Dla Clarisse XD i Eirene. Mam nadzieję, że wam się spodoba i nie zanudzi was na śmierć Przepraszam za wszelkie nieścisłości.
– Siedziałaś tam dwa miesiące i nie czułaś upływu czasu?- zaczął się zastanawiać Jason.- Czyli… w Domu Miłości było się nieśmiertelnym?
– Hmmm… w zasadzie to się nad tym nie zastanawiałam. Nigdy więcej tam nie wróciłam i w sumie wcale nie chciałam, ale myślę, że nie. Dziewczyny starzały się naturalnie, ale w jakiś sposób było to niewidoczne.
– A co z chłopcami?- zapytała Piper.- Afrodyta i Wenus na pewno miały synów.
– Oni nie mieli tyle szczęścia. Pracowali w szpitalach i jako nauczyciele kamuflażu. Byli całkiem znośni… jak ty- Sansa uśmiechnęła się promiennie do córki Afrodyty. Ku zdziwieniu Leo Piper odwzajemniła uśmiech.
– A o co chodziło z tym sądem?- spytał zaintrygowany syn Hefajstosa.- Laur i miecz? O co chodzi?
– Laur, czyli zwycięstwo, a miecz to sprawiedliwość. Połączenie Grecji z Rzymem. Proste, nieprawdaż?- zaśmiała się dziewczyna.
– No… nie.- Leo zrobił zdziwioną minę.- Wytłumaczysz?- posłał jej chytry uśmieszek.
***
Gdy drzwi zamknęły się za Jacem Rebika odwróciła się do nas i powiedziała, że jutro mamy być gotowe pól godziny przed południem. Rano przy śniadaniu podeszła do mnie.
– Sanso pomożesz mi?- zapytała.
– Oczywiście- odparłam podchodząc do niej.- Co mam zrobić?
– Trzeba zabrać parę papierów. Chodź za mną.
Poprowadziła mnie do tej części domu, której nigdy dotąd nie odwiedzałam. Szłyśmy szerokim korytarzem. Czerwone ściany były zupełnie puste, jeśli nie licząc lamp wiszących w równych odstępach. Były to kunsztownie stworzone kinkiety. Wykuto na nich przepiękne motywy kwiatowe, które tworzyły fantazyjne wzory, często zajmując duże fragmenty ścian. Podążałam za Rebiką. Jej brązowe włosy lśniły w delikatnym blasku lamp. Szła dostojnym krokiem, stawiając dość spore kroki. Musiałam prawie truchtać, by ją dogonić.
– Po co ten Sąd? Czemu to takie ważne, żebyśmy były tam wszystkie?- zapytałam. Zdziwiłam się na dźwięk mojego głosu. To pomieszczenie w dziwny sposób go zniekształciło. Wydawał się głębszy i bardziej… męski.
– To miejsce jest osłonięte przed magią Afrodyty. Często tu przychodzę, by oczyścić myśli.- wytłumaczyła widząc moją zdziwioną minę.- A co do…
– Dlaczego inne dziewczyny tu nie przychodzą?
-Słucham?
– Dlaczego przychodzisz tu tylko ty?
– Bo im to nie potrzebne- powiedziała to tonem oznaczającym koniec tego tematu.- A w r a c a j ą c do Sądu to jest ważny. Rozstrzygane są na nim sprawy dotyczące Obozu i przewinień jego mieszkańców. Czasami przychodzą wszyscy, a czasami tylko herosi. Ta sprawa jest dość… trudna. Pierwsza jak dotąd. Były podobne, ale ta jest trudniejsza.
-Dlaczego?
Nie odpowiadała przez chwilę. Doszłyśmy do ciemnych, drewnianych drzwi. Rebika nacisnęła klamkę, mamrocząc pod nosem. Weszła do środka. Poszłam za nią. Pokój wyglądał dość przeciętnie. Lecz po dłuższym zastanowieniu można dostrzec piękno tego miejsca. Pomieszczenie było dość duże, w kształcie kwadratu z wnęką po lewej stronie, gdzie mieściły się kolejne drzwi. Naprzeciwko mnie palił się ogień w onyksowym kominku. Obok niego stała ciemno zielona sofa i trzy fotele. Między nimi postawiono stolik do kawy i śliczny wazon z kwiatami. Po mojej prawej stronie były regały z książkami i przeróżnymi papierami oraz teczkami. Po lewej wisiał obraz pięknej kobiety, a pod nim stał sekretarzyk. Na meblu ustawione były w równym rządku figurki różnych bóstw. Na samym środku wisiał ozdobny żyrandol wykonany podobnie jak kinkiety na korytarzu. To miejsce miało swoisty szyk. Chwilę stałyśmy w milczeniu. W końcu jednak zebrałam się w sobie i powtórzyłam pytanie.
