Nie bijcie mnie za ten idiotyczny okrzyk bitewny. Nic innego nie wymyśliłem. No, ogólnie mówiąc postanowiłem przybliżyć nieco ideę Obozu Sierpa, pokazać, jak wyglądają tam zajęcia itp. Tym razem wymyśliłem własną postać, Benjamina Naile’a. Jest on dzieckiem, któremu Kronos rzekomo „wyprał mózg”, była o tym mowa w książce. Miłej lektury.
III
BENJAMIN
– Kronos każe, wojownik robi, armia wygrywa! – te słowa wykrzyczał Benjamin Naile, dwunastoletni sługa Kronosa. Był w pełni oddany swojemu panu. Pałał nienawiścią do bogów. Tak właśnie go uczyli. Zabijać dla pana Kronosa. Bogowie są źli. Tylko Kronos jest dobry. Benjamin podniósł się natychmiast do pozycji siedzącej. Zmrużył oczy. Był jeszcze w zbroi po wczorajszej bitwie. Wszystkie mięśnie go bolały, ale to nie przeszkodzi mu w ćwiczeniach. Chłopiec rozejrzał się po domku. Pozostała dziewiątka jego towarzyszy jeszcze spała. Patrzył na nich nie wiedząc nawet, jak wiele się dziś wydarzy.
Boski Domek numer trzy nie odróżniał się zbytnio od innych. Stało w nim pięć dwupiętrowych łóżek. Obok jednakowe szafki, które każdy zapełniał swoimi rzeczami. Oprócz tego łazienka. Domki tego typu, w przeciwieństwie do domków dowództwa i bohaterów, na przykład Ethana, czy Sileny, nie były przystosowane do dłuższego spędzania w nich czasu. Służyły tylko do spania. Czas wolny herosi spędzali w Sali Rozrywkowej.
Ben stanął przy łóżku na baczność. Obudził się jako pierwszy, zatem miał obowiązek wyrwać z objęć Morfeusza resztę. Był zastępcą przywódcy domku. Nie został określony przez swojego rodzica, i najprawdopodobniej do tego nie dojdzie – skoro dotąd się o nim nie dowiedział, to bóg, który go spłodził był po stronie bogów i został schwytany przez tytanów. Wszyscy z Boskich domków byli dziećmi przegranej strony. Były trzy tego typu domy – w pierwszej mieszkali określeni potomkowie bogów, w drugim dziewczęta, a w trzecim nieokreśleni. Tuż obok stały trzy chatki synów i córek tytanów. Potem już tylko baraki drakain, Lajstrygonów i olbrzymów.
– Boski domek numer trzy pobudka! – krzyknął władczym tonem. Musiał się przyzwyczajać, był zastępcą dowódcy chatki, może kiedyś zajmie jego miejsce…?
Dziewięciu chłopców jak jeden mąż podniosło się i chórem wykrzyknęło:
– Kronos każe, wojownik robi, armia wygrywa!
Według szczegółowej rozpiski, chłopcy w różnym wieku ustawili się w kolejce do łazienki. Benjamin miał tyle szczęścia, że jako zastępca dowódcy, szesnastoletniego Davida, zawsze korzystał z niej drugi, zaraz po nim. Później była cała reszta, a ich kolejność była sprawiedliwie ustalana co tydzień na następne siedem dni. Ten system nie pozostawiał nikogo poszkodowanego i każdy się z nim zgadzał.
– Anderson, zostało ci pół minuty! – krzyknął przez drzwi David Ransom. Słychać było nagłe wyłączenie prysznica i pośpieszne ruchy. Dowódca patrzył pilnie na zegarek. Nagle drzwi od łazienki otworzyły się i wypadł z nich chudy rudzielec. Nie zdążył się ubrać, owinął się pośpiesznie ręcznikiem. Wiedział, co się stanie, jeśli będzie w toalecie chociaż przez sekundę dłużej, niż dziesięć minut.
