Kolejną część ”Ciemnoty totalnej” chciałabym zadedykować Wenus1999 i Annabeth2000.
Udławcie się tą karykaturą opowiadania!
Pozdrawiam.
Olishia
From the top to the bottom
(Bottom to top I stop)
At the core I’ve forgotten
(In the middle of my thoughts)
Taken far from my safety
(The picture is there)
The memory won’t escape me
(But why should I care)
(Bottom to top I stop)
At the core I’ve forgotten
(In the middle of my thoughts)
Taken far from my safety
(The picture is there)
The memory won’t escape me
(But why should I care)
Linkin Park- Forgotten
-Nareszcie was znaleźliśmy!- ucieszyła się dziewczyna o blond włosach przeplecionych kwiatami- Myślałam już, że zawaliliśmy misję!
Gadała jak najęta: a o tym,że Chejron nie podał im wyczerpujących danych, że pegazy (tak,pegazy) w trakcie lotu wpadły na helikopter oraz o tym, że ta druga dziewczyna, Victorie, zleciała nad mostem Brooklińskim z konia. W głowie huczało mi od nadmiaru informacji. No do diabła, kto widział kiedyś latającego rumaka?! Nie dałam rady w to uwierzyć, chociaż po bitwie z naszą przemiłą Babcią-Gadziną, musiałam stwierdzić że takie rzeczy istnieją.
Potwory istnieją.
Istnieją pegazy.
I centaury.
-Katie, daj im spokój!- uśmiechną się do mnie chłopak. Od razu go polubiłam. Podobały mi się jego czarne, zwichrzone włosy i oczy o barwie morza.
A ja uwielbiałam morze.
-Mam na imię Percy Jackson.
Potem przedstawił również swoje koleżanki: Katie Gardner i Victorie Smith.
Eddie z szelmowskim wyrazem twarzy podszedł do nich i całując każdą w dłoń, oświadczył:
-Jestem Edward,ale dla was Eddie.Bardzo mi miło!
Dziewczyny rozchichotały się. Był to naprawdę dziwaczny widok:
Mały, najwyżej trzynastoletni chłopak podlizywał się dwóm o wiele starszym od niego pannom.
Udało mi się wybuchnąć śmiechem jedynie w duchu.
-Eddie,mam nadzieję że ty i twój przyjaciel nie doznaliście żadnych obrażeń.-oświadczyła Victorie z troską.
Zaraz, zaraz, przyjaciel?!
Skamieniałam,na co Meduza by się ucieszyła.
-Jestem dziewczyną!- wycedziłam przez zęby.
Nie cierpiałam kiedy mylono moją płeć. Często się to zdarzało.
-Och.-Victorie wyglądała na skruszoną-Przepraszam,ja…ja nie chciałam!
Dziewczyna zerknęła z niepokojem na Pery’ego.
Czy mi się zdawało, czy w jego oczach dostrzegłam cień zdziwienia?
Może była to tylko gra światła?
-Victorie miała na myśli to, że Chejron poinformował nas o dwóch HEROSACH. Nie o herosie i herosce.
Przeniósł wzrok na Eddiego.
-Mark,on,on…-zaczął wyjaśniać mój przyjaciel- My wędrowaliśmy razem. Napadła na nas chydra i…
Wybuchnął płaczem.
Postanowiłam, że go pocieszę.Nieśmiałym krokiem ruszyłam w jego stronę, i objęłam go ręką.
Stracić przyjaciela- to boli.
Ale widzieć jego śmierć…
-No cóż- pośpiesznie zakończyła temat Katie – W takim razie,jak się nazywasz?
To było do mnie.
-Alicja.-odpowiedziałam.
Alicjo, Edwardzie – oświadczył Percy z poważną miną – Zabierzemy was do Obozu Herosów.Zgadzacie się?
Pokiwaliśmy z godnie głowami.
-Nauczymy was jak radzić sobie z potworami. Przeżyć. To jedyne bezpieczne miejsce, dla takich jak wy.
-Znaczy się jakich?- spytałam podejrzliwie.
Niedorozwiniętych umysłowo? Nadpobudliwych? A może po prostu to psychiatryk, w którym zamykają osoby z halucynacjami?
Victorie westchnęła głęboko.
-Alicjo posłuchaj.- spojrzała mi prosto w oczy.-Jedno z twoich rodziców jest bogiem.Greckim.
Było to na tyle nieprawdopodobne że wierzyłam.
W duchu poczułam ulgę.
-Twój przyjaciel chyba wie o co mi chodzi-Victorie posłała Eddiemu spojrzenie z ukosa.
Kiwnął głową.
Łzy wciąż spływały mu po policzkach.
-Musisz udać się do obozu.-kontynuowała-To twoja jedyna szansa na przeżycie.
Wydawało mi się, że jej oczy przewiercają moją duszę na wylot.
Przytaknęłam.
