Od autorki: Jednoczęściówka. Nie będę jej kontynuować, raczej na pewno. Nie będę jej nikomu dedykować. Nie będę się złościć, jeśli uznacie, że to badziew. Takie jest. No to zaczynamy.
Biegnę.
Uciekam przed nocą.
Mam przeczucie, że ktoś mnie goni, ale nie mam odwagi by to sprawdzić. Nie spojrzę za siebie.
W końcu muszę się zatrzymać. Nie dam rady biec dalej.
Postój urządzam pod ścianą jakiegoś budynku. Zrzucam z siebie plecak, po czym otwieram go. Wyciągam butelkę z wodą i wypijam kilka łyków. Przelotnie rozglądam się po okolicy. Przyjemnie tu, ale nie mogę zatrzymać się na dłużej. Sięgam po małego herbatnika i skubię go powoli. Zaczynam szykować się do dalszej drogi.
Nigdy nie wrócę, nie mogę w to wierzyć. Wiara mnie zniszczy.
Ruszam dalej. Zwalniam swoje tempo, nie mam siły biec. Niedługo wkroczę do miasta, tam muszę zachowywać się zwyczajnie, nie mogę się zdradzić. To mnie motywuje, jeśli teraz nie będę poruszać się dostatecznie szybko, to w mieście mnie dopadną. Jestem prawie pewna, że ktoś mnie goni.
Kiedy staję przy znaku oznaczającym początek strefy miejskiej, poddaję się. Muszę zatrzymać się na dłużej. Kilka metrów od drogi widzę duży las. Rozglądam się, a kiedy nikogo nie widzę, długimi susami pędzę do upatrzonej kryjówki.
Między drzewami jest cicho. Gdyby ktoś do mnie podszedł, na pewno bym go usłyszała. Ryzykuję rozłożenie prymitywnego obozu.
Przeglądam moje mizerne zapasy. Dwulitrowa butelka na wodę, zapełniona tylko częściowo. Ostatnia paczka herbatników. Dwie kanapki z serem. Postanawiam udać się na zakupy, kiedy tylko znajdę sklep.
Z plecaka wyciągam również koc plażowy, śpiwór i jednoosobowy namiot. Ryzykuję rozłożenie go, choć nie mam pewności, że później zmieści się do plecaka ponownie. Jeszcze głębiej widzę moją broń. Wyciągam procę i zastanawiam się, czy nie powinnam skorzystać z okazji i zebrać kilku kamieni na amunicję.
Po godzinie nieumiejętnego składania materiału i rurek, po setkach przekleństw i śladów po uszczypnięciach, udaje mi się uzyskać coś na wzór obozu. Zajmuje on niecałe 3 m2.Nie cieszę się. Powinnam starać się zająć jak najmniej miejsca, ale i tak coś każe mi być zadowoloną z efektu. Może to, że nigdy wcześniej nie rozkładałam sama namiotu.
Jestem głodna jak wilk, więc ryzykuję zjedzenie jednej z kanapek. I tak długo by nie wytrzymała w upale panującym dookoła mnie.
Dostaję szału przeszukując plecak po raz kolejny w poszukiwaniu noża. Kiedy go dobywam, z trudem powstrzymuję się od podcięcia sobie żył. Moja śmierć, tylko zadowoliłaby nieprzyjaciela. Nie odchodząc zbyt daleko od obozu, udaje mi się nazbierać naręcze grubych, prostych i długich gałęzi. Z pomocą noża zaostrzam je z obu stron i wbijam w ziemię dookoła namiotu, jako ochronę przed zwierzętami. Rozglądam się dookoła, po czym siadam przed namiotem i po raz pierwszy od kilku dni, pozwalam sobie na dłuższy odpoczynek. W jego trakcie wypijam resztkę wody, która mi pozostała i zjadam kilka herbatników.
Niedobrze. Powinnam oszczędzać zapasy najbardziej jak się tylko da.