– Masz szczęście, cztery sekundy przed czasem. Następny! Ruszaj się, Gales, czas leci! – I w ten oto sposób David kontrolował organizację domku. Sam był już umyty, podobnie jak Benjamin. Oni mieli po dwadzieścia minut, więc nie musieli się tak stresować.
– Ben, leć do Kronosa i złóż mu szczegółowy raport z wczorajszej bitwy. Wiesz, co masz mówić?
– Tak. Boski Domek numer trzy wywiązał się ze swoich obowiązków, organizacja przebiegła pomyślnie. Falanga została uformowana dwie i pół minuty po ogłoszeniu alarmu. Brak ofiar śmiertelnych, cztery osoby ranne…
– Dobrze, już dobrze. Leć – przerwał mu David. Benjamin pobiegł do namiotu dowództwa. Kronos wysłuchiwał znudzony raportu innego herosa. Po niecałych trzech minutach dał znak ręką, że może odejść. Zaraz potem w wyprostowanej postawie Benjamin złożył swój raport.
– To wszystko? – spytał tytan ziewając.
– Tak, Panie – odpowiedział głośno i wyraźnie. Wiedział, że do Kronosa nie można mówić pod nosem. – Czy mogę już odejść?
– Nie. Masz szczęście…
– Benjamin.
– Nie przerywaj mi – ostrzegł go Kronos, chociaż przypomnienie imienia bardzo mu pomogło. – Masz szczęście, Benjaminie, bo już za chwilę będziesz towarzyszył mi podczas przesłuchiwania jeńców. Musisz się uczyć takich rzeczy, a że akurat padło na ciebie, powinieneś być mi wdzięczny, nie uważasz? – uniósł brwi.
– Oczywiście, panie – w rzeczywistości chłopiec podekscytował się bardziej, niż okazał. Przesłuchiwanie? O czymś takim marzył każdy obozowicz, a okazja do tego zdarzała się bardzo rzadko. Tytan wstał i gestem ręki kazał Benowi iść za nim.
Wkroczyli do toalet. Były one nowe, więc nie zdążyły jeszcze nabrać obrzydliwego, obozowego klimatu. Na środku, otoczone przez strażników, stały Łowczynie Artemidy. Niektóre były ranne i zostały opatrzone przez swoje towarzyszki.
Kronos odchrząknął.
– Thalia Grace, wystąp!
Cisza.
– GRACE! – zawołał władca czasu nieco głośniej. Nadal nikt się nie odzywał. Kronos spojrzał przez ramię na jakiegoś chłopaka.
– Co z Thalią Grace? Znaleźliście ją? Albo jej ciało? – spytał ostro.
– Nie, panie. Żadnych wieści.
– Pewnie uciekła z grupą tych Łowczyń… Nie… To do niej niepodobne, nie zostawiłaby swoich towarzyszek… – powiedział, ale jakby bardziej do siebie. – McBears, zorganizuj pięcioosobową grupę najlepszych herosów. Wyślij ich za zbiegłymi Łowczyniami.
– Tak-jest-panie! – wykrzyczał McBears, odwrócił się i wybiegł przez drzwi.
Kronos podszedł do pierwszej z Łowczyń. Dał znak Benjaminowi, aby się zbliżył.
– Imię? – spytał surowym tonem. – Zawsze warto wiedzieć, kto podał dane informacje. Nie musisz tego pamiętać, moi ludzie zawsze wszystko notują – zwrócił się z kolei w stronę chłopca. Faktycznie, tuż obok stał blondyn z notesem przygotowany do notowania.
– Febe – odparła Łowczyni patrząc ze wstrętem na tytana.
– Doskonale, Febe. A teraz powinnaś nauczyć się dobrych manier. Powtarzaj za mną. Mam na imię Febe, Panie.