– Dlaczego ta sprawa jest trudna?
– Zobaczysz- znów padła wymijająca odpowiedź. Znudziło mi się odgrywanie Sherlocka i postanowiłam zostawić tan temat.- A co jest za tymi drzwiami?- zapytałam w miarę obojętnym tonem. Prawda była taka, że ciekawość wręcz mnie zjadała.
– Tajemnica- wzburzyłam się w duchu. Chyba nici z normalnej rozmowy. To prywatny teren Rebiki i chyba nigdy nic mi nie powie. Skupiłam się na pomocy córce Afrodyty. – Musimy wziąć spis wszystkich mieszkańców Domu.
Podeszła do regału blisko kominka. Pochyliła się i wyjęła stos teczek. Niektóre były zniszczone, ale większość miała czyste i nowe, białe okładki. Na wierzchniej stronie był wytłaczany znak. Gołębica w locie dla Greków i serce ze sztyletem u dołu dla Rzymian. Zastanawiałam się czy mam tu teczkę, ale to chyba nie było możliwe, bo przecież nie zostałam uznana, jako córka bogini miłości.
– Dużo ich. Weź te po prawej, a ja zajmę się tymi po lewej- Rebika wskazała spory stos dokumentów. Bez słowa podeszłam i podniosłam go. Teczki sporo ważyły, a szczególnie, jeśli były obszerne jak niektóre z nich. Domyśliłam się, że tutaj spisywane są osiągnięcia(jeżeli w ogóle jakieś były) herosów. Wątpiłam w to, żeby chociaż jedna piąta dziewcząt miała jakiś wpis. Zastanawiał mnie jeszcze jeden fakt, czy to wszystko musiała wypisać Rebika, czy też ktoś jej pomógł, albo może uzupełniały się magicznie? Pytania jednak zostawiałam dla siebie. Wyszłyśmy z pomieszczenia i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Gdy doszłyśmy do holu przed drzwiami ręce mnie pobolewały. O dziwo większość dziewczyn już czekała na nasz powrót. Po jakiś pięciu minutach córka Afrodyty stwierdziła, że trzeba już iść. Machnęła ręką, a białe drzwi wejściowe otworzyły się. Skinięciem głowy dała mi znak, żebym za nią podążyła. Wyszłyśmy na drogę ciągnącą się od wejścia w murze, aż do jeziora. Spojrzałam się za siebie i zamarłam. Dopiero teraz dotarło do mnie jak nas jest dużo. Przed domem zebrało się około ośmiuset córek bogini miłości. Wyglądało to przynajmniej dziwnie. Parę setek dziewczyn, z których każda była piękna w mniejszym lub większym stopniu, stało sobie jakby nigdy nic. Żaden konkurs piękności nie mógłby pogardzić takim gronem, a wyłonienie najpiękniejszej byłoby naprawdę trudne. Moją faworytką była jednak odznaczająca się elficką urodą Lilly, której włosy były intensywnie kasztanowe, a oczy miały kolor burzowego nieba. Patrzyłam na nią przez chwilę, a ona wyczuła moje spojrzenie i uśmiechnęła się pokazując idealnie równe, białe zęby.
Zauważyłam, że zostałam nieco z tylu, więc dogoniłam Rebikę, która równym, szybkim krokiem prowadziła nas w stronę lasu.
– Skąd wiedziałaś, o której mamy się spotkać na Sądzie? –zapytałam łapiąc oddech. Teczki coraz bardziej mi ciążyły. Przywódczyni Domu Miłości najwyraźniej to zauważyła, bo poleciła Cynthii, złotowłosej dziewczynie, wziąć ode mnie część teczek.
– Godzina jest zawsze ta sama. Południe to czas kiedy moc pulsuje najmocniej. Może oprócz północy i zmierzchu…- wytłumaczyła uśmiechając się.
– A gdzie idziemy?
– Do amfiteatru. Dzisiejsza sprawa dotyczy tylko herosów, czyli pięćdziesięciu tysięcy osób. Tylko tam zmieści się taki tłum.