W pewnym momencie zauważam na drzewie wiewiórkę, która na szczęście nie zwraca na mnie uwagi. Chwytam nóż i cichutko zakradam się w jej stronę. Nie wiem co mi odbiło. Przymierzam się do rzutu. Wcześniej rzucałam już nożami, ale zawsze chybiałam w cel. Inna sprawa, że wtedy to był wynik pozytywny, bo rzucałam w mojego brata podczas ataku furii. Tym razem, naprawdę mam nadzieję trafić.
Już mam puścić nóż, kiedy wiewiórka zwraca się w moją stronę. Mam tylko chwilę na podjęcie decyzji, ale nawet się nie zastanawiam. Opuszczam broń. Zwierzę węszy chwilę w moją stronę, po czym wraca do swoich zajęć. Kiedy tylko się odwraca, w jej plecy wbija się nóż.
Zadowolona uśmiecham się pod nosem. Podchodzę do wiewiórki i biorę ją do ręki. Wyciągam nóż i wracam przed namiot. Kilka kroków od obozu układam schludny stosik drewna i staram się wzniecić ogień. Po kolejnej godzinie przekleństw i częściowych oparzeń, uzyskuję ognisko. Po kilku minutach, wypatroszona wiewiórka piecze się na rożnie.
Jestem z siebie dumna. Obóz nie przetrwa dłużej niż jeden dzień, ale i ja nie mam zamiaru się zatrzymywać tu dłużej.
Nagle słyszę trzask łamanej gałązki. Natychmiast odwracam się w stronę z której usłyszałam dźwięk, myśląc, że mnie znaleźli.
Jednak to nie oni. To zwykła dziewczyna. Nawet nie heroska. Nawet nie potwór.
Mierzę ja wzrokiem. Jest młoda, jeszcze młodsza niż ja. Pewnie ma nie więcej niż 8 lat.
Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale ja uciszam ją gestem ręki. Podchodzę do niej, chwytam ją za dłoń i prowadzę w głąb lasu. W pewnym momencie zarzucam ją sobie na plecy i zaczynam biec.
Znajduję małe wzgórze. Usadzam ją na niewielkim kamieniu, porośniętym mchem. Dziewczyna po raz kolejny otwiera usta, ale ja jestem szybsza. Wystarcza jedno pstryknięcie palcami, aby słowa zmieniły się w popiskiwanie. Jej oczy rozszerzają się gwałtownie. Bezskutecznie usiłuje coś powiedzieć, ale to nie przynosi żadnych efektów. Uśmiecham się.
-Ojej. – szepczę. – Może spróbowałabyś uciec?
Dziewczyna ceni sobie moją radę, bo zrywa się na nogi i zaczyna uciekać. Jednak ja nie chcę psuć sobie zabawy. Klaszczę w dłonie, a ona upada. Jej ręce kurczą się do rozmiaru niemożliwości. Nogi przeobrażają się w sterczące kikuty, które nie są w stanie się poruszać. Macham ręką i dziewczyna umiera.
Olewam ciało. Niech naukowcy dokonają kolejnego odkrycia dzięki mnie. Wracam do obozu. Siadam na ziemi przed namiotem i chowam twarz w dłoniach.
Płaczę. Nie mogę powstrzymać kryształowych łez spływających po mojej twarzy. Zabiłam kolejnego człowieka. Będę musiała uciekać jeszcze dłużej, jeszcze dalej. Tym razem mi nie wybaczą.
Kiedy kończę płakać, postanawiam biec dalej. Uświadamiam sobie, że zostawiając ciało tej dziewczynki na miejscu zbrodni, pokazałam swoje miejsce odpoczynku. Wygaszam resztki ogniska, wiewiórkę zawijam w papier po kanapce i patrzę żałośnie na namiot. Składanie go i upychanie w plecaku zajęłoby mi godzinę. Może nawet dwie.
