Luke siedzi nade mną i patrzy na mnie z rozpaczą. On zawsze wiedział wszystko, tym razem też.
-Ty podły oszuście! Mówiłeś, że nie wiesz kto jest moim ojcem! A ja jak jakaś idiotka ci wierzyłam! – wstaję, co wywołuje u mnie ból, ale nie zatrzymuje mnie. Widok krwi wywołuje u mnie siłę. Przez niego krwawię i teraz właśnie za to oberwie.
Z początku przyglądam mu się, aby utwierdzić się w fakcie, że jest teraz w swoim ciele. Chwytam krzesło, a następnie rzucam nim prosto w głowę chłopaka. Wciskam guzik na zatyczce i sierp wyrasta w mojej dłoni. Jeż mam uciąć mu ten durny łeb, gdy ktoś puka i wchodzi. Max wygląda już znacznie lepiej, choć przy naszym ostatnim spotkaniu porządnie oberwał. Wciąż trzymam broń, ale widok chłopaka uspokaja mnie na tyle, że jestem w stanie przełożyć zabicie Luka na jakieś dziesięć, może dwadzieścia minut.
-Hej. – mówię. – Wyglądasz już lepiej.
-Dzięki. – odpowiada. Widać, że nie chce podchodzić bliżej. Nie mam mu tego za złe. Ostatnie wydarzenia wytworzyły między nami straszliwy dystans. – Ty też wyglądasz… – zastanawia się przez moment. – …dobrze. – kończy. Tak mniej więcej wyglądają nasze rozmowy, ale i tak jest osobą, której ufam najbardziej. Kiedyś to był Luke, ale nie nazwę go teraz nikim więcej niż strażnikiem.
-Możemy pogadać. – patrzę prosto w jego oczy i niemal zauważam barierę między nami. Ale on powinien wiedzieć. Zamieniam sierp w zawieszkę i podchodzę bliżej. – Proszę. – Luke kręci głową, ale mnie to nie interesuje. Muszę ostrzec Maxa przed niebezpieczeństwem jakie stanowię. – Luke pójdziesz tam skąd przyszedłeś i nie wrócisz w najbliższym czasie, ok?
-Tylkopotemnieżałujtegocozarazzrobisz.–spoglądanaMaxazodrazą.Cosięmiędzynimikiedyśstało?Dowiemsię,alenaraziejestemwinnakomuśwyjaśnienia.WychodzęprzedsynemApolla.
***
Świeże powietrze jest wspaniałe. Całą drogę przemilczeliśmy, ale teraz już muszę powiedzieć. Upewniam się czy nikogo nie ma. Wszyscy śpią oprócz Dori, która trzyma stery, co daje nam jakieś pół godziny na rozmowę.
-Więc. – zaczyna Max. – O co chodzi?
-No więc. – nie wiem od czego zacząć. – Zacznę od początku. – on potakuje. – Tydzień temu ja i Thaline miałyśmy wypadek z Karkinosem, ale o tym pewnie już wiesz.
-Thaline jeszcze nie wydobrzała. – mówi. – Wyłączyła się kompletnie.
-Szkoda mi jej. Ona chyba boi się skorupiaków. – syn Apolla kiwa głową.
-Kiedyś miała mały wypadek z krabem, którego miała zjeść. – na jego ustach pojawia się uśmiech. – Tak jakby ożył jej na talerzu. Od tamtej pory kiedy widzi skorupiaki wieje tak szybko, że trudno ją zauważyć.
-A skąd ona miała Karkinosa? – pytam i kompletnie uciekam przy tym od tematu.
-Jej ojciec kiedy dowiedział się o jej strachu dał jej prezent. – domyślam się reszty, ale i tak słucham. – Dostała małą fiolką z proszkiem. W środku był kompletnie zależny od niej Karkinos. Słuchał wszystkiego co mówiła, dopóki nie wyczuł jej strachu. Wtedy się zbuntował.
-Tostraszne.–stwierdzam.–Żetakwłasnyojciec?–teraznagleczujęcośmiwpadadogłowy.Czymójojciecgdybyznałmojestrachy,zrobiłbymicośtakiego?Napewno.Jestemteżprawiepewna,żeonjeznatylkoczekanamoment,wktórymbędziemógłjewykorzystać.PrzecieżsiedziałwgłowieLuka,ajamumówiłamowszystkim.Jakajabyłamkiedyśgłupia.