Szłyśmy jeszcze jakieś pół kilometra. Po drodze do potoku osób dołączały następne. Gdy weszłyśmy do lasu towarzyszyło nam jakieś dwadzieścia tysięcy dzieci bogów. Drzewa pomału zaczęły się przerzedzać i odsłoniły kamienny amfiteatr. Zatrzymałam się na wzgórzu. W dole rozciągał się wspaniały widok. Na stokach wybudowano kamienne ławy, które ciągnęły się przez całą szerokość góry. Na dole znajdowały się inne siedziska, które były nieco wysunięte w stronę sceny. Zapewne dla jakiś ważnych osób. Na orchestrze stały stoły oraz krzesła. Pośrodku ustawiono podwyższenie dla sędziego oraz miejsce dla świadka.
Zeszłam w dół zbocza i usiadłam razem z córkami Wenus i Afrodyty. Miejsca dla obrońców i oskarżycieli powoli się zapełniały. Ku mojemu zdziwieniu jedno miejsc przy stole oskarżycieli zajął Jace. Wkrótce potem na scenę wprowadzono chłopaka. Ręce i nogi miał skute łańcuchami. Jego złote włosy były w nieładzie, a na twarzy miał dużo blizn i siniaków. Wokół niego stanęli groźnie wyglądający wojownicy.
-Kto to?- spytałam Florence. Rebika aktualnie gdzieś się ulotniła wraz z teczkami, więc musiałam zadowolić się towarzystwem Florence i Lilly.
– Oskarżony- padła inteligentna odpowiedź.
– Ale jak się nazywa?
– Carl Brendo, syn Apolla. Został oskarżony, ale nie wiem, o co, bo Rebika nie chciała powiedzieć.
– Ale sprawa jest chyba poważna, co nie?
– Tak, ale to chyba nie dotyczy nas, więc nie mamy się czym przejmować- Lilly uśmiechnęła się, a następnie skierowała wzrok na scenę.
Rozejrzałam się. Prawie wszystkie miejsca były już zajęte. Zauważyłam, że Rebika i inni przywódcy domów ustawili się na dole amfiteatru. Kładli teczki na stołach, następnie satyrzy przeglądali je starannie.
– Po co oni to robią?- spojrzałam się na Lilly.
– Nie wiem- wzruszyła ramionami.
Ta ich niewiedza doprowadzała mnie do szału, a jak już Rebika coś wiedziała to robiła z tego tajemnicę. Że to ich nie męczyło…
Miejsca zapełniły się już zupełnie. Wszyscy siedzieli na kamiennych ławach. Spojrzałam na scenę. Tam krzątanina też ustała i wszyscy wpatrywali się w milczeniu w sędziego. Jego miejsce zajmował nie kto inny jak Chejron. Przed nim stała brązowowłosa dziewczyna w pelerynie identycznie podobnej do Jace’a. Rzymska część Obozu wpatrywała się w nią z uwagą. Grecy natomiast skupili się na ławie obrońców. Obok siebie siedzieli drobna złotowłosa dziewczyna, rudowłosy chłopak oraz wysoki, czarno włosy heros. Oskarżycielami byli Jace, czarnowłosa dziewczyna w pełnej zbroi i blondyn, obok którego leżał łuk. Zamierzali się bić? W sumie to Rzymianie. Laur i miecz. Laur to Grecja. Zwycięzcom na igrzyskach wręczano wieńce laurowe, jako nagrodę za trud i uczciwą walkę. Miecz oznaczał Rzym. Rzym to walka. Oni kochali brutalność i krew. Zmuszali tysiące niewolników do walki na miecze, oszczepy i inne rodzaje broni. Miecz oznacza też sprawiedliwość. Kiedyś to mieczem ją wyznaczano. Dużo głów zostało ściętych.
Z zamyśleń wyrwał mnie donośny, okropny i skrzekliwy głos tej dziewczyny stojącej na scenie.
– Nazywam się Chloe, córka Febusa, pretor najwyższy Rzymian. Otwieram sprawę dotyczącą Carla Brendo, syna Apollina oraz zamordowanego przez niego Viktora Libra, syna Ceres. Sędzią będzie Chejron. Wszyscy tutaj muszą przysiąc na Styks, że nie złożą fałszywego świadectwa przeciw oskarżonemu, ani na jego korzyść –ludzie zaczęli szeptać jakieś nie zrozumiałe słowa. Lilly szturchnęła mnie i karała po sobie powtarzać. Orkízomai epí Styx, wyszeptałam. Gdy głosy ucichły, Chloe znów zaczęła mówić.- Rozprawę uważam za otwartą! Głos oddaję Sędziemu.