W następnej chwili coś wbija mi się w plecy. Potworny ból przeszywa całe moje ciało. Upadam na twarz. Syczę ze złości i bólu. Ktoś pochyla się nade mną i szepcze:
-Może w końcu przestałabyś uciekać?
Z wysiłkiem próbuję się przewrócić na plecy, aby zobaczyć mojego rozmówcę, choć doskonale wiem kto mnie znalazł. On. Wiedziałam, że tego nie uniknę.
Następnie zamykam oczy i tracę przytomność.
***
Budzę się z krzykiem i próbuję spaść z łóżka. Nie jest to trudne, bo leżę na posłaniu idealnie dopasowanym do moich rozmiarów. Najmniejsza zmiana pozycji powoduje upadek. Kiedy obijam się o chłodną, twardą posadzkę, wybudzam się ostatecznie ze snu. Rozcieram swoje plecy, które jeszcze nie zagoiły się po ranie zadanej mi przez strażnika. Pełna nadziei próbuję na nie spojrzeć, ale – co jest raczej oczywiste – nie udaje mi się.
Przez ostatnie dni rozumuję jak małe dziecko, co – pomimo mojego wieku – jest dla mnie szokiem. Próbuję robić rzeczy niemożliwe, ale nie mam na myśli latania, czy czegoś w tym stylu – na to nigdy nie pozwolili by mi strażnicy. Mówię o próbach patrzenia na plecy – jak przed chwilą, czy stawania na palcach u rąk. Samych palcach.
Siedzę bezradnie na podłodze i nic nie zamierzam robić. Moje dni od jakiegoś czasu wyglądają tak samo – spadam z łóżka, siedzę bezczynnie na ziemi, jem śniadanie, siedzę bezczynnie na ziemi, jem obiad, siedzę bezczynnie na ziemi, jem kolację, siedzę bezczynnie na ziemi, kładę się do łóżka, przewracam się z boku na bok, usypiam. W międzyczasie znajdę sobie jakąś rozrywkę, typu rozczesanie włosów palcami, czy zakręcenie się po pokoju.
Jako mała dziewczynka, często myślałam jak będzie wyglądać moje dorosłe życie. Teraz już to wiem. Będę siedzieć bezczynnie na ziemi w białym pokoju, w którym nie ma nic oprócz łóżka. Czasem będę wychodzić na posiłek. Czasem potrząsnę głową, czy ziewnę. Nic się nie zmieni. Już zawsze tak będzie.
Przeklinam dzień, w którym moja matka spotkała Tanatosa. Przeklinam dzień, w którym się urodziłam. Przeklinam dzień, w którym zabiłam pierwszego człowieka…
Płaczę. Po raz pierwszy od prawie miesiąca pokazuję swoje emocje. Płaczę, nie chcę już żyć…
Mam nadzieję, że się nie podobało 😛
Artemitena
WoW. Wszystko się wyjaśnia kiedy ona mówi, że jest córką Tanatosa. Bardzo mroczne opko. Ale genialnie napisane. 😀
Czemu zadajesz nam taki ból???!
Pisz dalsze rozdziały bo my tu padniemy!
;(
Rozumiesz takie pojęcie jak „jednoczęściówka”? Pochodzi ono stąd, że jest to tylko jedna część. Z resztą, jakbym pisała dalej to by wam się znudziło 😛
Super ;). Strasznie mi się podoba. 😀
Bardzo ciekawe. Przeżyłam niezły szok, kiedy zabiła tą dziewczynkę. Myślałam, że ucieka przed potworami, a tu coś takiego i okazuje się, że to ona jest „ta zła”.
Szczerze? Też byłam w szoku 😀 Nie wiedziałam co piszę, więc trochę bałam się wysłać efekt 😛 Kiedy sprawdzałam interpunkcję i poprawność językową, mało nie dostałam zawału, że JA napisałam coś takiego 😛
Kobieto,przez ciebie miałem koszmar. Moim zdaniem trochę zbyt straszne. 😉
Straszne… to był ochrzan, czy pochwała?