Łowczyni syknęła ze złością:
– Moją Panią jest tylko Artemida. Ty, Kronosie, jesteś zwykłym mordercą! – Na to Kronos wykonał zamach ręką i uderzył Łowczynię w twarz. Upadła na ziemię z jękiem. Przy pomocy nogi, tytan ułożył ją tak, żeby leżała na plecach patrząc na niego.
– Ha, ha, ha! Śmiesz mnie obrażać? W moim obozie? – Kronos wyjął swój sierp z pochwy. Wziął zamach. Benjamin patrzył cały czas. Jego pan robi wszystko idealnie. Wszystko, co zrobi, będzie wzorem do naśladowania. Jest panem tytanów, który pokonał bogów. Nie może podjąć złej decyzji. Jeśli go obrażono, wymierzy karę. Logiczne. Mimo to Ben zamknął odruchowo oczy.
– Nie… Bez sensu. Benjaminie, zabij ją swoim mieczem – stwierdził Kronos. Tego chłopiec się obawiał. Nie chciał zabijać ofiar inaczej, niż w chaosie bitwy. Mimo to musiał to zrobić. Kronos przyjął go do siebie, nie może go zawieść. Zabrał go nawet na przesłuchania. Wielki zaszczyt. Kronos chce, aby on był w przyszłości dowódcą. Jeśli teraz stchórzy, nigdy nim nie zostanie.
Nie okazując żadnych emocji na twarzy Benjamin wyjął miecz trzymając go w dół gotowy do zabicia Łowczyni. Ta popatrzyła na niego błagalnie. Jej usta powiedziały cicho „proszę”, może nawet bezgłośnie. Spojrzała zapłakanymi oczyma w stronę drzwi. Może ktoś się zjawi? Może nie wszystko stracone…?
Ben energicznie wbił spiżowe ostrze w serce Łowczyni. Zmarła. Kilka Łowczyń wydały zrozpaczony jęk.
– Następna! Imię! – polecił Kronos odsuwając Benjamina na bok. Chłopiec jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie zrobił. Patrzył wystraszony na ciało swojej ofiary. Zabił niejedną osobę, ale dopiero teraz to poczuł… Chęć władzy. Nie poczuł żalu, nie miał wyrzutów sumienia. Był jak Kronos – zabił zdrajcę, wroga. Chciał zabić więcej osób. Wymordować wszystkie pozostałe Łowczynie. Tak.
– Jennifer Lucks – odpowiedziała przerażona Łowczyni. – Przepraszam, Panie. Nazywam się Jennifer Lucks, Panie – poprawiła się pośpiesznie. Kronos uśmiechnął się.
– Można? – popatrzył na ciało Febe, jakby do niej skierowane było to słowo. – Zatem, Jenny… Może ty wiesz coś o Thalii Grace? – spytał okręcając sobie wokół palca jej złote włosy. Łowczyni cofnęła się o krok.
– Nie, Panie. Walczyłyśmy ramię w ramię, kiedy jakiś chłopak z czarną opaską na oku strącił ją z muru i walczył z Thalią między budynkami. Później jej już nie widziałam… Panie – wyszeptała przerażona. Nie wiedziała, czy Kronos nie postanowi jej zabić. On tylko zwrócił się do reszty Łowczyń:
– A wy? Może któraś z was wie, co się stało później z Grace? – Nikt mu nie odpowiedział.
– Dobrze… – zaczął. – A teraz? – spytał nagle przytykając sierp do gardła Jennifer. Jedna z Łowczyń zareagowała natychmiast.
– Widziałam, jak Thalia uciekła. Nie widziałam jej walki, ale zauważyłam, że uciekła po niej z pola bitwy… – wyszeptała. Łowczynie spoglądały po sobie. Uznały, że to by było niepodobne do ich przywódczyni.
– Uciekła, powiadasz…? Młody, przyprowadź mi tu zaraz Nakamurę – polecił Kronos Benjaminowi.
– Panie, Ethan Nakamura jest w grupie osób ścigających Łowczynie – odpowiedział jeden z herosów obecnych na sali. Tytan spojrzał na niego.