Odsunęła się na bok siadając na kamiennej ławie za oskarżycielami. Centaur wyprostował się, odchrząknął i zaczął mówić. W porównaniu do dźwięków wydawanych przez Chloe jego głos działał wręcz kojąco na moje bębenki.
– Witam wszystkich!- rozejrzał się i rozłożył ręce w geście powitania. Zaczął tłumaczyć procedury i to jak rozprawa będzie wyglądać, ale ja nie słuchałam. Zaciekawiła mnie inna sprawa, a mianowicie Jace.
– Ile on ma lat? To znaczy Jace? Ile ma lat?- zapytałam Florence. Spojrzała na mnie swoimi czarnymi oczyma. Widać w nich było rozbawienie.
– W tym roku kończy piętnaście. Chcesz jeszcze coś wiedzieć?- plotki, plotki to było coś to dawało córkom Miłości jakieś zajęcie. Jednak nie dałam Florence tej przyjemności i pokręciłam przecząco głową.
Piętnaście lat… Czyli był rok starszy ode mnie, bo czwartego lipca kończę czternaście. Szkoda, że ma takie złe mniemanie o Grekach, pomyślałam. Choć w sumie to nie wiem co o nich myślał, ale ta sprawa nie stawiała nas w za dobrym świetle. Morderstwo. Postanowiłam się czegoś dowiedzieć i zaczęłam słuchać, co mówiła brunetka siedząca obok Jace’a.
– Wiedział, że rewolwer był naładowany! I to jeszcze spiżem – straciła na chwilę panowanie nad sobą, ale szybko je odzyskała.- Był bezwzględny zakaz dotykania broni palnej, a Carl go złamał. Pierwsze poważne przewinienie. Przyznajesz się do tego? Masz coś na swoje usprawiedliwienie?- zapytała rzeczowo.
– Nie zaprzeczam, ale…
– Ale co? Przyznajesz się do złamania zasad obozu, tak?
– Tak, ale…
– Byłeś wtedy w pełni świadomy tego, co czynisz?
– Tak, lecz…
– Więc przyznajesz się, że…
– Wysoki Sędzio! Sprzeciw! Oskarżyciel nie daje dojść do głosu oskarżonemu – drobna blondynka wstała z miejsca i patrzyła wyzywająco na czarnowłosą.
– Ty sobie uważaj! Jeżeli myślisz, że uratujesz swojego kochasia…
– Dosyć! Popieram sprzeciw. Oskarżony proszę mówić.
Biedny Chejron. Widać było jak się męczy. Słuchał rozprawy ze smutkiem, a nawet… znudzeniem.
– Przyznaję się, że w pełni świadomy wziąłem rewolwer Colt Army model 1860 do ręki mimo zakazu, ale zrobiłem to z polecenia instruktora Halba Mustusa, syna Geniusza – powiedział syn Apolla. Próbował to zamaskować, ale jego głosy strasznie się trząsł. Popatrzył błagalnym wzrokiem na blondynkę, ale to czarnowłosy, barczysty chłopak wstał i zabrał głos.
– Prosimy o pozwolenie na wezwanie świadka- odezwał się szukając wzrokiem Halba.
– Zezwalam.
Wysoki, umięśniony szatyn podniósł się kompletnie zaskoczony. Olśniło mnie wtedy, że tak naprawdę to chyba każdy może być poproszony na zeznania. Dlatego pewnie składaliśmy przysięgę… by nie powtarzać już tego z każdym osobno. Syn Geniusza, boga siły szedł powoli w stronę sceny. Ciekawe o czym myśli. Kłamać nie może, a jak powie prawdę to oskarżyciele mogą stracić argument przeciwko Grekowi. Po zdawało się wiekach wreszcie zasiadł opok Chejrona i z obawą, śmieszną jak na kogoś takiej postury, spojrzał na czarnowłosego.
Postanowiłam darować sobie jego zeznania i dowiedzieć się paru ułatwiających oglądanie rzeczy.
– Powiesz mi jak mają na imię?- szepnęłam do ucha Lilly. Ta podskoczyła jak porażona prądem. Najwyraźniej się skupiła na rozprawie. Brawo dla niej.
– Jasne… ale muszę teraz? Patrz jaką Halb ma piękną twarz… Och…
– Popatrzysz sobie na niego zaraz. Jak nazywa się ta blondynka?
