale to też jest bardzo ciekawe wytłumaczenie jej szaleństwa. Czekam na cd
W sumie nieźle wymyśliłaś z tą klątwą. Dobrze, że Vallet powiedziała o niej Machelowi. I dzięki za dedykację, sis ;*
Dzięki sis :*