Dedykacja dla moich rodziców , Chione i Pallas Ateny. Mam nadzieję, że będzie się wam podobało.
Obudziłem się na ulicy, otoczonym grupką ludzi ubranych w garnitury. Patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Wszystko mnie bolało , a szczególnie głowa.”No nic. Muszę wytrzymać. ”wymyśliłem. Rozejrzałem się wokół. Obok mnie wstawały już Marta i Monika oraz nasi nowi znajomi: Nicole i Will.
-Co się stało?- zapytałem .
-Ktoś próbował nas przechwycić-wyjaśnił syn Hekate.- Na szczęście miałem jeszcze tyle energii, by to powstrzymać.
-Jesteśmy obok Empire State Building- oznajmiła córka Chione.
-Nie udało mi się już nas przenieść do naszego celu, tylko do punktu blisko położonego.
-No to idziemy do obozu, bo już raczej nie masz mocy, by nas przenieść, prawda?- upewniła się Marta.
-Niekoniecznie-odpowiedział zagadkowo Will.
-Martwią mnie śmiertelnicy , którzy nas zobaczyli- powiedziałem.
-Nie bój się. Mgła czyli magiczny woal oddzielający świat magii od ludzkiego nas osłoniła- zgasiła moje wątpliwości Nicole.
– A co do obozu , to jak się tam w końcu dostaniemy?- zapytała Monika.
-Pegazami- odpowiedział jakby nigdy nic syn Hekate.-To są konie ze skrzydłami. Pomagają herosom przenosić się z miejsca na miejsce. Przywołam je. Mam jeszcze tyle energii. Ale chodźmy do jakiegoś zaułka – oświadczył. Ruszyliśmy ulicą, prowadząc walizki i nie zważając na ciekawskie spojrzenia gapiów.”Pegazy, potwory, zaklęcia. Coraz lepiej.”, pomyślałem.” Naprawdę dużo się dzisiaj dowiedziałem”.
-Przedstawicie się? – zapytała Nicole.
-No ,tak. Ja jestem Monika Szafran, córka Hekate- nad jej głową pojawiła się czarna pochodnia skrzyżowana z różdżką.
-A ja Marta Szafran, córka Afrodyty – w przestrzeni nad Martą zajaśniała różowa gołębica otoczona serduszkami.
-Nazywam się Staś(Stan po angielsku) Szarak, błogosławiony przez Atenę- w kałuży obok ujrzałem błysk srebrnej sowy nad moim czołem.
-Jak to błogosławiony? Jesteś śmiertelnikiem? – zapytała córka Chione.
-Zgadza się. – potwierdziłem.
-Nie słyszałem jeszcze o kimś takim . To oznacza, że nie możesz jeść ambrozji ani nektaru. Będziemy mieli problem jeśli zostaniesz zraniony, a nie będę miał mocy, by cię uleczyć. Jesteś człowiekiem. Pomimo to musimy zawieść cię do Obozu Herosów, bo przyciągasz potwory.- oznajmił Will.”Będę musiał uważać.” postanowiłem w myślach.
– Doszliśmy już. – oznajmił syn Hekate. Wprowadził nas do ciemnego zaułka. Na ścianach namalowane były grafitti. Już nieco rozmazane, przez co wyglądały jeszcze ohydniej. Po obu stronach stały przepełnione pojemniki na śmieci. Obok nich leżały niemieszczące się w kubłach kartony i butelki. Podsumowując miejsce nie wyglądało zbyt przyjemnie.
Nie wiem jak czarodziej mógł się tutaj skupić, ale wywołując mój podziw wyskandował zwrot w języku czarów. Skądś wiedziałem, że oznaczało to: ”Przybądźcie do nas wierne, skrzydlate rumaki. Potrzebujemy was.”. Jego oczy świeciły , a głos brzmiał potrójnie. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa, usłyszałem rżenie i przed nami w rozbłysku pomarańczowego światła pojawiło się pięć pegazów.
Do każdego z nas podszedł inny. Do Willa ciemnokasztanowy o brązowych oczach, do Nicole skrzydlaty koń o karej grzywie i ogonie, ale śnieżnobiałej sierści i błękitnym spojrzeniu. Marcie wyszedł na spotkanie izabelowaty pegaz ze złotymi tęczówkami , a Monice kary o prawie czarnych, nieco smutnych oczach. Mój rumak był koloru burzowych chmur i patrzył bystro swoim stalowoszarym spojrzeniem.