-Dobra może dokończysz to co miałaś mi powiedzieć? – siedzę i patrzę się w przestrzeń.
-No więc ja do tej walki wykorzystałam…
-Wszyscy pod pokład! – krzyczy Dori. – Szybko!
Nie wiemy o co chodzi, ale i tak wykonujemy polecenie. Teraz wiem o co chodzi. Gigantyczna rybka Nemo postanowiła nas pożreć. Brzmi idiotycznie? No jasne, ale co ja poradzę, że to coś to Nemo w wersji XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXL? Obok pojawia się jego przyjaciel Dory też miliard razy większy niż powinien być. Sytuacja śmieszna i straszna. Nie wiem czy się śmiać, czy płakać.
-CzemuatakujenasNemoiDory?–pytamcobrzmiżałośnieidziecinnie.Kiedyśzatakiespotkanieoddałabymwszystko.Terazchcęuciec.
-ToKetosAithiopios i Ketos Troias. Jeden z Etiopii, drugi z Troi. – tłumaczy Max. – Muszę iść do Dori, sama sobie nie poradzi. Czekaj tutaj, ok? – czuję, że to nie jest pytanie.
-Czemu ja nie mogę walczyć z żadnym potworem? – pytam wkurzona. Zawsze jak jest coś co może być ciekawe ja muszę być zamknięta pod pokładem.
-Nie przeszłaś ani jednego treningu. Nie poradzisz sobie. – słyszę jak kłamie, ale przytakuje jakbym w to wierzyła. Tak czy inaczej tym razem mnie nie zamkną. Tym razem pokażę do czego jestem zdolna.
– Idź już. – uśmiecham się. – Weź autografy od Nemo i Dory.
-Ok. – biegnie po drabince i znika.
Kręcę się w kółko przez jakieś pół minuty. Dopiero po tym czasie dotykam szczebli i podciągam się powoli na górę. Mam już otworzyć klapę, ale się zatrzymuje. Mam do wyboru dwa rodzaje pomocy. Albo morderczyni, której mogę nie opanować i która jest powiązana z Kronosem, albo Luke, którego nienawidzę. Nie jestem egoistką. No ta prawdziwa ja nie jest. Biorę oddech i w myślach wypowiadam jego imię. Pojawia się niemal od razu. Uśmiecha się szeroko i macha mieczem. Nie jest to Szerszeń, tylko zwykła broń. Naciskam guzik na mojej zawieszce. Gdy widzę sierp wzdrygam się, ale nie mogę się poddać.
-Chodźmypoćwiartowaćterybki.–mówiLuke.Trochęmiprzykro,żemuszępoćwiartowaćmoichprzyjaciółzdzieciństwa,aleniemamwyboru.
Otwieramklapęiuderzawemniestrasznieporywistywiatr,przezktórytracęrównowagęiprzewracamsięnaposadzkę.Niedobrypoczątek.Lukewyciągarękę,abymipomóc,którejnieprzyjmuję.Itomójpierwszybłąd.Wiatrtrzaskamnąobarierkę.Wpadamdolodowatejwody,prostodopotworów.
Umiem pływać, ale nie wtedy gdy dwie duże ryby ciągną mnie na dno. Szarpię się, ale jestem za mała i słaba dla mutantów. Staram się nabrać jak najwięcej powietrza. Zanurzam się w wodzie. Nawet nie powstrzymuję Ketosów. Niech mnie porwą. Zależy im tylko na mnie, jeśli mnie zabiorą zostawią przyjaciół.
Niepotrzebnie wzywałam Luka. Wiem, że nie wskoczy do wody. Nie może, gdyż wtedy wróci do Hadesu.
Czarne, fioletowe, żółte i niebieskie plamy atakują moje oczy. Ciśnienie wypycha powietrze z moich ust. Została mi jakaś minuta, nie więcej.
Całe moje dzieciństwo przelatuje mi przed oczami. Orientuję się, że moje życie nie było szczęśliwe. Co roku tak jakby odradzałam się na nowo. Ciągłe zmiany. Ciągłe problemy. Śmierć wisząca nad każdym pomieszczeniem, do którego wchodzę.
Nabieram wody do płuc.