– Wiem o tym, głupcze. Chcę, aby Ben przyprowadził mi go tu. Ruszaj się, Naile! A ty, Fallers, co się gapisz? Wybierz czwórkę Łowczyń, które mogą coś wiedzieć, resztę zabij. Albo nie! Lepiej! Będą dodatkiem do polowania na bogów. Tak, świetny pomysł. Ale najpierw wyciśnij z nich wszystko, co mogą wiedzieć.
Natomiast Benjamin Naile nie czekał. Wiedział, że nie ma na to czasu. Wyruszył do lasu znajdującego się wokół Tamalpais. Tam odbywał się pościg. Był troszkę przestraszony. W końcu biegł w lesie szukając grupkę herosów, którzy niewiadomo dokąd pobiegli. A może najpierw znajdzie wroga? Wroga, który zabije go jednym strzałem? Wiedział, że przeciwko tak dobrym łucznikom nie przyda mu się za bardzo zbroja. Myśl o tym, że jest poranek, a nie noc go pocieszała. Gdyby miał się znaleźć w takiej sytuacji o zmroku, chyba umarłby ze strach.
Nie wiedział, ile czasu minęło. Podejrzewał, że biegł już jakąś godzinę. Obóz Sierpa zadbał o jego kondycję, więc nie czuł zmęczenia tak mocno, jak czuliby to jego rówieśnicy. Pomimo niskiego wzrostu i dość kiepskiej budowy, był wytrzymałym biegaczem.
Sosna. Sosna. Świerk. Sosna. Taki monotonny obraz przelatywał mu przed oczami. Spocił się, ale nie przerywał biegu. Czuł, jak opada z sił. Nie był w stanie biec dalej. Usiadł na kamieniu dysząc ciężko.
– Nie poddawaj się – rozbrzmiał potężny, męski głos. Benjamin wstał nagle rozglądając się wokół.
– Kto tu jest? – spytał nerwowo.
– Dobiegniesz do Nakamury. Ja dam ci siłę. Wspólnie wyruszycie do Obozu Herosów.
– Nie chcę tam iść – jęknął Benjamin. Wiedział, że Obóz jest już tylko ruiną, ale słyszał opowieści o nim. – Kazano tam herosom jeść serca swoich brutalnie zamordowanych ofiar. Hodowano tam okropne kreatury, mutowano potwory. Mówią, że potwory te zostały w Obozie i będą go strzec do upadłego… – przerwał mu śmiech rozmówcy.
– Spokojnie, chłopcze. Daję ci moje błogosławieństwo.
Początkowo Benjamin nic nie poczuł, lecz już po chwili jego siły zostały zregenerowane. Poczuł się silniejszy, doskonalszy. Spojrzał na swoje ręce i jęknął. Składały się z gliny. Cały przemienił się w gliniany posążek. Poruszył palcami. Czuł się w dalszym ciągu świetnie. Nie wiedział, co się stało, ale wiedział, że musi biec. Ruszył przed siebie. Wydawało mu się, że leci samolotem. Niemal nie odczuwał kontaktu swoich stóp z podłożem. Przerażony uświadomił sobie, że jego serce nie bije. Mało tego, nie miał żadnych narządów, zatem się nie męczył. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że jest to efekt krótkotrwały.
Jego zmysły także się wyczuliły. Wiedział, dokąd iść, aby dotrzeć do Ethana Nakamury.