Wsiedliśmy, więc na swoje wierzchowce. Przypięliśmy walizki do specjalnych haków. Krzyknęliśmy: ”Wio! ” i polecieliśmy nad budynkami Nowego Jorku. Widziałem ludzi wielkości biedronek. Samochody wyglądały jak bakterie w mikroskopie na kółku biologicznym. Lot na pegazie był super. Zawsze lubiłem konie , a teraz to uczucie się pogłębiło. Wiatr opływał mnie, a ja czułem się świetnie. Mimo tego minimalnie bałem się upadku z takiej wysokości, bo zostałaby po mnie wtedy mokra plama.
Zamknąłem oczy i zacząłem myśleć o tym, jak będzie w Obozie Herosów. Zastanawiałem się gdzie będziemy mieszkać i jakie będą zajęcia. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że zniżamy lot. Zbliżaliśmy się do przezroczystej bańki. W jej środku znajdowały greckie pawilony, pola truskawek, niebieski dwupiętrowy dom, domki letnie ułożone w prostokąt wokół placu z kilkoma posągami i fontannami. Dalej widać było las, arenę i skałę ociekającą lawą. Nad tym wszystkim latali herosi na skrzydlatych koniach. Nasze pegazy zapikowały w dół. Poczułem ścisk w brzuchu, a wiatr wywołał łzawienie oczu. W końcu wylądowaliśmy przed obok boiska do siatkówki.
-Przyjechali Will i Nicole z nowymi!!!- wrzasnęli półbogowie walczący na śnieżki. Wszyscy byli blondynami o błękitnych oczach. Niektórzy mieli w rękach łuki, a do pleców lub bioder przypięli kołczany pełne strzał.
– Co się dzieje!- przedarł się przez ich wrzaski głęboki głos. Należał on do dobrze zbudowanego mężczyzny w koszulce z napisem: ”JESTEM LENIWY, ALE SIĘ STARAM”. Byłby normalny gdyby nie to, że jego tors był przyczepiony do ciała siwego konia. To był centaur.
-Ach , to wy- powiedział. Jakby się nas spodziewał.- Chodźci…- nie dokończył, bo zaczął się wpatrywać w przestrzeń nad naszymi głowami. Obróciłem się do moich przyjaciółek. Nad ich głowami po raz drugi wisiały symbole ich matek: różowa gołębica otoczona serduszkami nad głową Marty i czarna pochodnia skrzyżowana z różdżką nad czołem Moniki. Oznaczało to, że nade mną lśni srebrna sowa. W misie z wodą stojącej obok zobaczyłem coś, czego wcześniej nie zauważyłem. Moje tęczówki błyszczały na ten sam kolor co sowa.” To pewnie oznacza, że nie jestem herosem” pomyślałem.
-Witajcie w Obozie Herosów. Chyba nie muszę wam opowiadać, o tym że bogowie greccy istnieją. Nazywam się Chejron- oznajmił centaur. – Teraz oprowadzą was Will i Nicole.
– Jasne, Chejronie. Chodźcie za nami. Najpierw pójdziemy do domków, żebyście mogli zostawić swoje bagaże. –– powiedzieli wymienieni. Zaczęliśmy z nimi iść. ” Czyli, że będziemy mieszkać w domkach. Ciekawe jak one wyglądają?” rozmyślałem. Przeszliśmy przez śnieg. Nagle zobaczyłem strumyk. ” Jak my przez niego przejdziemy”. W tej samej chwili córka Chione uniosła dłoń w kierunku wody i wokół jej palców zawirowały płatki śniegu. Nagle zamieniły się w smugę mroźnej mgiełki, która pokryła lodem część rzeczki. Oto mieliśmy przejście na drugą stronę. Przemknęliśmy naszym pseudo-mostem, a Nicole zaraz go odmieniła.
Podążając za naszymi przewodnikami doszliśmy do pawilonu domków , który widziałem z powietrza. Przeszliśmy między dwoma domkami. Jeden był czarny z namalowanymi mieczami. Nad drzwiami można było zobaczyć srebrzystą wagę. Przez okno zobaczyłem kilku ponurych ciemnowłosych nastolatków. Wyglądali na takich, co nigdy nie odpuszczą krzywdy nawet jeśli została zrobiona niechcący.
