Ta część powstawała w wielkich męczarniach. Napisałam to już dawno, ale dopiero teraz miałam zebrałam się żeby to wysłać. Bardzo starałam się nie być na siłę zabawna i dodać Machelowi parę punktów IQ, nie jestem pewna czy mi się udało, ale właśnie po to istnieje tutaj możliwość dodawania komentarzy. Więc piszcie co jeszcze muszę poprawić, a co wam się podobało. Liczę na szczerość. 😀
Szedłem w kierunku plaży. Tak wiem, było to trochę bezmyślne z mojej strony zważywszy na to, że Vallett mogła tam jeszcze być. Nie myliłem się. Siedziała na ziemi patrząc się na ocean. Byłem kilka metrów od niej gdy odwróciła się w moją stronę. Prawie widziałem jak z jej oczu wypływa szaleństwo. Cofnąłem się.
-Nie musisz się mnie bać.- Powiedziała spokojnym głosem, ale z takim uśmiechem, że nie byłem pewien czy nie żartuje.- Co Chejron wam o mnie powiedział?
-Że jesteś boginią i, że zamieszkasz w Wielkim Domu.- Odpowiedziałem siadając w znacznym odstępie między nami.
-Czyli w zasadzie nic.- Powiedziała z uśmiechem.- Po pierwsze, nie jestem boginią.
Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
-To w takim razie, czego jestem, jak to Chejron ujął, boginią?
Znowu głupkowate spojrzenie. Ona westchnęła i przewróciła oczami, ale odpowiedziała.
-Atena jest boginią mądrości, Iris boginią tęczy itd. A ja?
-Noo, chyba boginią śniegu.- Powiedziałem, spoglądając na szron który ją otaczał.
-Moja matka jest boginią śniegu, ja tylko odziedziczyłam po niej moc. Tak jak ty po Nemezis. Tak więc jak widzisz, nie jestem boginią.
-Twoją matką jest Chione?- Debil! Przecież właśnie przed chwilą to powiedziała. Przy Vallett moje IQ podejrzanie spadało.
-Taa. A zresztą co ja się tobie będę zwierzać.- Powiedziała z wyrzutem wstając gwałtownie.- Jesteś nikim w porównaniu do mnie.
Przez chwilę wydawało mi się, że ona jednak nie jest takim szaleńcem jakim się z początku wydawała. Przez chwilę jej spojrzenie było normalne, ale teraz to wrażenie zniknęło. Prysło jak bańka mydlana.
Vallett spojrzała na mnie tym swoim szaleńczym spojrzeniem i odeszła szybkim krokiem. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Zwłaszcza takich jak ona.
Dopiero gdy pojawiła się przede mną góra gofrów poczułem jaki jestem głodny. Ledwo udało mi się uprosić nimfy żeby coś dla mnie przygotowały, śniadanie skończyło się prawie godzinę temu. Pochłonąłem gofry jedną dziurką od nosa i poszedłem do domku gdzie wszyscy już czekali z niecierpliwością na relację z zebrania. Gdy przekroczyłem próg otoczył mnie pierścień zaciekawionych spojrzeń.
– No, no. Czyżby nasz grupowy przygruchał sobie nowego gołąbka?- Zapytał z uśmiechem Tayler który jako jedyny leżał rozłożony na swoim łóżku. Zignorowałem go, a on się zaśmiał.
Opowiedziałem im o Vallett, z pewnymi pominięciami, i poprosiłem żeby zachowywali co do niej dystans.
-Tak, widzieliśmy jak kulisz się pod ostrzem jej miecza.- Zaśmiał się Marco.
Spojrzałem na niego spod łba i tym samym zakończyłem rozmowę.
Domek Nemezis nie był jakoś szczególnie przystrojony. Ciemne komody były przyozdobione ciemno-fioletowymi, szklanymi świecznikami. Na łóżkach leżały narzuty w kolorze ,,purpurowego ognia” jak to ujęła jedna z córek Afrodyty. Tapeta na ścianie była kiedyś jednolita, granatowa. Ale najmłodszy heros w całym obozie, Mieky, również syn Nemezis, pomalował prawie całą ścianę białą kredką. Kiedyś tu było naprawdę ładnie, melancholijnie. Teraz mieszka tu piątka chłopaków więc nawet nie spodziewam się, że będzie tu utrzymywany porządek.
Dni mijały spokojnie i leniwie, jak to w wakacje. Za każdym razem gdy zauważyłem Vallett mijałem ją szerokim łukiem. Nawet ze znacznej odległości widziałem szaleństwo w jej oczach. Czy zawsze taka była? A jeśli nie to co ją zmieniło? Właściwie to ja nic o niej nie wiedziałem. Jak herosi mieli jej zaufać? Oni nawet nie wiedzieli kim są jej rodzice. Nie ważne, to nie mój problem.