– Wise? Jest córką Ateny. Nazywa się Wise Thyme. Wyjątkowo przebiegła z niej żmija- uśmiechnęła się ironicznie.
– A ten rudy?
– To jest boski Andry Menarik. Synek Hermesa. Jest naprawdę cudny… zapytaj się Florence.
-Zapytam, zapytam… A ten umięśniony brunet?- spojrzałam na Lilly.
– Mike Carver- skrzywiła się. – Mięśniak, strasznie silny. Świetny w walce na wszystkie bronie.
Chyba nie darzyła go miłością. A zapewne nawet nie lubiła.
– A oskarżyciele?
– Jace, ale jego to już znasz. Taka ładna z was będzie para…- mruknęła.
-Co?!!!
-Nic, nic. Czarnowłosa to Vectis. Tylko tak ją nazywają. Córka Ballony. Blondyn to Febusa, młodszy braciszek Chloe. Tibus Arcum.
To nieco mi rozjaśniło obraz. Chyba ta rozprawa nigdy się nie skończy. Wiem, że będą walczyć do końca. Nawet nie o sprawiedliwość, tylko o to, by pokazać stronie przeciwnej kto jest lepszy. Ktoś szturchnął mnie w ramię. Florence wskazywała energicznie na scenę.
-Bójka!- wykrzyknęła podekscytowana.
Spojrzałam w dół wzgórza. Vectis machała mieczem przed nosem Wise. W ręku córki Ateny pojawiła się włócznia. Dziewczyny zaczęły chodzić w koło mierząc się wzrokiem. Tibis strzelał do Mike, ale ten łapał strzały w locie łamiąc je. Jace podbiegł do Chejrona, a ten popatrzył znudzonym wzrokiem na herosów. Chyba to często się powtarzało… Wszeptali coś w napięciu. Potem pretor wrócił z kamienną miną do swojego stołu. Centaur obserwował jeszcze chwilę jak Wise rani córkę Ballony, a ta wrzeszczy rzucając przekleństwa w trzech językach. Gdy zamilkła Sędzia wstał.
– SPOKÓJ! Takie zachowanie miało się więcej nie powtórzyć! Chcecie się pozabijać?! Zabraniam wam uczestnictwa w sprawie. Macie wszyscy opuścić amfiteatr. Jace i Andry też przykro mi, ale tak być nie może. Sam orzeknę i wydam wyrok.- Vectis otworzyła usta.- Nie będę stronniczy. Nie bój się. A teraz wynocha wszyscy!
Grecy z wściekłymi i zawstydzonymi twarzami opuścili miejsce sądu. Rzymianie rzucili swoje bronie i z gniewnymi minami, dysząc ciężko podążyli za nimi. Patrzyłam na całą scenę ze zdziwieniem i… rozbawieniem. Choć w sumie to powinnam się niepokoić, że stosunki między obozowiczami są tak napięte. Lecz śmieszyło mnie to, że sądząc mordercę sami prawie się nimi stali… Ale czy Carl jest mordercą? Nie. Na pewno by tego nie zrobił. Choć skąd ta pewność? Nie znam go, pomyślałam.
Chejron poprosił o wprowadźcie oskarżonego i posadzenie go w miejscu przeznaczonym do przesłuchiwania świadków. Chłopak ze spuszczonym wzrokiem usiadł i w milczeniu czekał na to co powie centuar.
– Opowiedz jak to było. Przysięgnij jeszcze raz na Styks, że mówisz prawdę.- heros powiedział słowa przysięgi. Dobre zabezpieczenie, stwierdziłam. Nie trzeba wzywać świadków, by potwierdzić zeznania.
– A więc poszedłem, tak jak prosił Halb, po rewolwer. Nie wiedziałem, że był naładowany. Podkusiło mnie, żeby trochę się pobawić się. Wycelowałem i nacisnąłem spust. Nie celowałem nigdzie szczególe, ale mam na sobie błogosławieństwo Apolla na sobie i pociski zawsze trafiają do celu, nawet jak go nie ma… To był przypadek. Nie moja wina, że pistolet był naładowany, a Victor stał się celem. Bardzo mi przykro. Nie chciałem…- pochylił głowę w akcie skruchy.
– To wszystko?- zapytał Chejron sztywnym tonem.
-Tak.
-Zarządzam piętnaście minut przerwy. Potem ogłoszę wyrok- wstał i poszedł do skene.