Przed budynkiem stał posąg kobiety trzymającej wagę i długie ostrze. Ubrana była w ciemnoszarą wręcz czarną szatę. Miała ułożone w kok czarne włosy i piwne oczy. Normalnie posągi greckie są białe, ale ten i wszystkie inne był kolorowy.
-To domek Nemezis, bogini zemsty i równowagi. Uważajcie, by nie obrazić jej dzieci, bo nigdy wam nie przebaczą- powiedział syn Hekate.
Drugi domek był miedziany, wymalowany w wieńce laurowe. Nad drzwiami wyrzeźbiony był puchar. Wyszła z niego rudy chłopak z mieczem przy pasie i miną pod tytułem ”Jestem najlepszy we wszystkim.”. Podszedł do nas i powiedział do naszego czarownika:
– Zmiażdżę cię w najbliższej bitwie o sztandar, Harry Potterze- oznajmił szyderczo.
-To się jeszcze zobaczy, Jeff- odparł Will przewracają oczami.
-No to, do zobaczenia na polu walki, phi- odpowiedział agresywny nastolatek i wszedł do swojego mieszkania i zatrzasnął drzwi z hukiem.
-To jest domek Nike, bogini zwycięstwa. Jej pomioty uwielbiają rywalizację i nie znoszą bycia na drugim miejscu. Ten chłopak był taki wściekły, bo pokonałem go na arenie w walce na miecze.- wyjaśnił nasz przewodnik. Stojący obok pomnik Nike wydawał się mieć wściekłą minę, a w oliwkowozielonych oczach widać było złość. Ubrany był w złocistą suknię, a na brązowych włosach wieniec laurowy.
-Chodźmy dalej- powiedziała Nicole. Następny budynek po prawej był w kolorze brzoskwini, a nad ramami okien namalowane były kielichy z nektarem. Przed budynkiem stała wyrzeźbiona kobieta o jasnych włosach i radosnych błękitnych oczach. W ręku trzymała pucharek i promieniowała od niej siła młodej energii.
– Oto domek Hebe, bogini młodości i pomagierki Afrodyty. Jej dzieci są optymistyczne i zachowują na zawsze młody wygląd. Mogą także wytwarzać nektar i ambrozję. – wyjaśniła córka Chione. Zajrzałem przez okno i zobaczyłem tańczących złotowłosych nastolatków o wesołych twarzach.
-Idziemy dalej – rzekła nasza przewodniczka. Następny domek wyglądał jak kasyno: błyszczący, z ruletką, pokerem. Wszystko to było widać przez otwarte drzwi. Na końcu pokoju znajdowała się otwarta skrzynia błyszcząca złotymi monetami. Pomnik obok przedstawiał rudą kobietę o bursztynowych oczach, ubraną w złota suknię i trzymającą ster od statku i róg obfitości.
– To dom Tyche bogini powodzenia i losu. Mieszkańcy są farciarzami w czepku urodzonymi , ale mogą sprowadzić pech lub szczęście na dowolną osobę lub miejsce, dlatego trzeba być dla nich miłym.-opowiedziała nam Nicole.
Kolejny domek zbudowany był ze skał z namalowanymi dziwnymi znakami błyszczącymi różnokolorowo. Nad drzwiami wyrzeźbiona zostały czarodziejskie symbole. Na placyku przed budynkiem stał dziwny posąg. Zmieniał się co chwilę raz przedstawiał szesnastoletnią na oko dziewczynę, potem kobietę w wieku średnim, a na końcu staruszkę. Zawsze były ubrane w czarną szatę i trzymały pochodnię i magiczną różdżkę. Miały prawie czarne lub siwe włosy i ciemnozielone, tajemnicze oczy.
– To mój i Moniki domek. Naszą matką jest Hekate, bogini czarów i ciemności. Możemy tu wejść i poczekać, aż moja siostra się rozpakuje- powiedział Will. Ma przyjaciółka miała jednocześnie zafascynowaną i przestraszoną minę. Weszliśmy więc do środka. ”Na gacie Hadesa” pomyślałem.