Kolejnewspomnienia.Siedzęsamaprzedpłonącymdomem,zmaskątlenowąnatwarzy.Świerzytlennapływadomojegogardła.Cozaironia.Terazmamtylkowodę.Niemamtlenu,którymdałabymradęoddychać.
Potwory płyną wciąż w dół. Czuję to. Przynajmniej coś jeszcze czuję.
Następnymoment.StojęnaszczycieWillis Tower, podziwiam widoki z góry i krzyczę do jakiegoś goście, że nie mam zamiaru schodzić. Szykuję się do skoku. Był to jeden z tych dni, w którym za kimś tęskniłam, nie mogłam pogodzić się ze stratą przyjaciółki. Miałam czternaście lat. Teraz zamiast dotykać chmur opadam na dno.
Wszystkie części mojego ciała pieką. Uczucie miażdżenia przytłacza mnie.
Widzę siebie siedzącą za szkołą i czekającą na znajomych. Uśmiecham się, macham do nich jednak oni mnie nie widzą. Podbiegam bliżej i próbuję się odezwać, ale nie mogę mówić. Patrzę na nich jak się śmieją, przy mnie nigdy tacy nie byli. Teraz są szczęśliwi.
Mija mnie jeden z tych dni, które powtarzały się co roku. Moi opiekunowie byli wtedy już nieżywi. Niedługo znów miałam poznać nową rodzinę i udawać, że wszystko jest dobrze. Bolało mnie to. Już wtedy wiedziałam, że nie mam szans na zwykłą rodzinę i przyjaciół. Schowałam się pod kocem, który ogrzewał moje skostniałe ciało. Mimo wszystko jednak drżałam. Łzy płynęły szybko, były słone. Mój dom, stary dom był przypisany siostrze opiekunki, która mnie nienawidziła. Jutro miałam opuścić ten budynek i pójść do innej rodzinki zastępczej. Mojej ostatniej rodziny zastępczej.
Nie wiem czemu jeszcze żyję skoro nie oddycham przez długi czas. A może wcale nie długi? Nie wiem.
Widzę. Znowu mogę zobaczyć świat. Dwa wyrazy napisane po grecku to pierwszy obraz, który zauważam. Nie rozumiem go. Nemo i Dory wprowadzają mnie przez bramy, za którą mimo wody mogę oddychać. Podziwiam piękno podwodnego świata. Jeśli tak wygląda Atlantyda to nie dziwię się, że chce zostać nieodkryta. Człowiek by to zniszczył. Oddycham głęboko. Wdech i wydech. Wrota zamku otwierają się. Dwaj strażnicy odciągają mnie od ryb. Są przystojni i tajemniczy. Prowadzą mnie przed siebie. Nie wiem dokąd, ale i tak idę. Jasną poświatę zastępuje znowu ciemność.
***
Budzę się. Czuję ból przeszywający żebra. Kulę się na podłodze, która jest strasznie zimna. Tu nie ma wody. Podchodzę do krat i spoglądam przez nie na strażnika. Jestem uwięziona. Jestem w pułapce.
-Pomocy! – krzyczę. – Pomóżcie mi! Błagam.
Czuję uderzenie bólu. To nie jest żadne ostrze, czy uderzenie. To po prostu straszliwy ból, który we mnie uderza ze straszliwą siłą. Coś w stylu fali prądu.
To już koniec.
Moja bezwładna głowa uderza o posadzkę.
BARDZO FAJNE :).
RATUNKU!!! Coś się chrzani ze spacją i się czytać normalnie nie da!!! LITOŚCI DLA MOICH BIEDNYCH OCZU!!!
„ŚWIERZY”?! Mam Ci łeb urwać! Tak piękne opko musiałam przez 20 min czytać z lupą przy monitorze, a nadal bolą mnie oczy Świetne jak zawsze… Kiedy CD? 😀 I dlaczego w TAKIM MOMENCIE musiały ich zaatakować? Boginka być zniecierpliwiona mimo czerwonych ze zmęczenia gał 😀
Czy ty kłóciłaś się ze swoją spacją? Bo tak to wygląda.
Ale z ta treść sprawia, że wybaczę ci wszystko! Tylko, błagam, na kolanach, bijąc pokłony niczym uniżony sługa Faraona, NIE KOŃCZ W TAKICH MOMENTACH!!!! Pisz szybko cd, proszę! 😀