-Doskonale!-ucieszył się Percy.
Zwrócił się do Eddie’go.
-A ty zabójco Meduzy, przestań się mazać do kroćset i wskakuj na pegaza!-mrugnął do niego i dodał -Edwardzie, czasami warto jest popłakać.
Fakt.
Czasami warto.
***
Niepewnie usadowiłam się na pegazie. Dobra, powiem szczerze- okropnie bałam się tej podróży. Wcześniej nigdy nie korzystałam z samolotu.
Skrzydlaty koń- najgorsze lęki.
Miałam lecieć razem z Percym na pegazie Mrocznym. Eddie i Victorie dobyli Chmurki a Katie
osiodłała Rogala.
-Wio! -krzyknęła Victorie. Ona i Eddie poszybowali ku niebu. Eddie chyba też się stresował, lecz zdążył na odchodnym posłać mi szyderczy uśmiech.
Katie również uniosła się w powietrze i pognała za Chmurką.
-Gotowa?- zwrócił się do mnie Percy. ”Nie, nie gotowa” pomyślałam, jednak skinęłam głową starając się opanować.
Wystartowaliśmy.
Zacisnęłam ręce na ramionach Percy’ego, zamknęłam powieki i starałam się wyciszyć.
-Spokój, spokój , spokój- powtarzałam gorączkowo w duchu.
Nie dałam rady.
Otworzyłam oczy.
Percy odwrócił do mnie twarz i roześmiał się szczerze.
Mroczny zarżał z oburzeniem.
-Twierdzi, że wątpisz w jego umiejętności.-przetłumaczył mi,po czym dodał- Udawaj, że podziwiasz jego kunszt lotniczy, bo inaczej się obrazi.
Nie musiałam udawać. Dokoła mnie rozciągały się puszyste chmury. Dokoła nas leciały ptaki,które z pewnością zastanawiały się co ci dziwni przybysze robią w ich królestwie.
Pokochałam latanie.
-Percy- zaczęłam- Jak to się dzieje, że potrafisz rozmawiać z końmi?
Spojrzał na mnie przelotnie.
-Moim ojcem jest Posejdon.- wyjaśnił cierpliwie – On stworzył konie.
-Widziałeś go kiedyś?- zapytałam.
-Wiele razy.
Zamyśliłam się.
-Jak myślisz, kto jest moim rodzicem?-wypaliłam w końcu-Tym boskim,nie śmiertelnym.
Obrzucił mnie taksującym spojrzeniem.
-Może być to Nyx, Selene, skoro twierdzisz że panujesz nad ciemnością- zastanowił się- Ewentualnie Ereb, ale…Spójrz, zbliżamy do Obozu!
Z góry widziałam delikatny zarys naszego celu. Mimo iż Percy mówił prawdę, czułam że coś przede mną ukrywa. Jakby się bał.
Znów zamknęłam oczy, bo poczułam że dzieje się ze mną coś dziwnego. Coś złego.
Przestałam zwracać uwagę na otaczającą mnie rzeczywistość, szum wiatru i zaniepokojony głos Percy’ego.
Mimowolnie pogrążyłam się w swoim umyśle i odpłynęłam.
Znajduję się w dużym, przestronnym pomieszczeniu, mającym w sobie coś z salonu, ale i z laboratorium. Przez przeszklony balkon zajmujący całą ścianę wślizgują się do środka promienie słońca. Jednak na stolikach dokoła mnie porozstawiane są najróżniejsze próbówki wypełnione tysiącami najrozmaitszych płynów. Na olbrzymiej pufie znajduje się palnik spirytusowy. Rozglądając się przypadkowo spoglądam na swoje dłonie. Zaraz, zaraz, gdzie się podział blady kolor mojej skóry? Gdzie moje nierówne paznokcie?
Przeglądam się w jednej z pustych fiolek stojących w pobliżu mnie, i omal nie mdleję.
W szkle widzę odbicie małej, najwyżej dziewięcioletniej dziewczynki. Ma ona długie, jedwabiste czarne włosy, piwne oczy i rumiane policzki.
Czyżbym to była ja?
Czy to tylko sen?
Szczypię się w rękę. Auć. Jednak nie śnię.
Zza pleców słyszę hałas. Odwracam się i widzę wysokiego mężczyznę bezszelestnie wkraczającego do pokoju.Zajmuje on miejsce naprzeciwko mnie.
Dziwne. Wydaje mi się, że dobrze go znam. Tak jakby był to ktoś dla mnie bliski.
-Witaj Mirabelle- zwraca się do mnie cichym głosem, tak aksamitnym jak zasłony na oknie- Jak idzie nauka francuskiego?
-C’est au poil*- odpowiadam równie miłym dla ucha głosem.
Skąd ja znam francuski? I czemu ten facet zwraca się do mnie per Mirabelle?