Dotarł na miejsce już po pięciu minutach. Grupa ośmiu herosów rozglądając się nerwowo wokół. Wszędzie latały strzały Łowczyń. Próbowali odnaleźć kierunek, z którego padały, ale było to nadzwyczaj trudne – Łowczynie się przemieszczały. Otoczyły ich. Nie mieli zbyt dużych szans. Padł jeden z herosów. Następny. Dopiero, gdy trzech jego towarzyszy leżało przebitych strzałami, Benjamin ocknął się. Zmienił się z powrotem w człowieka i pobiegł do walki. Stał z boku, więc szybko zlokalizował jedną z Łowczyń i podbiegł do niej od tyłu. Ne wahając się wbił jej ostrze w plecy krzycząc:
– Kronos każe, wojownik robi, armia wygrywa! – krzyknął, niczym dobrze wyszkolony spartiata. Nie oszukujmy się – na tej zasadzie powstał Obóz. Miał wyszkolić potężnych wojowników.
– Kronos każe, wojownik robi, armia wygrywa! – odkrzyknęło kilku innych wojowników. Podniosło im to morale. Wspólnie ruszyli ku innym Łowczyniom. Jeden z nich padł, ale pozostała piątka herosów ustawiło się w kółko chroniąc tarczami i biegnąc w kierunku rywali. Szło im świetnie, póki jeden z herosów nie dostał w kostkę, przewrócił się i w konsekwencji zepsuł szyk. Dwie następne strzały poszybowały w ich kierunku zabijając kolejnego herosa. Po chwili Ben zorientował się, że został tylko on i Ethan. Czarnowłosa Łowczyni wystrzeliła strzałę. Ben pożegnał się już z życiem, kiedy wokół nich pojawiła się wielka osłona. Było w niej ciemno, herosi nic nie widzieli. Chłopiec dotknął nieświadomie jej ściany palcami.
„Glina” – pomyślał.
– Kim jesteś? – spytał Ethan. Nie widział, z kim był w środku.
– Benjamin Naile, zastępca dowódcy Boskiego Domku numer trzy – odpowiedział, jakby mówił to tysiące razy.
– Wiesz coś o tym? – spytał szybko Ethan mówiąc o osłonie.
– To glina. Jeszcze kilka minut temu sam byłem z…
W tym momencie gliniana przykrywa zniknęła, a przed nimi pojawił się mężczyzna o dobrej budowie.
– Prometeusz – powiedział Nakamura.
– Owszem, owszem. Gotowi do drogi? Wezwałem Silenę – pokazał na jasnowłosą postać stojącą za nim.
– Hej – przywitała się.
– Do jakiej drogi, o co chodzi? – spytał ostro Ethan.
– Och, czy tylko mi Prometeusz powiedział o celu wyprawy? – spytała Beauregard z uśmiechem.
Błędów nie znalazłam, bo nie szukałam. Opowiadanie jest ciekawe. W moim opku też opisuję obóz i muszę przyznać, żę tobie to wyszło bardzo zwięźle i akcja toczy się bardzo dynamicznie, co umila czytanie i się nie nudzę. Bardzo dobrze oddajesz charaktery bohaterów. Mi się podoba 😀 czekam na ciąg dalszy
jedna tylko uwaga: gdy Ben przebił Febe to ona nie mogła „zmarnąć” tylko zginąć, paść trupem. „Zmarła” nie jest odpowiednim słowem dla ofiary mordu. To tylko tyle jeśli chodzi o uwagi.
Wciąga jak czarna dziura, styl jest ciekawy, nie nużący.
Aha i kto jest boskim rodzicem Bena?
Jest napisane, że mieszka w domku dla nieokreślonych i jest nieokreślony.
ale w kolejnych częściach będzie powiedziane kto jest jego rodzicem, nie?
Nie wiem. Nie planuję zazwyczaj większości wątków, tylko same wychodzą. Mam dwie opcje: albo nie zdradzać tego i uznać, że jest synem np. Aresa lub Hermesa, albo… No właśnie, mam pewien plan, ale nie wiem, czy go zrealizuję. Póki co przyjmijmy, że jest to przeciętny, nieokreślony. Jeśli postanowię to napisać, to raczej będzie to trochę później.
Booskie… masz genialne. Y styl. .
Bez zbędnych określeń: 😀
To opko = gigantyczny zaciesz na mojej twarzy! 😉