Szedłem w stronę biblioteki. Tak, nie mówiłem wam, kilka miesięcy po wojnie dzieci Ateny wybudowały bibliotekę. Ściany pokrywają półki z książkami do samego sufitu, jest tu mnóstwo komputerów i wielkich, miękkich foteli. Przekroczyłem próg i zobaczyłem ją, siedzącą na jednym z foteli. Miała na sobie obcisłe, ciemne jeansy, czarny t-shirt i białą, rozpiętą koszule. Długie włosy rozpuściła. Wyglądała przepięknie i to było w tym wszystkim najgorsze. Na kolanach miała otwartą książkę, ale nie czytała jej, patrzyła w okno. Nikogo poza niej nie było w pomieszczeniu. Nie dziwie się, dzieci Afrodyty zorganizowały konkurs na miss lata na plaży i wszyscy zostali praktycznie zmuszeni do obejrzenia pokazu pod groźbą przefarbowania włosów na żółto. Gdy przechodziłem obok fotela na którym siedziała, Vallett nagle odwróciła głowę i spojrzała prosto na mnie. Cofnąłem się. Dlaczego Chejron w ogóle pozwolił żeby tu została, ona jest uosobieniem szaleństwa.
-Masz racje. Uciekaj.- Powiedziała. Dłonie położyła na oparciu fotela i zaczęła wychylać się w moją stronę.- Jestem psychopatką, nie powinieneś mi ufać.
Na jej ustach uformował się szyderczy uśmiech. Ja cały czas się cofałem. Bałem się, naprawdę się bałem. Chyba po raz pierwszy w życiu.
-Jestem potężniejsza niż ci się wydaje.
Wstała i zaczęła iść w moją stronę. Przeszedł mnie dreszcz po całym ciele. Uśmiech szaleńca nie schodził z jej twarzy. Dotknąłem już plecami ściany. Nagle Vallett zatrzymała się, uśmiech znikł. Upadła na ziemie. Nie byłem w stanie się poruszyć. Gapiłem się tylko na jej bezwładne ciało. Vallett otworzyła gwałtownie oczy i wciągnęła powietrze. Zaczęła tarzać się po podłodze krzycząc z bólu. Wyglądało to potwornie. Stałem tak kilka minut, nie, raczej kilka godzin, a może dni. Nagle zgięła się w pół. Nie poruszyła się już więcej. Jej otwarte oczy były puste. Podbiegłem do niej.
-Vallett! Vallett! Słyszysz mnie?- Krzyczałem przerażony drżącym głosem. Naprawdę bałem się, że nie żyje.- O bogowie. Biegnę po Chejrona.
Wybiegłem z biblioteki i skierowałem się w stronę plaży.
-Chejronie! Chejronie! Szybko!- Krzyczałem ile sił w płucach.
-Machel, co się stało?- Chejron stał z tyłu, tylko on mnie usłyszał
-Vallett. Nie wiem co jej jest!
-Gdzie ona jest?- Spytał Chejron podbiegając do mnie.
-W bibliotece.- Odpowiedziałem biegnąc w tamtą stronę.
Wpadliśmy zdyszani do pomieszczenia i nagle stanąłem jak wryty. Vallett zniknęła.
-Ale…Ale…- Wyjąkałem. Czułem się jak kretyn. Dzięki bogom tylko Chejron był światkiem tej sytuacji.- Jaszcze przed chwilą tutaj była.
-Wierze ci. Ona ma wiele tajemnic. Na pewno nic jej nie jest. Poradzi sobie.- Powiedział Chejron kierując się do wyjścia. Spojrzałem na niego błagalnie. Zrozumiał o co mi chodzi.
-Nie martw się, nikomu nie powiem.
-Dzięki.- Wyszeptałem, ale chyba mnie nie usłyszał.
Ciekawe, ale argument Vallet wydaje się być trochę kiepski. Istnieli bogowie, których nie określało się mianem boga/pana/patrona czegoś. A fakt, że Chione była boginią śniegu nie wyklucza tego, że Vallet też. Pomniejsi bogowie często dziedziczyli atrybut po rodzicu, np. Ate, córka Eris. Obie były boginiami niezgody. Jak wspomniałem bogowie mogli nie mieć konkretnie określonego tego, czym władali, tylko robili coś pokrewnego rodzicom, np. Faeton.
Kontynuując to, co zaczął Piterr (który chyba lepiej zna mitologię ode mnie, co jest niezłym osiągnięciem XD), to przecież niektóre dziedziny, że tak to ujmę, można podzielić, np. jak człowiek umrze, to za jego śmierć odpowiada Tanatos, ale za jego duszę już po śmierci Hades.
Opko fajne, pisz szybko CD! ^^
Dzięki. Piterr, wow, moja wiedza o mitologi w porównaniu do twojej to właściwie nic.
😀
Super ;). Bardzo mi się podoba, ćwicz swój talent TheEnd, kiedyś wejdziesz na szczyt list bestsellerów :P.
To chyba najlepszy komplement jaki mogłam usłyszeć. Nie, nie chyba, na pewno. 😀
Dzięki
Chłopak wcale nie zachowuje się jak krety, tylko jak… chłopak. Nie wiem, może ja mam pecha, ale jak dotąd spotkałam jednego inteligentnego chłopaka. Bez urazy dla wszelkich blogowych chłopaków.
Vallet bardzo mi się podoba. Może jej ojcem jest Dionizos? Nie wiem co do niego mają obozowicze, ale ja go lubię. I pasuje jako bóg szaleństwa, do tych oczu dziewczyny/bogini.
Nie mogę się doczekać cd. Za równo przez twój styl, jak i pomysły. 😀 Pisz!