I nagle do mnie dociera. Jestem w ciele tej dziewczyny. Zastanawiam się jaka siła mogłaby doprowadzić do zamiany dusz.
A co jeśli Mirabelle jest na moim miejscu? Jak to odkręcić?
-Moja mała- mówi mężczyzna- Jak wiesz za niedługo będziesz musiała stąd wyjechać.
Kiwam głową.
– Obczyzna będzie dla ciebie jedynym bezpiecznym miejscem- ciągnie dalej- Próbowałem porozumieć się z twoją matką, jednak ona nie wykazała zainteresowania twoją osobą. Tak czy owak, najpierw musimy cię… uleczyć. Przygotuję eliksir.
-Ojcze!- protestuję i w brew własnej woli nazywam tego mężczyznę tatą- Po aferze ze słoniem i zebrą obiecałeś, że przestaniesz zajmować się magią!
-Czary to ostatnie koło ratunkowe w twoim wypadku- denerwuje się facio- Musisz mi zaufać! Tylko w ten sposób będziesz mogła znów stanąć na nogach.
Milknę i po raz pierwszy odkąd znalazłam się w tym śnie na jawie przenoszę wzrok na swoje kolana. Orientuję się, że coś co do tej pory wydawało mi się fotelem jest w rzeczywistości wózkiem inwalidzkim. Robi mi się wstyd. Biedna Mirabelle. Biedna ja.
Mężczyzna wstaje i miesza ze sobą różne substancje w małej miednicy po czym stawia misę z eliksirem na palniku.
-Prawie gotowe- uśmiecha się do mnie po chwil. Odwraca się, podchodzi do wielkiego, drewnianego kredensu i wyjmuje z niego metalowy pojemnik.
Czuję, że coś jest nie w porządku. Ojciec odkręca nakrywkę i wsypuje zawartość puszki do mikstury.
-Nie!- krzyczę. Coś z pewnością jest nie tak.
Mężczyzna spogląda na mnie ze zdziwieniem, przenosi wzrok na wywar i uśmiech spełza z jego twarzy.
-Mira…-zaczyna.
W ułamku sekundy eliksir dokonuje erupcji.
Siła eksplozji wywraca mnie do tyłu. Pomieszczenie staje w płomieniach. Fiolki z płynami kolejno wybuchają a gęsty,biały dym zasnuwa cały pokój.
Mimo to doskonale widzę mężczyznę kulącego się pod płonącym ubraniem. Rzuca mi pełne bólu ale i srogości spojrzenie.
-Uciekaj!- mówi słabym głosem.
Mam ochotę protestować.
W tym momencie ogromna szafa z książkami wywraca się a wraz z nią kredens ze składnikami eliksirów i półka.
Wszystko to spada w prost na mojego tatę. Słyszę łoskot wstrząsający całym domem.
-Ojcze!- zdążam jeszcze wrzasnąć przeraźliwie. Wiem jednak że to koniec.
On nie żyje.
A ja spadam.
Otworzyłam oczy i rozpoznałam, że znów jestem sobą, Alicją.
Kłopot w tym iż naprawdę spadałam, z wysokości stu metrów.
Słyszałam Percy’ego, Eddie’go, Victorie i Katie wołających moje imię.
-Wysoko- pomyślałam tępo.
I to ostatnia rzecz która przeleciała mi przez umysł przed upadkiem.
Z prędkością około dwustu kilometrów na godzinę, zderzyłam się z ziemią.
* C’est au poil- (franc.) doskonale
To było… to było… NIESAMOWITE. O.O I jakim cudem ja mam prawo wysyłać swoje nędzne wypociny, podczas gdy na świecie istnieją takie boskie opowiadania jak TO?! Też chcę tak pisać! Kocham Twój styl! W niektórych miejscach nie mogłam powstrzymać śmiechu, w innych wprost oderwać wzroku od tekstu. Ta wizja… normalnie bomba! A co do jej boskiego rodzica – kurde, nie wiem, może Hekate? O.o Nie wiem, mówię! xD Tylko jedna uwaga: Hydra, nie „CHydra”! 😉 A tak na serio – kocham to opko. Jak już mówiłam, masz nieziemski styl. CD mam mi się pojawić MIGIEM!!!
*ma
Olishia jesteś utalentowana, wszechstronnie! I pisarsko, i poetycko i malarsko!
GE-NIA-LNE opko!
Bije pokłony twojej twórczości. Napisz cd szybciej niż olimpijczyk biega sześćdziesiątkę. 😀
Wykop powtórzenia, bo zacznę wybijać dziury w ekranie!!!
„DOOKOŁA mnie rozciągały się puszyste chmury. DOOKOŁA nas leciały ptaki”= [walenie łbem w ścianę z płyty GK]
Mam wrażenie, że nie ma co wysyłać tu swych wypocin, skoro inni pisarze mają taki talent…
dzięki za dedykę. 😀