To miejsce było dziwne. Łóżka unosiły się pod sufitem. Na półkach stały fiolki pełne magicznych eliksirów i różne składniki. Pod ścianą jakiś nastolatek gotował coś w kociołku. Obok jakaś młodociana czarownica celowała palcem w gołębia i wypowiadając zaklęcie czytane w księdze czarów. Po chwili z opuszka wystrzelił strumień turkusowych iskier i powiększył ptaka jakieś siedem razy.
– Ale czad… -szepnęła Monika. Bezwiednie wskazała ręką łóżko, które zleciało na podłogę. Położyła walizkę na materacu i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu.
-Cześć, jestem Angie Dark i jestem tutaj grupową. Witam cię w domku Hekate. Mamy nieco inny plan zajęć niż inni herosi , bo musimy się uczyć czarów, ale oczywiście walczyć bronią też się uczymy.
-Musimy już iść , bo trzeba was oprowadzić, nie?- oznajmił Will.
-No, dobra. Idźcie.- powiedziała czarodziejka. Wymanewrowaliśmy, więc między strumieniami czarów latających w te i we w te i wyszliśmy z domku. Kiedy już mieliśmy przejść do następnego domku, Monika coś zobaczyła. W zaułku pomiędzy budyneczkami ok. siedemnastoletnia kasztanowo włosa dziewczyna mówiła do jakiejś ośmiolatki:
-Głupia, już więcej nie będziesz tyle czytała, kujonko!
-Zostaw ją – powiedziała Monika.
-Bo co?- zapytała ta dziewczyna, zapalając kulę wściekło różowego ognia.
-Bo to !- krzyknęła moja przyjaciółka i wystrzeliła w nią strumień cienia. Niestety ona odbiła go jedną ręką i rzuciła czarem drugą. Monika zrobiła unik i wywołała falę płomienia. Nagle ta druga uniosła się do góry na kolumnie ze skały i krzyknęła:
-Ja, Vanessa von Sznycel, córka Hekate nie będę się bała takich nowicjuszy- i wystrzeliła w moją koleżankę błyskawicą różowej energii. W tym samym momencie jej siostra uderzyła strumieniem mrocznego ognia. Zaklęcia zderzyły się, a kiedy mgła opadła…
C.D.N.
Mam nadzieję , że się wam podobało. Nozownik7
P.S. : Skomentujcie moje poprzednie opowiadania, proszę.
Pierwszy! Moje trzecie opowiadaanie.Dzięki adminko że tak szybko to opublikowałaś. 😉
Ciekawe! Parę błędów, ale się nie czepian Nazwiska mnie powaliły. Och bogowie, czakam na CD 😀
Dzięki Io. 😉
von Sznycel!!!!! Nożowniku, jesteś WSPANIAŁY!!!!!!!!! WOW, ale co do poprzednich opek to były SUPER I WSPANIAŁE!!!!! Szybko pisz kolejne opko!!!!
Zwolniłeś akcję, co ci się chwali 😀 ale ani Chejron, ani nikt nie zdziwił się, po tym jak świeciły mu się oczy? Musieli się zdziwić, bo jak już wspominała Nicole, śmiertelnicy błogosławieni przez bog-inie/-a są raczej gatunkiem na wymarciu. Po za tym, nie mam się do czego przyczepić 😀 Czekam na cd
Dzieękuję , mazak18 i magiap za pozytywne komentarze.
„W końcu wylądowaliśmy przed obok boiska do siatkówki.” – ? Mogli tylko wylądować albo przed boiskiem, albo obok boiska. Poza tym na serio fajna część. Wyłapałam kilka literówek, ale właściwie mi nie przeszkadzały. No i akcja zwolniła! Oh yeah! ;p Super, super, super opko, czekam na CD, bo końcówka normlanie powala! 😀
PS.1: HARRY POTTER!!! X3
PS.2: SZNYCEL!!! X3
PS.3: Dziękuję strasznie za dedyczkę. 😀
jest super
Dzięki za dedyczkę.
Opko bardzo fajne, a nazwiska… Zwijałam się ze śmiechu ;).
von Sznycel!!! Fajne opowiadanie. Zastanawiam się, jakie nazwiska jeszcze wymyślisz.