Szybko poszło. Trochę za szybko, ale ja nie miałam nic przeciwko, bo kamienne ławy są naprawdę twarde, a nastrój po bójce też nie był jakiś zachęcający. Gdyby zostali by tu pozostali zapewne rozprawa trwała by jeszcze wiele godzin. Dzięki lakonicznym zeznaniom Carla i milczącym centaurze wszystko prędko się skończyło. Jeszcze tylko wyrok i można się rozjeść. Ja pójdę do Domu Nieokreślonych. Przerażała mnie to myśl, ale póki co nie przejmowałam się tym. Znów dopadła mnie fala ciekawości.
– Ile zwykle trwają takie rozprawy?- zapytałam córkę Wenus .
– Pięć- osiem godzin. Czasami ciągną się przez parę dni. Na przykład ta nieszczęsna sprawa sprzed pół roku. Córka Zeusa zagięła i została znaleziona martwa po trzech dniach.
– To od tego zaczęły się spory Greków z Rzymianami, prawda?
– Prawda. Ta rozprawa przez tą bojkę stała się ciekawa, ale też krótka. To nie dobrze. Ludzie będą mieli pretensje do Chejona. To nie dobrze…- pokręciła głową Florence.
– To dobrze. Carl nie musi się już męczyć.- stwierdziłam.- Co mu grozi?
-Och, kary są przeróżne. Z tych surowszych jest ścięcie głowy, spalenie, powieszenie, utopienie, poćwiartowanie oraz moja ukochana kara, jest taka romantyczna, picie i jedzenie nektaru z ambrozją do oporu i spalenie się. Taka piękna i głupia śmierć…- rozmarzyła się. Ja martwiłam się. Carl nie zasłużył na taką pokutę.
– A jakieś lżejsze kary?- zapytałam
– Zaraz zobaczymy- wskazała scenę.
Chejron zajął swoje miejsce. Poczekał aż oskarżony zostanie wprowadzony, a szum na trybunach zniknie. Po jakiś trzech minutach wszystko ucichło, a sędzia zabrał głos.
– Proszę o ciszę. Po namyśle jestem gotów ogłosić prawomocny wyrok. Carl Brendo, powstań. Skazuję cię na zapomnienie, twoja teczka zostanie zniszczona, oraz wygnanie, musisz opuścić Obóz zostawiając swoją broń i masz zakaz powrotu.- rozległ się pomruk. Rzymianie zaczęli gwizdać i krzyczeć niezadowoleni, a skazany heros odetchnął z ulgą. Nie zostanie zabity. Dla niego to musi być wspaniała wiadomość. Lecz łacińska część obozu nie była zadowolona.- Wiem, że niektórych wyrok nie satysfakcjonuje, ale przysięgam na Styks, że Brendo został sprawiedliwie osądzony. Zamykam rozprawę i mam nadzieję, że nie będziecie się zachowywać tak jak niedawno wasi przedstawiciele. Możecie się rozejść! Miłego dnia…- dodał spoglądając na Carla. Mogłabym przysiąc, że zamienił z nim kilka słów, zapewne chcąc podnieść go na duchu.
Wszyscy zaczęli wstawać i powoli ruszać w stronę swoich domków. Tylko ja stałam jak sierota dopóki Rebika nie podeszła i uścisnęła mnie przyjaźnie.
– Do Domu Nieokreślonych to w tę stronę- wskazała na prawo.- Mam nadzieję, że się kiedyś jeszcze spotkamy. Wiedz, że czasy są niespokojne- przywódczyni Domu Miłości popatrzyłam na mnie poważnie. W jej czekoladowych oczach widziałam smutek.- Żegnaj. Mam nadzieję, że los będzie ci przychylny.
Odwróciła się i odeszła zostawiając mnie samą wśród wielo tysięcznego tłumu herosów.
Nie mogę się doczekać CD! Ta historia jest tak pięknie napisana… I wciąga, przedstawia obóz inny niż znamy…
Zostawiasz niewiadome i zagadki, rozpalając w ten sposób żar ciekawości czytelnika, który dodatkowo podsyca twój przyjemny i miły styl pisania. Czekam na cd 😀
No naresycie!!!! myślałam że się już nie doczekam następnej części. Uwielbiam twoje opowiadania, szkoda że jest ich tak mało
To jest… jest… brak mi słów… cudowne. Znalazłam kilka powtórzeń ale i tak jest cudne.
Brak mi słów… To jest odlotowe :D.